Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Wątek zaczęty przez: Adaś w 21 Grudzień 2014, 18:55:51
-
Nazwa wyprawy: Boski ÂŻigolo na Zuesh
Prowadzący wyprawę: Aragorn/Melkior
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: Fabularna obecność na Zuesh
Uczestnicy wyprawy: Adaś
Po spędzonej nocy, poranku oraz przedpołudniu w końcu opuściłem ten jakże piękny przybytek, którym był owy burdel. Postanowiłem trochę zwiedzić miasto, a dokładniej port. Tak więc ruszyłem w losowym kierunku, losową uliczką na spotkanie przeznaczenia mając nadzieję na spotkanie kogoś ciekawego...
-
Jednakże wpierw poczułeś lekki głód. Wszak od zejścia z pokładu Perły nic nie jadłeś.
-
Spacerując tak ulicami, nagle w moje nozdrza uderzyła woń gotowanych posiłków. Była on tak mocna, że żołądek od razu mi przypomniał że dawno nic nie jadłem. Głód dawał się tak we znaki, że od razu skierowałem swoje kroki do najbliższej karczmy. Nie czekając wszedłem od razu do środka, zbliżyłem się do szynku i powiedziałem w kierunku gospodarza:
-Dajcie mi coś do jedzenia, najlepiej dwie porcje i żeby było to smażone. A do tego najlepsze piwo jakie macie.
-
- O człowiek! A to nie odpłynęliście wczoraj wieczorem? - spytał wielgachny kot z bliznami i skinął do kucharki, zaś tobie podał miejscowe piwo.
-
-Argumenty waszego burdelu mnie ostatecznie przekonały na przedłużenie pobytu tutaj.-Powiedziałem ładnie się uśmiechając, po czym pociągnąłem solidny łyk piwa.
-Są tu jakieś ciekawe miejsca warte zobaczenia?
-
- Kasyna, stare miasto, świątynia i siedziba Izby Handlowej. Przed wojną poleciłbym ci odwiedzenie dziewcząt z "Mysiej Norki" z Bisory. To co potrafiły tamtejsze dziewczyny jest nie do opisana.
Kelnerka przyniosła ci jakąś rybę.
-
Powoli zacząłem konsumować swoją rybkę, która nawet nie była zła
-A czemu już nie polecasz? Wiesz jestem nietutejszy to nie znam zbytnio waszej historii.
-
<facepalm>- Mój błąd. Bisora to ruina po tym jak zdobyły ją demony. I tylko taktyka Szablastozębnego i Vashira nas wtedy ocaliła. Ten pierwszy w sumie zrobił więcej ale to Vashirowi przysługuje status bohatera za uratowanie Kenin... polityka.
-
-Chętnie usłyszałbym te opowieść.-Powiedziałem machając resztkami kręgosłupa rybki
-
- Odłamek asteroidy spadł w rejonie wulkanu Aralak, góry stłumiły wstrząs i falę uderzeniową, wysłaliśmy tam wojsko i ekipę badawczą. Nie wrócili. 4 dni później w jednym z miast pojawił się ledwo żywy wojak, jego nosorożec wiedziony instynktem po prostu w pore uciekł. Wojak opowiadał o demonach. Tydzień później broniliśmy już przepraw na Kreq przed chordami demonicznej kurwy... gdy ostatni uchodźcy przebyli przeszli ostatni most wtedy go spaliliśmy. Ale... wtedy też Aralak się obudził, plunął ogniem a z nieba spadły skały zamieniając te tereny praktycznie w pustynię. 8 lat ich trzymaliśmy za rzeką, owszem przedzierały się. Ale wtedy nie było mgły i mogliśmy ściągać zapasy z Ilusmiru, a nawet garstkę najemników. Ale 9 II Ery wszystko pieprzło. Mgła nas odcieła, demoniczna kurwa i jej horda w końcu znalazła bród który w porze suchej można przejść będąc najwyżej po pas w wodzie... rozpoczęła się bitwa o Bisore. Szablozębny jakimś cudem przerwał pierścień oblężenia i wyprowadził tysiące naszych, omal samemu nie ginąc ze swoimi ludźmi. Bisora upadła, potem twierdza Bresht, Gharind... A kiedy wraz z ostatnią twierdzą upadła dynastia Oja na kraj padł blady strach. Wszyscy wiedzieli że stolica nie wytrzyma długiego oblężenia, w dodatku mgła uniemożliwiała ewakuację drogą morską. Wtedy też charyzmatyczny generał Vashir zebrał resztki kunańskiej armii i wraz z szamanami poprowadził ich do szaleńczego, wręcz samobójczego kontrnatarcia na część armii demonów idącej na Kenin. Te lekceważąc siłę i determinację kunan zostały niemal pokonane. Zmuszone do odwrotu do Bisory. Po bitwie Vashira okrzyknięto Khalem, władcą wszystkich kunan.
