Milva kopala z zaangazowaniem, wkladajac w prace cala sile i determinacje. Nie interesowalo jej nic innego po za celem ktorym bylo zloze pierwiastkow metalicznych w formie stalej czyli metali. Cios za ciosem odlupywala kolejne brylki, dawalo jej to ogromna satysfakcje chociaz miesnie ramion ja juz bolaly nie na zarty. Postanowila zrobic sobie krotka przerwe i pozbierac te brylki ktore walaly sie po ziemi. Gdy wszystkie kawalki znalazly sie na wozku, okazalo sie ze jest juz pelny po brzegi i ze kobieta odbywa juz ostatnia godzine pracy. Postanowila odwiezc ten wegiel do "magazynu" i posprzatac po sobie o ile jest to wogole mozliwe w kopalni gdzie z ogolu jest brudno, wszak jestesmy pod ziemia. Zlapala wozek za brzegi, odsunela kamienie spod kol i pchnela go, nogami kontrolowala predkosc jazdy aby przypadkiem jej nie uciekl z calym urobkiem lub nie wypadl z torow. Dotarla do skrzyzowania, krasnolud spojrzal na urobek i kiwnal jej tylko glowa. Jechala dalej az w koncu dotarla do miejsca zrzutu. Ponownie jej oczom ukazal sie widok skrzyn zapelnionych po brzegi, lecz tym razem pod sciana byla takze nasypana gora takich brylek jak ona nakopala. Wziela z pod sciany lopate i powoli zaczela oprozniac wozek, przerzucajac jego zawartosc na ta wlasnie sterte. Po kilkunastu minutach wozek byl wyczyszczony do cna. Kobieta odlozyla lopate i zaczela wracac na powierzchnie. Wkoncu dotarla do wyjscia, wyszla, slonce oslepilo ja na kilka sekund. Spojrzala na siebie, dopiero teraz zauwazyla jak jest brudna. Zakurzona tu i tam, piasek we wlosach, pyl weglowy na koszulce i twarzy. Cala byla wybrudzona. Wygladala wrecz komicznie. Potrzebowala kapieli. Krasnolud jej nie zauwazyl. Podeszla do niego i chrzaknela.
- Ekhem... Praca skonczona. Nakopalam caly woz, wszystko jest rozladowane w magazynie, narzedzia tez odlozone. Poprosze o pieniazki i ide sie umyc! - rzekla z usmiechem.
[member=268]Devristus Morii[/member]
//Przy okazji zajrzyj do tartaku. :)
Godzinka przerzucania surowców zleciała niemal nie zauważalnie, gdy pracowało się żwawo i szybko, by się wyrobić. Sztuka ta niziołkowi i krasnoludowi się udała, bo wyrobili się równo w czasie dzięki szybkiemu zgraniu. Jednak teraz postanowił schować łopatę i kilof do magazynku, gdzie je oczyścił z brudy za pomocą szmaty a następnie kierował się ku wyjściu z tunelu tam przemierzając jeden z korytarzy zauważył, jak jeden z krasnoludów pozyskuje surowiec z żyły, ale zapatrzony na to, aby jak najwięcej wykopać zapomniał wrzucać do wagonu, więc niziołek postanowił pomóc. - Kop, a ja będę wrzucał bryłki. Powiedział przyjaźnie i schylając się wrzucał jedną bryłkę za drugą wypełniając wagonik, po brzegi. Gdy wóz był pełny, Tim oznajmił brodaczowi, że więcej surowca się nie zmieści. - To było, na tyle. Wóz został wypełniony po brzegi i trzeba z nim jechać na sam dół. Wtedy brodacz zaprzestał kopania i ruszył na dół pchając swój wagonik. Niziołek kierując się na powierzchnię przeszedł jeszcze kilkaset metrów i będąc cały umorusany niczym mauren podszedł do zarządy przybytku. - Zarządco skończyłem. Sądzę, że jak na pierwszy raz poszło mi całkiem nieźle, ale proszę samemu ocenić czy zasłużyłem na premię a potem idę prosto do domu. Domycie się zajmie mi trochę czasu.
