Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Wątek zaczęty przez: Nawaar w 03 Lipiec 2014, 22:29:31
-
Nazwa wyprawy: Pułapka na myszy II
Prowadzący wyprawę: Salazar
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: myślenie + walka bronią 50% (mile widziane wyżej...)
Uczestnicy wyprawy: Dyum, Nathaniel Elzar, Salazar.
Elf zamyślił się słysząc informacje, o wuju. Wujaszek brał w tym udział. Ciekawe jak się spisał. Trzeba będzie zapytać Salazara jak stąd wyjedziemy.A następnie rzucił propozycję.- Za nim wyruszymy, pójdźmy do karczmy po prowiant, co o tym myślicie?.
-
- Niegłupi pomysł - rozważył. - Całkiem rozsądny. Przemyślany - pochwalił. Niewiele go dzieliło od cmoknięcia w zadumie, ale w porę się opanował.
- Przy okazji może się przedstawię - zagadnął uprzejmie, czego akurat nie miał w zwyczaju robić zbyt często. - Eric Jormungand - to mówiąc wyciągnął swoją rękę w najbardziej oklepanym geście, który stworzony został do takich scen.
-
Elf wyciągnął dłoń, do białego człowieka i ją uścisnął. - Miło mi, Nathaniel Elzar.
-
- Przyjemność po mojej stronie - odparł, jak nakazywała grzeczność. Zważył imię elfa w ustach. Wcale nie był zaskoczony jego wydźwiękiem. Jak większość elfickich imion brzmiało tak, jakby wymyślił je ktoś o zdecydowanie zbyt giętkim języku i nadmiarze wolnego czasu, a także dziwnej skłonności do ssania wykałaczek. Przywitał się również z Salazarem. Tylu towarzyskich uprzejmości nie dopełnił od czasu... Właściwie nie pamiętał od kiedy.
-
- Ja jestem Salazar Trevant z Krwawych Menhirów dokładniej... Najbliżej będzie gospoda u Tomiego. Poza tym nie uśmiecha mi się nocna podróż, radzę się przespać w karczmie... Więc pójdziemy do karczmy "pod Kuternogą". - Powiedział do twoarzyszy wyprawy.
- Komisarzu, będziemy potrzebowali wóz, aby zebrać na niego pułapki jakie znajdziemy oraz przewieść wszystko do ciebie. Przydałby się woźnica i kuc do tego. Chyba żaden z nas nie potrafi dobrze sterować wierzchowcem.
- Słusznie. Ale potrącę wam to z wynagrodzenia...
-
- Kiedy wyruszamy? - zapytał zniecierpliwiony. Miał ochotę solidnie rozprostować kości. Kilka być może połamać. A pozostałą część... Cóż, na pewno dojdzie do tego w trakcie.
-
Elf posmutniał na myśl, że będzie potrącenie za wóz i konia, ale w tej sytuacji nie mieli wyjścia zwłaszcza, że noc się zbliżała. Salazar jako jaszczur mógł czuć dyskomfort z powodu zimna i ciemności. W sumie elf nie chciałby, żeby nagle gdzieś zasnął, czy coś. - Nie widzę problemu, żeby udać się do karczmy i przespać noc. Po chwili dodał na zawołanie Georga. - Nie mamy chyba wyjścia, a wóz będziemy potrzebować. Więc zgadzam się na potrącenie z wynagrodzenia. Ostatnie słowa wydusił z siebie choć zabrzmiały dość naturalnie.
-
- Więc niech tak będzie. Zgłoście się jutro rano w stajni miejskiej. Już wam przygotują wszystko. - Powiedział i wszedł na posterunek.
- No nic, w takim razie idziemy do karczmy "Pod Kuternogą". - Powiedział ruszając żwawym krokiem w kierunku Portu. Daleko do karczmy nie było, więc z pewnością od razu dotrą na miejsce.
Karczma "Pod Kuternogą" (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Karczma_%22Pod_Kuternog%C4%85%22)
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/5/5e/Atusel_miasto.jpg)
Największa i najbardziej znana karczma w mieście Atusel. Należała kilkadziesiąt lat temu do miejscowego kaleki, młodego chłopaka imieniem Jack pozbawionego prawej nogi. Plotki głoszą, że chłopak znudzony gadaniną mieszkańców wtedy jeszcze wiejskiej osady rybackiej zaciągnął się na statek piracki, po czym stał się kapitanem a jego drewniana proteza, którą sobie sprawił stała się symbolem prawdziwego pirackiego kapitana. Wtedy też karczma została nazwana "Pod Kuternogą". Co więcej, plotka głosi, że Jack zawsze był właścicielem karczmy, zaś teraz karczmą tak naprawdę zarządza jego syn, Greg. Czy to prawda, nikt nie wie. Faktem jest, że rozwijające się miasto wykorzystała również i ta karczma. Mieszcząc się na nadbrzeżu spacerowym znajduje się przy samej wodzie. Brukowane nabrzeże przyciąga czy to mieszkańców czy przyjezdnych. Karczma zyskała na tym. Powiększyła się, dostawiono dodatkową wielką salę balową, zrobiono alkierzy i powiększono piwnicę. Na piętrze dodano kilkanaście pokojów gościnnych, a od strony nabrzeża postawiono dość obszerną altanę, a której można posiedzieć przy piwie, ginie czy winie oglądając wschód słońca czy wsłuchując się w morskie fale.
-
Jeżeli było coś na czym Eric znał się naprawdę dobrze, to były to wszelkie karczmy, tawerny, zajazdy i inne lokale znane z bycia azylem dla śmietanki inteligencji, ogłady i kultury. "Pod Kuternogą" co prawda nigdy jeszcze nie zawitał, ale właśnie miał ku temu niepowtarzalną okazję. Nie zamierzał się upijać, chociaż uważał, że jedno piwo po ciężkim dniu to całkiem niezły pomysł.
Kiedy już przekroczył próg lokalu, poczuł się jak u siebie w domu. Pokryte sadzą krokwie, ciężka atmosfera dymu tytoniowego, zapach piwa, potu, zjełczałego tłuszczu i mięsa skwierczącego na patelniach w kuchni przypomniały mu dobre dni, kiedy słońce świeciło ładniej, trawa była zieleńsza, a woda bardziej przejrzysta. A może chodziło o wódę? Mniejsza o to. Podszedł do lady. Nie oglądając się na barmana czy inszego człowieka, który z fachowym rozochoceniem zajmowałby się bezcelowym polerowaniem kufli, rzucił w przestrzeń, która zdawała się rezonować bezpośrednio z uchem właściciela lokalu, nawet jeśli akurat siedział w balii gorącej wody na piętrze, znane każdemu wędrowcowi słowa:
- Chciałbym wynająć pokój na noc.
-
Nathaniel oraz Salazar również weszli do karczmy.
- CHCIELIBYÂŚMY wynająć TRZY POKOJE na noc. - Poprawił Erica jaszczur stając tuż obok niego.
Barman podszedł do was klasycznie wycierając kufel. Wycierał go już bardzo długo i był zupełnie suchy ic zysty, ale coś trzeba robić w życiu...
- Na noc? Po 20 grzywien od każdego. - Powiedział kończąc polerowanie i wyciągając rękę po grzywny.
Jaszczur otworzył sakiewkę i odsypał 60 grzywien i oddał karczmarzowi w Zamian otrzymał trzy klucze. Salazar oddał po jednym Ericowi i Nathanielowi.
- Ja idę na górę oddać się chwili refleksji. Róbcie co chcecie, możecie sobie balować dowolnie. - Powiedział zbierając swoje manatki i ruszył na piętro by zająć pokój.
//Mamy godzinę 22.40 Czasu gry ;)
-
- Wikt zawiera się w tych 20 grzywnach? - zapytał z nadzieją w głosie. - Jeśli tak, poproszę piwo i coś ciepłego, najlepiej mięsnego do jedzenia - urwał na moment i się zastanowił. - Jeśli nie, poproszę tylko piwo.
Oczekując na reakcję karczmarza, z ciekawością rozejrzał się po lokalu, licząc, że dostrzeże gdzieś obietnicę przygody. Tak, był prawdziwym oportunistą, nigdy nie przepuszczał dobrej okazji.
-
- Piwo? 2 grzywny się należy. - Powiedział czekając na zapłatę, nim poda ci piwo.
Rozglądając się po karczmie zauważyłeś, że dwójka gości o szemranym wyglądzie udała się w górę schodami za Salazarem. W kątach sali widziałeś oprychów, którzy ewidentnie zwrócili na was uwagę.
Salazar poszedł do swojego pomieszczenia, otworzył drzwi i przymknął. nie zamykał. zostawił lekko uchylone. Zdjął swoją broń i zbroję. Usiał an wyrku, skrzyżował nogi i opatulił je swoim ogonem. Siedząc tak chwilę sięgnął po szablę i zadał sobie płytką ranę ciętą na dłoni i przyglądał się wypływającej z niewielkiej - płytkiej rany krwi. Ból był tutaj bez znaczenia, nie był zbyt duży. Lecz sama krew była istotniejsza. zaczął oddziaływać na krople krwi hemoglobinezą i zaczął trenować oddziaływanie na krew i poruszanie nią w przestrzeni. wytworzył swoiste dwie drobne kulki i wprawiał je w ruch orbitalny wokół własnego ciała. W tym czasie sięgał w głąb siebie i medytował, rozprawiając na różne tematy dotyczące jego, magii i przyszłości.
-
Umysł Erica należał do kategorii tych bystrzejszych. Potrafił rozwiązywać układanki, a takie, które posiadały najwyżej dwa, dość wyraźne elementy rozbrajał nawet po kilku piwach w dniu, w którym jego horoskop nie miał dla niego dobrych wieści. Dlatego też błyskawicznie dostrzegł szemrane, najwyraźniej knujące coś typy. W mig zorientował się, co to oznacza. Rozejrzał się pobieżnie, by nie wzbudzić podejrzeń.
- Wezmę to piwo - rzucił do barmana i położył na ladzie wspomniane dwie grzywny. Jednocześnie w wygodnej kanciapie swojego umysłu dokonywał błyskawicznej oceny bieżącej sytuacji. Z błyskotliwej analizy wynikało, że zbiry mają przewagę liczebną. Na dodatek Nathaniel nie wyglądał w chwili obecnej na zdolnego do walki. W głębi serca zdawał sobie sprawę, że i on w obecnym stanie za wiele nie zdziała. Trzeba było liczyć na podstęp. I Salazara. Wziął od barmana butelkę, która w każdym momencie mogła, zupełnie nie tracąc na użyteczności, zmienić się w cenioną w karczemnych bójkach broń. Szybko zastanowił się, jak może potoczyć się sytuacja w najbliższych kilku minutach. Jeśli pójdę za Salazarem, ci na dole zorientują się i mogą zechcieć zainterweniować lub powiadomić kolegów, którzy wyszli po schodach. Trzeba jakoś odwrócić ich uwagę... Rozejrzał się dookoła. Tuż obok niego siedział barczysty mężczyzna. No tak... Zawsze można wszcząć bójkę. Szturchnął go w ramię. Facet wyglądał na lekko podchmielonego. Odwracająca się twarz odsłoniła raczej buraczane oblicze zastygłe w niemym wyrazie oznaczającym ni mniej ni więcej niż gburowate "hę?".
- Widzisz tego gościa w kącie? - szepnął, nie zdradzając się w żaden sposób, że wskazuje na jednego z szemranych typów. Słysząc cichy pomruk potwierdzenia kontynuował:
- Facet powiedział, że wyglądasz na straszną pizdę i pewnie zabawiasz się w stajni z bydłem gospodarza. Ja bym mu tego nie puścił płazem - powiedział konspiracyjnie, starając się ugodzić w męskie ego prostego chłopa.
430 - 2 = 428 grzywien
-
- Cholera, pewnie mnie podglądali. - Powiedział zasmucony i wrócił do swoich zajęć.
Niemniej jednak twoje działanie i wskazywanie osób w kącie zostało dostrzeżone, co wywołało uśmiech na ich twarzach. Wiedziałeś, ze nie byli pewni słuszności działań, gdy podjąłeś kroki i próbowałeś coś robić zorientowali się, że są w dobrym miejscu, we właściwym czasie i obrali właściwe cele.
Zauważyłeś jak czwórka bandziorów wstaje od swoich krzeseł i rozchodzą się po krawędziach sali zaczynając zwiększać swoje odległości by nie być jedną zwarta grupą. widziałeś jak znikają w gąszczu bawiących się gości karczmy, którzy zaczęli tańczyć na stołach i wokół nich. Zgubiłeś ich z pola widzenia.
2x Bandyta (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta)
2x Wojownik zgromadzenia (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Wojownik_Zgromadzenia)
Bandyci udający się po schodach za Salazarem dotarli do pomieszczenia. Drzwi były uchylone - co pozwalało im zajrzeć do środka. Widzieli skupionego jaszczura bawiącego się magią. byli zdziwieni i nie chcąc ryzykować otwartego starcia zaczęli knuć plan. Drzwi, które zapewne skrzypiały były głównym problemem. Hałasy dobiegające z dołu, dźwięki muzyki i gwizdy były idealnym kamuflażem dla ich działań. Zagwizdali by wezwać wsparcie dla siebie. Gwizd był dwutonowy, specyficzny wręcz muzyczny, wyróżniał się spośród klasycznego gwizdania, dając sygnał odpowiednim osobom. Na końcu korytarza z sypialniami wyłonił się Trablin i zmierzał do drzwi.
Niczego nieświadomy Salazar nie znający takich sztuczek muzycznych, a zarazem skupiony na swoich działaniach nie zauważył bandytów zaglądających przez drzwi.
1x Wojownik zgromadzenia (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Wojownik_Zgromadzenia)
1x Bandyta (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta)
1x Trablin (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Trablin)
-
Przypadki chodzą po ludziach. Eric właśnie takowym przypadkiem zdemaskował koniojebcę. Czuł się przez to nieco zafrasowany. Po chwili zastoju umysłowego otrząsnął się, bo dobrze wiedział, że nie ma czasu do stracenia. Natychmiast wstał (robiąc to na tyle ukradkowo, na ile potrafił) i wszedł w gęstszy tłum ludzi, cały czas wbrew swojej budowie anatomicznej starając się mieć oczy dookoła głowy. Przechodząc koło Nathaniela szturchnął go znacząco i szepnął mu do ucha
- Mamy kłopoty. W liczbie czterech. Na razie się rozpierzchli, ale lada chwila mogą uderzyć. Miej oczy dookoła głowy i w razie czego bądź w pogotowiu. Ja też... postaram się być - zapewnił tak kojącym tonem, na jaki zdołał sobie pozwolić. Tymczasem odkorkował piwo i podszedł do stolika z wolnym miejscem.
- Pozwolicie, że się przysiądę - powiedział, zajmując krzesło i starając się wyglądać tak incognito, jak tylko się da, kiedy człowiek rozgląda się za potencjalnym niebezpieczeństwem i przydałyby mu się dodatkowe dwie pary oczu.
- Nie przeszkadzajcie sobie - powiedział, pobieżnie przyglądając się nowemu towarzystwo. Pociągnął głęboki łyk z butelki. Szykowała się długa noc. I wyglądało na to, że również bezsenna.
-
- Co ty nam sie tu będziesz wpier*alał! Zjeżdżaj stąd! - Wrzasnął drab siedzący obok ciebie przy stole. szarpnął za krzesło by cie obalić wraz z nim na podłogę. nieszczęśliwie wytrącony z równowagi szarpnąłeś dłonią za stół i niechcący mocno kopnąłeś próbując zachować równowagę. Rozlałeś tym piwo i nim zdążyłeś opaść na ziemie wszyscy od stołu rzucili się an tego co cię wywrócił. Sąsiedni stół również dołączył się do walki, jak i cała karczma. zaczęła się tworzyć jedna wielka kupa ludzi tłukąca się ze sobą. Twoja osoba leżąca na ziemi była już obok wielkiej bijatyki. Rozglądając się za uwarzyłeś 2 bandytów na ukucku zdziwionych zajściem ze sztyletami w łapach. Nie mając wyjścia rzucili się w twoją stronę. Są w odległości 5 metrów.
2x Bandyta w odległości 5 metrów mają w łapach swoje sztylety, każdy po 2 sztylety.
2x Wojownik zgromadzenia (niewidoczni dla was - zapewne wśród walczącej tuszy w drugiej części pomieszczenia.
-
- Nathanielu! - wrzasnął, starając się przekrzyczeć odgłosy wskazujące wbrew zdrowemu rozsądkowi, że budynek zaczął się poruszać, czym wysoce rozwścieczył tuszę, która właśnie wszczęła typową karczemną burdę. Pewni ludzie mogliby ten obraz uznać za całkiem malowniczy. Problem Erica z docenieniem takiego punktu widzenia leżał jednak w fakcie, że znajdował się w samym środku kotłującego się chaosu.
- Przydałaby się mała pomoc! - tym samym otrzymał nagrodę całego uniwersum za najbardziej wyświechtany tekst na taką okazję. Niestety nie miał czasu by należycie nacieszyć się tym osiągnięciem. Przeszkadzało mu w tym dwóch bandytów z wysoce nieprzyjemnymi wyrazami twarzy i jeszcze mniej przyjemnymi sztyletami w dłoniach. Właściwie ten kadr również mógł zasłużyć na jakąś nagrodę, jednak umysł Erica był zbyt zajęty, by w tym momencie skrystalizować odpowiednio zgryźliwą myśl. Był jednak bezwzględnie pewny, że krzesło stojące obok może mu posłużyć dwojako. I z dwóch sposobów wybrał ten drugi. Mianowicie chwycił je za oparcie i cisnął nim w jednego z bandytów, powoli zmniejszającego dzielący ich dystans. Można wymienić trzy rzeczy, które się nie wydarzyły: a) krzesło nie rozprysnęło się na kawałki, b) bandyta nie runął na ziemię, c) kilkatysięcy kilometrów stąd Adamus nie golił się. Stało się coś zupełnie innego; zbir zasłonił się rękami i dość dotkliwie potłukł sobie nieokryte przedramiona. Kilka bolesnych drzazg również wchodzi w grę. Eric resztę uwagi skupił na drugim szarżującym przeciwniku. Sztylety w jego dłoniach stanowiły upierdliwy problem. Mógł nie nadążać z blokowaniem szybkich ciosów, ale z drugiej strony miecz dawał mu przewagę dystansu. Zamachnął się mniej więcej tak, by nadbiegający zbir musiał wykonać szybki unik, po czym cofnął się dwa kroki do tyłu i natrafił na czyjeś plecy. Na jego twarzy zagościł paskudny uśmieszek. Tymczasem drugi ze zbirów otrząsnął się już ze spotkania z arcydziełem stolarskiej sztuki użytkowej i najwyraźniej nie dopisywało mu samopoczucie. Podbiegł w stronę Erica i zamachnął się oboma sztyletami naraz. Ten przesunął się w bok, odskoczył dwa kroki do tyłu i pchnął w stronę złoczyńcy człowieka, z którym przed chwilą stykał się plecami. Obaj runęli na podłogę potykając się o przewrócone krzesło. Przypadkowy człowiek z karczmy prawdopodobnie dorobił się kilku nowych blizn, ale sumienie Erica zdawało się nie mieć żadnej opinii na ten temat. Szczególnie, że kompan złodziejaszka wygrzebującego się spod grubego cielska na podłodze już szarżował w jego stronę. Jormungand chwycił miecz oburącz i machnął potężnie na odlew. Ostrze pozostawiło w ramieniu przeciwnika krwawą bruzdę, ale ten w ferworze walki nawet tego nie zauważył i oburącz pchnął w stronę piersi Erica. Rozochocony mężczyzna ułożył miecz równolegle do swojej klatki piersiowej, chwytając go za rękojeść i płaz ostrza. Zablokował cios przeciwnika poprzez podważenie całą powierzchnią broni jelców sztyletów. Obaj mężczyźni padli na podłogę siłując się w śmiertelnym uścisku. Obok szurały buty innych walczących. Pozostawanie zbyt długo w pozycji poziomej groziło odbiciem jednej z podeszw prosto na twarzy. Eric odepchnął zbója na bok, przeturlał się i wstał, rozglądając się ze zdezorientowaniem.
-
Elf siedział dłuższy czas, obok Erica rozmyślając albo po prostu posiedzieć i nic nie gadać. Jednak kiedy ów człowiek zwrócił, na siebie uwagę kilku typów z pod ciemniej gwiazdy Nathaniel musiał zareagować zwłaszcza, kiedy doszło do prawdziwej bójki w karczmie. Dziecię lasu jeszcze nie widziało takiego zachowania ludzi, którzy sami uważają się za inteligentnych, jakby mógł pacnął by się w głowę. Elf wstał gdy usłyszał, wrzask towarzysza zwłaszcza, że zauważył gdy kilku z bandziorów weszło po schodach i udało się do pokoju jaszczura. Nathnaniel wszedł na stół, który nie został jeszcze użyty do potyczek, po czym wyjął łuk z sajdaka i żelazną strzałę z kołczanu i zaczął namierzanie jednego z bandytów. Wszystko utrudniał tłum, który wszędzie się lał i tłukł. Jednak zauważył Erica, gdy ten turlał się na ziemi z jednym przeciwnikiem, lecz towarzyszy wyszedł cało i wstał, ale nie zauważył jak drugi z bandytów ten, co dostał krzesłem chciał zajść go od tyłu i to dosłownie- Za tobą!. Wrzasnął w stronę Erica. Elf zauważył całą akcję i nałożył strzałę, na cięciwę łuku i go mocno naciągnął namierzanie celu trwało dokładnie 6 sekund. Sześć sekundy wystarczyło, żeby elf wypuścił strzałę i tak się stało. ÂŻelazny pocisk przeleciał ładny kawałek karczmy omijając wszystkich poza celem, jakim był bandyta. Człowiek dostał w potylicę, padając na plecy Erica bezdechu a sztylety, które trzymał opadły na podłogę karczmy. Mężczyzna zmarł bezboleśnie.