-
-Mhm przyznam że wasza historia jest bardzo ciekawa.-Powiedziałem kończąc w międzyczasie swoje jedzenie i piwo.
-A powiedzcie mi Gospodarzu, skoro wtedy demony zostały pokonane to jak się ma sprawa teraz? Słyszałem że wciąż jest ich pełno na wyspie.
-
- No są, ale coraz rzadziej atakują.
-
-Coraz rzadziej atakują?-Zadałem pytanie, po czym szybko je sprecyzowałem-Czyli zdarzają się ataki w mieście?
-
- Ludzie znikają, od kontrataku Vashira. Bywa że całe rodziny. - mówił szeptem
-
-Mhm ciekawe.-Stwierdziłem bardziej do siebie, niż do gospodarza. W międzyczasie skończyłem już pić więc postanowiłem zadać ostatnie pytanie.-Powiedzcie mi jeszcze jedną rzecz, kogo warto tutaj poznać? Wiecie chodzi mi o najbardziej wpływowe osoby.
-
- Rade, gości z Izby Handlowej, kapłanów no i Szablozębnego i Vashira.
-
-A kto z wymienionych przez ciebie stoi najwyżej? I nie chodzi mi tu o oficjalne wersję, tylko nieoficjalne wiem jak wygląda polityka wielu miast, więc nie wątpię że tu jest podobnie.
-
- Zantesh, przewodniczący Izby Handlowej.
-
-Dziękuje za wszystkie informacje, jakbyście mnie jeszcze pokierowali na te gildię to byłbym wdzięczny.-Powiedziałem, powoli już wstając i szykując się do wyjścia.
-
- Na starym mieście, zauważysz.
-
-Dobra dziękuje, miłego dnia.-Powiedziałem wstając i powoli opuściłem lokal, aby wyjść na śmierdzące rybami uliczki. Postanowiłem teraz obrać sobie za cel budynek, w którym rezydował Zantesh. Tak więc kierując się swoim zmysłem orientacji w terenie, oraz latami doświadczeń w zwiedzaniu miast ruszyłem na poszukiwanie Starego miasta...
-
Dotarłeś. W górnym mieście kunanie zorganizowali i zebrali razem wszystkie ośrodki władzy administracyjnej. W tym właśnie miejscu rezyduje Khal Vashir ze swoją radą. Dzielnica wybrukowana jest białym kamieniem, wszystkie budynki są strzeliste i sięgają nieba. Najszlachetniejsze z rodów Kunan mają tutaj swoje klanowe siedziby, gdzie debatują nad przyszłością swoje ludu i tego, co mogą począć, by odwrócić degradację ich rasy. Główna miejska strażnica znajduje się w najwyższej wieży kompleksu miejskiego, z której roztacza się piękny widok na wyspę. Ty szukałeś siedziby Gildii. Oczywiście wszyscy Ci się przyglądali.
-
Znalazłem się w głównej części miasta, szczerze nie wiedziałem co dalej miałem czynić a dokładnie gdzie mam iść. Tak więc podszedłem do jednej z ładniejszych Kotek i spytałem:
-Przepraszam, szukam budynku gdzie rezyduje niejaki Zantesh. Wie może Pani gdzie to jest?
-
- O tam. - Pokazała ci łapką największy i najładniejszy budynek w okolicy.