Na koniec czwartej godziny krasnoludy wspaniałomyślnie zarządziły przerwę w pracy. Wszyscy jak jeden mąż odrzucili kilofy i zasiedli na ławkach w sąsiednim pomieszczeniu. Niektórzy coś jedli, jednak jak to na krasnoludy przystało, zdecydowana większość oddała się przyjemności w postaci wysokoprocentowej nalewki, której Szarlej miał już okazję skosztować. Ponownie zresztą dał się skusić, co jeszcze bardziej umocniło jego więź z krasnoludami. Dniówka zbliżała się do końca, a on o ile na początku nie mógł zdzierżyć tych małych, brodatych zarozumialców, teraz czuł, że wychodząc stąd będzie mógł zaliczyć ich do grona swych najlepszych przyjaciół. Kiedy przerwa dobiegła końca, a dobiegła - zdawać by się mogło - dość szybko, Szarlej podniósł swój kruczy zadek, złapał najbliższą łopatę i ponownie zaczął przewalać urobek do wózka. Od krasnoludzkiej gorzałki potrafi zaszumieć w głowie, jednak kto da rady, jak nie Szarlej? Przerzucał więc w zaparte, aż do ostatniej bryłki, po czym wywiózł wydobytą rudę na skład i zameldował naczelnikowi koniec pracy na dzisiejszy dzień.
W kopalni rudy zjawił się Gaorth po czym udał się do krasnoluda - zarządcy i zameldował się u niego. - Witaj panie zarządco, chciałbym się zaciągnąć do pracy tylko na jedną godzinę, krzepę mam. Po tych słowach, zarządca dał człowiekowi ciężki kilof. Gaorth posiadając odpowiedni ekwipunek zabrał się za pracę najpierw, zszedł po drabinie do szybu a następnie przemierzał górnicze tunele. Po kilku minutach człowiek był już na miejscu wydobycia, Gaorth dobył kilofa i zaczął kopać żyłę rudy. Człowiekowi praca szła gładko a to za sprawą delikatnych lecz zręcznych ruchów, z każdą minutą kupka rudy stawała się coraz większa i większa, po godzinie Gaorthowi udało się wydobyć niezłą ilość rudy, chwilę później człowiek pomyślał sobie Cholera, jestem bardzo głodny i spragniony! Nie powinienem tutaj dalej pracować. Po czym postanowił wyjść z kopalni, więc skierował się w stronę wyjścia na powierzchnię.
Mauren zebrał wszystkie odłamki metali które leżały na ziemi i wszystkie wrzucił do wagonu. Tak się udało że przez całą pracę napełnił się cały wagonik, Dart pożegnał się z krasnoludem i pchając wagon w stronę wyjścia zakończył swoją pracę, poszedł poimformować zarządce o skończeniu pracy i ile wydobył. -Witaj, nakopałem cały wagon metali i to przez 6 pełnych godzin, mam nadzieję że dostanę za to porządnął zapłatę. - powiedział pokazując na wagon z rudą, cieszył się też że zakończył swoją pracę gdyż nie lubiał przebywać pod ziemią.
[member=268]Devristus Morii[/member]
Gdy wózek został załadowany po brzegi kobieta zaczęła go spychać powoli ku dołowi, powoli, spokojnie zjeżdzała wózkiem do składzika. Uważała aby nie wymsknął się jej z rąk ponieważ zakończy się to stratą całego urobku. Pewnie trzymała go za uchwyt i pchała przed siebie po torach. Jechała tak dobre kilka minut, po drodze spotkała kilku miłych krasnoludów którzy nie wachali się aby rzucić komplement odnośnie jej tyłka. Czarnoskórej o dziwo te teksty sprawiały niekrytą przyjemność. ÂŚmiała się do nich jadąc dalej. W końcu dotarła do składzika, zaparkowała wózek na końcu toru i zatrzymała się przed nim. Odsapnęła chwile i wzięła się za dalszą część pracy. ÂŚciągnęła z głowy kask i rzuciła go w kąt, kilof który wzięła stąd właśnie, oparła o ścianę obok innych narzędzi. Zabrała łopatę i zaczęła rozładowywać wóz z bryłek. Nabierała bryłki na łopatę i rzucała na kupkę w drugim kącie składzika. Raz, dwa, trzy i cały dzienny urobek znalazł się w magazynie. Cała zakurzona, brudna i spocona kobieta ruszyła ku wyjściu. Po drodze żegnała się z poznanymi krasnoludami i innymi górnikami. Szła powoli, leniwie przed siebie do wyjścia. Gdy wyszła z kopalni oślepił ją blask słonca, no cóż jej oczy były przez 6 godzin przyzwyczajone do ciemnośći. Gdy doszła do siebie ruszyła w stronę krasnoluda zarządcy. - To znowu ja! Nakopałam cały wózek bryłek, same duże okazy. Wszystko zładowane do magazynu i odłożone na miejsce. Poproszę o dniówke i ide się umyć. - uśmiechnęła się szeroko.