1x Bandyta
2x Wojownik zgromadzenia
Pozostaje : 18 żelaznych strzał.
-
Gdy Nathaniel dobił po części nie w pełni przytomnego jeszcze bandytę, który uprzednio został ogłuszony lekko krzesłem przez Dyuma bandziora, a Dyum siłował się z drugim bandytą. Dwójka wojowników zgromadzenia nadal zostawała w ukryciu przed wami. Narastał wasz niepokój, szczególnie, że tłukący się tłum zaczął zajmować coraz większe pole karczmy luzując bijatykę "Wszyscy na jednego" na "bandę przeciw bandzie" i "1 przeciw jednemu" i tym podobne. Było to idealnym schronieniem i przykrywką dla wojowników. Nie mogliście ich dostrzec wśród tłumu a zbliżali się... byli tuż tuż...
1x Bandyta - siłuje się z Dyumem
2x Wojownik zgromadzenia - schowani wśród walczącego tłumu.
Salazar zwrócił uwagę na hałasy dobiegające z dołu. bijatyka wskazywała na jedno - kłopoty drużyny. Elf rozrabiaka, albo ten człowiek... Tylko Jaszczury potrafią zachowywać się cywilizowanie, mimo głupich plotek... Pomyślał i zakończył zabawę hemoglobinezą kładąc krople krwi z powrotem na dłoni. Zabrał się za nakładzie odzienia i przypinanie broni.
Wojownik zgromadzenia, bandyta i trablin w tym czasie wiedzieli jedno, to najlepsza dla nich okazja. Trablin korzystając z cienia ogarniającego większość korytarza wślizgnął się do pokoju niezauważony przez jaszczura. Bandyci stali przy drzwiach na zewnątrz nieruchomo.
1x bandyta
1x wojownik zgromadzenia
1x trablin
-
Gdy jeden z bandytów padł martwy, o dziwo. Nathaniel szybko zeskoczył ze, stołu i schował swój łuk do sajdaka. Następnie dobył srebrnego kła, czyli sztylet i ruszył w stronę Erica żeby mu dopomóc. Akurat sprawa pomocy, była dość trudna dlatego, że bójka rozrosła się prawie na całą karczmę i trudno było unikać ataków zupełnie obcych ludzi, jednak elf również czuwał nad sobą bo nie zapomniał, o dwóch czyhających w śród tłumu wojownikach zgromadzenia. Dziecię lasu unikając ataku różnych i obcych mu istot, przy których musiał się nakombinować aby unikać każdego ataku. Tutaj uskoczył, przed leżącymi ludźmi którzy zemdleli, później musiał się schylić przed butelką ,dosłownie istne piekło. Jednakże elf pełen determinacji doszedł do towarzysza i pomógł mu w walce. Natanek obszedł dookoła walczących ludzi i ustawiając się za bandziorem wbił mu sztylet w kark. Elf nie wiedział jak głębokie rany zadał, bo natychmiast odsunął się na 2 metry, po zakończonym pchnięciu. Dodatkowo czuł lekkie zmęczenie i cios mógł nie zrobić zbyt dużej krzywdy.
1x Bandyta - siłuje się z Dyumem rannym w kark( oceń jego uszkodzenia)
2x Wojownik zgromadzenia - schowani wśród walczącego tłumu.
-
Pchnięty w kark bandyta słaniał się na nogach. Zaskoczony ciosem elfa nie był w stanie zareagować. W tym momencie jego umysł znajdował się w dość nieprzyjemnym stanie, w którym starał się zorientować, dlaczego przed oczami poruszają mu się jakieś dziwne, dynamiczne kształty zamknięte w mrocznych konturach, których wcześniej nie widział. Dla Erica stanowiło to doskonałą okazję do pozbycia się uzbrojonego i potencjalnie szkodliwego natręta. Kopnął miotającego się przeciwnika w podbrzusze. Impet ciosu rzucił go na ladę, która wyszła na spontaniczne spotkanie potylicy zbira. Jeżeli wcześniej można było mówić o majaczących mu przed oczami kształtach, to teraz przesłoniły mu niemal cały widok, bezpardonowo rozgaszczając się w jego skromnym polu widzenia. Wykończenie zamroczonego przeciwnika nie stanowiło dla Erica większego problemu. Trzymając miecz oburącz, wraził mu klingę w brzuch i przeciągnął w górę. Posoka wystąpiła na poszargane ubranie bandyty i zbroczyła podłogę. Jej drażniący zapach w ogólnej ferii najróżniejszych woni był jak na razie niewyczuwalny. Podobnie jak obecność pozostałych dwóch rzezimieszków, których Eric widział przed tym, jak wybuchło to kompletne szaleństwo.
- Jesteś cały? - zapytał Nathaniela. Bardziej rutynowo aniżeli z jakąkolwiek troską. Zresztą elf miał dość charakterystyczny styl walki. Najwyraźniej nie uważał jej za coś, co wymaga bliższego kontaktu z przeciwnikiem i odskakiwał, jakby każdy z wrogów miał w okół siebie własną, wyjątkowo nieprzyjazną atmosferę działającą z opóźnionym zapłonem na każdego intruza, który znajdzie się w jej zasięgu. Krzywdę mógł sobie zrobić najwyżej sam.
2/2 Bandytów martwych
2x Wojownik zgromadzenia - schowani wśród walczącego tłumu
-
- Tak. Nic mi nie jest. Odpowiedział i mówił dalej. - Bądźmy czujni, bo gdzieś się pałęta jeszcze dwóch. Elf zaczął rozglądać się, czy ktoś nie nadchodzi na wojowników.
-
Wtem za Dyumem z zaskoczenia pojawił się wojownik zgromadzenia. Szybkim ruchem przystawił ci ostrze do gardła. Nie zdążyłeś nawet zareagować, gdy poczułeś chłodną stal na swoim gardle. Sięgnął do twojej ręki by wyjąć ci miecz z dłoni.
- Oddaj, nim poderznę cię jak prosię.
Nathaniel z pewnością zauważył to i zamierzał ratować kolegę. Byłoby świetnie, gdyby nie to, że banda była już na tyle blisko niego, że nie zauważyłeś, gdy tuz za tobą z zaskoczenia pojawił się wojownik zgromadzenia. Szybkim ruchem przystawił ci ostrze do gardła. Nie zdążyłeś nawet zareagować, gdy poczułeś chłodną stal na swoim gardle. Sięgnął do twojej ręki by wyjąć ci sztylet z dłoni.
- Oddaj, nim przebiję twoje gardło.
2x Wojownik zgromadzenia , jeden za Dyumem, przystawia mu ostrze do gardła i zamierza zabrać miecz. Jeden już za Nathanielem i przystawia ostrze do jego gardła, zamierzając odebrać mu sztylet.
-
Eric mógł się tego spodziewać. Wszakże co drugi zbój ma w genach zapisaną skłonność do pojawiania się znikąd ze śmiercionośną stalą w dłoni. Co trzeci w tej sytuacji był podatny na dobrze wymierzony łokieć, ale Eric nie miał chwilowo wielkiej ochoty na radosną zabawę z matematycznym prawdopodobieństwem. Szczególnie, że ten miał na sobie dość solidnie wyglądającą kolczugę. Dlatego też na pozór posłusznie rozluźnił nieco uchwyt na rękojeści i nie wbudzając podejrzeń przesunął klingę w stronę wyciągniętej dłoni zbira, tak że ostrze znajdowało się między nią, a stopą przeciwnika. Kiedy poczuł na karku coś jakby westchnienie satysfakcji, z paskudnym uśmieszkiem zacieśnił uchwyt i pchnął ostrze prosto w jego w stopę. Klinga przebiła z nieprzyjemnym mlaskiem skórzane buty na nogach zbira i zatopiła się w ciepłej tkance, przebijając ją na wylot i z głuchym stukiem wbijając się w drewnianą posadzkę. Bandyta wrzasnął wariacko i zatoczył się do tyłu. Eric wykorzystał to i naparł na niego plecami, uwalniając się ze śmiertelnego uścisku. Chwycił za rękojeść tkwiącego w posadzce miecza i wyrwał go silnym pociągnięciem ramienia. Rozejrzał się w poszukiwania Nathaniela, który mógł znajdować się w podobnej opresji.
2x Wojownik zgromadzenia
-
Ból sprawiony przez Dyuma wywołał mechanizm ochrony. W wyniku bólu nie był w pełni skuteczny. Miecz wojownika zgromadzenia wraz z dłonią opadł niżej i ciał równolegle, poniżej gardła przez klatkę piersiową Dyuma tworząc głęboką na 2 centymetry długą na 20 centymetrów ranę, z której obficie leciała krew.
//Otrzymujesz obrażenia cięte o głębokości 2 centymetrów i długości 20 centymetrów. Obficie krwawisz.
-
Tak jak się tego, elf spodziewał bandyta zaskoczył go w najmniej oczekiwanym momencie. Zimna stal miecza podchodziła powoli do szyi młodego elfa. Adrenalina i tętno jego wzrosły, na widok broni. Strużka potu wytworzona zleciała z czubka głowy i zatrzymała się na nosie. Nathaniel w stresie obmyślił plan i czekał, tylko na okazję. Już miał podać bandycie sztylet gdy Eric uwolnił się z okowów. Wtedy też kropla potu spadła na posadzę, a elf chwycił mithrilowyą strzałę przy kołczanie, który miał u pasa i wbił ją w szyję rzezimieszka kucając od razu, żeby nie zostać trafionym. Następnie odskoczył do przodu trzymając cały czas sztylet w dłoniach.
2x Wojownik zgromadzenia( jeden ranny w szyję strzałą.)
-
Eric poczuł piekący ból w klatce piersiowej. Chwilowy mechanizm, który dzięki wysokiej dawce adrenaliny maskował go, podnosząc głośne larum ogłosił swoje fiasko. Krew lała się obficie po jego koszuli.
- Ja pierdolę - wycharczał sam do siebie, co zawsze w tych momentach dodawało mu otuchy. - To moja najlepsza koszula...
Dłonią starał się zatamować krwotok. Trochę zakręciło mu się w głowie, poczuł się słabo. Niektóre rzeczy poruszały się, w jego mniemaniu pozostawiając za sobą zdecydowanie niegustowne smugi. Ostatnim wysiłkiem zdobył się na to, by podejść z mieczem w dłoni do zbója, który właśnie kwilał, wijąc się w otoczeniu swojego własnego epicentrum rwącego bólu. Stopa, w istocie, wyglądała fatalnie.
- Ty skurwielu - wydusił z siebie, nim zadał ostateczne cięcie, które poderżnęło gardło przeciwnika. Zaraz po tym Eric osunął się na kolana i zakaszlał krwią.
1/2 Wojownicy zgromadzenia gryzą piach
-
//Nathaniel:
Nie zdarzyłeś dokończyć ataku, gdy docisnął twoją głowę do ostrza dusząc cię i tworząc delikatną ranę na szyi.
- Nie bądź głupi. Pozbędziemy się jaszczura i was zostawimy. - Mówił elfowi do ucha z perfidnym uśmiechem na twarzy. - Możecie nam pomóc, ale nie zdołacie przeszkodzić.
//Dyum:
Wojownik zablokował twój cios ostrzem miecza, drugą dłonią sięgnął po sztylet klinując twoje ostrze.
- Zmądrzyj. Nie po was przyszliśmy.
-
Elf pomyślał chwilę przyparty do ostrza miecza. W sumie zawsze, będzie można ich zabić we trójkę. - Chłopie twój miecz do mnie przemówił. Pomogę wam i tak go nie lubiłem, ale zostawcie moje rzeczy. Dobra?. Ciekaw był reakcji człowieka.
-
- Oddaj sztylet i łuk, po dobroci. Jedyną krew jaką dziś chcemy przelać to krew podskarbiego. Wasza będzie jedynie dodatkiem, jeżeli się nie dostosujecie.
-
- Jeżeli oddam wam broń, to jak wam pomogę?. Widzę, że nie mam szans weź ją. Powiedział elf i oddał, po dobroci sztylet i łuk. Gdy to zrobił powiedział. - To jak mogę, wam pomóc?.
-
- Mogłeś to powiedzieć zanim wraziłeś mi sztylet w pierś - warknął z wyrzutem. Nie zamierzał opuścić broni. - O co tu właściwie chodzi? - z każdą sekundą ubywało mu więcej krwi i czuł się coraz słabszy, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Czując ciepłą krew na dłoni, którą starał się zatamować ranę, poczuł dreszcze.
- Nagle wam się układów zachciało? ÂŻe też nie wpadliście na to wcześniej. Bystrzacy. Jak tam stópka, skurwielu? - zapytał z wyczuwalnym jadem w tonie.
-
- Sam nas sprowokowałeś wszczynając burdę. I nie nagle tylko od początku chcieliśmy wam to zaproponować. Jesteście śledzeni odkąd zebraliście się u Georga. - Powiedział i wskazał na okno za tobą. stał w nim mały gremlin przyglądający się zajściu. - Złóżcie broń i Idziemy na górę. Skoro przyszliście z nim, to wam zaufa i dobijecie go, dostaniecie broń gdy będziemy na miejscu. Stopa? przeżyję.
-
- Ciekawe co was skłoniło do zmiany zdania teraz - prychnął. - Dlaczego niby mielibyście nam zaufać? Po naszych ranach pozna, że coś jest nie tak. I możemy go uprzedzić, co się stało. Co wam po tym?
// btw, co zresztą ludzi w karczmie? Stoją i się przyglądają jak powoli wykrwawiam się na śmierć? :P
-
- Panowie nie trzeba było, od razu tak mówić. Idziemy na górę. Moją broń już masz. Nie mam niczego innego. Powiedział już elf bez broni i zamierzał udać się na górę, ale czekał na reakcję Erica. - Chociaż, może powiecie jakie macie motywy?.
-
//Reszta ludzi dalej się tłucze i nie zwraca na was uwagi. karczmarz jest schowany za szynkwasem i trzęsąc portkami nie rusza się stamtąd.
- Elfie, czekamy na twojego rannego kolegę, niech zacznie myśleć i zna swoje miejsce w świecie. Potrzebujecie moytwów? Jest wiele, ale najważniejszy jest list gończy od Malahara i zlecenie zabójstwa opiewające na sporą sumkę. Pomożecie, to dostaniecie swoją działkę.
-
- Lubię pieniążki. Powiedział z uśmiechem elf i spojrzał na Erica. - ÂŁap powinna pomóc. Powiedział i wręczył człowiekowi mniejszą miksturę leczniczą.
Pozostają 3 miksturki.
-
Eric bez podziękowania chwycił fiolkę w dłoń, wyciągnął korek zębami i pociągnął kilka łyków. Skrzywił się nieco, czując jak rana na klatce zasklepia się. Odruchowo pomacał ją i wyczuł pod palcami szorstką powierzchnię strupa. Ze złością cisnął miecz na podłogę i ruszył w kierunku schodów. Gdy przechodził obok elfa, posłał mu porozumiewawcze spojrzenie. ÂŻywił nadzieję, że odnajdzie w jego oczach błysk zrozumienia.
-
Gdy towarzysz się ogarnął, elf ruszył za nim na górę. Ich spojrzenia się spotkały, to dało do zrozumienia dużo Nathanielowi wiedział, co ma uczynić gdy znajdą się w pobliżu pokoju jaszczura albo podejrzewał. Wszak czekał na ruch towarzysza Erica i jego zachowanie.
-
Oddali wam bronie które złozyliście przystawiając wam do pleców własne.
- Zrobicie tak, wejdziecie do niego wyjaśnienie, że wszczęto burdę i zaatakowano was. Jako wielki bohater będzie chciał zejść i odpłacić za wasze rany, wtedy wszyscy zadźgamy go przy drzwiach. Proste.
Powiedzieli wojownicy zgromadzenia prowadząc was na górę schodami. pod jednymi drzwiami zauważyliście wojownika zgromadzenia i bandytę czatujących już na Salazara.
Salazar zdążył się ubrać i związać cały pancerz. był gotowy do wyjścia. założył bronie i kierował się już do drzwi.
3x Wojownik zgromadzenia (dwóch na schodach metr za Ericiem i Nathanielem, 5 metrów od drzwi. Jeden pod drzwiami 5 metrów od was i 6 metrów od Salazara.
1x Bandyta przy drzwiach, 5 metrów od Erica i Nathaniela i 6 metrów od Salazara
1x Trablin w pokoju Salazara skryty w cieniu. niemożna ustalić dokładnej lokacji, pozostaje niezauważony...
-
Co za kurwa idioci - pomyślał z poczuciem wyższości. Ze wszystkich bandytów na jakich mogli trafić: przebiegłych, hartujących umysł, pomysłowych i przemyślnych... Trafili na tę drugą kategorię. Półgłówków. Eric miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale bał się, że rana na klatce może się znowu otworzyć. Poza tym mogliby zacząć coś kojarzyć. Wszedł po prostu przez lekko uchylone drzwi, poczekał na Nathaeniela i zamknął je za sobą, opierając się o nie plecami. ÂŻywił nadzieję, że grubość drzwi, wrzawa dobiegająca z dołu i cichy ton jego głosu należycie utrudnią podsłuchiwanie wszelkim postronnym.
- Ktoś chce cię zabić. To jakby pułapka - wytłumaczył najprościej jak potrafił. - Na zewnątrz jest ich czterech, ale możliwe, że to nie wszyscy. Kojarzysz może niejakiego Malahara? - zapytał, marszcząc brwi.
-
Gdy otwierałeś przymknięte drzwi na oścież spotkałeś jaszczura w tej samej odległosci od drzwi co sam byleś. Nie mogłeś więc przejść, wejść zamknać drzwi bez narażenia się na niekulturalne zachowanie.
- A ty gdzie bez pukania? Jeszcze w upapranej koszuli? Co wy tam za burdy robicie. Jak ty wyglądasz. - Powiedział Salazar do Erica zatrzymując go ręką w drzwiach., by czasem nie wlazł i nie napaskudził mu na dywany. Nie zamierzał prać, a w cenie pokoju mogło nie być wliczone prania dywanów z plam od krwi. - Co wy tam robicie?
W tym czasie Trablin zeskoczył z sufitu lądując miękko na posadzce. powoli z aplecami zmierzał do jaszczura nie wzbudzając ani dźwięku ani nic. Rozłożył ręce i w morderczym uśmiechu napiął palce szykując pazury do wykonania ataku. Bandyci po twoich bokach śmiało pokazywali byś kontynuował rozmowę. Poza dwójką wojowników zgromadzenia, pozostała dwójka po bokach drzwi nie miała broni w dłoniach. Czekali na rozwój wydarzeń.
3x Wojownik zgromadzenia przy drzwiach, metr od Erica i Nathaniela i 2 metry w kącie od Salazara
1x Bandyta przy drzwiach, metr od Erica i Nathaniela i 2 metry w kącie od Salazara
1x Trablin w pokoju Salazara, 2 metry za jaszczurem
-
- Co to u diabła jest?! - krzyknął, po raz pierwszy w życiu mając do czynienia z trablinem. Widok ten przekonał go, że na więcej razy zdecydowanie nie ma już ochoty. Korzystając z hałasu jaki narobił, nadepnął na stopę wojownikowi, któremu wcześniej ją pokiereszował. Ten podniósł wrzask i w komiczny sposób chwycił się za krwawiącą kończynę. Eric zakręcił się i z półobrotu przywalił mu głowicą rękojeści w skroń. Przeciwnik osunął się na ziemię wokół własnego kłębka bólu. Uczynny i szlachetny Eric postanowił zakończyć cierpienia biedaka, pakując mu sztych miecza tuż pod szyję. Jego kompana stojącego obok chlasnął na odlew, od ramienia aż po udo. Po cichu liczył na to, że ten cios go poważnie rozpłata. Resztą powinien zająć się ten przeklęty jaszczur i elf.
2x Wojownik zgromadzenia przy drzwiach (jeden zabity na śmierć, drugi dostał hita, oceń obrażenia ;p)
1x Bandyta przy drzwiach, metr od Erica i Nathaniela i 2 metry w kącie od Salazara
1x Trablin w pokoju Salazara, 2 metry za jaszczurem
-
Zajebiście znowu trabliny, nie dość że ciężko w takie coś trafić to jeszcze szybkie jak mało kto. Pomyślał elf na widok jednego. Wszyscy towarzysze stali, cały czas przed drzwiami razem z przeciwnikami. Nathaniel i Eric nie chcieli tutaj ginąć i widocznie, dlatego człowiek zaatakował pierwszy zabijając jednego woja, a drugiego dość sowicie raniąc. Elf podjął również słuszny krok i dobył sztyletu. Natanek obrócił się ze sztyletem w łapie i doskoczył do rannego wojownika dużo mu nie wystarczało, aby pożegnać się z tym światem, więc elf szybkim cięciem w szyję w miejscu gdzie powinna być główna aorta. Pomógł mu dokończyć żywota. Człowiek spróbował jeszcze złapać się za szyję, ale to mu nie pomogło. Czerwona posoka bluzgnęła na dywan z niesamowitą szybkością, a zaraz za nią padł ranny człowiek. Następnie elf po zakończonym ataku zbliżył się do Erica.
