- Wasz to jest chyba rynsztok w tym mieście. Tak mówią ludzie. - skwitowałem sięgając jednocześnie po swój kostur. Zawsze to bezpieczniej bronić się prawie dwumetrowym kawałkiem drewna. Na ich reakcję w wypadku takowego ruchu długo czekać nie musiałem szybko załapali, że to koniec pogawędki i ruszyli w moją stronę. Splunąłem tylko na ziemię, poprawiłem chwyt na rękojeści i poprawiłem postawę. Wiedziałem, że walka kosturem to nie będzie rozwiązanie długoterminowe. Gdy tylko pierwszy z nich zbliżył się na odpowiednią odległość zamachnąłem się i uderzyłem z całej siły, kierując kostur, poziomo w okolice jego żeber. Taki cios musiał odbić się na jego zdrowiu. Wybity z rytmu przeciwnik pochylił się nieomal tracąc równowagę, po czym ja nie tracąc czasu uderzyłem raz jeszcze od dołu, celując w jego głowę. Drugi z bandziorów zbliżał się niebezpiecznie, trochę chyba wystraszony machaniem badylem. Ja odłożyłem kostur na plecy i chwyciłem za sztylet. Był to dobry wybór, bowiem on także wyciągnął swój. Zdążyłem tylko sparować jego uderzenie zza głowy. Chciał chyba ciąć w moje ramię. Poprowadziłem rękę w lewy bok, odsłaniając nieco przeciwnika. Po czym ciąłem poziomo w prawą stronę, mierząc klatkę bandyty. Krew wylała się z rozcięcia, rana może i nie byłą głęboka, aczkolwiek musiała sprawić porządny ból. Odskoczyłem na chwilę by rozejrzeć się w okół.
//: Dawno nie grałem i nie wiem w sumie jaka jest pora dnia, bo w dzień chyba mam karę do finiszerów, więc nie chciałem szarżować. To nie moja stara postać..