-
-Dziękuje.-Powiedziałem, po czym ruszyłem w kierunku wskazanego budynku. Nim doszedłem do drzwi, żałowałem że nie mam jakiegoś ziółka, albo jakiejś kocimiętki którą mógłbym się odwdzięczyć. No ale cóż, co poradzisz jak nic nie poradzisz?
Wprawnym ruchem otworzyłem drzwi, po czym wszedłem do środka. Szybko rzuciłem pobieżnie okiem, po czym skierowałem się do dowolnego Kotka i spytałem:
-Gdzie znajdę Zantesha?
-
- Bogowie ci sprzyjają, to ja. - odpowiedział uprzejmie bogato ubrany kot - Zantesh Mash'aur Intesh. Przewodniczący Izby Handlowej Królestwa Zuesh. Czy raczej byłego królestwa...
-
-Adamus Roydil aep Yarpen ibn Thor baron króla Isentora Aquila I, z wyspy Valfden.-Przedstawiłem się podając dłoń na przywitanie, po czym kontynuowałem:
-Faktycznie mam szczęście, porozmawiamy w jakimś ustronnym miejscu.
-
- ÂŻyj długo i dostatnio synu Yarpena, wybacz śmiałość... twym ojcem jest krasnolud? Kunanin gestem zaprosił cię do gabinetu. Gabinetu wartego więcej niż twój dystrykt.
-
-Fiu, fiu!-Gwizdnąłem z podziwem oglądając gabinet, dopiero gdy się napatrzyłem, byłem w stanie odpowiedzieć na pytanie:
-Nic nie szkodzi. Faktycznie sprawa dość dziwna, ale odpowiedź brzmi tak, moim ojcem jest Krasnolud.-Powiedziałem nie ukrywając prawdy, po czym skomplementowałem:-Muszę przyznać że posiadasz naprawdę ładny gabinet.-Na chwilę przerwałem i spytałem zaglądając na rozmówcę i jego reakcję:-Nie masz mi za złe że mówię do Ciebie, przez Ty?
-
- Nie, nie mam. Proszę, siadaj. Napijesz się czegoś? - spytał uprzejmie - - Co cię skłoniło do pozostania na Zuesh?
-
-Piwa bym poprosił jakbyś miał.-Powiedziałem grzecznie równocześnie siadając na jednym z foteli, po czym odpowiedziałem na pytanie:
-Szczerze? Zasiedziałem się w burdelu i ostatecznie stwierdziłem że zostanę, a nóż może jakieś sojusze zawre, albo inne umowy handlowe.
-
- Piwa nie mam, wybacz. Umowy? Nie bądź śmieszny. Czym mamy handlować niby co?
-
-To jest tylko opcja, do której może ewentualnie dojść a nie musi. Zarówno wasza wyspa ma surowce których my możemy nie mieć i odwrotnie. A po za tym sam przyznasz, że ewentualny handel zawsze jest dobrą podwaliną dla przyszłych sojuszów. No a nikt nie wie co się stanie w przyszłości.-Stwierdziłem już bardziej filozoficznie.
-
- Ja jestem z tych co wiedzą, czy raczej podejrzewają... włączycie nas jako kolejną prowincję, nałożycie podatki i wykradnicie tyle ile sie da...
-
-Mhm ciekawa teoria. Ale z punktu widzenia strategicznego bardziej opłaca nam się sojusz niż wojna z wami. Król Isentor szuka sojuszników na wojnę z Meanebem, więc na pewno mu się nie opłaca tracić tutaj żołnierzy. A zauważ że nie dość że wy będziecie stawiać zacięty opór, to do tego wyspa roi się od demonów. Valfden nie ma na tyle sił aby was sobie podporządkować, a potem ruszyć na kampanie z Meanebem. Z prawie każdego punktu widzenia to się po prostu nie opłaca.-Poczekałem aż chwilę to przemyśli, po czym spytałem-I co dalej uważasz że wasza wyspa jest dla nas ważna? A tak dla twojej ciekawości, na Valfden nie ma podatków, taka bonusowa ciekawostka.