[member=268]Devristus Morii[/member]
Niziołek wraz z krasnoludem skończyli ładować urobek do poszczególnych składzików, więc kończąc tą pracę odłożył swój kilof i łopatę do magazynu z zamiarem pomocy jeszcze komuś po drodze. Właśnie idąc już na powierzchnię zauważył jak jeden krasnolud szarpie się z kilkoma wagonikami, więc pomógł je przepchać na dół i wysypać urobek, coby mógł je sam wrzucić do magazynów następnie powrócił na górę, gdzie jeden z krasnoludów zaczął kopać, ale nie miał wagonika dlatego maluch szybko podjechał i pozostawił go, przy nim jednocześnie pomagając mu wrzucić wszystkie bryłki do wagonika. Wtedy, gdy wszytko zostało wrzucone ruszył on dopiero do wyjścia, gdzie stał zarządca.
- Zarządco skończyłem! Proszę o ocenienie mojej pracy i wypłacenie mi grzywien, jeżeli zasłużyłem na premię będzie mi niezmiernie miło.
Powiedział będąc cały w pyle, kurzy i umorusany po samą głowę.
Gdy wyszedł z magazynu, szedł w stronę swojego stanowiska pracy.Podczas drogi, natknął się na starszego krasnoluda, który go zauważył i zawoła do siebie.Kopacz chciał, by mężczyzna pomógł mu pchać wagon.Gestat niezadowolony tą propozycją, postanowił mu jednak pomóc.Staną koło krasnoluda i pchał.- Kto to widział, tak napierdolić na wagon rudy..rzekł Gestat do Kopacza.Krasnolud jednak, nie odpowiedział mężczyźnie, tylko się głupio uśmiechał pod nosem.Gdy dotarli na miejsce, krasnolud chciał jeszcze, by mężczyzna, przerzucił z nim, jeszcze rudę.Gestat zgodził się, wyszedł na wagon i zaczęli przerzucać kruszec na odpowiedni zsyp rudy.Jak tylko skończyli, krasnolud podziękował mężczyźnie za pomoc i udał się do dalszej pracy.Gestat zaś skierował się na powierzchnie kopalni po swoje wynagrodzenie.
- Przyszedłem odebrać zapłatę po 6 przepracowanych godzinach.
Kiellon skończył właśnie uzupełniać magazyny różnymi rudami, więc postanowił iść już w górę, gdzie znajdowało się wyjście z kopalni po drodze nucił sobie swoją piosenkę, ale nie mógł przejść obojętnie koło innego krasnoluda, który miał problem z załadunkiem rudy na wagon w czym pomógł mu napełniając cały wózek do pełna a potem robiąc ponownie wycieczkę na dół w celu wysypania urobku brodacza, tak skończył on swoją pracę w kopalni, także w pełni uradowany i rozśpiewany wyszedł on na powierzchnię i podchodząc do zarządcy rzekł. - Panocku skończyłem na dziś czy należy mi się premia za przepracowane godziny?
W końcu, po kolejnej godzinie tłuczenia w sporą żyłę, u stóp Imago znowu zebrała się duża ilość bryłek. Był nieregularne, jedne większe, drugie mniejsze, wszystkie jednak tam samo cenne. Po jakimś czasie Imago odłożył kilof. Przetarł twarz, po czym złapał za łopatę. Raz jeszcze wbił ją w górkę rudy, nałożył ile się dało i przesypał. Powtórzył tak czynność kilkakrotnie. Każda bryłka została załadowana. Wampir następnie zaś zawiózł wózek do składu rudy, kilof odłożył. Robota mogła zostać uznana za skończoną.