1x Wojownik zgromadzenia przy drzwiach ( 2 trupki, jeden dycha cały i zdrów)
1x Bandyta przy drzwiach, metr od Erica i Nathaniela i 2 metry w kącie od Salazara
1x Trablin w pokoju Salazara, 2 metry za jaszczurem
-
- Zostawcie jednego! - Powiedział odwracając się na pięcie wypowiadając już inkantację zaklęcia wrzątku, obierając za swój cel Trablina. - Elhuxu!
Rozległo się zawołanie, gdy jaszczur zacisnął pięść krusząc strup na dłoni, a z rany rozlała się krew. Krople krwi nasączane energia magiczną przy jej pomocy przybrały formę szkarłatnej energii i specyficznym dla zaklęcia charakterze. Jako swoista wiązka energii pomknęła do celu, czyli tarblina wnikając w ciało i łącząc się z układem krwionośnym. Krew w żyłach błyskawicznie zaczęła być podgrzewana przez energię magiczną. Ciało trablina zaczęło drżeć i dygotać, po czym pało na ziemię wijąc się w konwulsjach. Trablin zmarł niemal natychmiast, a z ciała dokładnie wszelkich otworów w ciele zaczęła wypływać gorąca krew.
Salazar błyskawicznie wyskoczył przed pokój dzięki swej akrobatycznej zwinności i skierował wolną dłoń w kierunku bandyty. śląc psioniczną energię w kierunku karku bandyty zacisnął go. Dzięki swojej energii magicznej nadał jej impuls kierując swoją moc do niego. Siłą woli nakazał energii dokonanie złamania karku przeciwnikowi, poprzez odgięcie głowy w tył. Kark został złamany, gdyż bandyta miał mniej niż 2 punkty wytrzymałości.
- ÂŁapać go! Unieruchomić! - Wrzasnął do towarzyszy puszczając zwłoki abndyty, które opadły nei mrawo na ziemię.
Wojownik zgromadzenia, wyciągnął broń gdy eric i nathaniel prowadzili walkę. lecz gdy jaszczur zdążył wyjść przed pokój zrezygnował z walki i rzucił się w kierunku schodów chcąc uciec przed zbliżającą się śmiercią.
1x Wojownik zgromadzenia (2 metry od was, biegnie w kierunku schodów oddalonych o 10 metrów od niego.)
-
Elf nic nie powiedział, na słowa Salazara gdy rozpoczął działanie. Nathaniel wyskoczył z pokoju i akrobatycznym skokiem rzucił nie na człowieka, który chciał uciec. Dziecię lasu szamotało się z nim na ziemi, ale nie miał wyraźniej przewagi. Oczekiwał teraz pomocy Erica.
-
Na twarz Erica wpełzł uśmiech satysfakcji. Niech zna swoje miejsce na świecie, co? Był wyjątkowo zadowolony, że on już kilku pokazał, gdzie to miejsce się znajduje. Nie było ono zbyt urokliwe, gdyż znajdowało się kilka stóp pod ziemią - przynajmniej już wkrótce. Nonszalanckim krokiem, jakby troszkę podrygując, podszedł do siłującego się na ziemi elfa i zbira.
- Radziłbym niczego nie kombinować - rzucił złowieszczym tonem i przytknął sztych miecza do karku szamotającego się wojownika.
- Wstań. Powoli. Rączki na widoku - rozkazał zimnym tonem nie znającym sprzeciwu.
-
- Dzięki za pomoc. Powiedział elf wdzięcznym głosem, a następnie wstał otrzepując się z kurzu. - Dobra idziesz z nami. Pamiętaj rączki, przy głowie. Rzekł i rzucił lodowate spojrzenie na człeka, a ten bez większych oporów posłuchał.- Ericu stój za nim, żeby mu jakieś głupstwo do głowy nie przyszło. Powiedział jeszcze do człowieka, a bandyta założył ręce na głowę i wszyscy udali się do pokoju Salazara.
-
- Związać go i zebrać zwłoki, schować je jakoś. Trablina odstawcie w pokoju, będzie potrzebny... Pogadajcie z nim nim wrócę. - Powiedział i wyjął szablę z uprzęży przy pasie. Po czym biegiem ruszył do schodów I ZBIEGÂŁ NA DĂÂŁ. Do walczących obywateli w głównej sali karczmy.
Nagle rozległo się wycie rogu i straż miejska zaczęła pędzić do karczmy, była już tuz pod drzwiami karczmy.
-
- Sam bym na to nie wpadł - westchnął zgryźliwie, wprowadzając do pokoju zbira, któremu poszczęściło się bardziej niż kolegom. Przynajmniej do czasu. Izba była przyjemną wariacją na temat nocy spędzonej w podrzędnym lokalu za nędzne 20 grzywien. Przyjemną w zasadzie dlatego, że żadne szczury ani insekty jeszcze nie rzucały się w oczy. Przy jednej ze ścian stała dość obszerna szafa, z gatunku tych, które przychodzą na ratunek niepożądanym kochankom, gdy rozbrzmiewa natarczywe pukanie do drzwi. Możliwe, że więcej niż jednemu naraz.
- Nathanielu, mógłbyś go związać, a potem wrzucić te zwłoki do szafy? Nie chciałbym, by nasz kolega w tym czasie pomyślał, że nie poświęcamy mu dostatecznej uwagi - zapytał słodkim głosem. Miał nadzieję, że jego barwa sprawiła, że zbój przełknął ślinę. Może zdrętwiał. Gęsia skórka i dreszcze również wchodziły w grę.
-
- Spróbuję. Powiedział właściwe do siebie. Rzeczywiście szafa była dość sporych rozmiarów, mogłaby pomieścić kilka zwłok. Elf roztworzył szeroko szafę, skrzypnięcie jakie to wywołało mogłoby obudzić zwłoki gdyby akurat właśnie nie umarły od tego dźwięku. Natanek najpierw zaciągnął jednego mężczyznę z raną na szyi od sztyletu, tak to był ten którego właśnie zabił. Jego właśnie umieścił twarzą do prawej strony szafy, a drugiego z raną od miecza postawił na przeciwko twarzy tego pierwszego. Tak, że ich spojrzenia się spotkały wyglądali na parę kochanków chowających się, przed wykryciem i wyskoczeniem z szafy. Gdy zakończył taszczenie zwłok elf domknął, oba skrzydła znów to dziwne skrzypnięcie, a następnie wziął kawałek sznurka z jednej półek. - Dobra przyjemniaczku siadaj. Powiedział normalnym tonem, do rozbrojonego mężczyzny i zaczął go obwiązywać siedzącego. Elf zwłaszcza skupił się na nogach i dłoniach człowieka, które zostały mocno skrępowane tak, że nie miał prawa się ruszyć. Dla większej pewności związał go w okolicach klatki piersiowej. - Gotowe. Powiedział z uśmiechem na ustach.
-
- A teraz - powiedział, uśmiechając się najbardziej perlistym uśmiechem ze swojego repertuaru. - Opowiesz nam, kim jest Malahar i czego chciał od Salazara - sztych miecza przyłożył do podbrzusza zbira, niebezpiecznie blisko krocza.
- Mam nadzieję, że nie masz żadnej wady wymowy i nie seplenisz - powiedział. - Mówię to wyłącznie dla twojego dobra - zapewnił, przyjmując litościwy wyraz twarzy, powściągając brwi i usta.
-
Salazar zszedł do walczącej tłuszy ichciał coś powiedzieć. Jednak jego słowa przerwał huk wywołany gwałtownym otworzeniem drzwi i pojawieniem się pięciu ciężkozbrojnych strażników.
- Stać! Co tu jest kurwa grane! - Rozległo się donośnym głosem mrożącym krew w żyłach. wszyscy spojrzeli na źródło głosu. Była to drobnego wzrostu kobieta. Wszyscy od razu jak jeden mąż puścili przeciwników i zaczęli układać poprzewracane stoły i krzesła. strażnicy zaczęli patrzeć na zniszczenia w postaci krzeseł i stołów i zarządzali mandaty dla zebranych. - A ty tu czego szlachcicu i czego machasz szablą. Tyś to sprowokował!?
- Oczywiście nie. Przyszedłem bo wyrwał mnie ze snu hałas bijatyki... wynająłem...
- Dobra dobra, nie ma czasu na całą historie. Widziałeś kogoś podejrzanego? wiesz kto to wszczął?
- Nie, ale...
- Więc pozwolisz, że wykonam swoje obowiązki a ty wrócisz delektować się snem. Dobrej nocy.
Co za su*a, teraz już wiem, czemu Aragornowi nerwy puściły. Pomyślał spotykając tę samą babę. Schował szablę i wracał już na schody...
- Nic wam nie powiem, możecie mnie zabić, nic wam to nie da. - powiedział śmiejąc się z was. - Zmądrzyjcie i pomóżcie nam, zarobicie na tym. Macie jego zaufanie jakieś, łatwiej wam go zabić, zwłaszcza w tej sytuacji.
-
Eric spojrzał na zbója. Potem na swój miecz. Potem jeszcze raz na zbója, chwytając go za kości policzkowe jedną dłonią i mierząc radosnym spojrzeniem. Wziął kawałek pościeli z łóżka i zakneblował mu usta. Po chwili romantycznego uniesienia odciął mu ucho, niezbyt delikatnie.
- To tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek negocjacje - parsknął.
-
Patrząc na zachowanie Erica, elf zamknął oczy. Nie chciał nikogo, aż tak okrutnie ranić chociaż lepsze to niż stracić siusiaka. Jednak Nathaniel nie załamał się i otworzył oczy, a nawet zabrał głos. - Facet słuchaj my chcemy, po dobroci a sam sobie utrudniasz. Powiedz, co wiesz a wypuścimy Cię wolno. Czyżby elf blefował z wypuszczeniem zbira wolno. Jasne było to, że nie wypuści go żywego, ale nie chciał chować znów trupa w kawałkach.
-
- To jak, porozmawiasz z nami? - zapytał chytrze, strzepując palcami krew z ostrza. - Czy trzeba cię do tego jeszcze przekonać? - uśmiechnął się paskudnie.
- Kiwnij głową na tak. Podaj łapkę na nie.
-
Rana głowy była czymś najgorszym co mogło się wydarzyć. strata ucha nie tylko pozbawiła go sprawnego narządu słuchu czyniąc go nie w pełni komunikatywnym, to rana na głowie i ból blisko centralnego ośrodka nerwowego było czymś katastrofalnym. ból jaki odczuwał, był jak słuchanie dzwony kościelnego będąc tuż przy nim. nie słyszał kompletnie nic jedynie kołatanie swojego serca i pulsujące żyły blisko głowy, nie był ws tanie niczego powiedzieć ani zareagować inaczej jak tylko wicie się w bólu.
-
- Cholera nic nie gada. Zepsuliśmy go. Przeszukam go szybko. Elf podszedł do przywiązanego człowieka, bez ucha i zaczął go przeszukiwać. Najpierw kieszenie spodni, a następnie koszulę. Ciekaw był, co znalazł jednocześnie zapomniał o zwłokach w szafie. Nathaniel szybko do niej doskoczył i, mocną ją otworzył dźwięk skrzypiących drzwi znów wywołał dreszcze na jego ciele. Na szczęście zwłoki są tam, gdzie powinny być. Elf szybko dorwał się do ich kieszeni w celu przeszukania.
-
- Przejdzie mu. Przecież wewnętrznych narządów słuchu nie uszkodziłem - powiedział, siadając na łóżku.
- Znalazłeś coś tam?
-
Elf znalazł przy bandytach po 10 grzywien, przy wojownikach zgromadzenia 15 grzywien, a przy trablinie 5. Razem 60 grzywien. Przy ciele siedzącego Wojownika zgromadzenia znalazł również tajemniczy list ze złamanym czarnym lakiem, na którym widniała odciśnięta pieczęć z wężem. Wojownik nadal był niezdolny do podjęcia próby komunikacji
Salazar wszedł po schodach i powoli , ospale szedł do pokoju.
-
- Co tam masz? - zapytał ciekawsko, słysząc brzęk monet i wyczuwając woń niejednej, pośledniej grzywny. Pieniężna orkiestra, która grała w jego uszach nieco zagłuszyła szelest papieru trzymanego przez elfa.
-
- Gówno znalazłem, które pachnie pieniędzmi w wysokości 60 grzywien, oraz tajemniczy list. Odpowiedział Ericowi z wielkim uśmiechem, kiedy wszedł Salazar. - Dobrze, że jesteś. Słuchaj znalazłem list, przy jednym z nich mam nadzieję, że nie miłosny. Trzymaj Ty znasz pewnie kilka języków, to może coś z tego zrozumiesz. Powiedział elf wręczając list, by następnie usiąść na kanapie.
-
Salazar bardzo wolno szedł i jeszcze nie doszedł do pokoju <ignorant> .
-
Ze zmęczenia elfowi wydawało się, że widział jaszczura. Dlatego przetarł oczy, by się upewnić. Jednak przetarcie pomogło i to dobrze. Wojownik bez ucha dalej nie odpowiadał, więc elf wziął się za czytanie listu, a nóż coś zrozumiem z niego.
-
Eric z podziwem spojrzał na swojego elfickiego kompana, który bez oporów, z zawadiacką pewnością siebie afiszował się ze zdolnością czytania. Do tej pory tylko kilku elfów, których spotkał, potrafiło dokonać takich cudów. Mianowicie wszyscy. Ale była ich ledwie garstka.
-
"Wykonajcie plan. ÂŚmierć to nie koniec waszego życia, powrócicie w chwale i potędze. Jednakże teraz najważniejsze to odciągnąć jego uwagę. Nerwowy i bezradny, zmieszany będzie niezdolny do prowadzenia walk na nieistniejących frontach i zajmie się tym czego nie ma, pomijając i wdzięcząc uwagą także to co jest. nie da się wielu srok za ogon trzymać. Wszystko będzie nasze." Czytał Nathaniel w liście.
Gdy otworzyłeś list Salazar wszedł i naszedł Elfa czytającego sobie list.
- Coś ciekawego w nim piszą? - Zapytał ciekawy.
-
Elf kończył czytać, gdy w końcu wszedł Salazar spóźniony. - Nie che mi się recytować. Masz sam poczytaj. Powiedział elf wstając i wręczając list jaszczurce.
-
Wziął list i przeczytał. złożył go na pół i wrzucił do kominka niczym papierowy samolocik, który zwykł nazywać papierową sową.
- A jemu? Musieliście ucho odciąć? Przecież to tylko przeszkadza takie coś... Eh nieważne. Idźcie spać. Macie klucze jeszcze nie? Więc dobrej nocy. - Powiedział odprowadzając gości do wyjścia z pokoju.
-
- To akurat zrobił Eric. Ja nawet nie zdążyłem, zareagować przykro mi. Powiedział elf biorąc klucz, aby udać się do swojego pokoju należycie wypocząć. Nathaniel otworzył drzwi, które następnie zamknął od środka. Nie chciał mieć gości, takich jak Salazar. Elf zdjął sajdak z łukiem jaki i oba kołczany, jednak na klatce piersiowej zostawił sztylecik, który błyskał srebrnym blaskiem kiedy jakieś światło na niego padło. Dziecię lasu usnęło natychmiastowo. Na szczęście nic mu się nie śniło, żeby nie musieć budzić się w środku nocy. W taki sposób czekał na poranek i pianie koguta.
-
- No cóż - westchnął. - Dobranoc - pozdrowił obu kompanów i poklepał się po kieszeniach w poszukiwaniu klucza. Wyczuł go w tylniej kieszeni spodni. To zabawne, że do tej pory nie przeszkadzał mu w walce. Jego umiejscowienie wydawało się wysoce niefortunne przy zbyt nagłych ruchach. Zastanawiając się nad takimi drobiazgami udał się do swojego pokoju. Wetknął klucz w zamek, przekręcił i słysząc znajomy szczęk otwierających się drzwi, westchnął błogo. Miał już serdecznie wszystkiego dość, na dodatek dziwnie łaskotała go klatka piersiowa w miejscu, w którym doznał rany. Zamknął za sobą i zapalił lampę leżącą na szafce obok łóżka. Podszedł do skromnej toaletki i dokładnie obmył sobie twarz oraz strup na klatce. Przyglądnął się swojej okazałej brodzie. Zaczynała go swędzieć. Wziął z umywalki brzytwę i się ogolił. Kładąc się spać piał z zachwytu nad gładkością swoich policzków.
-
- Jesteśmy sami przyjacielu. Powiedział jaszczur do wojownika zgromadzenia który i tak nadal nic nie słyszał. Jednak jaszczur nie lubił czuć się samotny. - Potrzebuję twojej pomocy, będziesz bardzo przydatny, ale to za chwilę.
Powiedział jaszczur i podszedł do zwłok Trablina. wyjął mały nożyk i zaczął oprawiać zwierzynę. zaczął od ściągnięcia łusek. odpowiednio naginając przestrzeń nakładania się łusek ze sobą, wyrywał je odkładając na kupkę. Kolejno wziął się za dłonie, wpychał nożyk pod pazury wyhaczając je z tkanki, następnie silnym ruchem dłoni wyszarpując je z palców. Na koniec zabrał się za uzębienie bestii i wbijając ostrze w dziąsła podważał, aby wydostać je. Gdy zebrał trofea - uznał, ze krew stworka będzie również przydatna. mając puste flakony ze sobą, zaczął zacinać ciało w newralgicznych miejscach podcinając główne żyły i tętnice stworzenia. oprawiając tak ciało przystawiał fiolki napełniając je krwią.
Pozyskuję:
12 pazurów trablina
4 kły trablina
1,5 litra krwi trablina
1m2 łusek trablina
Po oprawieniu zwierzyny podszedł do wojownika zgromadzenia by ocenić jego stan. Wojownik skończył się wić w konwulsjach i uspokajał się. zdolność słyszenia - upośledzona, ale zaczęła funkcjonować, pozwalając mu słyszeć poprawnie jaszczura mówiącego bezpośrednio do niego przy nieodciętym uchu.
- Już się uspokoiłeś? ÂŚwietnie. Chciałbym z tobą porozmawiać. Czy znajdziesz dla mnie czas? - Zapytał patrząc na niego w pełni związanego do krzesła bez możliwości ruchu.
- Wiesz, że zacznę krzyczeć, ktoś mnie usłyszy i wezwie straże, będziesz skończony szlachciu!
- Moi przodkowie mawiali, że nie ma dobra, ani zła, jest wyłącznie potęga i ci ludzie, którzy są zbyt słabi, by do niej dążyć. Nie interesuje mnie opinia o mnie, powinieneś o tym wiedzieć, jednak nieoszkalowana opinia nie jest przeszkodą. Niemniej jednak krzycz. To zawsze wzmaga mój apetyt.
- Nic mi nie zrobisz! Nie jesteś w stanie.
Salazar wyjął szablę i przystawił ją do pierwszego palca u prawej dłoni. był to mały palec w okolicy pierwszej kości zewnętrznej tuż za paznokciem.
- Nic ci nie zrobię, gdy powiesz prawdę, Jutro rano wrócisz do swoich zajęć jakby nigdy nic. Od kogo masz list.
- Nie wiem...
Nim zdążył dokończyć jaszczur opuścił ostrze gwałtownie odcinając koniec palca. bandyta zawył niemiłosiernie, a z palca trysnęła krew z tętniczki. Jaszczur wiedział, że było to piękne. Przystawił ostrze szabli do drugiego palca, również za koniec pierwszej kostki.
- Ponawiam pytanie od kogo ten list.
- Nie, proszę...
Nim zdążył dokończyć, ostrze niczym gilotyna odcięło końcówkę palca, a z tętniczki ponownie trysnęła krew. Bandyta nie mógł wytrzymać z bólu i wył przeraźliwie. Jaszczur podjął się wręcz trzeciej próby i przystawił ostrze szabli do trzeciego palca, również za pierwszą kostkę.
- I jeszcze raz pytam, od kogo ten list.
- Hoffersonówna dała... Astrid Hofferson... - Mówił wyjąc z bólu.
- Przecież nie żyje. Straż znalazła jej truchło w porcie przy jednej z łódek.
- ÂŻyje, dowodzi ligą cienia. Proszę puść mnie.
- Gdzie ją znajdę?
- Nie wiem, daj już...
Powiedział, lecz nim dokończył ostrze niczym gilotyna odcięło trzecią końcówkę palca. Jaszczur przełożył broń do kciuka, lecz tym razem jego podstawy.
- Ostatni raz pytam. Gdzie ją znajdę.
- Ona mnie znalazła! proszę skończ!
- Wedle woli.
Powiedział i zabrał szablę od kciuka. Prostym zamaszystym ruchem wykonał atak tnąc od boku na wysokości gardła wojownika. Poderżnął tak gardło, a z rany trysnęła krew na posadzkę. Wojownik zmarł. Jaszczur zadowolony z dnia położył się na łóżku w pełnym wyekwipowaniu. Położył się na plecach i ułożył dłonie za głową. Zasnął błogim snem wśród strupów i rozlanej wszędzie krwi. Zadowolony zasnął i spał do rana...