-
- Chwalmy bogów! Z drugiej strony, chcesz mi powiedzieć że Valfden nie może marnować na nas... I wtedy usłyszałeś odgłos tłuczonego szkła, Zantesh padł martwy z bełtem między łopatkami. Ty zaś przez wielkie okno dostrzegłeś malutki kształt na jednym z dachów...
-
-Nosz kurwa mać..-Zerwałem się na równe nogi i szybko przyskoczyłem do okna, aby mieć choć trochę szansy na zobaczenie napastnika. W chwili kiedy znajdowałem się przy oknie zacząłem głośno krzyczeć:
-MEDYKA, DAWAJCIE KURWA MEDYKA!
-
Do pomieszczenia wpadła dwójka strażników.
- Co do choler... Bogowie jak?! Wezwać Ministra Orakha!
-
//Nie napisałeś czy coś widzę ;[
Wciąż wpatrując się w okno szybko krzyknąłem do strażników:
-Sprawdźcie, może jeszcze żyje!
-
//Miasto widzisz.
- Na Ventepi on jeszcze żyje!
//Masz medyka mendo ;[
-
Słysząc wołanie strażnika o wciąż żyjącym Zanteshu, porzuciłem swą obserwację dachów i szybko przyskoczyłem do niego. Jakieś podstawy pierwszej pomocy znałem, a do tego ostatnio je ćwiczyłem na rannych bękartach. No ale jak zwykle brakowało czegoś do dezynfekcji rany, oraz znieczulenia dokto.... pacjenta!
Szybko rzuciłem okiem po czym powiedziałem do jednego ze strażników:
-Potrzebuje na szybkości rozgrzany do czerwoności sztylet, tylko ja najwęższy! I przy okazji zawołajcie medyka z prawdziwego zdarzenia.
Po czym zacząłem uciskać ranę, aby jak najmniej krwawiła. Póki nie miałem sztyletu nie miałem nawet po co wyciągać bełtu, tylko bym otworzył ranę i wzmocnił krwawienie. A do tego istniało ryzyko że jakiś ważny organ został uszkodzony i może dojść do obfitego krwawienia wewnętrznego..
-
Na twe i pacjenta szczęście szybko przybiegli medycy z pobliskiego szpitala, Zantesha wyniesiono na noszach.
W drzwiach stanął wielki i groźny kocur.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/0/07/NPC-Szablozebny.jpg)
- A ty coś za jeden? Myślałem że człowieki odpłynęły.
-
-Jak widzisz ja zostałem! Zwie się Adamus Roydil, miło mi Cię poznać
-
- Szablozębny, dowódca wojsk obrony stolicy. Radze Ci wracać do jakieś karczmy i nie przeszkadzać nam w pracy. Zantesh się "przewrócił" czy to jasne?
-
-Dobrze!-Powiedziałem i zasalutowałem przy tym, zbyt długo służyłem w Służbach Specjalnych(oficjalnie czynie oficjalnie) żeby wiedzieć że takie słowa nie są rzucane na wiatr. Również wiedziałem że nie ma co próbować się teraz dostawać do ważnych person, a dlaczego? Odpowiedź jest prosta, ten zamach na pewno wprowadził teraz takie zamieszanie, że nikt nie będzie miał czasu na rozmowy z "obcym". Dlatego postanowiłem pospacerować po mieście...no może nie do końca bo jak tylko opuściłem budek, to postanowiłem udać się na dach z którego strzelano. Ot tak z ciekawości...
-
Idąc wąskimi uliczkami i zaułkami nawet nie poczułeś jak dostałeś w łeb....
Gdzieś na sawannie Zuesh. Ocknąłeś się w wozie będącym swoistą klatką wraz z 5 innymi kunanami, naliczyłeś 6 takich pojazdów.
//Na sobie masz tylko gacie
-
-Kurwa mać!-Zakląłem, po czym dodałem jeszcze parę siarczystych słów po krasnoludzku. W końcu ojciec krasnal czegoś musiał mnie nauczyć oprócz picia! Całe szczęście że dupa mnie nie boli, bo wtedy było by już źle. Pomyślałem rozglądając się po okolicy, jak widać byłem nie wiadomo gdzie. Więc postanowiłem zapytać co się dzieje, a najlepszymi osobami które mogłyby mi to wyjaśnić byli towarzysze niedoli.
