Forum Tawerny Gothic

Forum dyskusyjne => Dyskusje na każdy temat => Wątek zaczęty przez: Dragosani w 02 Grudzień 2007, 14:44:06

Tytuł: Zew Cienia
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 02 Grudzień 2007, 14:44:06
Oto pierwszy rozdział opowiadania, umiejscowionego w moim autorskim świecie Wallala. Nie będę zamieszczał bzdurnego opisu owego świata. Wolę byście poznawali go wraz z biegiem fabuły. Mam nadzieję że tekst przypadnie wam do gustu i liczę na szczere oceny. Miłej lektury.


"Stąpając w Mroku"

- Widzisz? – pyta mnie Głos.
- Widzę. – słyszę swoja odpowiedź. Mrok wokół mnie zdaje się gęstnieć. Staje się bardziej głęboki, bardziej... namacalny. Wydaje mi się iż skupia się w jednym punkcie przestrzeni. Zaczynam odczuwać jego jarzmo w mej jaźni.
- Czujesz? – odzywa się ponownie Głos.
- Czuję. – ponownie słyszę słowa wypowiadane mymi ustami.  Ciemność tworzy jakąś postać. Z początku bezkształtną, jednak w chwile później przybiera formę człowieka. Z biegiem czasu coraz wyraźniej widać jego zarysy. Dostrzegam iż owa postać jest kobietą. Niewiasta spogląda na mnie swymi zimnymi, ale jakże pięknymi oczyma. Wyciąga dłoń.
- Chodź. – przemawia Głos.
- Idę. – pada moja odpowiedź. – Idę. – powtarzam, tym razem w pełni świadomie. Podchodzę do kobiety, ujmuje jej dłoń. Lodowaty impuls przeszywa moje ciało...
- Lucek, wstawaj! – budzę się słysząc glos mojej matki. Leżę lekko oszołomiony na łóżku.
- Lucjusz, wstajesz? – znów krzyczy matka. Wypadało by odpowiedzieć.
- Tak, mamo. – wymawiam głośno zachrypniętym głosem. Odchrząkuję i wstaje z łóżka. Przecieram oczy i szukam ubrania. Nie zwykłych i codziennych łachów, dziś jest Dzień Wiecznego Ognia i muszę ubrać się odświętnie. Tak szczerze to nienawidzę tego święta. Jak każdego innego święta wprowadzonego przez wyznawców Panteonu Ognia. Ale cóż mam robić? Za innowierstwo, ateizm i ogólnie nie popieranie poglądów tych kapłanów grozi „oczyszczenie”, czyli krótko mówiąc śmierć na stosie. Notabene całe szczęście że Kapłani Ognia nie wiedzą o moich zbiorach kilkunastu zakazanych ksiąg. Tak więc chcąc, nie chcą muszę ubrać się względnie ładnie i iść na Plac Krwawego Płomienia. Ciekawa nazwa jak na miejsce palenia innowierców.  W końcu znajduje ubranie. Czarna tunika i spodnie tegoż samego koloru. Do tego płaszcz z wyhaftowanymi płomieniami na rękawach. Obowiązkowa szata podczas świąt. Ubrany biorę szczotkę i próbuję uczesać włosy. Nie przynosi to absolutnie żadnego efektu, gdyż moje loki sterczą w każda stronę. Wychodzę z pokoju i idę do jadalni. ÂŚniadanie stoi już na stole. Jak dobrze jest być szlachcicem i mieć służbę. Zasiadam za stołem i zjadam śniadanie w samotności. Kończę i akurat rodzice wbiegają do Sali. Już kompletnie ubrani w odświętne szaty. Bez słowa wstaje i idę do drzwi. Chwile potem całą trójką idziemy na Plac.