-
Pierwsze promienie słońca wpadły do izdebki przez okno i powoli pełzły po pościeli, wkrótce docierając do wodzących pod powiekami oczu Erica. Rosły mężczyzna zaczął się wiercić, aż w końcu obudził się ze zdezorientowaniem stwierdzając, że łóżko, w którym się znalazł, nie należy do niego. Większość wspomnień z ostatniego dnia nie zdążyła jeszcze wskoczyć na swoje miejsce. Bliżej jego aktualnych myśli znajdował się sen, w którym obrosły w orle piórka latał nad ośnieżonymi graniami masywnego pasma górskiego. W chwili obecnej usiłował przekonać swój umysł, że rozpostarcie skrzydeł i zlecenie z łóżka nie jest najlepszym pomysłem. Po zmaganiach trwających nie dłużej niż piętnaście sekund, podniósł się i podszedł do toaletki. Obejrzał swoją twarz w lustrze. Nie przypominała ona oblicza najbardziej wyspanego człowieka na ziemi. W tej chwili Eric, chociaż go nie znał, wyjątkowo mu zazdrościł. Obmył zimną wodą oczy i resztę twarzy, odświeżył się i ubrał, po czym wyszedł, zszedł po schodach i znalazł się w głównej izbie tawerny. Ta nosiła na sobie znamiona wczorajszej burdy, jednak po interwencji sił mundurowych wczorajszy rozgardiasz ucichł i dziś jedynym jego śladem były porozbijane stoły, krzesła i rzucające się gdzieniegdzie w oczy odłamki szkła, których nie zdołała uprzątnąć służba lokalu.
- Barmaaaaan! - zawołał z nadzieją, że rubaszny człowiek wyłoni się zza kontuaru polerując kufel z zimnokrwistym spokojem.
- Może jakieś śniadanko?
-
- Co byś chciał? Oczywiście wszystko kosztuje. - Powiedział barman.
Poczułeś że coś na ciebie spadło z sufitu na głowę. dotknąłeś się i nic nie poczułeś poza delikatnie czymś mokrym. patrząc na palce zauważyłeś, ze jest to szkarłatna ciecz wyglądająca jak krew. Spojrzałeś nad siebie, a nad tobą była kałuża z krwi, najpewniej krew przeleciała przez deski sufitu.
Jaszczur obudził się i zszedł na dół.
- Barmanie, u mnie w pokoju będzie potrzebne sprzątanie przed przyjęciem nowych gości. proszę jednak, by było to raczej nierozgłaszane. - Powiedział zdając swój klucz do pokoju wraz z małym mieszkiem grzywien, było tamk odliczone 15 grzywien. Barman chwycił i zważył dłonią ile tam jest.
- Niech Ci będzie.
1093 - 15 = 1078 [Grzywien]
-
Elf śpiąc pomrukiwał sobie cicho, żeby nie zbudzić innych lokatorów zwłaszcza tych w szafach. Gdy jednak zapiał pierwszy, kur i wstało słonko Natanek się obudził, ale jeszcze oczu nie otwierał lecz spokojnie wstał, z zamkniętymi oczkami. Dziecię lasu ziewnęło sobie sowicie, a następnie opłukując twarz wodą ni to zimną, ni ciepłą ogarnął się. Pozbierał swoje rzeczy, czyli łuk i kołczany oraz sztylet, który zawieruszył się w pościeli. Gdy to już uczynił otworzył drzwi kluczem, a następnie zszedł na dół widząc Erica i Salazara zawołał. - Zamówiliście, coś do jedzenia?.
-
- Jajecznicę na boczku i bekon - zdecydował się na nutę swojskości. - Ile to będzie? - zapytał, czując jak jego organizm wygrywa na strunach żołądku pieśń głodu.
- Dzień dobry, Nathanielu, Salazarze - skinął na towarzyszy klepiąc się po brzuchu.
-
- Witajcie obaj. Rzekł do towarzyszy i dodał. - Dla mnie to samo, co dla tego dżentelmena. Wskazał tutaj na Erica. - I szklankę wody do tego. Kończąc usiadł obok nich.
-
- Po 5 grzywien to będzie. Poproszę o klucze od pokojów.
-
- Już daję. Powiedział elf na temat, klucza i grzywien. Najpierw położył klucz na blacie, a następnie 5 grzywien wyciągnięte z kieszeni
1070g - 5g=1065g
-
Eric bez słowa oddał właścicielowi przybytku klucz, a także wręczył na jego dłoń wysupłane z kieszeni pięć grzywien. Obietnica smacznie pachnących jajek i skwierczącego bekonu już zawładnęła jego myślami. W tym momencie nie liczyło się wiele więcej. Bezwzględny reżim burczącego żołądka nie znosił sprzeciwu.
428 - 5 = 423 grzywien
//:Salciu, Ty nocleg za nas wszystkich zapłaciłeś?
-
//Tak, zapłaciłem. Jest odliczony z mojego stanu. A co?
Barman podał wam jedzenia. Salazar spojrzał za okno.
- Macie być zaraz na zewnątrz. - Powiedział władczym tonem i nie czekając na reakcję ruszył do drzwi by wyjść na zewnątrz i odetchnąć portowym powietrzem i cieszyć się pięknym słońcem.
-
Elf milczał chciał się, teraz najeść i to robił. Zabrał się za wąchanie dania jajka zapachniały mu świeżością i dobrą ręką kucharza zostały zrobione i do tego ten boczek. Same pyszności. Nathaniel w mig wziął się za jedzenie, trzymając w łapkach widelczyk. Na pierwszy rzut poszły jajka ich pochłonięcie zajęło dosłowną sekundkę, potem przyszła pora na boczek tutaj jednak elf musiał popić. Wziąwszy duży łyk jadł dalej. Gdy skończył cały posiłek podziękował barmanowi. - Dziękuję pyszne było. Powiedział dopijając szklankę wodą, wyszedł na zewnątrz oddychając mocno morskim powietrzem zobaczył czekającego jaszczura. - Gotów.
-
Słysząc stuk talerza i sztućców i widząc przed sobą proste (choć w tych okolicznościach każde danie było daniem wykwintnym) danie złożone z jajek, boczku i bekonu, z trudem powstrzymał się, by nie zapiszczeć z radości jak mała dziewczynka na widok różowego kucyka w sukni wieczorowej.
- Smacznego - życzył uprzejmie swojemu druhowi. Wspólne posiłki miały tę charakterystyczną właściwość zacieśniania więzów, jaką poszczycić się mógł tylko niezrównoważony psychicznie porywacz ogarnięty paranoją. Eric potrafił to docenić. Nie miał jednak ochoty na towarzyską pogawędkę, to też w akompaniamencie stuku widelców pałaszował z błogim wyrazem na twarzy swoją jajecznica. Była wyborna. W dokonaniu takiej oceny dużą rolę mógł odegrać fakt, że Eric był przeraźliwie głodny i zmęczony wczorajszymi wydarzeniami. Taki element rutynowego spokoju koił jego nerwy. Szybko oczyścił talerz, z zawziętością sroki pikującej nad złotym miastem Eldorado. Podniósł się z krzesła, podziękował gospodarzowi i wyszedł na zewnątrz, by tam spotkać się z jaszczurem.
//:Tak tylko pytam, bo nie wiedziałem, czy sobie to odliczyć.
-
Salazar czekał i się doczekał.
- Dyum, ty znasz jeździectwo, więc pójdziesz po wóz i konia do stajni, będzie gdzieś na rynku bądź w pobliżu. Wóz przygotowany dla Gorga, sprawdź też wóz, miał być - czy ma miejsca do przewozu trofeów i takie tam. Puste flakony, kuferki, skrzynie, coś w co popakujemy sobie wszystko. Oddeleguj woźnicę, przecież znasz jeździectwo to poprowadzisz wierzchowca i wóz. Nathaniel pójdziesz do Ereka Jontuna. On zajmuje się kłusownikami, będzie również na rynku w zacisznym kącie oferował trofea zwierzęce. Zapytasz o cele jakie mają jego dostawcy na dzisiaj. Spotkamy się wszyscy przy wschodniej bramie. - Powiedział i zostawił z instrukcjami towarzyszy, samemu zniknął gdzieś w zakamarkach bocznych uliczek portu. Szukał konkretnego domku.
-
- No i dobra. Stwierdził elf poprawiając łuk, ruszył w kierunku rynku szukając Ereka Jontuna. Jak mówił jaszczur lubi siedzieć w zacisznym kącie na rynku, więc tam skierował swe kroki. Gdy doszedł zaczął się rozglądać za człowiekiem.
-
Eric kiwnął głową, dając znak, że w pełni zrozumiał polecenie.
- Powodzenia - mruknął przyjaźnie do Nathaniela i puścił mu oczko, po czym ruszył w swoim kierunku. W miarę tego, jak zbliżał się do rynku, tłum na ulicach gęstniał. Choć Atusel zaczynało od statusu nędznej wioski rybackiej, zdążyło rozrosnąć się do tego stopnia, że korzeni i początków tego miejsca nie dało się już zobaczyć. Być może przez tych cholernych ludzi, których było wokół całe mnóstwo i najpewniej to oni za tym stali. Stajnię bardziej wywęszył niż wypatrzył. Kierowany własną intuicją i zmysłem węchu dotarł do przestronnego, drewnianego budynku, z którego dochodził zapach siana, gnoju i koni. Całkiem przyjemna mieszanka, trzeba było to odnotować. Wszedł do środka, szukając kogoś, kto zajmowałby się w chwili obecnej pilnowaniem rejestru.
- Jest tu kto? Przybyłem po wóz oddelegowany dla Georga Hertlinga - poinformował, może nazbyt pochopnie i ku uciesze zbyt wielu uszu.
-
Nathaniel:
Widziałeś uporczywego i natrętnego gościa oferujący przechodniom trofea. nie był to stragan jak pozostali kupcy. Miał wyłożone trofea na płachcie materiału ułożonej na ziemi. Zapewne po to, by szybko je zwinąć gdy dojrzy go straż. podchodząc do niego i słysząc rozmowy z przechodniami usłyszałeś nazwy przeróżnych stworzeń i potworów, nawet takie których dotąd nie znałeś. Wiedziałeś, że to twój cel podróży. Tylko jak się z nim dogadać by go nie wystraszyć? Taka my sl cię naszła, gdy tylko Spojrzał na ciebie ochoczo zapraszał cię ręką do siebie.
Dyum:
Właściciel tego punktu stał przy ladzie.
- Tak, wóz wraz z ogierem zaraz podjadą przed budynek. Mieliście dostać woźnicę, pojedzie z wami mój syn Franciszek.
-
- Jednak nie będzie potrzebny - oznajmił z zadowoleniem. - Jak przypuszczam, obetnie to trochę koszta? - zapytał z sardonicznym uśmieszkiem na twarzy i nie czekając na odpowiedź wyszedł przed stajnię, by tam czekać na przyjazd wozu.
-
- Tak, będzie ciut taniej. - Odpowiedział gdy wychodziłeś.
Z za budynku usłyszałeś tętent kopyt, po chwili zajechał do ciebie ogier z zaczepionym już wozem. Fanciszek powoził nim i oddał ci lejce, gdy zajechał i zsiadał z wozu.
- Jednak pan będzie powoził? Dobrze, będę miał czas pobawić się z kolegami. - Powiedział nastolatek. Miał może z 12 lat , nie więcej to pewne.
-
- Baw się do woli, smyku - powiedział, uśmiechając się ciepło do szczeniaka. Pogrzebał w odmętach swojej sakiewki i wyciągnął na dłoni dziesięć grzywien.
- Masz tutaj taki napiwek, tylko nie mów ojcu - mrugnął porozumiewawczo i wskoczył na wóz, przejmując lejce od chłopaka. Spojrzał w niebo, na poranne chmury i uśmiechnął się promiennie, czując ciepły dotyk słońca na swojej twarzy. Poczuł się trochę lepiej, jakby zrobił dobry uczynek, czy coś takiego. Kto by się takimi bzdetami przejmował.
- No to au revoir, szczeniaku! Baw się dobrze - smagnął lejcami wierzchowce i ruszył w kierunku wschodniej bramy.
203 - 10 = 193 grzywien
-
Dzieciak zabrał grzywny i ruszył żwawo w dzielnice mieszkań.
Po krótkiej podróży ruchliwymi drogami - zwłaszcza latem, dotarłeś do wschodniej bramy.
Jaszczur znalazł chatkę którą chciał. opuszczone domostwo, bliźniak na przeciwko targu niewolników. Wrzucił list, który został znaleziony przy ciele wojownika zgromadzenia, do domku, który kiedyś zamieszkiwała młoda Hoffersonówna, panna Astrid. Po tm wszystkim ruszył do wschodniej bramy, gdzie dotarł prędko spotykając jadącego Erica.
- Sprawdziłeś wóz? Wszystko jest? - Zapytał jaszczur dla pewności, czy Eric dopełnił powieżonych mu obowiązków.
-
- Yyyy, kurwa - zająknął się i pacnął otwartą dłonią w czoło, przypominając sobie o zadaniu, które z niewyjaśnionych przyczyn zaniedbał. Pospiesznie wskoczył na wóz, by sprawdzić czy wspomniane przez Salazara elementy wyposażenia faktycznie znajdowały się tam, gdzie powinny.
-
Elf podszedł do mężczyzny, który miłym gestem go zapraszał. Nathaniel wiedział, że nie może wyjawić z kim pracuje, ale skoro jest łowcą powinien jakoś zagaić na ten temat, żeby ów człowiek nie nabrał podejrzeń. - Dzień dobry. Powiedział uśmiechając się szczerze. - Panie kochany, cóż za trofea posiadasz na stanie?.
-
- Wiedziałem, że tak będzie <ignorant> . - Powiedział jaszczur widząc reakcję na swoje pytanie.
Dyum znalazł wszystko co było potrzebne, spore kontenery oraz skrzynie najpewniej na pułapki. Obok były skrzynie ze szkłem w formie butelek, oraz parę pomniejszych pustych kuferków.
- Wszystkie jakie pan chcesz, mam ci ja tu wszystko czego zapragniesz... a co chcesz? - Zapytał pokazując swój asortyment i wóz stojący za rogiem wraz z wierzchowcem Najpewniej zapakowany trofeami.
-
- Szukam, czegoś specjalnego i nietuzinkowego ostatnio. Mianowicie chodzi mi o skórę tarlessta. Masz takie coś na stanie?. Właściwie mówiąc, to też mogę Ci pomóc z trofeami. Widzisz sam jestem myśliwym i poszukuję łatwego zarobku. Będziesz miał jakieś dodatkowe zlecenie?.
-
- Tarlessta... no akurat nie mam. Ja mam swoje źródła obcych nie chcę, wybacz ale to dosyć ciężki biznes i nie dla każdego.
-
Elf posmutniał, kiedy usłyszał że sprzedawca nie skóry, na której mu zależało. Jednak musiał jakoś przekonać, człeka do tego gdzie ukrywają się jego wspólnicy. - Szkoda, że akurat tej skóry nie posiadasz. Jednak chciałbym, żebyś mnie sprawdził, czy aby się nadaję na twojego wspólnika.
-
- Nie nadajesz się. - Powiedział nerwowy, czułeś narastającą niechęć do ciebie z jego strony.
-
Elf zagrał ostatnią kartą, coś czuł że zawali to zadanie ale musiał spróbować. - Wiem, że handlujesz towarem na lewo. Dodatkowo wiem również, że utrzymujesz bliskie kontakty z kłusownikami. Powiedz, co planują i na co polują, oraz gdzie są a dam Ci należyty spokój i wolną rękę. Co Ty na to?.
-
- Wszystko jest - rzucił nerwowo do Salazara. Westchnął z ulgą. Nie miał zamiaru wracać się całą tę drogę po kilka kufrów, skrzynek i innego szajsu.
- Więc czekamy na Nathaniela? - zapytał.
-
Nathaniel:
Gdy tylko usłyszał, że jest podejrzany o działania z kłusownikami, tak tylko szarpnął za płachtę i uciekł do swojego kuca, razem z wozem w galopie opuścił rynek i ci pacjent zwiał.
- Tak czekamy na Nathaniela. Powinien już tu być.
-
Elf splunął, tylko w miejsce gdzie stary dziad siedział. Następnie udał się do wschodniej bramy miasta, w celu znalezienia towarzyszy w głowie sobie układał, co ma powiedzieć lecz bez znaczenia. Albowiem wiedział, że Salazar się wkurzy a denerwować maga, który potrafi ożywiać zmarłych nie mogło być dobrym pomysłem. Dlatego widząc towarzyszy opuścił nieco głowę. - Wróciłem. Rzekł z żalem na twarzy.
-
- I? Na jakie bestie będą polować kłusownicy? Jakie trofea mają mu na jutro dostarczyć? Musimy wiedzieć, gdzie ich w lasach znajdziemy.
-
- Skoro tak mówisz - odparł tonem kończącym pogawędkę. Powiedział to głosem, którym wojownicy wychodzący w bój żegnali się ze swoimi rodzinami. Takim, którym posługują się biznesmeni (i torturujący), którzy oznajmiają właśnie, że czas negocjacji dobiegł końca. No, może mniej stanowczym, złowieszczym i tęsknym. Jednak gdzieś tam w melodii grającej na jego strunach głosowych gorzało echo tego tonu, tonu silnie sugerującego nieodwracalną ostateczność prozaicznych nawet rzeczy. Takich jak pogawędka. Która, jak dobitnie zaznaczył, dobiegła końca. Siedział teraz w koźle woźnicy, wpatrując się w ludzi, którzy szykowali się do opuszczenia wioski. Niektórzy pchani niechybnie ciekawymi, często nielegalnymi przyczynami, inni w poszukiwaniu chwały, złota i okazyjnie śmierci, jeśli niezbyt chętnie studiowali o zagrożeniach czyhających na szlaku wędrownym. Eric, zastanawiając się nad tymi i innymi kwestiami, wyciągnął smagłą dłoń i zanurzając ją pod cienką osłonę skórzanych spodni, podrapał się po dupie. Jego natarczywe palce wyzwoliły strumień ulgi rozlewający się po całym ciele i rozluźniający każdą spiętą tkankę. Nagle wyzbył się wszelkich zmartwień i utrapień. Prosta czynność w piętnaście sekund pozwoliła mu nabyć spokój, opanowanie, koncentrację i metafizyczną wrażliwość mistrza zen. Zanurzając się w świecie mistyki, filozofii i dążenia do duchowego spełnienia, kompletnie nie zauważył nadchodzącego elfa. I bardzo dobrze, bo jego rozżalony wyraz twarzy, przy którym zagłodzona sierota odziana w łachmany nagle wydawała się wysportowaną atletką, której sława niesie się po całym świecie i nie pozwala zaznać biedy, sprawiał, że każdy przechodzień spoglądający w jego oczy musiał liczyć się z natarczywą chęcią sprzedania swego dobytku i oddania zarobionych pieniędzy najbliższemu sierocińcowi. Do tego stopnia wzbudzał współczucie. Przemyślny Eric nie rozchylił powiek, pod osłoną których wytrwale poszukiwał transcendencji w astralnym świecie.
- A więc zawiodłeś - cmoknął z emfazą, przez moment przypominając pewnego zielonego stworka z siwymi włosami i zamiłowaniem do szyku przestawnego w każdym wymawianym przez siebie zadaniu.
-
- Facet okazał się tajemniczy, na tyle że nie chciał je wyjawić niewtajemniczonemu. Zaproponowałem mu test do sprawdzenia mnie, ale odmówił. Chciałem nawet z nim współpracować, lecz w końcu zwiał. Wiem, że zawaliłem. Teraz możesz się na mnie wyżyć, ale jak masz zamiar mnie zabić to chociaż nie ożywiaj z powrotem.
-
- Nie wiem o czym ty mówisz Nathanielu. Jakim ożywianiu, nic takiego nie potrafię. - Powiedział zdziwiony jaszczur. - A ciężko było zapytać czy będzie miał coś ciekawego jutro do sprzedania? Z pewnością pochwalił by się by zaskarbić sobie klienta. No trudno będziemy szukać po omacku. Na wóz i jedziemy! Patataj, patataj Ericu! - Powiedział radosnym głosem wiedząc, że wycieczka chwilę potrwa. Usiadł na wozie między skrzyniami i spokojnie położył się na plecach zakładając ręce za głowę. Przymknął powieki i delektował się ciepłem płynącym z nieba.
-
Elf w lekkim szoku pozostał. Widocznie spodziewał się bluzg, albo nagłej śmierci z ręki jaszczura. Ten jednak spokojnym tonem, mówił co wybiło Natanka z pantałyku. Miał jego słowa zakodowane w pamięci, gdy siadał między skrzyniami woza z łukiem już przygotowanym. Wiedział, że może on się niedługo przydać.
-
- Już patatajam, Salazarze! - krzyknął z entuzjazmem i smagnął wierzchowce lejcami. Konie parsknęły żywiołowo i ruszyły żwawo z kopyta, wznosząc tumany kurzu, których kłęby zionęły na dwóch strudzonych wędrowców siedzących pod murem i pałaszujących łapczywie wędzony bekon. Najwyraźniej nie uznali tego za przejaw szlachetnej uprzejmości woźnicy, bo kasłając i dławiąc się resztkami zasuszonego mięsa, klęli paskudnie na odjeżdżający wóz. Eric tego nie zauważył i zaczął radośnie gwizdać i nucić na przemian. Była to ta irytująca cecha każdego z powożących we wszechświecie, niezależnie od tego czy trzymali w dłoniach lejce czy ster statku. Wibrujący ton jego gwizdu już wkrótce zaczął świdrować głębie małżowin usznych jego towarzyszy, drażniąc i doprowadzając ich do szału.
- Lalala - nucił.
-
Elf siedząc na wozie, myślał aktualnie na swój temat i wyboru określonej ścieżki. Nawet nucenie Erica nie mogło, go akurat wyprowadzić z równowagi. Nathaniel siedział sobie z łukiem w ręku, bujając się w ruch wozu. Jednak chciał poznać lepiej towarzysza Erica. - Ericu, możesz coś opowiedzieć o sobie?, żeby zabić tą nudę.