Wampir dalej łupał. Tym razem robił to jednak o wiele oszczędniej, wolniej. Słabiej. Był zwyczajnie zmęczony. Miał do tego prawa. Pracował przez sześć godzin z małymi przerwami, w środku dnia. Pory, gdy wampiry są słabe, gdy są niczym mrówka wobec całego świata. Imago łupał więc tak słabiej, aż w końcu zaprzestał. Łopatą załadował swój urobek, którego było znacznie mniej, po czym zajechał nim do składu. Następnie zgłosił się po zasłużone pieniądze.
Przy szóstej oraz ostatniej godzinie pracy, wampirowi zostało już całkiem mało. Raptem kilkanaście machnięć kilofem. Nie było to trudne, toteż wampir pośpieszył z tym. Lecz nawet pomimo porządnego wyłupania, jego robota nie była skończona. Z pomocą łopaty załadował więc dość sporą całość swego sześciogodzinnego urobku i zawiózł ją do składu. Tam z kolei zostało mu już tylko wyładować wszystko, co też zrobił.
- To tyle - powiedział do zarządcy.
182g + 220g = 402g
Po pewnym czasie, gdy wampir uznał, że starczy już tego walenia kilofem, odłożył go. Otarł się raz jeszcze, bowiem spocił się, napił się trochę a następnie zaczął ładować urobek do wózka. Gdy zaś to zrobił, pozostało zawieść wszystko do składu, co też wampir po chwili dokonał. Komplikacji po drodze nie było, toteż gdy tylko zajechał, co stało się szybko, wysypał swój urobek. Robota skończona. Imago poszedł do zarządcy.
- To tyle. 220 grzywien się należy.
272g + 220g = 492g
Po krótkiej przerwie wróciłem do machania kilofem. Prawie od razu ukruszyła się ruda, jednak wraz z nią złamał się kilof, postawiłem to pod ścianą i wziąłem inny który stał nieopodal mnie pod ścianą i jeszcze trochę uderzałem chociaż już się nie przemęczałem. Powoli moja praca dobiegała końca, i całe szczęście. Odłożyłem kilof i zebrałem łopatą resztę rudy, ta o dziwo się nie złamała, ja również odłożyłem, A wózek był wypełniony w dwóch trzecich zacząłem pchać go w stronę krasnoluda. W sumie to uzbierałem jej trochę. Zawsze mogło być gorzej.
Po dłuższym marszu dotarłem do pracodawcy.
-Skończyłem na dziś pracę, proszę o zapłatę za 6 godzin pracy.
Powiedziałem zdyszany do krasnoluda.
Watu przepracował trzy pełne godziny po czym trochę mu się przysnęło, zaraz po tym jak się obudził poszedł po wypłatę.- Oto twoje pieniądze.
-przepracowalem trzy godziny i przyszedłem po wypłatę - powiedział Watu.
822+70=892g
Gościu po prostu oszalał, jak się okazało. Zaczął widzieć niebieskie myszki, które biegały po jego ciele, żarły go od środka, wychodziły uszami i srały mu pod skarpety. Raymund machnął mu tylko na pożegnanie, gdy wynosili go na górę, prosto do ciasnej windy, żeby nie siedział już w ciasnych korytarzach. Zrozumiał coś, że muszą chyba sprawdzać stan psychiczny potencjalnych górników, bo to już trzeci w tym tygodniu, co widział kolorowe myszki w jednym z szybów.
Raymund uśmiechnął się pod nosem, zebrał narzędzia i ruszył do tego samego szybu, skąd właśnie jegomościa wyniesiono, gdyż rozkazano im uprzątnąć tamto miejsce, dorzucić wózki do pełna i ruszyć z resztą na górę, bo szyfta się właśnie kończyła. Praca ciążyła niemiłosiernie, lampa przygasała przeraźliwie, a łopata zdawała się wielką, nagrobną płytą, która zaraz ich wszystkich przykryje. Pracował jednak wytrwale, próbując dokończyć dzieło.
Gdy zobaczył małe stworzonko o długim, cienkim ogonie, które przemknęło koło stoiska na kilofy i oskardy, rzucił łopatę pod ścianę i ruszył prosto do windy, nie obracając się za siebie. Wziął pieniądze od kierownika zmiany i skierował się do łaźni. Albo przynajmniej czegoś, co łaźniami nazywano.
// Godzina numer 6, ostatnia. Pieniądz poproszę.