 Słońce pali niemiłosiernie. Gdy dochodzimy do celu widzę tłum ludzi zebranych wokół kamiennego podwyższenia. Pośrodku sceny wbity jest pal. To tam zazwyczaj dokonuje się „oczyszczenie”. Razem z rodzina staje z tyłu, w cieniu. Tutaj przynajmniej słońce tak nie grzeje. Nagle rozmowy dobiegające z tłumu cichną. Za scenę wchodzi trójka Kapłanów, wloką za sobą młoda dworkę, kobietę z rasy Mrocznych Elfów. Jeden z duchownych niesie zapaloną pochodnie.  Najwyraźniej dziś ma się dokonać „oczyszczenie” tejże niewiasty.  Widać że dziewczyna wie co ją czeka, próbuje się wyrwać, jednak bezskutecznie. Rozgląda się gorączkowo po tłumie zebranych ludzi. Zupełnie jakby kogoś szukała. Nagle zwraca swoje zielone oczy w moja stronę. Patrzy prosto w moje szaroniebieskie oczy. Uspokaja się i wyraźnie widzę jak szkarłat jej oczu zmienia się w czerń. Czuję dziwna sensację w swej jaźni. W tym samym momencie elfka traci przytomność.  Kapłani przywiązują do pala. Najstarszy z nich wychodzi przed tłum i zaczyna mówić.
- Dzisiejszej nocy została pochwycona ta kobieta. Kapłan Raush – tu wskazał ręka na najmłodszego z trójki. –jej mroczna dusza jest z natury zła, co wskazuje jej czarna skóra, lecz wielka jest łaska naszego Pana, Władcy Ognia Fairusa. Nasz Pan oczyści jej dyszę z grzechu w ogniu oczyszczenia i przyjmie ją do siebie.
Wyrzekłszy te słowa Kapłan wyciągnął dłoń w stronę pochodni. Jej płomień zaczął wędrować do ręki Kapłana. Związał się z nią niczym sznur. Gdy czarujący zebrał dość mocy, utworzył kule ognia i skierował ją na Elkę. Płomienie zbliżyły się do jej ciała. Dokładnie widziałem jak od żaru zaczynają się tlić jej śnieżnobiałe włosy. W końcu ognista kula pochłonęła jej ciało. W kilka chwil została z niego kupka popiołu. O dziwo elfka nie odzyskała przytomności. Cóż, miała szczęście. Po rytuale oczyszczenia Kapłani zaczęli wygłaszać swoje wykłady. Przez kilka godzin bredzili o wielkiej łasce i dobroci Fairusa. Fanatycznym głosem przestrzegali nas przez „złem” tego świata. Na koniec zaś zaczęli mówić, iż można zapewnić sobie ochronę Fairusa, płacąc oczywiście odpowiednią sumę na rzecz Klasztoru.  Gdy skończyli swe płomienne mowy tłum zaczął rzednąć. Wszyscy rozeszli się do domów. My również wróciliśmy do naszego domostwa. Nie było sensu krążyć po mieście. Gdy dotarliśmy do celu od razu udałem się do mojego pokoju. Zrzuciłem tą wstrętną szatę świąteczną i położyłem się na łóżku, biorąc przedtem do ręki zakazany tom „Stąpając w Mroku” paktujący o „bezbożnej” Magii Cienia. Zagłębiłem się w lekturę.

