Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Wątek zaczęty przez: Mogul w 04 Wrzesień 2013, 13:16:31
-
Nazwa wyprawy: Kac Marant
Opiekun: Mogul
Uczestnicy: Aragorn, Mogul, Zeleris, Adaś, Elrond
Wymagania: w miarę luźne podejście do swojej postaci :)
-
// Piękna nazwa tematu.
Gdy cała trójka wyszła z Paktu, Zeleris przeciągnął się leniwie, coby rozprostować kości.
- Yeeey! - wrzasnął. Z pobliskich drzew wzleciała chmara ptaków, spłoszonych owym wrzaskiem. Mag poprawił karwasze i pancerz, który w zasadzie służył mu za ubranie. Był wygodny i dawał ochronę. Był gotów. Lub raczej tak myślał.
-
Ork akurat zapiął orłowi na kostkę małą tubkę. Była to wiadomość do jednej osoby, której nie mogło zabraknąć. Miał nadzieję, że ta zjawi się jak najszybciej.
- Jak forma tak w ogóle?
//: miejsce startowe, w którym aktualnie się znajdujemy - siedziba Mrocznego Paktu
-
- Znaczy się kondycja? - Zeleris nie był pewien, czy zrozumiał. Wszak forma mogła mieć wiele znaczeń. Na przykład forma do ciasta. Lecz w to znaczenia akurat wątpił. Rozłożył lekko skrzydła.
- Nie da się mieć kiepskiej kondycji mogąc latać. Lot to zajebisty sposób utrzymania dobrej formy. Zresztą Aragorn zapewne potwierdzi - odpowiedział.
-
- Hekhm, raczej chodziło o to, czy nie wymiękniesz po pierwszej beczce. Hehehe.
-
Flamel skrzywił się, tak w krzywy sposób.
- A to, to się zobaczy pewnie - stwierdził. - Nawet mimo ee... "szkolenia" przez całe życie i tak wiele zależy od no formy właśnie danego dnia. Czyli, się zobaczy - podsumował. Nie było co gdybać w takich sprawach, gdyż wszystko może się wydarzyć.
-
- Po ostatnim picu w Pakcie i świątyni jestem gotów na wszystko.
//Był już Kac Valfden :P
-
- To prawda, że dobierałeś się wtedy do kapłanek? - zapytał Flamel, gdy przypomniał sobie jakie pogłoski chodziły o słynnej już wyprawie bandy pijaków do świątyni.
-
- Tak, a potem odeszczałem na pomniki Rashera i Zartata wyzywając ich od chujów i nierobów. A! I zesrałem się na ołtarz Zartata.
-
Flamel zaśmiał się krótko.
- Mamusia pewnie byłaby z ciebie dumna - podsumował z lekka kpiną w głosie. Tak żartobliwie. - Mogul, do kogo wysłałeś swojego ptaszka? - zapytał, po tym jak ork wypuścił orła. Ptaszysko ewidentnie miało zanieść do kogoś wiadomość. Wskazywała na to... cóż, sama wiadomość uczepiona nogi pierzastej paskudy.
-
- Na pewno.
-
Ork zrobił tylko tak <ignorant>
- Po jeszcze jednego zawodnika, dobra, ruszamy.
//: Jesteśmy już poza Paktem i od tego momentu każdy kto chce może dołączyć się
-
// Już to widzę jak kogoś przypadkowo spotykamy w dżungli :)
Więc sobie szli. Tak po prostu. I jakoś rozmowa się średnio kleiła. Zapewne przez zbyt wysokie stężenie powietrza w wydychanym alkoholu.
- Niedawno gadałem z Elrondem nad pewną grą na przyszły festyn. "Rzut niziołkiem". Każdy brałby niziołka i rzucał nim najdalej jak potrafi w sposób jaki zna. Ręcznie, z lotu, mortokinezą, czy jak tam jeszcze by wymyślił. Co o tym sądzicie? - zapytał.