-
Zagłuszając piękną ciszę i możliwość słuchania miarowego stukotu kopyt, zauważyliście, ze docieracie na skraj lasu. Minęliście pierwsze drzewa, dało się słyszeć wiele odgłosów przypominające żywotność małych stworzeń w tym lesie. ptaki ćwierkały a roślinność wiła się wraz z wiatrem...
-
- Obawiam się, że może to nie być porywająca historia - westchnął, sięgając pamięcią ku dawnym czasom, kiedy jeszcze żył na kontynencie, niepomny istnienia portalu. Był wówczas młody... i głupi.
- Urodziłem się w mieście Harton 26497 roku I ery. Jak się pewnie domyślasz, niewiele z tego okresu już pamiętam. Jak pewnie w przypadku każdego z nas był to czas brudnych pieluch, ssania piersi, raczkowania i wolnego poznawania świata. Harton było miastem podobnym do Efehidon. Wielkie, zatłoczone, pełne możliwości, ale i niebezpieczeństw. W okresie mojego dorastania król i jego świta nie cieszyli się zbytnim poparciem ludu. Nieliczni rojaliści byli mieszani z błotem przez opinię publiczną. Plebs domagał się kogoś, kto zaprowadzi porządek, zmieni coś, przywróci miastu dawny blask. Płonne życzenia hołoty, która o niczym nie ma pojęcia - urwał i zamyślił się, odganiając dłonią muchę sprzed twarzy. Jego oczy wydawały się zaszklone, jakby na źrenicach wyświetlano mu projekcję ubiegłych lat, do których nie chciał wracać.
- Byłem wtedy młody, głupi i ambitny. ÂŁudziłem się, że mogę coś zmienić. Zatrząsnąć tym miastem. Ludzie mnie lubili. Popierali. Stanowiłem zagrożenie dla starych wyg na wygodnych stołkach z kabzami wypełnionymi brzęczącymi monetami. Nie podobało im się to, że rosnę w siłę. A oni wiedzieli, jak wykorzystać moją młodzieńczą butę i porywczość. Uwiodła mnie dziewka, córka jednego z szlachciców. Pewnie domyślasz się do czego doszło - uśmiechnął się zawstydzony.
- Czasami myślę, że naprawdę coś do mnie czuła. Ale jej ojciec miał na nią duży wpływ. Kiedy nasz związek się wydał... A wydał się dość spektakularnie, możesz sobie wyobrazić - szturchnął elfa łokciem w zawadiackim geście.
- To było kiepsko - skonstatował. - Co więcej, musiałem się dość szybko ulotnić. Umiejętność tego, jak się zdaje, jest jedną z niewielu rzeczy, jakie zachowałem z poprzedniego życia. Tak mniej więcej znalazłem się tu, na Valfden. Nie żałuję. Choć czasami wracam pamięcią do tych dni, rozpatrując wszystkie błędy, które popełniłem - zasępił się. - Nie z żalu. Uważam, że moje życie zmieniło się na lepsze. Taki jednak mam z natury charakter, że lubię do wszystkiego podchodzić jak perfekcjonista. Rzadko się udaje - zarechotał, choć w jego śmiechu nie było krzty wesołości.
- Dobra, koniec bajdurzenia - zaśmiał się, tym razem nieco weselszy. - Pilnuj się. Wjechaliśmy do lasu. Jako elf pewnie czujesz się jak w domu.
-
- Dość ciekawa historia. Muszę przyznać. Powiedział elf na początek opowiadania, kiedy jednak Eric mówił dalej a dodatkowo to szturchnięcie mówiło mu wiele. - Dwa razy nie musisz powtarzać. Powiedział z uśmiechem na ustach. Jednak w końcu dojechali do lasu. Elf wciągnął leśne powietrze, które dodało mu sił. - W lesie czuję się zawsze dobrze, ale domem tego nazwać nie mogę. Widzisz każdy szuka swojego miejsca na tym świecie, a ja wciąż szukam. Powiedział tajemniczo gdy znaleźli się na skraju lasu.
-
- A ty jak trafiłeś na Valfden? - spytał elfa, czując, że nadeszła jego kolej na ckliwą opowiastkę o latach minionych.
-
Spojrzeliście na korony drzew. Widzieliście tylko rude ogony znikające w gęstwinach liści wyprzedzające was w szybkim tempie. Nagle coś ze skoczyło na ulicę, była to mała wiewiórka. Z liści wyłoniło się swoiste stadko, kilkunastu wiewiórek.
Koń spłoszył się nieco stając dęba po czym opadł zatrzymując się wraz z wozem. Czarny kuń obrócił łeb w kierunku woźnicy z pytającym i wystraszonym wzrokiem. Wyjrzeliście z wozu cóż to się stało, a wiewiórka zaczęła machać łapką i mówić coś. Nie byliście w tanie zrozumieć co mówiła, bądź próbowała przekazać. Domyśleliście się jednak, że jest to przestroga i ostrzeżenie brzmiące dokładnie tak:
"E! A wy co?! Zgubiliście się na wycieczce?! To jest mój teren synki, nie będziecie mi tu łazić po obiekcie. Chcecie bęcki?"
Zrobiliście zaskoczone miny na widok tego wiewióra. Wiewióra kontynuowała swoją próbę komunikacji chcąc przekazać wam:
"Dotkniecie tych drzew, to wam spuszczę taki łomot, że gleba! Nie lekceważcie potęgi wiewiórczego klanu. Jesteśmy strażnikami lasu, wierzymy w prawo i sprawiedliwość. W skrócie... Zjeżdżać dziady."
Jaszczur schował się za skrzyniami ze strachu, zakrył dłońmi głowę i podkulił nogi. <anioł>
-
- My przybywać w pokoju. My przyjaciel - wydusił, zaskoczony, że w ogóle podejmuje próbę komunikacji z wiewiórkami. Przecież to było zupełnie nieracjonalne. Jednak coś w spojrzeniu spłoszonego konia jakby nakazywało mu szarpnąć się na taki trud.
- Nathanielu, mam nieodparte wrażenie, że lepiej odnajdziesz się w tej sytuacji - syknął przez zaciśnięte zęby, niemal nie poruszając wargami i wciąż kretyńsko, jakby przepraszająco szczerzył się do wiewiórek. Kilka ponaglających, ukradkowych spojrzeń zachęcało elfa do wzmożenia wysiłków i informowało go o tym, że w prywatnym rządzie Erica otrzymałby zaszczytną posadę ministra do spraw zagranicznych. Miał tylko nadzieję, że elf nie zgubił swojego paszportu dyplomatycznego.
-
- Mieszkałem w lesie, dziwne nie?. Powiedział z uśmiechem na ustach. - ÂŻyłem sobie spokojnie z ojcem elfem i matką krasnoludzicą. Doprawdy rzadkie połączenie nawet, czasami sam nie mogę w to uwierzyć. Przerwał i mówił dalej już poważniejszym głosem.- Będąc kiedyś na polowaniu zobaczyłem jak się pali nasz dom. Jednakże nie mogłem znaleźć rodziców, lecz widziałem kilku ludzi którzy wybiegli z naszej chatki. Wtedy pomyślałem, że zginęli od ich mieczy a ogień dopełnił reszty. Elfowi mówił dalej poważnym tonem. - Dlatego jest mi również ciężko z takiego powodu, że być może rodziców również nie było w domu, kiedy cała akcja miała miejsce. Dlatego chyba się tam wybiorę, kiedyś sprawdzić całe miejsce jeszcze raz. Nathaniel skończył wywód o cierpieniu. Jednak nie powiedział jeszcze wszystkiego. - Następnie przybyłem na wyspę nie dawno, choć jeszcze wtedy mgła była nad morzem. Poszukiwałem tutaj wujka Kharima Kazame. Opiekował się mną wcześniej, gdy byłem gówniarzem, lecz odwiedzając jego chatkę, dowiedziałem się że popełnił samobójstwo skacząc z muru jakiejś warowni. Także znów jestem sam i właściwie dobrze mi z tym. Nathaniel skończył mówić i zaczął się rozglądać, po lesie. Gdy nagle wyskoczyły wiewiórki. Elf próbował rozkminić co mają dopowiedzenia na szczęście był lingwistą i wiewiórczy znał nawet dobrze, jednak poszczególne dialekty bywały różne zależne od gatunku. - Proponuję ominąć ją, jak najdalej i nie dotykać drzew. Właściwie to zgaduję, ale zróbmy to może się udać. Powiedział dość przekonująco.
-
- Skoro tak mówisz - bąknął zdezorientowany, czując się nieswojo w obliczu bycia obserwowanym przez wiewiórki, które dziwnym trafem patrzyły na niego wzrokiem jego cioci, kiedy przyłapała go przy rozbitej wazie z ciastkami.
-
- Ruszaj tylko powoli i, pod żadnym pozorem jej nie przejedź, bo zginiemy marnie.
-
- ÂŻycz mi szczęścia - powiedział tylko i stosując się do rady Nathaniela, wziął ostrożnie lejce w drżące dłonie i zaczął manewrować na wąskim trakcie. Ileż było finezji w jego pilotażu! W odległym wszechświecie jeden z najlepszych kierowców rajdowych poczuł ukłucie niepokoju, że gdzieś rodzi się utalentowana konkurencja. Eric, nie świadom tego, umiejętnie instruował konie, zupełnie jakby ich umysły stały się jednością. Skupienie objawiało się na jego twarzy zaciśniętymi ciasno ustami, strużkami potu spływającymi po skroni i nieobecnym spojrzeniu, które ogniskowało się na jednym, konkretnym celu - wyprowadzeniu ich z tego grząskiego bagna, w jakie o mało co nie wpadli. Jedno z kół wozu o dosłowny cal minęło ogon wiewiórki. Eric o mało nie połknął własnego języka, widząc jak niewiele dzieliło ich od katastrofy. Manewry zakończyły się sukcesem i człowiekowi udało minąć się złowieszczy patrol.
- Możesz już otworzyć oczy, Salazarze - uspokoił jaszczura.
-
Nathaniel zdumiony wyczynami rajdowymi Erica rzekł krótkie, acz treściwe.- Brawo. Powiedział elf i poklaskał, przez chwilę. - Dobra jedziemy dalej, mam nadzieję że bez towarzystwa wiewiórczego.
-
Eric starł dłonią pot z czoła i odetchnął głęboko.
- No, kurwa! - podsumował.
-
Salazar wychylił głowę zapuszczając żurawia w kierunku wiewiórek. Ta tylko pokazała swoimi palcami, że będzie was obserwować.
- Jedziemy jeszcze parę minut, potem zostawiamy wóz i idziemy w dzicz szukać pułapek, kłusowników, może jakiejś zwierzyny. Zapolujemy na kłusowników, może coś jeszcze w dodatku.
-
- Rozumiem. Grunt, żeby nie było więcej wiewiórek przerażają mnie z leksza, a widziałem już wiele. Skomentował elf i czekał na koniec podróży, a następnie na marsz.
-
Tymczasem Eric wrócił do irytującego pogwizdywania, które w jakiś sposób miało ukoić jego nerwy. Chciał jak najszybciej wyrzucić z głowy pamięć o wydarzeniach sprzed chwili, choć jednocześnie nie mógł się nacieszyć, że potrafił tak zgrabnie powozić. Podziw w oczach Nathaniela zapalił w jego serduszku płomyk dumy, na który napierały teraz miechy samozadowolenia.
-
- Dobra, zatrzymaj się. - Powiedział do Erica w wiadomym celu, zatrzymania wozu.
- Schowaj wóz w jakieś chaszcze, gąszcze. Konia odczep, będziesz go pilnował, żeby nic go nie zjadło. A nawet możesz na nim podróżować... Pójdziemy w dzicz za głosem natury. Będziemy nasłuchiwać nienaturalnych dźwięków, jakieś wycie z bólu, wystrzały albo inne tym podobne sprawy.
Powiedział jaszczur zeskakując z wozu. Podszedł do jednego z drzew i przyglądał się korze...
-
Eric skinął głową w zrozumieniu i wjechał między drzewa, pozostawiając wóz w gęstwinie. Zeskoczył z kozła, odczepił konia i poprowadził go z powrotem do Salazara.
- Wolę nie. Teren jest tutaj zdradliwy, koń mógłby złamać nogę, a to nie skończyłoby się dobrze dla żadnego z nas. Chodźmy zatem, stojąc w miejscu niczego nie znajdziemy - skonkludował logicznie i nasłuchując, ruszył w kierunku, który akurat mu odpowiadał.
-
- Mijając kolejne drzewa, patrz na korę. - Powiedział Jaszczur wskazując na drzewa. - Szukajcie wzorków, szlaczków, czegokolwiek w miarę świeżego. Szukajcie jakiś przedmiotów. Może zostawili ślady i znaki, mogące określić miejsce, do którego poszli. I w miarę cicho bądźcie... musimy nasłuchiwać... Mówił ściszając głos. sięgnął po swoją szabelkę i odginając gałęzie by utorować sobie drogę zaczął wchodzić w głąb lasu.
-
Eric jedną dłonią trzymał konia za uprząż, a drugą badał korę mijanych drzew. Przypomniał sobie dzięki temu pewną dawno usłyszaną radę dla podróżnych zagubionych w lesie. Wystarczyło wówczas spojrzeć, gdzie drzewa najbardziej obrastają mchem, by dowiedzieć się, gdzie jest północ. Z pobieżnych obserwacji Erica wynikało, że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, północ jest wszędzie.
- A to ci dopiero... - mruknął cicho sam do siebie. Cały czas pozostawał czujny. Nasłuchiwał, rozglądał się, patrzył pod nogi, przed siebie i rozważał wszystko, co pojawiło się w polu jego widzenia. W lesie panowała jednak pełna napięcia cisza. Cicho było do tego stopnia, że gdy koń parsknął prosto w jego ucho, Eric podskoczył w przerażeniu i omal nie skręcił sobie kostki, wpadając w niewielką, króliczą norę.
-
Nathaniel jako elf, mógł lepiej się przyglądać każdemu drzewu jak i śladów pozostawione, przez zwierzaki. Nawet jego długie uszy przydałby się na coś. Dlatego wytężył słuch i rozpoczął baczną obserwację otaczającego go leśnego świata. Konik sobie szedł, obok Erica parskając co chwilę. Nawet on sam wydawał takie dźwięki, że dało się go pewnie usłyszeć z daleka nie mówiąc już o zbroi jaszczura. Elf nie przejmując się zbytnio rozglądał się dalej, a zwłaszcza pod nogi.
-
Z oddali usłyszeliście przeraźliwy trzask zamykanej pułapki na duże zwierzęta i wycie w bólu leśnego stworzenia.
-
Elf, aż zamknął oczy i przyłożył ręce do uszu, żeby stłumić wycie zwierzaka. Jego łuk wylądował na ziemi, a on sam kucnął. Nathaniel potrzebował chwili, żeby mógł się ogarnąć i rozpocząć działanie. Podniósł łuki i wyjął już strzałę, i powiedział. - Chodźmy w kierunku wycia. Pewnie kłusole się pojawią. Kończąc ruszył powoli w kierunku hałasu.
-
- No to mamy zwycięzcę - mruknął żartobliwie, zadowolony, że w końcu wie, w którą stronę podążać. Ruszył za Nathanialem by zbadać przyczynę nagłego hałasu.
-
Rozglądając się na boki ujrzeliście pędzące w gęstwinach kreshary. Mknęły z boku nie zwracając na was uwagi. tor ich biegu był idealnie po skosie w stronę miejsca w które idziecie. Wiecie ze się spotkacie... I niestety kreshary przyuważyły was idących i uznając za wrogów zmieniły tor biegu wprost na waszą trójkę.
4x Kreshar (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Kreshar) 2 po lewej i 2 po prawej stronie w odległości 10 metrów.
-
Elf wiedział, że nie uniknie walki dlatego rzekł. - Biorę prawą stronę. Następnie nałożył na cięciwę łuku żelazną strzałę i mocno naciągnął. Wymierzył w jednego z kresharów już nadbiegających do niego. Sześć sekund namierzania i elf wypuścił strzałę, która poleciała i trafiła jednego z zwierzaków w łeb. Grot strzały przebił się, przez czaszkę docierając do mózgu i tak skończył się jej szaleńczy pęd. Następnie Nathaniel czując ducha lasu znów, wyjął strzałę, którą jak wcześniej nałożył na cięciwę łuku mocno ją naciągając. Elf wziął głęboki oddech i znów namierzał w tym czasie stworzenie zbliżyło się na odległość 5 metrów. Dziecię lasu nie zwlekało i wypuściło znów strzałę wraz z powietrzem. ÂŻelazny pocisk miał krótką wędrówkę, ale bardzo skuteczną. Grot strzały wbił się w płuca nadbiegającej bestii. Kreshar znacząco zwolnił, by po sekundzie paść na ziemię bezdechu. Na sam koniec zdążył jeszcze poruszać łapami. Tak oto zginął drugi zwierzak.
2x Kreshar 2 po lewej w odległości 10 metrów.
-
- Nienawidzę tych skurwieli - mruknął beznamiętnie, widząc jak nadbiegające bestie naciągają skórę twarzy na głowę i piszczą wniebogłosy.
- Po prostu nienawidzę - dodał i uniknął szarżującego wprost na niego kreshara o obliczu nie znającym boskiej miłości. Bestia łypała na niego swoimi przekrwionymi ślepiami. Eric zdążył już dobyć miecza i po wykonaniu uniku natychmiast rzucił się na drapieżcę, wykonując kilka zamaszystych cięć, które poznaczyły skórę kreshara krwawymi bruzdami. Zwierzę poruszało się zgrabnie, z nieprzyjemną płynnością przywodzącą na myśl panterę. Ericowi wydawało się, że nigdy nie zdoła zatopić swego ostrza w cielsku tego potwora bardziej niż tylko powierzchownie. Kreshar ruszył na wojownika i kłapnął groźnie szczęką w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem znajdowało się jego przedramię. Zaskoczony swoim refleksem, znalazł się tuż obok pulsującego gniewnie boku bestii. Uniósł trzymany oburącz miecz nad głowę i wbił sztych w grzbiet kreshara. Zwierz wydał z siebie ostatni, przeszywający pisk i padł martwy. Eric wyciągnął ostrze z podrygującego truchła i rozejrzał się po najbliższej okolicy, wypatrując ostatniego napastnika, który pozostał wśród żywych.
1x Kreshar po lewej
-
//10 metrów... 12 sekund to zbyt długo byś obu zdążył ubić w ten sposób...
Nathaniel:
Zabiłeś jednego Kreshara, który potoczył się pędem zatrzymując tuż pod twoimi stopami. Drugi kreshar rzucił się na ciebie i wykonał atak przewracanie, gdy nakładałeś strzałę na łuk. W Wyniku ataku zostałeś przewrócony na plecy i z rak wypadł ci łuk oraz strzała, potoczyły się poza zasięg twoich dłoni. Kreshar przygotowywał się do wgryzienia w twoje gardło.
Jaszczur stanął z Dyumem i sięgnął po swoją szablę. Gdy kreshar pędził wprost na niego, Jaszczur czekał. I Czekał. Czekał jeszcze chwilkę i... Gdy już kreshar był dosłownie przed nim na dwa metry i rzucał się do skoku w celu zastosowania ataku przewracanie, Salazar wykonał unik uskakując w bok. Bestia będąca już w locie nie zdążyła zareagować, gdy przelatywała przed jaszczurem. Salazar trzymając dzielnie szablę wykonał proste cięcie od boku z dołu ku górze, kierując ostrze w gardziel bestii będącej w trakcie skoku. Błyskawiczny ruch szablą, szybkie kocie ruchy zadały głęboką ranę w ciało kreshara. Ostrze trafiło delikatnie w gardło, reszta ześlizgnęła się na tułów stworzenia zacinając mięśnie. Bestia niezdolna do poprawnego poruszania wykonała doskok do jaszczura z zamiarem kąsania w Zbroję. Jaszczur przystawił ostrze szabli przed nogę i tak Kreshar sam nadział się an szablę i rozpłatał swoją twarz. cofnął pysk, z którego potoczyło się mnóstwo krwi. słaniając się na trzech sprawnych nogach padł martwy.
1x Kreshar leżący na Nathanielu, zamierzajacy wgryźć się w arterie.
Z oddali usłyszeliście ponowne wycie i ponowne zaciskanie się klatek, Z oddali zauważyliście niespokojne ruchy z miejsc, z których wybiegły Kreshary oraz przeraźliwe piski...
-
Elf musiał działać, a miał naprawdę mało czasu. Leżąc na ziemi dobył sztyletu za pasa i próbował zamachnąć się w szyję bestii. Jednak leżąc na ziemi nie mógł stwierdzić, czy trafił i jakie obrażenia zadał.
-
Eric puścił się biegiem na pomoc towarzyszowi, który znajdował się w chwili intymnego zbliżenia z przedstawicielem jednego z drapieżnych gatunków tych lasów. Potraktował łapczywą bestię z buta. Kopniak trafił prosto w pokrytą oślizgłą skórą twarz zwierzaka. W tym momencie Eric naprawdę cieszył się, że ma na nogach swoje skórzane ciżemki. Bestia oderwała się od Nathaniela i warknęła groźnie na przeciwnika. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, już musiała umykać stanowczym cięciom bezlitosnej stali. Lawirowała w wysokiej trawie, ścigana przez zimne ostrze klingi. W końcu stanowczo zaparła się na tylnich łapach i wykonała błyskawiczny skok. Eric zdążył się przeturlać na bok. Wstał natychmiastowo, jakby wylano na niego wiadro zimnej wody i z chirurgiczną precyzją rozciął mieczem gardziel sapiącej bestii. Kreshar zarzęził żałośnie, motając przednimi łapami wykonał jeszcze dwa kroki do przodu, po czym padł martwy, barwiąc trawę szkarłatnym kolorem krwi.