-Wyjaśni mi ktoś karwasz kawka co ja tu robię i gdzie jadę?
-
- Sami nie wiemy, ja pilnowałem Izby Handlowej, szedłem do domu i...
-
-Czy mam mylne wrażenie, czy dziwnym trafem wszyscy byliście w izbie handlowej w dniu porwania?
-
- Tak. A niektórzy szukali osób które rzekomo współ...
Milczeć! Nie cierpię gdy bydło gada. Na miejscu nasza pani powicina wam struny głosowe jeśli jeszcze raz usłysze szczekot! Głos woźnicy był nienaturalny, demoniczny wręcz.
-
-Sam się zamknij kurwi synu!-Powiedziałem do siebie pod nosem, stwierdziłem że nie ma co się na razy skazywać, a teoretycznie już wszystko wiedziałem...no może bardziej się domyślałem
-
Po kilku godzinach dojechaliście do obozu pod ruinami bisory. Wyglądało to na typowe miejsce z którego się nie wraca... liczne demony pilnujące tego miejsca, krzyki, płacz i krew dopełniały obrazu braku nadziei. Wywleczono was na środek obozu.
-
-Zajekurwabiście!-Stwierdziłem i splunąłem na ziemie wychodząc z wozu, moje spotkanie z demonem niezbyt kolorowo wspominałem, a tu było ich aż nadto. Trzeba by mi było wymyślić jakiś plan ucieczki i odzyskania sprzętu, albo chociaż uratowanie swojego życia. A na ten moment musiałem się wbrew swej woli poddać i czekać na bieg wydarzeń.
-
Prawie tydzień później, byłeś wychudzony, głodny i zmęczony. W środku kolejnej bezsennej nocy spędzonej pod gołym niebem, do obozu wpadł wielki 6 metrowy bydlak który cię pochwycił i zabrał do ruin. To co widziałeś po drodze sprawiało że chciało ci się rzygać. Demon rzucił cię na ziemię przed oblicze demonicy.
Na kolana psie!
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/4/40/Bestiariusz_nefrytowa_diablica.jpg)
-
Widząc wszystkie sceny z udziałem demonów, jakie odgrywały się w obozie mało brakło a faktycznie mój organizm wraz z psychiką (które nawiasem mówiąc był naprawdę odporne na takie rzeczy) by nie wytrzymały i bym się porzygał. Kiedy to nagle demon który mnie wlókł rzucił mnie na ziemię i usłyszałem nad sobą rozkaz.
Szczerze powiedziawszy w normalnym stanie fizycznym pewnie bym się dostosował i usłuchał demonicy którą widziałem nad sobą. Ale że tydzień bez wódki znaczy się jedzenia robił swoje, więc tylko odpowiedziałem głosem jak najbardziej potrafiłem grzecznym, uprzejmym i w miarę komplementującym:
-Bardzo chciałbym piękna Pani ale nie mogę.-Oczywiście śpieszyłem od razu wyjaśnić-Widzi szanowna Panienka, bo nie pozwala mi na to pewna starożytna ludowa maksyma która otóż mówi:...-I tu drogi czytelniku nasz bohater powiedział krótkie zdanie w języku krasnoludów(a przynajmniej w czymś co go przypominało). A treść tego zdania brzmiała tak: "Jak się nie wywrócis, to se nie polezys"
-
Demonica chwyciła cię za kark w żelaznym mortokinetycznym uścisku.
Na kolana łysa małpo! Gadaj skąd jesteś!
-
-Wypraszam sobie tą małpę!-Syknąłem przez zęby próbując zwalczyć ból jaki mi zadawała i równocześnie odpowiedzieć:
-Zależy od tego jakie masz pojęcie o świecie, jeśli dla ciebie ta wyspa to cały świat to nic Ci nie da ta wiedza...
-
Dostałeś w ryj, behemot cię chwycił za ramiona stawiając na nogi a demonica kopnęła w krocze.