-
- Dobre! Acz nie polityczne. Tak rzucać kimś? Wiesz Zeleris jak to jest... gdy masz tytuł, choćby mistrza w wpierdalaniu pierogów czy picia wódki to publicznie musisz się umieć zachować i pokazać jak bardzo lubisz eleganckie przyjęcia oraz jak kochasz kraj. Zwykle po takich zjazdach ktoś kończy z jęzorem wywleczonym przez gardło. Ewentualnie w niekoniecznie swoim łóżku.
-
- Hop hop! Hop hop! Słyszałem słowo "wódka"! Czy jest tu jakaś cywilizacja? - darł się raz po raz Elrond. Właśnie wylądował w teleportacyjnym skoku w środku dżungli. Nie zamierzał płacić karczmarzowie w Atusel za nocleg, a coś naszło go żeby wyrwać się do Paktu.
-
Przypadkiem sobie zbierałem grzybki, w celu kolejnych wyjątkowych kontemplacji. No dobra tak po prawdzie zbierałem te, które hamują biegunkę. No ale kogo to obchodzi? Najważniejsze że zupełnie przypadkiem usłyszałem nie opodal rozmowy. Głosy wydawały mi się bardzo znajome. Więc postanowiłem zupełnie pokojowe, bez wyciągania broni, wyłonić się na trakcie. Ledwie wyszedłem z gęstwiny, kiedy spotkałem starych znajomych:
-Patrzcie góra z górą się nie zejdzie, a ludzie zawsze. Gdzie się wybieracie?
-
- Na Wałbrzych!
-
- Czyli tam. - Dracon wskazał ręką losowy kierunek. Kompletnie inny niż w który szli, ale kto by się tam czepiał szczegółów.
- Tak się właśnie zastanawiałem kiedy was spotkamy - powiedział zamiast jakiegoś normalnego powitania. - Bo jakoś nie wierzyłem, że tak zupełnie przypadkowo nie wpadniecie na nas w drodze. Ale ten świat mały, ha!
-
- Drogi? Przeciez to bagno. Chyba - otrzepał błoto z pantofelka. - Gdzie idziecie, a teraz idziemy to wiem. Pytanie: po co?
-
Dziwny zbieg okoliczności. Ale zauważyłem że zawsze tak jest. Nieprawdaż?
-
- A nie dżungla? - zapytał niepewnie Flamel, rozglądając się podejrzliwie wokół, jakby podejrzewając, że rzeczywistość znów robi sobie z niego jaja. - W sumie nieważne... A po co idziemy? Ależ to oczywiste. Wszak nie można stać w miejscu, trzeba się rozwijać, iść przed siebie. ÂŻycie nie polega na staniu, lecz kroczeniu dalej. Ot powód, dla którego idziemy sobie przed siebie - zaczął pieprzyć jakieś pseudofilozoficzne bzdury.
-
- Dobrze gadasz - pogładził się po brodzie jak jakiś mędrzec. - To idziemy. Macie coś do picia?
-
Dracon bez słowa wyciągnął zza paska niewielką fiolkę i podał ją Elrondowi. Znajdował się w niej przeźroczysty płyn.
-
Powąchał. W kościach czuł, że jeśli przechyli flaszkę, nic z tego dobrego nie wyniknie. Zamyślił się, wyterzył pamięć.
- Ptaszki mi opowiedziały, jak chwaliłeś się Arusiowi, że posiadasz flakonik fekalixa. Czy jakoś tak - powiedział szeptem, co by Adaś nie usłyszał.
-
- Huehue!
-
Dracon natychmiast zmienił cel.
- Adaś, chcesz? - zapytał, wyciągnął łapę z fiolką w jego stronę. - Bimber. Na razie tylko niewielka próbka i szukam of... degustatora.
-
Widząc krzywienie się Edzia, kiedy powąchał flaszkę, jakoś nie widziało mi się to. A do tego, jak na złość nie chciało mi się pić. Wyjąłem za pazuchy, pół litrową flaszkę, z bardzo mętną zawartością, po czym powiedziałem:
-Nie dziękuje, jak widzisz mam swoje. A jakoś mi się zbytnio teraz pić nie chce, nim was spotkałem już się napiłem. Ale znam kogoś kto darowanemu alkoholowi nie zagląda w zęby..tfu w gwint. Sam chyba znasz zakonnika Juliana?