Kreshar gryzie ziemię.
-
Ponownie posłyszeliście pisk ze swego źródła, a w waszą stronę zaczęły biec kolejne Kreshary. Tym razem wybiegły z jednego miejsca, lecz w większej ilości, 7 sztuk. Zauważyliście ich z większej odległości, całych 30 metrów, gdyż wiedzieliście, ze nadbiegają.
- Nathaniel, na drzewo! - Warknał Salazar.
7x kreshar (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Kreshar)
-
- Kurwa - zajęczał cicho. - Trzeba się było nauczyć akrobatyki! - krzyknął sam do siebie i wskoczył na wierzchowca, który wierzgał ze strachu. Eric obawiał się, że w gęstwinie krzewów rumak może się potknąć, złamać kończynę, wpaść w dół, ale chwilowo nie miał żadnego wyboru, jak popędzić prosto przed siebie w ucieczce przed stadem kresharów. Nawet gdyby umiał łazić po drzewach, to konia by po pniaku nie wprowadził, choćby nie wiem jak się starał. A jaszczura chyba by potem nie zaprzęgli do wozu.
-
- Ja pierdole. Powiedział żarliwą i błyskotliwą, a nawet filozoficzną sentencje na widok bestii. Następnie szybko się podniósł skoczył, po łuk i strzałę. Pędząc do najbliższego drzewa, szybko się na nie wspiął dzięki akrobatyce. Teraz mógł bez większych oporów strzelać i tak zrobił. Złapał kolejną strzałę i nałożył na cięciwę łuku, mocno naciągając zaczął namierzać cel. W sześć sekund wypuścił jedną ze strzał, która poleciała trafiając w jednego z potworów w skroń. Bestia wpadła w amok i uderzyła o drugą wywracając ją, a trafiony kreshar zdechł. Nathaniel znów dobył strzałę z kołczanu i analogicznie jak wcześniej nałożył ją na cięciwę, którą naciągnął. Elf nie zastanawiając się dłużej wymierzył, w jednego z kresahrów nadbiegającego na towarzyszy. Kilka sekund i strzała została wypuszczona. ÂŻelazny grot poleciał trafiając w lewe płuco bestii przebijając je. Ta jeszcze pędząc, dzięki sile swoich mięśni dobiegła do jaszczura i człowieka, lecz nic nie zrobiła padła u ich stóp.
5x kreshar. Jeden przewrócony.
-
Eric zawrócił łukiem i natarł na jedną z goniących go bestii. Planował ją stratować, jednak w ostatecznym momencie chabeta spłoszyła się i umknęła na bok, Eric zdołał jedynie płaskim cięciem smagnąć grzbiet kreshara. Krople krwi chlusnęły na jego koszulę. Nie po raz pierwszy w ciągu ostatniej doby. Poklepał przestraszonego wierzchowca po szyi i wtulił twarz w jego grzywę. Starając się go uspokoić, szeptał kojące słowa do jego ucha. Wątpliwe było, by koń cokolwiek zrozumiał z jego mowy, ale starania Erica przyniosły skutek i już po chwili rumak słuchał się w końcu jeźdźca. Raz jeszcze nawrócił zakosem i natarł na ranną bestię, która z wysokim piskiem starała się uciec przed kopytami niosącymi zgubę. Nie zdołała. Padła martwa stratowana przez zadowolonego jeźdźca.
4x kreshar. Jeden przewrócony.
-
Eric pokazał pokaz wspaniałego jeździectwa, a do tego zabił jedną bestię. Elf by mu teraz pogratulował gdyby nie fakt, że obalony stwór i jego kolega chcieli zjeść towarzysza i jego konia. Nathaniel znów dobył strzał z kołczanu, którą umieścił na cięciwie łuku i rozpoczął celowanie. Kilka sekund i strzała poszybowała, przy okazji strącając jeden listek. Pewnie jakiś obrońca lasu, by się oburzył na ten widok, lecz elf miał to aktualnie gdzieś. Strzała poleciała i trafiła podniesioną już bestię w łeb nim zdążyła się dobrze rozpędzić. Grot strzały przebił się do mózgu i unieruchomił zwierzaka na dobre. Następnie Nathaniel wciągnął leśne powietrze, które wypełniło jego płuca i przymrużając prawe oko dobył kolejnej strzały. Szybko umieścił ją na łuku, a w końcu naciągnął cięciwę. Namierzał kolejnego potwora, który był dosłownie metry od Erica. Elf wiedział, że trafi dlatego wypuścił strzałę, jaki powietrze z płuc oraz otworzył oko. Pocisk przeleciał ładny kawałek, trafiając keshara prosto w głowę. Bestia znacznie zwolniła zawyła z lekko, a następnie zdechła tuż pod kopytami klaczy. Koń lekko uniósł kopyta, ale się uspokoił szybko. Tak oto padło dwóch kolejnych przeciwników.
2x kreshar.
-
//Nathaniel, nie opisuj ruchów innych graczy bo nie jesteś do tego władny. Koń w tym momencie słucha Dyuma i ja albo on decyduje co robi jego koń. Tylko ostrzegam.
Kreshary nie rzuciły się na Dyuma, gdyż był większym zagrożeniem od elfa. Elf siedzący na pierwszej gałęzi do której mógł doskoczyć nie był nadzwyczajnie wysoko. Kreshary rzuciły się na konar chcąc ściągnąć elfa z drzewa i zeżreć źródło śmierci sianej wśród ich oddziału.
Nie były na tyle szybkie, by zdążyć to zrobić, gdyż Jaszczur doskoczył do nich wywijając sprawnie swoją srebrną szablą. Będąc zwrócony do pleców bestii ciął szablą po grzbiecie zadając stosunkowo płytkie, lecz sprawne cięcia jednemu ze stworów. Bestia raniona w plecy błyskawicznie zaprzestała napierania na drzewo i obróciła się. zapiszczała w bólu nakrywając twarz skórą.
Rzuciła się z łapami na Jaszczura. Salazar cofnął się unikając łap. Bestia opadała już na ziemię, gdy Jaszczur wyprowadził kolejne cięcie wprost w głowę stworzenia tnąc po skosie by dosłownie przeciąć mu twarz. Silny cios w który włożono mnóstwo energii rzeczywiście trafił rozcinając pysk. bestia klapnęła paszczę i pojawiająca się struga krwi, która świadczył o głębokim rozcięciu zlała krwią twarz bestii. Kreshar padł an ziemię dygocząc. Rozcięcie było na tyle głębokie, że nie uszkodziło tylko twarzy, ale również uszkodziło czaszkę raniąc mózg.
Jaszczur rzucił szablę dobierając się do swojego kostura. Jednocześnie skoczył w kierunku drugiego Kreshara. Wyprowadził solidny zios znad głowy w stronę grzbietu bestii napierającej na drzewo. Obuch uderzył w grzbiet powodując przesunięcia i złamanie kregów w kręgosłupie. Bestia zawyła przeraźliwie błyskawicznie tracąc władze w łapach przednich oraz tylnych. Bestia opadła na ziemię opierając głowę o Konar. Szlachciurek jaszczurek wyprowadził kolejny atak tym razem celując bezpośrednio w głowę bezbronnej bestii. cios trafił jak się należało i trafiając czaszkę połamał jej kości miażdżąc mózg. bestia była martwa.
-
Salazar popisał się sprawnym, posługiwaniem się szablą oraz kosturem. Gdy to szaleństwo się zakończyło elf zeskoczył z drzewa, które dość solidnie podrapały. Nathaniel będąc już na ziemi, zaczął sprawdzać strzały, czy nadają się do ponownego użycia. Gdy to zrobił pogratulował jeździe Erica. - Widzę, że umiesz obchodzić się z koniem. ÂŁadnie sobie poradziłeś.
// Dobra będę się pilnował już. Dasz mi ogólny rozrachunek strzał na koniec wyprawy?.
-
- Nathaniel, oprawisz je? Ja upuszczę w tym czasie krwi. Eric chodź ze mną i kucem, weźmiemy puste butle na krew.
Powiedział Jaszczur i schował bronie, ruszył w kierunku wozu odwracając się za Ericem.
//Tak, w podsumowaniu.
-
Eric zeskoczył z wierzchowca i poprowadził go za jaszczurem w stronę skrzętnie (jak miał nadzieję) ukrytego wozu. Nie musieli długo wodzić, gdyż doskonale pamiętał, gdzie go zostawił, a poza tym nie oddalili się zbyt daleko.
- Pospieszmy się. Nie chciałbym spędzić nocy w lesie - mruknął w stronę jaszczuroczłeka.
-
- Mogę spróbować. Rzekłszy to zabrał się za oprawienie, aż 11 bestii. Najpierw zebrał je do kupy, żeby następnie ściągać po kolei trofea. Najpierw wziął się za skórowanie. Ponacinał skórę wszystkich bestii, przy łapach aby następnie dojść do pleców, a w końcu do głowy. Odpowiednie ponacinanie było drogą do sukcesu w tym, przypadku. Tak się stało, że po kilku minutach elf miał wszystkie 11 skór ładnie ułożonych i zawiniętych. Elf będąc, przy głowach wziął się za kły. Otworzył każdej bestyjce, paszcze odór jaki z nich wyszedł mógł doprowadzić do wymiotowania nie jednego łowce, ale elf niezłomnie zabrał się za kły. Nathaniel wbijał sztylet w dziąsła, a następnie delikatnie podważał, każdy kieł aby nie doszło do jego złamania. W ten sposób uzyskał 28 kłów. Na sam koniec zostawił sobie pazury, przy łapach. Tutaj również postąpił podobnie, co z kłami lecz bardziej delikatnie. Elf delikatnie podważał ostrzem sztyletu, każdy pazurek a następnie delikatnie wyciągał swoją dłonią. Tak robił z każdą łapą kreshara ten sposób wydobył 112 pazurów . Gdy skończył oprawiać zwierzynę odłożył wszystkie trofea, na jedno miejsce. Teraz mógł sobie chwilę odsapnąć.
//Pozyskuję :
112 pazurów kreshara
22m2 skóry kreshara
28 kłów kreshara
-
Dyum i Salazar:
To jednak był kawałek drogi. Doszliście po pewnym czasie całkowicie gubiąc z oczu Nathaniela. Salazar podszedł do zakamuflowanego wozu i sięgnął po butle.
- Trofea się przydadzą... krew też...Cholera, weź jakoś całą skrzynię na grzbiet wierzchowca, trochę tej krwi tam będzie. - Powiedział zabierając kilka butli i przypinając sobie do ekwipunku, żeby móc z nimi chodzić. Po czym podał resztę skrzyni Dyumowi co by jakoś się z tym uporał na wierzchowcu.
Nathaniel:
Gdy oprawiałeś zwierzynę usłyszałeś warczenie zza drzewa, na którym uprzednio siedziałeś. Gdy spojrzałeś w to miejsce zobaczyłeś 2 wilki pędzące wprost na ciebie szczerzące kły. Są w odległości 15 metrów.
2x Wilk (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Wilk)
-
Eric przytroczył w jakiś sposób skrzynię do juków konia i poprowadził go drogą powrotną. Zaczynał lubić zwierzaka. W końcu był pierwszym wierzchowcem, który poniósł go na swoim grzbiecie w bój. Teraz jednak cierpiał z tego tytułu katusze, ledwo czując piekące pośladki. Rumak był jurny i potrafił wierzgać. Eric starał się iść z godnością, co nie w zupełności mu wychodziło.
-
Elf kończąc oprawiać zwierzynę, usłyszał warkot i łoskot czuł, że dobrze się to nie skończy. Nathaniel odwrócił się w stronę drzewa, na którym wcześniej siedział chowając się, przed krasherami. Dziecię lasu momentalnie wyjęło łuk z sajdaka, oraz strzałę z kołczanu kładąc ją na cięciwę łuku naciągając ją, by rozpocząć namierzanie. Wilki w między czasie ruszyły, a elf wystrzelił w jednego trafiając go w głowę. Zwierzę coś zaskomlało i straciło swój impet, by umrzeć z dygoczącą strzałą w głowie. Następnego zwierzaka nie zdążył, by ustrzelić dlatego położył łuk na ziemię, a wyjął srebrnego kła gdy to uczynił wilk chciał użyć przewracania, lecz elf robiąc duży skok w górę uniknął ataku. Wilka na chwilę stracił elfa z oczu, aby znów go wyczuć gdzie stał i zaatakował znów używając ugryzienia w nogę Natanka. Dziecię Nalasa uskoczyło do przodu, tak zwanym tygrysim skokiem na metr od zwierzęcia. Następnie elf obrócił się i ruszył do ataku i tak samo postąpił wilk. Elf teraz uskoczył w lewą stronę, niwecząc atak zwierzęcia a sam tnąc jego lewy bok. Wilk zawył, ale jeszcze nie przestawał walczyć, jednakże rana cięta i brocząca się z niej krew poważnie go osłabiło. Dlatego elf nie chciał się bawić i postanowił go wykończyć, lecz znów musiał unikać ząbków wilczka odskakując tym razem w prawą stronę. Nathaniel postąpił tym razem podobnie, ale ciął prawy bok wilka. Ten zawył ostatni raz i legł, lecz wciąż dychał. Dziecię lasu podeszło do niego ze sztyletem w łapkach i solidnym uderzeniem w czaszkę pozbawiło życia wilka, tym samym kończąc jego mękę.
Elf wziął parę głębokich, oddechów i zabrał się za oprawianie wilków. Ponacinał skórę tak samo, jak w przypadku kresharów, czyli przy łapach plecach, a na końcu na czaszce. Następnie zabrał się za kły, które w ten sam sposób wyciągnął, czyli powbijał sztylet w dziąsła a na końcu podważał uzyskując kilka kłów. Na samym końcu wziął się za pazury. Tutaj również z elfią delikatnością podważał, każdy pazur przy łapach odkładając go na bok.
W ten sposób uzyskał nowe trofea.
// Pozyskuję :
32 pazurów wilka
4m2 skóry wilka
8 kłów wilka
-
Salazar i Eric dotarli do Nathaniela tuż po pozyskaniu przez niego trofeów i zabiciu wilków.
- Wesoło, wilki cię chciały zjeść? Wyglądasz raczej na żylastego niż mięsistego. - Powiedział rozbawiony jaszczur wypominając elfofi jego skąpą budowę ciała jako swoistego chuderlaka. Nie mając czasu sięgnął po mały nożyk i ruszył wraz z butlami w kierunku bestii, by pozyskać krew.
-
- Zabawne doprawdy. Skomentował elf na odpowiedź jaszczura. - Ty miałbyś więcej szczęścia, bo łuska stanęłaby im w gardłach. Powiedział już z uśmiechem na ustach, a potem usiadł sobie pod drzewkiem.
-
- Co ja za to mogę, ze jestem ciężko strawny. - Powiedział i wzruszył ramionami śmiejąc się podczas zacinania tętnic i żył Kresharów, w celu pozyskania krwi. przystawiał puste butle i brał kolejne napełniając je szkarłatną cieczą. Zwierzynę oprawiał nacinając główne tętnice szyjne, w pachwinach oraz innych częściach ciała, gdzie widział wyraźnie żyły na oskórowanych już ciałach. Nie było to trudnym zadaniem. Podobnie uczynił z wilkami. Wierzył, że Nathaniel się za to nie obrazi.
Pozyskuję:
33 litry krwi kreshara
10 litrów krwi wilka
- Musimy znowu iść do wozu i to zanieść. poza tym musimy się przemieszczać z wozem. Nie możemy go załadowanego zostawiać w oddali, a nie damy rady latać ze wszystkimi trofeami przez cały las. A gdzie są kłusownicy tego nie wiemy. Ciężko będzie ich znaleźć. Chodźmy po wóz. - Powiedział oddając Dyumowi część butli z krwią, a samemu przypiął do pasa tyle ile mógł. Pomógł Nathanielowi dźwigać trofea.
-
- No to idziemy. Powiedział taszcząc część trofeów, przy okazji oberwał kilkoma gałęziami i wpadał, co jakiś czas na jakieś badyle leżące na ziemi. Wszystko dlatego, że był elfem wątłej budowy, a dodatkowo jego wzrok zasłaniały mu trofea, więc kierował się bardziej słuchem i dźwiękiem kroków towarzyszy. Nathaniel liczył na to, że zajdą dosyć szybko bez żadnych problemów.
-
- Mam nadzieję, że szybko znajdziemy tych kłusowników, bo nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa - powiedział, skarżąc się na trudy marszu i walk w dziczy z drapieżnikami.
-
- No Dyum spodziewam się, ze czeka nas długi okres poszuki... - Powiedział zwracając głowę w kierunku w który zmierzali. przerwał mówić, a na jego twarzy zagościła taka mina: <huh>.
Było to spowodowane tym, ze 25 metrów przed grupą 7 bandytów próbowało obrabować wóz z zawartością. szarpali się z wozem skrytym w krzakach. Obwieszeni byli przeróżnymi trofeami...
4x Bandyta (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta)
3x Wojownik Zgromadzenia (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Wojownik_Zgromadzenia)
Są 25 metrów od was i nie zauważyli was.
-
- Długi okres - zadumał się. - W rzeczy samej - sięgnął wolną dłonią po miecz i przybrał swój najgroźniejszy wyraz twarzy. Nie na tyle groźny, by spłoszyć, któregoś z bandziorów. Ale wystarczająco groźny do... No, właściwie zupełnie niegroźny. Co innego miecz w jego dłoni. Miał w sobie coś takiego, że od razu było jasne, że pertraktacje nie wchodzą grę.
- To co z nimi robimy? - zapytał Salazara.
-
- Dajmy im wziąć wóz. Niech zaprowadzą nas do miejsca swoich polowań. Będą ładować swoje trofea albo coś, to się ich napadnie zabije, jednego zostawi do pogadania. A może zaprowadzą nas od razu do głównej siedziby? Cholera wie. - Powiedział szeptem do towarzyszy licząc na ich zgodę.
4x Bandyta
3x Wojownik Zgromadzenia
Są 25 metrów od was i nie zauważyli was.
//Statystyki mają stale być.
-
- Może być. Poczekajmy, aż ruszą - powiedział i usiadł wygodnie na ziemi, opierając się o pień drzewa. Wyglądał przez gąszcz krzaków na krzątających się złodziejaszków.
4x Bandyta
3x Wojownik Zgromadzenia
-
Nie minęło wiele czasu gdy odsłonili cały wóz i Dwoje z nich silniejszych chwyciło za wóz. pozostała piątka stanęła za wozem pomagając poprzez pchanie go. Jechali szlakiem na wprost, w przeciwną stronę niż ta, z której przyjechaliście.
4x Bandyta
3x Wojownik Zgromadzenia.
-
Eric powoli wstał ze swojego siedziska. Tumult i hałas dobiegający z okolic wozu wskazywał na to, że bandyci uporali się już z łupieniem i ruszyli dalej. Nie był zbyt wprawiony w skradaniu się, a tym bardziej w skradaniu się po lesie, ale powoli ruszył za nimi, uważając, by zachować odpowiedni dystans. Patrzył cały czas pod nogi, by nie napotkać się na żadną zdradliwą gałąź, która mogłaby pęknąć pod jego stopami i zaalarmować swoim trzaskiem wałęsających się po lesie bandytów.
- To potrwa wieki - szepnął do kompanów z poirytowaniem.
-
Ruszyli i mknęli zróżnicowany teren raz górka raz pagórek raz spowalniał a raz przyspieszał kroku rzezimieszków. Nagle rzezimieszki skręcili w lewo w świeżo wyjeżdżoną drogę spiesząc się. Ich biegi wysiłek oraz hałas generowany rpzez toczony wóz był taki, ze kamuflował hałasy poruszającego się Salazara, Dyuma i Nathaniela.
- Szybko za nimi. dorwijmy ich! Pewnie jadą do kryjówki! Nim dojadą do reszty bandy, szybko! - Powiedział rzucając się biegiem na szlak i pędząc wprost w stronę bandytów. szybko sięgnął po szablę i naciął sobie dłoń by uronić kilka kropel własnej krwi...
4x Bandyta
3x Wojownik Zgromadzenia
Są 25 metrów od was i nie zauważyli was.
-
Eric puścił się biegiem tuż obok Salazara. W końcu nie chciał być gorszy od jakiejś jaszczurki. Dobył miecza i pędził, przeciskając się przez mrowie gałęzi i gąszcz krzewów. Przedzierając się przez te haszcze dorobił się nie jednego nowego zadrapania. W końcu wypadł z leśnej gęstwiny na wyjeżdżoną drogę i natarł na jednego z bandytów. Miał element zaskoczenia po swojej stronie, więc rozprawienie się ze zbirem było ledwie dopełnieniem formalności. Przeciwnik nie stawiał oporu zbyt długo, zblokował cios, dwa, po czym klinga Erica rozpruła jego bok, odsłaniając widok równie szpetny, co krwawy. Zbój nadal trzymał się na nogach, ale nie miał sił, by skontratakować, bronił się resztkami tchu, a przy życiu utrzymywała go chyba tylko determinacja. Także i ona skapitulowała, gdy Eric wykonał ostateczne pchnięcie i przebił na wylot brzuch bandyty. W tym samym czasie pozostali dwaj ruszyli zemścić się za swojego kamrata. Eric uskoczył przed morderczym pchnięciem, zblokował niedbały, zamaszysty cios i odskoczył kilka kroków do tyłu, oceniając sytuację. Podchodzili go z dwóch stron jednocześnie. Niemal w tym samym momencie zaszarżowali i Eric cudem uniknął dwóch zabójczyć cięć, wyskakując do przodu i turlając się po ubitym trakcie. Momentalnie wstał, otrząsnął się i poprawił uchwyt rękojeści. Podbiegł do jednego z nich, ciął go chytrze w goleń, a gdy ten skulił się z bólu, pociągnął mu z kolana prosto w szczękę. Zbój padł na ziemię wijąc się z bólu. Pozostawało go tylko dobić.