Odpowiadaj
-
-Ojojojojojojojojojojojo....-zdołałem wyjęczeć prężąc się przy tym z bólu. Dopiero po chwili udało mi się dojść do siebie, abym mógł jej odpowiedzieć(oczywiście nie obyło się bez ciężkiego oddychania):
-Skoro pytasz mnie skąd jestem to Ci powiem. Pochodzę z pewnej wioski leżącej na granicach Torgon i Ketofy, jeśli te nazwy ci coś mówią...
-
Pytałam skąd przypłynąłeś ludzkie szczenie! Jesteś od małpy udającej boga? Jak mu tam... Meaneba? - spytała przejeżdżając ci pazurem po piersi tworząc sporą czerwoną kreche. Potem ponownie kopnęła cię w krocze.
-
Po chwili gdy świadomość do mnie wróciła po ostatnim kopniaku, udało mi się odpowiedzieć:
-Meaneb to zwykły kurwi syn!-W tym momencie teatralnie splunąłem, aby nadać mocy moim słowom-Jedyne co chciałbym mieć z nim wspólnego, to mój miecz w jego żebrach.
-
Jesteś nawet uroczy... nie boisz się nas... śmierci. Chyba sobie Ciebie zostawie, ostatnia zabawka szybko zdechła. Zabierz go do mojej kwatery, z resztą zróbcie co chcecie.
//Zostajesz zaprowadzony do "lochów"
-
Ostatnie zdania które wypowiedziała demonica były bardzo dziwne, niezbyt wiedziałem co może to oznaczać. Choć w mojej głowie zaczęły się tworzyć scenariusze, jak rwą ze mnie skórę pasami, biczują,
zakładają jakieś cierniowe korony a na koniec w spektakularny sposób mnie zabijają. Co prawda śmierć mi nie była obca, bo już kiedyś sobie zmarłem, no ale zawsze była nieprzyjemna!
Nim się spostrzegłem, strażnicy zawlekli mnie do lochów. Miałem chociaż nadzieję że mojej celi będzie jakiś szczur i ewentualnie z łaski bogów jakaś pochodnia, bo jednak tydzień głodzenia był troszkę nieprzyjemny..
-
W celi były dwa zdechłe szczury, po wyglądzie i zapachu jesteś w stanie stwierdzić że są "świeże". Cela ma wymiary 2x3m.
-
Zacząłem się rozglądać po celi, na moje szczęście udało mi się dopatrzeć dwa szczury. Wyglądało na to że oba nie żyją, ale również wyglądały na dość świeże. Postanowiłem zaryzykować, wziąłem jedną z pochodni i zacząłem powoli opiekać szczura, aby wypalić jego futro i upiec mięso. W międzyczasie zacząłem rozglądać się po celi, przez kratę służącą za drzwi widziałem że wszędzie jest pełno krwi..
-
Przed celą pojawiła się ta sama nefrytowa diablica.
Witaj zwierzaczku... - otworzyła drzwi celi Teraz powiesz mi co robisz na tej wyspie... Pochwyciła cię mortokinetycznym uściskiem i zabrała do sali tortur, przywiązując do wielkiego "łoża"...
-
-Mało komfortowa sytuacja....-Stwierdziłem kiedy tylko zostałem przywiązany do wielkiego łóżka. Kiedy tak leżałem dopiero po chwili mi się przypomniało że demonica zadała mi pytanie, a że bałem się kolejnego kopniaka w moje cenne klejnoty szybko uściśliłem odpowiedź:
-Tak wyszło, wpadliśmy na zwiad i przypadkiem zasiedziałem się w burdelu gdy mój okręt odpływał.
-
Skąd przypłynęliście. Sięgnęła po bat, zakończony ostrymi rzemieniami. Gdyby nie paskudny charakter i płonące rogi oraz ogon była by naprawde fajną laską, ale niestety. Adamus trafił na sukkuba. Dobrze o tyle że nie zginie od razu... Demonica pocałowała cię namiętnie by za chwilę trzasnąć batem.
Mów.
-
-A jakie masz pojęcie o geografii?-Spytałem resztkami oporu, bo co by nie było ten pocałunek prawię mnie złamał. A do tego nawet ta demonica nie była taka zła, no może miała rogi ale nadrabiała swoim temperamentem.