-
Dracon ze smutna mordką schował fiolkę.
- Julian? To ten Julian Julian, czy inny Julian? - zapytał tak, że każdy wiedział o co chodzi. Coś tam słyszał o zakonniku Julianie, ale nie wiedział, czy to ten Julian, czy też inny Julian, który Julianem nie był. Tylko Julianem. Ale innym.
-
- I twój szatański plan spełzł na niczym. Hue hue hue.
-
-Ha czyli mój instynkt mnie nie zawiódł!-Powiedziałem, słysząc słowa Edzia, choć w sumie bardziej przyczyniła się do tego obserwacja, wyżej wymienionej osoby. Po czym odpowiedziałem Zelerisowi:
-Ten Julian, czyli ten Julian, Julian, choć może nie do końca Julian, ale Julian. Rozumiesz? Bo ja osobiście nie.
-
- Jeśli to Julian Julian, to znam go - odparł dracon, dumny że się dogadali. - Aruś, daleko jeszcze do tego Wałbrzycha? - zwrócił się do drugiego dracona, gdyż podróż zaczynała go powoli nudzić. Nie wyszedł z Paktu po to, aby chodzić.
-
- Nie wiem. To Mogul prowadzi kuhwa! - Powiedział i napił się z wyciągniętej zza szaty flaszki.
-
- Patrzcie co znalazłem w piwniczce - powiedział wyciągając flaszkę z rumem. - Mam tego ze sto litrów. I jeszcze trzydzieści kilo zielska... Pamiętacie wyprawę korsarską?
-
- Kto nie pamięta!? Ejj... chodźmy to upłynnić!
-
- No właśnie kurwa zmierzamy do mego domku po ten cały stuff. Podróż mijała w ciężkim oczekiwaniu, aż w końcu nastąpiło to, co chciał Mogul. Jakieś 50 metrów od nas zauważyć można było rozbitą karawanę. Dostrzegliśmy od razu pełno trupów i tym podobnych pierdół, oczywiście się tym nie przejeliśmy, ale zwróciliśmy uwagę na zapłakanego kupca. Ork szepnął do pozostałych
- Adaś, Edzio, któryś z Was gada. Podjechaliśmy bliżej, lecz kupiec tym się nie przejął, a być może jeszcze więcej zaczął ryczeć.
-
Jak już wspomniano podróż mijała w ciężkim oczekiwaniu. W sensie symbolicznym cała "drużyna" była przygnieciona tym ciężarem. Oczywiście nie przeszkadzało to im gadać głupot. Ale cóż, tak bywa. W końcu natrafili na zniszczoną karawanę. Resztki wozów i ciała walały się po drodze. Jeden z kupców żył i wyrażał swoje niezadowolonie, poprzez tracenie wilgoci z ciała przez oczy. Można i tak.
- A tyle razy mówili... "Piłeś? Nie jedź." - skomentował półgłosem mag. Sam nie chciał rozmawiać z kupcem. To pewnie tylko jeszcze bardziej wytrąciło by go z nieistniejącej już rownowagi.
- Zapytajcie go, czy ma gdzieś tam flaszkę - podpowiedział cicho Edziowi i Adasiowi.
-
-Jebie trupem.-Stwierdziłem rzeczowo, widząc rozbitą karawanę. Jakoś nie wpłynął ten widok na moją, spaczoną psychikę. Dla mnie była to norma, jak i pewnie dla każdego w tym towarzystwie. Ale tak rozglądając się i słysząc słowa Mogula, dostrzegłem owego kupca. Od razu narzuciło mi się pewne skojarzenie, którym nie ukrywam chciałem się podzielić, oczywiście szeptem:
-Coś czuję, że ktoś mu zajebał kamienne tabliczki. Za które od pewnego maga dostałby sporo forsy.
Nie czekając na odpowiedź, zbliżyłem się do kupca, położyłem mu rękę na ramieniu. Co na niego lekko wpłynęło, bo spojrzał na mnie. Wyglądał bardziej na załamanego, niż na osobę która się boi. Stojąc tak nad nim, postanowiłem zadać mu pierwszy pytanie, oraz pamiętać o prośbie ÂŻelka:
-Panocku, co się stało się? I wiem że Pańskie życie mogło legnąć w gruzach nie dawno, ale nie macie czym napoić spragnionych podróżnych?