3x Bandyta (jeden leży i wije się z bólu)
3x Wojownik zgromadzenia
-
Elf zrobił to, co zawsze czyli wyciągnął łuk z sajdaka i strzałę z kołczanu, którą umieścił na cięciwie łuku aby w końcu ją naciągnąć i rozpocząć celowanie. Nathaniel wiedział, że lepiej zabić tych co mają zbroję na sobie, więc na nich skupił swój ostrzał. Elf wymierzył jednego z wojowników zgromadzenia i wypuścił strzałę, po sześciu sekundach. Pocisk poleciał i trafił bezbłędnie w człowieka trafiając go w szyję. Facet trafiony pociskiem, coś tam wycharczał a potem zaczął się zataczać, a w końcu się przewrócił i umarł w kałuży własnej krwi. Tym sposobem elf odwrócił uwagę jednego z wojowników, który zaczął biec do dziecięcia lasu w mieczem w ręku. Nathaniel mając jeszcze przewagę 10 metrów zdążył, znów wyciągnąć strzałę z kołczanu i umieścić ją na cięciwie łuku. Gdy to zrobił elf rozpoczął namierzanie celu, który się zbliżał. Nathaniel wyczekując odpowiedniego momentu wypuścił strzałę, która poleciała i bez większych problemów trafiła w człowieka w głowę. Gdy strzała przebiła się do mózgu, wojownik zrobił dziwną minę z grymasem na twarzy i runął do tyłu umierając szybciej niż jego koleżka.
3x Bandyta (jeden leży i wije się z bólu)
1x Wojownik zgromadzenia
-
Eric:
Gdy Eric zaatakował pierwszego bandytę do którego dobiegł, musiał być to jeden z czterech bandytów pchających wóz od tyłu, gdyż byli najbliżej. Pierwszy z którym walczył nie zblokował ciosów, gdyż nie zdążył niczego wyciągnąć. Pozostała trójka widząc zamieszanie puściła wóz i sięgając po miecz ugodziła w ciało Erica wkuwając bronie w uda Erica. Zaraz poo zabiciu jednego i ranieniu drugiego z bandytów poczułeś ogromny ból w udach spowodowany ranami kutymi na głębokość 10 centymetrów. Ostrza nie trafiły w kości jedynie tkankę mięśniową. W Wyniku obrażeń i bólu, jaki spowodowały rany straciłeś równowagę w nogach i padłeś na ziemię. Miecz z dłoni wypadł ci z dłoni, którymi zaparłeś się o ziemię by nie paść na twarz. Miałeś pecha, ze elf w tym czasie celował do innych przeciwników, co nie pomogło w ratowaniu twojej sytuacji. cała czwórka 3x bandyta oraz 1x wojownik zgromadzenia zamierzali uwieńczyć twój żywot śmiercią.
//Z twoich ran sączy się obficie krew. Wymagasz opieki medycznej w celu zatamowania krwotoku oraz oczyszczenia ran kutych na udach. Przed otrzymaniem pomocy nie jesteś zdolny do poruszania się na nogach. Po otrzymaniu pomocy medyka będziesz zdolny do powolnego przemieszczania się pieszo prędkością 1 km na godzinę, Niemożliwe jest wykonanie skoku, bieganie oraz inne formy nie wymienione prędzej poruszania się na własnych kończynach. Aby powrócić do pełni zdrowia wymagasz pomocy ze strony mikstur medycznych bądź odczekanie okresu czasu potrzebnego do powrotu do zdrowia. Na koniec wyprawy ujmę to w dniach <ignorant> .
Jaszczur w tym czasie widząc zagrożenie dla Erica i moment otrzymania ran kutych w uda, nie miał czasu na wiele myślenia, jedyne co był w stanie zrobić to skupić swoją energię magiczną, aby uformować zaklęcia. Mając już zaciętą rękę (z poprzedniego postu), skierował do niej dwie osobne wiązki energii magicznej, do kropel krwi, które ujawniły sie na dłoni, obierając za cel jednego wojownika zgromadzenia oraz jednego bandytę.
- Elhuxu! Elhuxu!
Wypowiedział, a energia magiczna łącząc się z krwią nabrała słuszny dla zaklęcia wrzątku charakter i moc, umożliwiającą wniknięcie do ciała przeciwnika i podgrzewanie go od wewnątrz. Tak też się stało, obie wiązki energii z zawrotną prędkością pomknęły w kierunku ciała bandyty oraz wojownika zgromadzenia łącząc się z ich układami krwionośnymi. ich ciała ogarnęły drgawki, byli niezdolni do walki i wypały im bronie. Po chwili ciała padły na ziemię martwe, a z otworów ciała zaczęła wypływać gorąca krew.
W wyniku ataku Erica, przeciwnicy transportujący wóz zostali wytrąceni z biegu i szyku, tym samym wóz nie mógł być utrzymany w takiej formie i wojownicy zgromadzenia na przedzie wozu nie byli zdolni utrzymać go samemu. Wóz upadł na ziemię gruchocząc się, jednakże nie otrzymał znaczących uszkodzeń poza obdrapaniem i uszkodzeniem jednej z krawędzi burty.
//Nathaniel, jaka jest tutaj logika, że oni biegną do ciebie, skoro pode drogą jest Eric, a potem Salazar? Jesteś w stanie mi to wyjaśnić? Chyba pierw zlikwidują to co jest najbliżej, by pozbyć się szczątkowych zagrożeń. co innego gdy atakują cie kreshary i wszyscy jesteśmy w jednym punkcie, czego wówczas też nie uwzględniliście. Według waszych opisów my wszyscy żyjemy w innych uniwersach, żaden z was nie uwzględnia działań drugiego, a każdemu z was czas inaczej płynie.
2x Bandyta (zamierzają zadać ciosy mieczem w ciało Erica, w okolice klatki piersiowej, masz czas na reakcję w postaci 4 sekund, Nathaniel nie zdążysz dolecieć, dobiec, strzelić i nie wiadomo czego jeszcze zrobić w czasie, w którym zdążą ugodzić Erica jeżeli nie podejmie ruchów.
-
Eric był otumaniony widokiem jasnej, szkarłatnej posoki rytmicznie wypluwanej przez jego naczynia krwionośne w okolicy uda. W tej chwili był tak słaby, że nie był w stanie dźwignąć się na nogi. Spoczywał na jednym ugiętym kolanie i patrzył, widząc to niemalże w spowolnionym tempie, jak zbliżają się do niego dwie zbójeckie mordy z mieczami w dłoniach. Synchronizacja w ich ruchach była zaskakująca jak na tak podrzędne elementy bandyckiej hierarchii. Współpraca takich delikwentów zazwyczaj zahaczyła o usilne próby nie pokiereszowania się nawzajem. Oczywiście przypadkowo. Tym razem kierował nimi jeden jasny cel - pozbawienia Erica głowy, życia lub kilku kończyn. Niekoniecznie w tej kolejności. Przy okazji, oczywiście miało to silny związek z powyższymi, mogli mu wybić z głowy kilka myśli. Jednakże dopóki jeszcze byli w ruchu (a trwało to całe 4 sekundy!) Eric mógł się nimi cieszyć w pełnej krasie. A jak to zwykle bywa w sytuacjach kryzysowych, w których na szali leży ludzkie (jeśli własne - tym lepiej!) życie, jego reakcje były diabelnie wyostrzone. Natychmiast dostrzegł przysypany już lekko piaskiem miecz jednego ze zbójów, którego zabił. Ostatnim tchnieniem wysiłku poderwał się i zblokował swoją klingą jeden z nadchodzących ciosów. No, w zasadzie było to przedostatnie tchnienie wysiłku. Tym ostatnim wygrzebał wolną ręką leżący w ziemi miecz i ciął w stronę łydek drugiego zbója. Miał nadzieję, że kupił sobie wystarczająco dużo czasu, by pozwolić swoim kompanom na odpowiednią reakcję.
2x Bandyta
-
Elf wpadł gniew, kiedy ujrzał jak Eric obrywa od mieczy. Jednak człowiek bronił się resztkami sił, jak i dobrym pomysłem. Nathaniel znów wyciągnął strzałę i nałożył na cięciwę łuku, którą mocno naciągnął. Wybrał na cel zdrowego bandziora i do niego posłał żelazny pocisk. Strzała przeleciała kawałek lasu i trafiając człowieka w skroń. Ten runął na glebę, obalając się na rannego w łydkę towarzysza. Następnie elf ponowił atak, wyjął z kołczanu kolejną strzałę i umieszczając ją na cięciwie zaczął celować w rannego bandytę. Ten próbował się podnieść, z pod ciała przyjaciela co mu się udało, ale nie zauważył kiedy po sześciu sekundach dostał strzałą w baniak. ÂŻelazny grot przebił się do mózgu zabijając go na miejscu. Gdy wszyscy padli elf podszedł, do rannego i zadając zajebiście inteligentne pytanie zapytał.. - ÂŻyjesz?.
-
- I po co było tak szybko biec? - Powiedział i zrobił o tak: <ignorant>.
-
- Jeśli to raj, to mam nadzieję, że nie jesteście obiecanymi mi dziewicami - prychnął wyniośle i z głośnym klapnięciem padł na łopatki.
- Raczylibyście pomóc? Ta ciecz, o tam - wskazał na swoją nogę. - To chyba krew, o ile mnie zmysły nie zwodzą - wydukał, krzywiąc się z bólu.
- Dzięki, Nathanielu - na chwilę wyzbył się sarkastycznego tonu i spojrzał na elfa ze szczerą wdzięcznością.
-
Salazar ukląkł przed nogami i zaczął ściągać swój napierśnik. Chwilę to trwało, lecz w końcu zdjął. rozpiął swoją bawełnianą koszulę, następnie z powrotem założył napierśnik na siebie. Kilka minut to zajęło z pewnością. Jaszczur nie miał ze sobą żadnych opatrunków, bandaży, ani innych narzędzi medycznych bu fachowo udzielić pomocy, lecz jako osoba zaznajomiona z medycyną, posiadająca umiejętność medyka co nieco wiedział o udzielaniu pomocy. Korzystając z szabli rozciął koszulę tworząc szerokie bawełniane. następnie podniósł delikatnie każdą z nóg i podłożył pasy pod miejsca ran. Resztki koszuli poukładał na ranie i związał ściśle, stosunkowo mocno pasami bawełnianymi tamując krwotok.
- Chyba zdołasz wdrapać się na kuca, którego zostawiłeś za nami. Na kucu będziesz sobie jeździł, a po powrocie musisz skorzystać z lepszej pomocy medyka albo zażyć mikstury lecznice. Wierzę, że te miecze nie były brudne i krew ewentualne zabrudzenia już sama wypłukała, jednakże nie zaszkodzi zakropić tego alkoholem dla pewności... - Mówił do pacjenta puszczając jego kończyny po udzielonej pomocy.
//Jesteś zdolny do powolnego przemieszczania się pieszo prędkością 1 km na godzinę. Niemożliwe jest natomiast wykonywanie akrobatycznych skoków, bieganie itd...
-
- W siodle rany mogą się pogłębić. Pimpuś nie jest zbyt delikatnym wierzchowcem - zaśmiał się przez zęby zaciśnięte z bólu. - Chyba, że nie będę siedział okrakiem. Kurwa, ale boli - syknął.
- Chwilowo chyba jestem średnio użyteczny - uśmiechnął się przepraszająco.
-
- Nie ma sprawy druhu. Powiedział do człowieka. - Ja Ci dam, bez użyteczny. ÂŁapaj!. Powiedział z uśmiechem na ustach i podał Ericowi dwie małe miksturki lecznicze, które oczywiście odpiął od korpusu. Następnie zaczął przeszukiwać ofiary, jak i podniósł jeden miecz i sztylet.
Tracę 2 małe miksturki, oraz podnoszę miecz i sztylet.
// Oczywiście statystykę określisz, po wyprawie.
Zabieram :
Nazwa broni: Miecz
Rodzaj: miecz
Typ: jednoręczny
Ostrość: 23
Wytrzymałość: 30
Opis: Wykuty z 1,28kg stali Valfdeńskiej o zasięgu 0,9 metra.
Nazwa broni: sztylet bandyty
Rodzaj: sztylet
Typ: jednoręczny
Ostrość: 23
Wytrzymałość: 30
Opis: Wykuty z 0,62kg stali Valfdeńskiej o zasięgu 0,3 metra.
-
- Obawiam się, że małe mikstury na niewiele się zdadzą przy tego typu ranach kłutych. Są zbyt głębokie - pokręcił głową ze smutkiem.
- Zatrzymaj je.
-
Elf, tylko zrobił taką minę ;[ i przypiął z powrotem poty na swoje miejsce. - Mogłem kupić większe, ale nie spodziewałem się takich obrażeń. Salazar gdzie idziemy?.
-
- Eric wstawaj z ziemi, Nathaniel idź po kuca, razem z Ericem zaczepisz kuca do wozu, Eric wsiadasz na wóz i powozisz. Nie ma czasu na użalanie się nad sobą. - Powiedział odpinając krew, którą zdobył i układając ją w opadniętym wozie. - Nic się na szczęście nie stało. - Salazar wziął się za przeszukiwania ciał, w celu znalezienia informacji, dobytku i tym podobnych rzeczy.
-
- Dobra, choć te zwłoki przeszukałem. Widocznie źle szukałem. Powiedział elf i machnął ręką, a następnie udał się po kuca, aby przypiąć go do wozu. - Ericu pomożesz?.
-
- Oczywiście - odparł, zadowolony, że może się na coś przydać. Przyczepił uprząż konia do wozu i wgramolił się na kozioł woźnicy. Syknął z bólu czując straszliwe pieczenie w ranie na udzie i chwycił lejce w dłonie.
- Jedźmy więc - rzucił ponaglająco. Chciał już wrócić do domu i zaleczyć ranę. Nie uśmiechało mu się kulenie na pograniczu kalectwa.
-
- Cholera wie. Poczekajmy na Salazara. Mówiąc to elf usiadł w wozie i oczekiwał pojawienia się jaszczura.
-
Przeszukując ciała Salazar znalazł po 10 grzywien u bandytów i 15 u wojowników zgromadzenia. razem 75 grzywien. Ponadto znalazł list, który czym prędzej przeczytał i schował z powrotem przy ciele. Na koniec zaczął przebierać ich ekwipunek i zabierać ich trofea.
//Zabieram:
75 grzywien
48 zębów rotisha
- Rotishe... uważajcie. Muszą gdzieś tu bytować, zresztą fakt nieopodal jest dżungla... Jedziemy dalej tą drogą. - Powiedział wskazując, że są na świeżo wyjeżdżonym szlaku prowadzącym w głąb zagajnika. - Mamy Misję do wykonania i musi zostać wypełniona. Nie będę wracał bez wypełnienia zlecenia. - Powiedział i ruszył drogą na przód ukladając wszystkie trofea na wozie, krew, pozyskane z kreshara i wilka trofea na wóz.
-
- Też nie chciałbym odwalić fuszerki - mruknął i zachęcił konia do przejścia w delikatny kłus. - Wskakujcie na wóz - zachęcił. Wierzchowiec był już zmęczony, to też nie należało się po nim spodziewać zawrotnej prędkości. Dzielnie jednak znosił trudy podróży i obciążenie wozu, które z każdym przystankiem sukcesywnie się zwiększało i parł naprzód, tak jak mu nakazywał Eric.
-
Elf nie wiedział, co to ten cały rothisz ale postanowił zapytać. - Rothisz?, co to jest?, jak to wygląda?. Sypał pytaniami jak z rękawa, kiedy wóz wreszcie ruszył. Nathaniel jednak był przezornym elfem i natychmiast wyciągnął, łuk jak i strzałę z kołczanu. Natanek rozpoczął się rozglądać, po terenie wyczekując zagrożenia.
-
- Rotish to taki duży owad, robal, cholernie wytrzymały i potężny. To naprawdę groźny przeciwnik. Bandyci musieli okupić to stratami, walkę z nim. - Powiedział idąc obok wozu.
Szliście blisko krawędzi dróżki, gdyż była wąska idealnie na wóz. słyszeliście mnóstwo odgłosów natury oraz widzieliście ruch w gęstwinach. nie byliście w stanie ocenić co to tam czmycha... Wszystko się wyjaśniło, gdy za wozem na dróżkę wyskoczyły 3 sambiry.
3x [urrl=http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Sambir]Sambir[/url] - są w odległości 15 metrów od wozu, Salazara i Nathaniela, tak samo też i Dyuma. Biegną wprost na was i biegną na tyle szybko, że elf nie zdąży wystrzelić z łuku 2 krotnie...
-
- Dobrze wiedzieć. Rzekł do idącego jaszczura obok wozu, gdy za krzaków wyskoczyły 3 sambiry. Elf widząc ich pęd mógł ocenić, że nie wystrzeli dwa razy. Był widocznie za wolny, ale to go nie zmartwiło. Postanowił przeszkodzić chociaż jednemu, w dotarciu do celu. Nathaniel mając już przygotowaną, wcześniej broń i strzałę. Nałożył ją szybko na cięciwę i zaczął namierzać tego w środku. Sześć sekund mierzenia i strzała poleciała, trafiając jednego dachowca w tors. Pocisk musiał osłabić bestię, aby ją spowolnić dając czas towarzyszą do reakcji. a nawet mogła ona przeszkodzić swoim koleżką. Po oddanym strzale elf dobył sztyletu.
3x sambir jeden ze strzałą w klacie.
-
Eric patrzył, jak bestia zmierza w jego kierunku. Potężne mięśnie pracujące pod fałdami skóry przesuwały się mechanicznie, dając świadectwo o nieuchronności nadchodzących wydarzeń. Srebrzysta sierść błyszczała w promieniach słońca przeciskających się przez gęstwinę liści. Sambir mknął z godnym podziwu pędem. Eric wiedział, że jego zręczność jest poważnie ograniczona, że przewaga wysokości, to jedyne co ma. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli bestia strąci go w jakiś sposób z kozła, będzie po nim. Padnie na ziemię zdolny do samoobrony w tym samym stopniu co miotające się niemowlę. Widział, jak sambir składa się do skoku i szybuje w powietrzu w jego stronę. Dobrze wyliczył jego tor lotu i uchylił się w siodle w kluczowym momencie. Mając miecz przygotowany już chwilę wcześniej, dźgnął nim ponad siebie, przebijając brzuch bestii od dołu. Deszcz krwi skropił jego twarz i ubranie. Martwa bestia poleciała dalej, z mieczem utkwionym po samą rękojeść w grubym cielsku. Impet skoku pociągnąłby Erica za sobą, gdyby w porę nie wypuścił klingi z dłoni. Pozbył się zagrożenia ze strony sambira, ale chwilowo był zupełnie bezbronny. Jego miecz leżał nieopodal w brzuchu martwej bestii.
2x sambir, jeden ze strzałą w klacie
-
Salazar chwycił Za szablę i popędził przed siebie. znając zwinność tych bestii, a pozostała dwójka szykowała się do Ataków na elfa, Jaszczur zagrodził im drogę wyprowadzając proste cięcie od boku w stronę pierwszego z sambirów. zadał jedno ciężcie i powtórzył ruch wyprowadzając analogiczne cięcie z drugiej strony, oby dwa ciecia chybiły, Co zakończyło serię ciosów, A sambir miał okazję zadać własny atak, rzucił się wprost na Jaszczura rozdziawiając paszczę, by gryźć w kończynę z bronią. Jaszczur uskoczył w wolny bok, oddalając się do obu sambirów, a jednocześnie sytuując sobie jednego z boku. Jaszczur wyprowadził ponownie dwa cięcia od boku tym razem będąc już po przekątnej od bestii. Cięcia trafiły raniąc gardło oraz przednią łapę poniżej łopatki. Rany doprowadziły początkowo do niezdolności do poruszania się w wyniku rozcięcia ścięgien, a rana na gardle powodowała prędkie wykrwawianie się, gdyż była tam główna tętnica szyjna. Drugi sambir doskoczył do jaszczura tuż po ataku i wyprowadzając atak swoją łapą uderzył w ostrze szabli w płaską krawędź. siła ciosu wytraciła jaszczurowi broń z dłoni zmuszając go do odwrotu. Sambir wyprowadził cios drugą łapą, lecz tym razem jaszczur uniknął ciosu uskakując do tyłu na 3 metru. Błyskawicznym ruchem sięgnął po kostur i podczas wyciągania przesunął głownię jak najdalej, chwytając kostur oburącz przy jego zwieńczeniu. Jaszczur odchylił tak broń nad głowę i doskoczył do sambira wyprowadzając cios znad głowy w kierunku głowy stworzenia. Iście imponująco musiał wyglądać moment, gdy sambir i Jaszczur rzucili się wprost na siebie. Kostur uderzył idealnie w czaszkę doprowadzając do pęknięcia czaszki i uszkodzenia mózgu, bestia była martwa, lecz skok, który zastosowała nadal trwał, i z impetem uderzył już martwy w napierśnik nekromanty przewracając go na plecy.
Jaszczur wstał, otrząsnął się i otrzepał, po czym chwycił za swoje bronie by schować je...