-
Jesteś jak dotąd najtwardszy ze wszystkich jeńców... Dobrze się znam. Usiadła na brzegu łoża rozpinając ci powoli spodnie, drugą ręką drapała cię aż do krwi po torsie.
-
-Nie jestem pewny czy chce odpowiedzieć.-Powiedziałem do Demonicy...
Drogi czytelniku, ciężko nie udawać aby ta sytuacja była normalną, w końcu nie co dzień śmiertelnik sypiał z Demonem. Co prawda był to Sukkub, ale ten gatunek demona był w dzisiejszych czasach niezbyt częsty.
Można by powiedzieć że nasz bohater miał swoiste szczęście w nieszczęściu. Bo który mężczyzna by nie chciał posiąść kobiety której ognisty temperament pomagał spełniać najskrytsze fantazje każdego mężczyzny? Któż śmiałby odmówić długim godzinom przyjemności serwowanej przez mistrzynie? Nie wątpię że mało który z Panów by odmówił.
A cóż miał poczynić biedy Adamus, który nie dość że trafił do Demonicznej niewoli, to do tego jeszcze był związany? Można by rzec że nawet jakby nie chciał, to musiał. A tu chyba każdy z was przyzna mi rację, że jako w pełni sił mężczyzna, na pewno chciał.
Mam nadzieję drodzy czytelnicy, że nie będziecie mi mieli za złe jak wam opiszę tylko część tych ciężkich tortur.
Otóż nasza piękna Demonica bardzo lubowała się w bacie, a chłostanie sprawiało jej prawie taką samą przyjemność jak pocałunki umiłowanego kochanka. Nie raz bat przeciął powietrze z hukiem, aby ostatecznie zatrzymać się na klatce piersiowej jej ofiary. Kiedy bat jej zaczynał się nudzić, zaczynała go całować. Ale nie były to zwykłe pocałunki mój drogi czytelniku! O nie nasz piękny Sukkub lubował się w krwawych pocałunkach, na ciele naszego bohatera zostawiła nie jedną krwawiącą ranę po jej ostrych jak brzytwy zębach. Kiedy tylko go dosiadała jej ostre paznokcie rozcinały się skórę swojej ofiary, gdyż wielce też lubowała się ona w drapaniu swych kochanków. Ale to nie był koniec drapania, nasza niewyżyta piękność, kiedy tylko osiągała szczyt swej cielesnej ekstazy, wtedy to wbijała głęboko w skórę swoje paznokcie!
Zapytasz czytelniku jak nasz bohater przeżył te wszystkie „przyjemności”, a których tylko drobny ułamek opisałem? Otóż odpowiedź nie jest wielce skomplikowana, otóż siła Sukkuba bierze się z jej ofiar. Niektórzy to nazywają magią miłości, lecz Sukkub nie jest niczym innym jak swego rodzaju wampirem energetycznym. Lecz nie ma on na celu zabijania swoich kochanków, lecz tylko osiągnięcie jak największej przyjemności, a przy okazji pozyskania nowych sił. Ponad to jak widzicie Sukkuby słyną z swoich niecodziennych potrzeb, które zaspokajają w tak brutalny sposób. Niewątpliwie nie jeden ich kochanek nie wytrzymałby godziny, a żeby temu zapobiec nasz Demon część swej miłosnej energii przekazuje ofierze. Czego celem jest jak najdłuższa „eksploatacja” partnera.
-
Koniec
To czy demonica była faktycznym sukkubem czy też nie zostawmy fachowcom. Ważne jest to że Adamusa - który wpadł w sidła paktującego z diabłem zdrajcy jakim był Valoor - ocaliło chędożenie. I to że jego oprawczyni lubiła ludzkie zabawki... Adamusa trzymała na klucz w swej kwaterze, jednakże często zabierany był i zmuszany do oglądanie okropnych okropieństw...
//ÂŻyjesz, jesteś "zwierzątkiem" diablicy i z resztkami nadziei wypatrujesz ratunku.
Adamus traci cały ekwipunek z wyjątkiem spodni.
Do zamknięcia.