-
- Jak to co, bandyci! Mogliście zauważyć iskrę w oczach Mogula.
- O, widzicie to drzewo? Zasadzkę uczynili gnojki jedne, porwali dużo złota. Kolejna iskra, którą postronny mógłby nazwać już płomykiem. Panowie, pomóżcie, a obsypie was niedługo złotem, toż to inwestycja miała być życia.
-
-I co sądzicie?
Spytałem towarzyszy, nie powtarzając Słów kupca, zresztą po co, skoro wszyscy słyszeli? A przypadek ten nie był pierwszy, ot codziennie kupcy tracili swoje"interesy życia" Czy to przez leśnych bandytów, czy innych bankierów
-
Słowa kupca jakoś przemknęły przez uszy Zelerisa i nie zwrócił na nie uwagi. Usłyszał tylko dwa z nich. Te dotyczące złota.
- Dobra, przekonał mnie. Pomogę mu. Kto jeszcze? - powiedział już normalnie, nie cicho jak przedtem. Niech się kupiec ucieszy.
-
- Coś mi tu śmierdzi. I nie jest to futro Mogula. Ale... ponapierdalać sie z bandziorami zawsze można.
-
-Jak wy idziecie, to i ja idę. W końcu nie zostawię was samych..
-
Gdy reszta zgłaszała swoją chęć do uczestniczenia w pokazie bezsensownej przemocy, Zeleris ruszył w stronę resztek karawany i ciał. Chciał się im przyjrzeć. Bynajmniej nie z perwersyjnej ciekawości i zaspokojenia chorych zboczeń (na to był zdecydowanie zbyt trzeźwy), lecz w celu spróbowania odgadnięcia jaka bronią mogą posługiwać się owi bandyci. Do tego, tak bardzo dyskretnie, przeszukał zwłoki, czy przypadkiem bandyci nie zapomnieli zwędzić im sakiewek. Sprawdził także sam wóz, w celu... no właściwie z ciekawości. Z miną znawcy badał dostępne poszlaki.
-
- Pytanie. Jeśli można komuś spuścić porządny wpierdol, zgodnie z prawem i jeszcze na tym zarobić to jestem pierwszy do tej roboty. Ponadto tytuł szlachecki zobowiązuje! Co prawda to tereny Devristusa, mego przybranego wuja, ale Służba państwu to służba państwu! Gdzie te skurwysyny uciekli? Jak byli wyekwipowani i co najważniejsze, ilu ich było?! - powiedział kucając przed zapłakanym kupcem. W oczach mężczyzny iskrzyły się błyskawice.
-
- Ilu ich było to mało ważne Edziu. Aby było chociaż po jednym na łeb...
-
- Po jednym na łeb? Na naszą piątkę? Wydaje Ci się, że zrobiło to pieć osób? Jak na moje co najmniej z dziesięciu ich było... Ale masz rację. Przeciwników nigdy dość.
-
- Technicznie to ja moge jednym czarem zabić niemal każdego człowieka w promieniu 6 metrów Edziu. Pardon. Rozerwać wszystko w promieniu 6 metrów...
-
- Ja wyjebać pod ziemię wszystkich w promieniu 100 metrów. Przeżyjesz jak nie potrzebujesz tlenu do życia, ale... i tak Ciebie zmiażdży... Więc wiesz... - dwójka podpitych właśnie demonstrowała, kto ma większego kutacha.
-
- Nom. Zieeew.
-
Przeszliśmy się kawałek dalej do jaskini, w której paradowało ponad 30 bandytów. Część z nich nie była świadoma zarożenia jakie ich czekało, zaś druga szykowała już sztylety by was nimi zaciachać. Ta, jasne...
Bandyta (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta) x 30
-
- Odsuńcie się lepiej... - powiedział wychodząc do przodu. Byli w jaskini. W idealnym miejscu do pewnego czaru.