- Nathanielu? Uczynisz honory? Ja pozyskam krew i pójdziemy dalej...
-
- Moglibyście podać mój miecz? - zapytał lekko zawstydzony. - Tkwi w jednym z sambirów, o tam - wskazał palcem na truchło leżące nieopodal wozu.
-
Jaszczur podszedł kolejno do Sambirów i samemu zabrał się za pozyskiwanie trofeów. Pierw naciął skórę na ciele zwierzaka, tworząc z niego swoistą kamizelkę na ciele, podciął łapy, podbrzusze poodcinał skórę na kończynach i przy ogonie, następnie wyłamując kości ze stawów wyszarpnął skórę zapierając się nogą i zerwał skórę z ciała Sambira. Następnie podszedł do łap i wbijając nożyk pod paliczki podważał pazury by poluzować je, a następnie wyszarpnąć. Tak tez uczynił. Tak oprawił całą zwierzynę.
Pozyskuję:
48 pazurów sambira
7,5m2 skóry sambira
Na koniec wziął miecz Erica i podał mu go.
- Myślę, że jadąc na koniu, byś sobie niczego z nogami nie pogorszył, a twoja walka była by skuteczniejsza, nawet nie odczuł byś różnicy w związku z rannymi kończynami. Gdy zbliżymy się do jakiejś bandy, wówczas odczepi się wóz i popędzisz na ogierze, zgoda? - Zaproponował Ericowi rozwiązanie. - Nathaniel i ja będziemy iść na przedzie by jako pierwsi zobaczyć przeciwników. O ile nas nie zauważą, to będziemy zdolni się przygotować do natarcia.
Powiedział i schował trofea do wozu. Po czym ruszył na przód, by zabrać się za prowadzenie akcji wywiadowczej, ruchem ręki zaprosił pozostałych członków wycieczki krajoznawczej.
-
- Lepsze to niż siedzenie na wozie, bez porównania - odparł jaszczurowi w zgodzie na jego propozycję. Na koniu jego mobilność wzrastała. O całe sto procent właściwie. W walce było to całkiem użyteczne, jak szybko i bezbłędnie wywnioskował. Odcinając się od tychże błyskotliwych przemyśleń, powoli ruszył za ekspedycją złożoną z jednego elfa i jaszczuroczłeka. Nie takie rzeczy już widywał na tym świecie, toteż brak jakichkolwiek niesnasek o podłożu rasowym nie dziwił go szczególnie. Zdążył się przyzwyczaić do kosmopolitycznego charakteru Valfden.
-
Elf nawet nie spostrzegł, kiedy walka miała koniec. Nathaniel schował swój sztylecik, do pasa i wyskoczył z wozu aby iść obok jaszczura, a tuż przed Ericem jeżdżącym na koniu, w celu zmniejszenia dolegliwości ran. Elf trzymając łuk w ręku rozglądał się dookoła, czuł że coś jeszcze może ich zaskoczyć.
// Pany tak waliło u mnie piorunami, że prąd wyłączyli dziady jedne.
-
- Salazarze, mam pytanie, póki jeszcze jest spokojnie - rzekł z wysokości wozu. - Mógłbyś odlać dla mnie tak z litr krwi kreshara? Znam kogoś, kto chyba ucieszyłby się z małego prezentu - zarechotał mimowolnie.
-
- W proządku - odpowiedział, gdy to nagle ujrzał coś ciekawego. Droga prowadziła do małej polanki, a tam był zrobiony szałas. Swoista chatka z liści i gałęzi niczym namiot nawet. wokół krzątały się 2 gremliny i 4 trabliny. Komunikowały sie ze sobą i nie spostrzegły was jeszcze, zajęte pracą przy konstrukcji szałasu, oraz wnoszeniem dziwnych stalowych machin do wnętrza.
- Eric na koń Elf drzewo, a ja będę robił dobre wrażenie i wstyd rodzinie. Zachować jednego trablina przy życiu. Z życiem chłopaki... - Popędził kompanów do wykonania polecenia.
3x Gremlin (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Gremlin)
4x Trablin (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Trablin)
//ÂŻebyście mi pamiętali o czynnościach jakie musicie wykonać, o czasie jaki mija przy waszych czynnościach i o tym, ze przeciwnicy to nie kukiełki.
-
Eric wgramolił się na zrozpaczoną tym faktem szkapę i mocno zacisnął pięty na jej bokach, zmuszając ją do błyskawicznego przejścia w galop. Wcześniej oczywiście zadbał o to, by przypadkiem nie zabrała za sobą wozu, pozbywając się wszystkich mocowań i łączeń spajających jej uprząż z trzęsącym się składowiskiem skrzyń z trofeami pozyskanymi w trakcie wyprawy. Rumak zarżał doniośle, alarmując gremliny skoncentrowane wokół szałasu z liści i gałęzi. Widok szarżującego konia wzbudził w nich paraliżującą trwogę. Eric pognał wierzchowca wprost na grupkę zwyrodnialców, które po krótkim okresie stagnacji wywołanej głębokim przerażeniem, przeszły w końcu do drugiej fazy - paniki. Pierzchły przed kopytami rumaka, niektóre szybsze niż inne. Eric przylgnął blisko szyi zwierzęcia, by łatwiej móc trafić niskie, dynamiczne cele. Nim uciekły, zdążył zatopić ostrze swego miecza w twarzy jednego z gremlinów. Pozostała ich część rozpierzchła się na różne strony, zupełnie tracąc szyk i rezon. Były zdezorientowane i spanikowane, co czyniło je łatwym celem dla skrytych pośród poszycia leśnego Nathaniela i Salazara. Teraz przydałoby się kilka strzał, by przerzedzić osobliwe stadko.
2x gremlin
4x trablin
-
Gdy Eric posłuchał Salazara, a następnie wjechał na szkapie w grupę potworów. Nathaniel wszedł na najbliższe drzewo, wspinaczki było trochę ale dla elfa z umiejętnościami akrobatycznymi, nie sprawiło to dużo problemów. Nathaniel wybrał najgrubszą gałąź, jaka znajdowała się na wyżej wymienionym drzewie swoim małym kształtnym tyłkiem. Teraz mógł wyjąć strzałę i łuk, i rozpocząć celowanie. Jednakże dzieliła go za duża odległość, od przeciwników i w tym wypadku nie mógł ustrzelić żadnego narażając człowieka na kolejne obrażenia. - Zjeżdżaj stamtąd!!. Dało się usłyszeć z konarów, a słowa te poleciały w stronę Erica.
-
Eric usłyszał słowa, ale nie wiedział, skąd dobiegł go ich dźwięk. Dopiero po chwili dostrzegł poruszenie w konarach jednego z drzew. Liście podrygiwały znacznie bardziej niż na innych, wskazując na intensywną wspinaczkę, najpewniej elfa. Eric spojrzał na trabliny ustawione najbliżej wysokiego dębu i natarł na nie konno, starając się zagonić je w pole widzenia elfa, w którym mógłby się przydać szyjąc ze swojego łuku. Przy okazji wywijał mieczem po obu bokach konia, zataczając śmiercionośne ósemki. Stal świstała groźnie w akompaniamencie stuku kopyt. Trabliny pierzchały, ale podążały dokładnie tą ścieżką, którą zaplanował sobie Eric. W końcu jego miecz dosięgł jednego z czmychających celów i rozpłatał jego kark. Kreatura padła na ziemię i nawet jeśli cios jej nie zabił, to zadbały o to skrzętnie kopyta rumaka, które bezlitośnie stratowały leżące ciało. Gdy drugi ze ściganych trablinów znalazł się już w polu widzenia elfa, Eric zawrócił zakolem, by zająć się pozostałą gromadą. Gremliny nie były zbyt śmiałe, ale mogły go dosięgnąć z broni dystansowej, dlatego cały czas pozostawał w ruchu. Jeden z trablinów pędził w jego kierunku. Eric zacisnął pięty na bokach konia i pogalopował w bok, unikając szarży.
2x gremlin
3x trablin
-
Eric spisał się dobrze, zaganiając bestyjki w pobliże drzewa. Wiedział, że teraz będzie mógł ustrzelić ze dwie bez większych kłopotów. Nathaniel trzymając w rękach broń i pocisk, który umieścił na cięciwę mocno ją naciągając. Elf czując siłę lasu w sobie, zaczął namierzać w jednego z trablinów jednocześnie uważając, żeby nie trafić w Erica robiącego ósemki. Wyczekując odpowiedniej chwili elf wypuścił pocisk, który ładnie poleciał strącając kilka liści na ziemię. ÂŻelazna strzała wbiła się w klatkę piersiową, małego stwora uszkadzając mu płuca. Potwór zmarł próbując wyciągnąć pocisk. Widząc to Nathaniel wydobył kolejną strzałę z kołczanu i nakładając ją na cięciwę, mocno ją naciągając zaczął namierzać w następnego stworka. Strzała poleciała, po sześciu sekundach w stworzenie trafiając ją akurat w plecy a dokładnie mówiąc w kark. ÂŻelazny pocisk przebił się, przez łuskę uszkadzając kręgi szyjne. Stwór padł na ziemię nie ruszając się, albowiem zdechł.
2x gremlin
1x trablin
-
Gremliny schowały się w krzakach i przemykały w krzakach unikając wszelkich ataków. Widać było jedynie chaotyczne ruszanie się liści w krzakach uniemożliwiając celnięcie elfowi, a zarazem dyumowi ukrywając miejsce, w którym są. Jednakże Salazar znał fajny sposób dla walki w taki, skrytym przeciwnikiem.
Salazar podbiegł do wozu i zabrał jedną butlę pół litra krwi i odkorkował czym prędzej. Przy pomocy hemoglobinezy odmierzył dokładnie 300ml krwi i wydobył cienkim strumieniem przez szyjkę szklanej butli. Ustawił bryłę z krwi w dłonaich i wypowiedział formułę zaklęcia czerwony gaz.
- Arashiz uruesh isash!
Tym samym wyzwolona energia magiczna zaczęła oddziaływać na krew formując kulę w dłoniach nekromanty. Jaszczur oddziałując równorzędnie hemoglobinezą oddziaływał na wewnętrzne struktury cząsteczkowe szkarłatnej cieczy doprowadzając początkowo do wrzenia, aż wreszcie do zmiany stanu skupienia w formę gazową wnętrza kuli wykonanej z krwi. Tak przygotowaną kulę cisnął przy pomocy psioniki w poruszające się chaszcze. Kula uderzyła rozbijając się, a obszar wokół, o kształcie koła o promieniu trzech metrów został pochłonięty swoistym wybuchem gazu wykonanego z krwi. Gremliny poddane działaniu czerwonego gazu padły martwe w wyniku licznych i rozległych obrażeń wynikających z oparzenia i stopienia elementów ciała.
- Unieruchomić Trablina! - Wrzasnął pokazując jak Trablin zmierza w chaszcze by ratować się ucieczką przed zagrożeniem.
-
// Proszę o odległość moją od trablina.
-
//15 metrów po linii prostej.
-
Elf zmierzył odległość do trabilna, a było to zaledwie 15 metrów. Nathaniel zrobił duży uśmiech i dobył kolejnej strzały, którą nałożył na cięciwę łuku mocno naciągając. Jego celem okazał się ostatni trablinek, który chciał uciec jednakże nie mógł go zabić, ale o uszkodzeniu ciała nie było mowy, więc wymierzając elf wycelował w prawą nogę bestii. Gdy minęło sześć sekund, Nathaniel wypuścił strzałę, która idealnie trafiła w kolano bestii obalając ją w stronę zarośli. Teraz dziecię lasu mogło działać, zeskakując z gałęzi i rzucając łuk na ziemię, dziecko pobiegło w stronę krzaków za rannym stworzeniem. ÂŚlady krwi i pazurów wskazały miejsce jej leżenia, potwór chciał nadal uciekać czołgając się Nathaniel stanął nad nim z sztyletem w dłoni i rzekł. - Rusz się tylko, a zabiję!!. Następnie zawołał towarzyszy. - Panowie!. Podejdźcie mam coś dla was.
-
- Oprawić zwierzynę, związać rannego i na wóz wszystko. Przeszukać wszystko. idę do szałasu. - Powiedział wyciągając szabelkę i szybko pędząc do prowizorycznego zabudowania.
-
Eric podjechał rumakiem do wozu, zgramolił się z konia i wszedł na przyczepę. Wziął stamtąd linę i wrócił do rannego trablina. Podszedł go ostrożnie, by przypadkiem krewnemu goblinów nie zaświtał pomysł ugryzienia go. Skrępował mu kończyny w brutalnym uścisku i obwiązał go powrozem, na koniec wiążąc śliskie dłonie. Unieruchomionego tak trablina podniósł na ręce i ułożył na grzbiecie konia, mocując go do uprząży jak zdobycz myśliwego. Wdrapał się na siodło, westchnął ze zmęczenia i zawiózł zakładnika prosto do wozu. Tam bezpardonowo chwycił go za kark i wrzucił prosto na przyczepę, nie dbając o to, czy ich zielony przyjaciel narobi sobie przez to nowych sińców. Następnie znów przymocował konia do wozu, spodziewając się, że niedługo może być potrzebny. Ociężałym krokiem powędrował w stronę ciał leżących gremlinów i z nieskrywaną odrazą zabrał się do ich przeszukiwania. Ich małe, prowizoryczne proce bawiły go do łez, chociaż gdyby dostał żelaznym pociskiem w łepetynę, pewnie nie byłoby mu do śmiechu.
-
Dyum znalazł przy każdym ciele po 5 grzywien. Razem 35 grzywien.
Salazar wszedł do środka i zobaczył parę drewnianych skrzyń, a w nich ułożone trofea różnych zwierząt. Nie było tego wiele, ale co nieco. Ponadto stały tam skrzynie z wielkimi stalowymi pułapkami na zwierzęta. Salazar przyjrzał się małemu stoliczkowi na którym widniały specjalne zapiski i listy. Jeden z listów traktował o mocodawcy tej grupy kłusowników oraz o planach i zamiarach. Jaszczur zabrał wszystkie listy i wrócił.
//Pozyskuję:
Nazwa: Listy do kłusowników
Opis: Listy zawierają szereg informacji, jak zlecenia na najbliższy okres wraz z podpisami różnych zleceniodawców. Jeden z listów traktuje o narzuceniu takiej roli. Listy wskazują na kontakty z czarnym klifem oraz ligą cienia.
3 litry osocza rotisha
4m2 chitynowego pancerza rotisha
2 poroża jelenia
2,5m2 skóry jelenia
5 litrów krwi jelenia
Salazar wrzucił to na wóz. Następnie udał się ponownie do szałasu i przyniósł skrzynie z trofeami i włożył ja na wóz zabezpieczając przed poruszaniem się w wozie. Następnie wrócił i zaczął nosić tuzin różnych stalowych pułapek.
- Wracając na pewno nie spotkamy kłusowników. zostali zabici, ale to tylko dzisiejsza zmiana. Trzeba będzie zniszczyć problem u źródła, ale będzie potrzeba nas więcej. Innym razem. Na wóz i do domu! - Powiedział i usiadł w wozie, kładąc swoje nogi w niepłytowych butach dociskając twarz trablina do desek. Wierzgał się złowieszczo sprawiając Salazarowi przyjemność.
-
Eric zasiadł na koźle i rzucił ukradkowe spojrzenie przez ramię. Po co jaszczurowi był potrzebny żywy trablin?
- Wiśta wio! - krzyknął smagając rumaka lejcami. Wóz ruszył powoli ze skrzypieniem kół w drogę powrotną. Miał nadzieję, że ta przebiegnie znacznie spokojniej.
-
Elf w tym czasie zaczął pozyskiwać trofea, gdy wóz ruszył krzyknął. - Czekaj!. I zaczął zabierać się za łuski i pazury trablinów. Najpierw zaczął od łusek, wydobywając sztylet rozpoczął nacinanie w miejscach strategicznych, czyli przy łapach i idąc wzdłuż kręgosłupa, a kończąc na głowie. W ten sposób wydobył wszystkie łuski z 3 bestii. Następnie wziął się za, pazury u łap podważając je a w końcu wyciągając w nienaruszonym stanie. Pozostały jeszcze kły, które wyciągał poprzez wbijanie ostrza sztyletu w dziąsła i szybkie podważenie, a w końcu wyciągnięcie kilku kłów. Nathaniel podnosząc wszystkie trofea, wskoczył do wozu oczekując powrotu do stolicy.
Pozyskuję :
36pazurów trablina
12 kły trablina
3m2 łusek trablina
-
//Jakiej stolicy. Czy wy wiecie w ogóle co robicie?
Wszyscy dojechali do Atusel. Georg przywitał i zabrał wszystko co należało się jemu czyli: listy kłusowników, trofea pozyskane przez kłusowników, samego trablina do przesłuchania, pułapki na zwierzynę, odebrał także wóz i konia. Pożegnał was dając każdemu po 100 grzywien.
Wyprawa zakończona !!!
Podsumowanie: Gracze wzięli zlecenie od Georga Hertlinga traktujące o kolejnej fali kłusowników na terenach w pobliżu Atusel. Gracze podjęli się misji w nocnej porze, więc udali się na spoczynek w pobliskiej karczmie, gdzie zostali napadnięci przez bandytów, chcących dokonać zabójstwa urzędnika państwowego w formie podskarbiego. Próba została skutecznie udaremniona i wyjaśniła parę kwestii. Po zasłużonym odpoczynku, o poranku udali się po obiecanego konia oraz wóz i wyruszyli w kierunku miejsca polowań kłusowników nie znając konkretnych miejsc ich bytowania. Podczas podróży spotkali 3 wiewiórki, uratowali się unikając walki, następnie odstawili wóz i udali się w dzicz poszukując kłusowników. Zostali zaatakowani kolejno przez 4 kreshary i 7 kresharów. Nathaniel został napadnięty przez 2 wilki, gdy Salazar i Eric oddalili się w kierunku wozu schować trofea. Gdy wrócili do Nathaniela, pomogli mu zebrać wszystko i ponownie wracali do wozu, gdy dojrzeli kłusowników próbujących uprowadzić wóz. Gracze podjęli akcję szpiegowską i szli za wozem by znaleźć ich siedzibę. Gdy dojrzeli gdzie będzie ich siedziba zaatakowali wojowników a było to 4 bandytów i 3 wojowników zgromadzenia. Następnie odzyskali wóz i ruszyli w kierunku ich siedziby, tam spotkali parę gremlinów i trablinów, które dziwnym trafem były strachliwe nie wiadomo z jakiej przyczyny. Dokonując oględzin miejsca i zabierając wszystko co istotne udali się w podróż powrotną do Atusel, która przebiegła pomyślnie bez problemów.
//Dym zostałeś ranny w nogę i opatrzony. Twoja rana jest głębokości 10 cm w tkance mięśniowe ud wykonane stalowym mieczem bandyty. Okres podstawowego leczenia tej rany i pełnego powrotu do zdrowia bez pomocy mikstur/witality to 14 dni. Możesz skrócić okres leczenia poprzez wypicie większej mikstury leczenia ran, wówczas okres leczenia będzie trwał krótko... (chyba natychmiast xP)
//Dyum i Nathaniel. jestem zawiedziony wyprawą niemiłosiernie. Nie znacie zasad prowadzenia walk, mimo, że robicie to już dużo czasu. Nie uwzględniacie istotnych kwestii jaki czas itd. Rozumiem że "żyłujecie" się by zrobić jak najwięcej finiszerów, lecz nie jest ważna ilość ale jakość. Proponuję częstsze chodzenie na arenę i trening logicznego myślenia w czasie walki. To moja Ocena jako prowadzącego wyprawę i porada. Możecie to olać, jak robicie zazwyczaj, lecz później nie dziwcie się, ze są takie efekty, gdy nie ujmujecie istotnych kwestii walki. Ponadto chcę zauważyć, że błędnie czytacie statystyki, albo ja nie znam potworów które tworzyłem.
Nagrody:
Dyum:
- 100 Grzywien od Georga Hertlinga
- 66 grzywien z pokonanych przeciwników
Pozyskane trofea:
11 litrów krwi kreshara
3 litry krwi wilka
Nathaniel Elzar:
- 100 Grzywien od Georga Hertlinga
- 67 grzywien z pokonanych przeciwników
Pozyskane trofea:
11 litrów krwi kreshara
4 litry krwi wilka
48 pazurów trablina
16 kły trablina
1,5 litra krwi trablina
4m2 łusek trablina
112 pazurów kreshara
22m2 skóry kreshara
28 kłów kreshara
32 pazurów wilka
4m2 skóry wilka
8 kłów wilka
straciłeś dokładnie 9 strzał, pozostałe odzyskałeś
Salazar:
- 100 Grzywien od Georga Hertlinga
- 67 grzywien z pokonanych przeciwników
Pozyskane trofea:
11 litrów krwi kreshara
3 litry krwi wilka
22m2 skóry kreshara
Talenty:
Dyum - Eric Jormungand
Aktywność: 1 złoty talent (+ 1 złoty talent jako bonus rasowy)
Opisy: 1 złoty talent
Walka: 2 srebrne talenty + 2 brązowe talenty
Bonus pieniężny: 350 grzywien
Nathaniel Elzar - Nathaniel Elzar
Aktywność: 1 zloty talent
Opisy: 1 srebrny talent
Walka: 3 srebrne talenty + 1 brązowy talent
Bonus pieniężny: 325 grzywien
Saloazar - Salazar Trevant
Aktywność: 1 złoty talent
Opisy: 1 złoty talent
Walka: 1 złoty talenty + 2 srebrne talenty
Bonus pieniężny: 400 grzywien