"Cieniści Magowie, zwani przez siebie Wyznawcami Cienia, tworzą organizacje zwaną Zakonem Cienia. Nie wyznają znanych światu bogów, uważają iż po śmierci, dzięki swej mocy sami stają się istotą boską. Owa istota raz na pokolenie opętuje jednego z Wyznawców, czyniąc go liderem Zakonu. Lider zwany Boskim Cieniem, lub Cieniem jest pod pełna kontrolą owej istoty."

- Bzdura. – słyszę kobiecy głos. Podnoszę się lekko z łóżka i rozglądam
- Kto tu jest? – pytam głośno. Nie uzyskuję odpowiedzi. „Zdawało mi się” myślę sobie. Zagłębiłem się ponownie w lekturę. Z dołu dobiega pukanie do drzwi, otwiera nasz stary lokaj Arnatris. Słyszę krótka rozmowę. Po głosie poznaję moją przyjaciółkę Pheonix. Stary sługa zaprasza ją do środka. Słyszę jej kroki na schodach. Jak wejdzie do pokoju to pewnie znów będzie narzekać że czytam te książki. Zamykam księgę i chowam ją pod łóżko. Wstaje i robię w miarę niewinną minę. Phen wchodzi.
- Co znowu zrobiłeś? – od razu pyta. Lekko zmieszany odpowiadam.
- Co? Nic nie zrobiłem.
- Nie żartuj. Zbyt niewinnie wyglądasz. Ale chodź już, festyn zaraz się zaczyna. – mówi i wychodzi. Powiewając w powietrzu burzą swoich kręconych włosów koloru ognia. Chcąc nie chcąc idę za nią. Czasem mnie denerwuje jej zachowanie, ale zazwyczaj jest w porządku. I przy tym nie najgorzej wygląda. Wychodząc z domu biorę trochę złota i sztylet. Trzeba uważać na kieszonkowców a za dźgnięcie takiego delikwenta nie grożą żadne represje. Idziemy w stronę wielkiej polany, na południe od miasta, gdzie corocznie dobywa się festyn z okazji Dnia Ognia. Po drodze spotykamy Borysa, znajomego mieszkającego za miastem w majątku ziemskim. Jak zwykle jedzie na swym karym koniu o imieniu Dragonclaw.
-Borys, jak tam?  Tak się właśnie zastanawiałem czy Ty umiesz chodzić pieszo. – powiedziałem w formie przywitania.
- Cześć Phen, Lucy. No wiesz, jak zawsze. Z tą różnicą ze dziś skazano kogoś na spalenie słusznie. – odparł z uśmiechem.
- Nie nazywaj mnie tak. Już to nie raz mówiłem. – warknąłem. – I nie sądzę żeby ta drowka zasłużyła na stos.
- Taa... może jeszcze powiesz że drowy, wampiry i reszta tego ściera powinny zostać wpuszczane do miast. – rzekł z pogardą. Nie odpowiedziałem. Od dawna mamy różne zdanie w sprawach Klasztoru. Borys spiął konia i wyprzedził nas.
- Nie przejmuj się. On po prostu taki jest. – usłyszałem delikatny głos Phen.
- Ajj.. chodźmy już. Muszę się napić. – odpowiedziałem cicho i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Na polanie rozstawionych było wiele kolorowych namiotów. W różnych miejscach występowali artyści, śpiewając, tańcząc lub odgrywając role. Kilku nawet pokazywało sztuczki magiczne. Gdzieniegdzie stał stragan z pieczonym mięsem, winem lub słodyczami. Wraz z Phen podeszliśmy do jednego straganu, zamówiliśmy wino i coś do jedzenia. Przez kilka następnych godzin krążyliśmy po polanie oglądając występy.
 Dzień chylił się ku końcowi. We dwoje poszliśmy na zachodnią stronę polany i usiedliśmy na jednej z ławek. Słońce chowało się za horyzontem. Jego ostatnie promienie padały na ogniste włosy Phen. Rozświetlały jej szmaragdowe oczy. Wbrew sobie patrzyłem na nią. Ona również mnie obserwuje. Nic nie mówimy tylko patrzymy sobie głęboko w oczy. Naglę zdaje sobie sprawę ze ją objąłem. Nie mogę się powstrzymać, ona jest taka piękna. Powoli zbliżam swoją twarz do jej twarzy. Phen nie opiera się. Lekko przymyka oczy i rozchyla usta. Nasze wargi łączą się w namiętnym pocałunku. Wyraźnie czyje słodki smak jej ust. Obejmujemy się mocno i nie odrywamy od siebie. Nagle słyszymy trzask łamanego patyka za naszymi plecami. Odwracamy się. Borys stoi kilka metrów od nas. Jest blady i wyraźnie wstrząśnięty. Odwraca się i ucieka. Już od kilku miesięcy wykazywał sporę zainteresowanie Phen. Po chwili ciszy dziewczyna mówi.
- Lepiej już chodźmy. Spróbujmy mu to jakoś wyjaśnić.
- A co tu wyjaśniać? – pytam.
- Nie marudź, tylko chodź. – odparowuje Phen i wstaję. Rusza w kierunku namiotów. Chcąc nie chcąc ruszam za nią. Zaczynamy szukać nieszczęśliwego amanta po obszarze festynu. Nigdzie nie możemy go znaleźć. Wtem rozlega się krzyk.
- Tam jest. – odwracam się w kierunku źródła głosu. Pięciu Kapłanów Ognia stoi wraz z Borysem obok jednego z namiotów. Zaczynają biec w moja stronę. Nie rozumiejąc co Sie dzieje stoję w miejscu. Kapłanie łapią mnie za ręce i wiążą z tyłu pleców.
- Zostajesz pojmany w sprawie czarnoksięstwa. Jako dowody mamy Twoje księgi czarnej magii. – mówi jeden z Kapłanów. Ze zdziwienia odebrało mi mowę. Gdy mnie zabierają widzę uśmiechniętą twarz Borysa. On wiedział o księgach. Wydał mnie. Zaczynam Sie szarpać widząc jak ta kanalia obejmuje Phen. Ktoś uderza mnie w głowę i zapada ciemność...