- Izipash ipush huoshan elishash! - krzyknął i klasną w dłonie. Niezwykły podmuch wiatru wydarł się z ciała Arcymaga, uderzając w nadbiegających bandytów i dosłownie odrzucając ich do tyłu. Miażdżąc o ściany tunelu i wnęk, o podłożę. ÂŚciany zadrżały, pył wzbił się potężny, nic nie było widać, przeciwnicy wyli z rozpaczy. Ile było martwych? Ilu konających z poprzetrącanymi karkami? Trzeba było to sprawdzić...
Czar: Podmuch wiatru
// Niech MG stwierdzi ile zabiłem.
-
- Sam sie odsuń, to sie robi tak! - dracon wyciągnął rękę przed siebie i trzy razy krzyknął, wskazując 3 różne skupiska bandziorów. Upiltu! Upiltu! Upiltu! Trzy eksplozje czystej mrocznej energi rozrywały każdego w promieniu 6 metrów od centrum wybuchu.
Czar: wybuch cienia.
//Moguś sam oceń ilu rozerwało.
-
Zeleris stanął sobie z boku i bardzo krytycznym wzrokiem obserwował popisy jego towarzyszy. Już zamierzał skomentować technikę Elronda, gdy do działania wprosił się jeszcze Aragorn. Dracon pacnął się w czoło. Zachowanie dwójki magów (w sumie wciąż miał opory aby nazywać tak Aragorna) istotne wyglądało jakby nadrabiali jakieś kompleksy. Flamel tymczasem odprężył się. Szczerze wątpił, aby ktokolwiek w jaskini przeżył.
-
Ja również podobnie do Zelerisa, stanąłem u wejścia groty oraz patrzyłem jak Edzio wraz z Arusiem porównują swoje interesy.W sumie efekty specjalne to mieli niezłe, ale czy nie lepszy jest zwykły toporek? Po co tyle lat, medytować, uczyć się trudnych słów, czy co tam magowie robią. Skoro ot tak można rozłupać parę czerepów zwykłym, pospolitym toporkiem? Ale cóż co kto lubi, oparłem się o ścianę, trzymając rękę na pistolecie i obserwowałem
-
Elrond pacnął się w czoło z dezaprobatą.
- Teraz będziesz grzywny ze ściany zdrapywał. Czarów używa się inteligentnie z wyobraźnią, nie na odwal. Mieliśmy ich ograbić, teraz będziemy brodzić w ich flakach. Isentor powinien dostać zjeby za takie przygotowanie Ciebie do roli nekromanty - zrugał go.
-
- No i chuj. Widywałem gorszy bajzel.
-
- Głupiejesz na starość albo dawno nikt Ci twarzy nie przestawił. Kończę tą bezsensowną dyskusje, skoro sam nie widzisz swoich błędów, i nie potrafisz słuchać bardziej doświadczonych - powiedział i zrobił kilka kroków do przodu. Badał teren.
-
- Przestańcie się kłócić gnidy. Ork był zły, bo nie zostawili mu nic a nic do zabicia. Jednak wtedy, ni z dupy ni skąd w stronę Elronda poleciał bełt. Na jego szczęście przeszył mu lekko policzek. Zaatakowało was z tyłu 15 kolejnych bandytów.
Ochroniarz (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Ochroniarz) x 15
//: załatwmy ich w klasyczny sposób, bo za kare zlecą wam się zaraz bandyci z całej wyspy xD
-
Gdy nadciągnęła druga grupa bandytów (która chyba spod ziemi wylazła) i zaczęły latać bełty, Zeleris stanął sobie za Adamusem, coby się za bardzo nie narażać na dostanie pociskiem z kuszy. Wyciągnął kostur i poczekał, aż napastnicy się zbliżą nieco. Mag oparł się na kosturze i ziewnął, ciesząc się z osłony jaką stanowił Adaś. Niepozorna, ale wystarczająca. Przez moment zastanawiał się, czy nie popychać go przed sobą i użyć jako żywej tarczy, ale ostatecznie uznał, że byłoby to chamskie. Niecierpliwie ściskał kostur, wyraźnie rwąc się do walki. Lecz ostatnie doświadczenia nauczyły go pewnej niechęci do ludzi uzbrojonych w kusze. Często zamiast podziwiać dostojeństwo i gracje jego lotu zwyczajnie strzelali. Prostaki.
- A, pierdolić... - mruknął w końcu mag. Chwycił kostur jedną ręką i szybko przyszykował zaklęcie. Oczywiście nie takie, które miałoby na celu rozgromienie całej grupy. Musiał wszak zostawić nieco mięska dla orka chociażby. Zamiast tego uznał, że dobrze będzie walnąć czymś, co chociaż na krótka chwilę zaskoczy bandytów, co z kolei ułatwi dostanie się do nich. Tak więc, przygotował zaklęcie. Wybrał cel.
- Izipash! - krzyknął krótko, a z nieba uderzyła błyskawica. Celował oczywiście w łepek jednego ze zbirów i zygzak pioruna trafił prosto w cel. Bandzior padł rażony piorunem. Dosłownie. Już w momencie uderzenia błyskawicy, dracon wyskoczył w powietrze i machnął skrzydłami. Przeleciał kawałek i wylądował ciężko przy jednym z bandytów. Lot umożliwił mu dostanie się tam w mgnieniu oka. Bandyta jednak zdołał zadać cios mieczem. Jednak mag miał już przygotowany kostur. Sparował cios, odbijając ostrze miecza w bok. Szybko zakręcił kosturem i uderzył w łydki bandyty, podcinając go. Gdy zbir przewrócił się, dracon z całej siły uderzył go kosturem w głowę. Coś chrupnęło, człowiek zrobił dziwną minę, a po chwili z jego uszu wyciekł strumyczek krwi. Coś w jego głowie ewidentnie „się spsuło”. Jednak Flamel nie miał czasu zastanawiać się co dokładnie. Nacierał na niego kolejny zbir, który otrząsnął się z zaskoczenia nagłym atakiem i chciał chyba pomścić towarzysza. Mag uderzył impulsem telekinetycznym w jego pierś, co posłało bandytę w tył i zwaliło na ziemię. Dracon doskoczył szybko do niego i trzasnął w głowę końcem kostura. Również temu bandycie „coś się spsuło” w głowie, gdyż po uderzeniu nie wykazywał chęci do poruszania się. Mag nie czekając, aż zaatakuje go ktoś inny, odskoczył kawałek w tył. Kostur trzymał w pozycji obronnej, tak, że mógł łatwo sparować ewentualny atak, który z pewnością by nastąpił, jeżeli towarzysze maga nie ruszyliby na bandytów.
12 Bandytów
-
// Będąc w jaskini uderzyła z nieba błyskawica? Hmmm... ;p
- Aresh elishesh oshia hush ilishash! - powiedział czarownik krzyżując dłonie na piersiach. Jego ciało najpierw pokrył szary nalot, by po chwili całkowicie zmienić go w kamień.
- Chodźcie skurwysyny! - krzyknął wychodząc na wolne pole. Chciał odciągnąć strzelców od reszty grupy. Kilka bełtów poszybowało w jego kierunku, ale nie zadały jakichkolwiek obrażeń.
- Tylko na tyle was stać sucze syny?!
Aktywne efekty: Kamienna skóra
-
// Nigdzie nie jest napisane, że jesteśmy w jaskini. A przynajmniej nie jest napisane, że Zeleris tam wszedł :P
// Poza tym - spierdalaj :/
-
//Nie chce mi sie opisywać walki mieczem ;/ ruszcie dupy i ich pozabijajta no...
-
Kiedy tylko przeciwnicy rzucili się na nas, od razu wyjąłem pistolet, na którym ówcześnie trzymałem dłoń. przeciwnicy biegli dość zwartą kupą, więc bez problemu mogłem wypalić, prawie na oślep. Pif-paf zdało się słyszeć w całej okolicy. A w okół lufy pojawił się kłąb dymu. Jeden z biegnących się przewrócił, a ja schowałem pistolet i wyjąłem miecz będąc gotowy przyjąć kolejnego przeciwnika.
5-1=4 ÂŻelazne kule
11 Bandytów
//:Chuj z tym jak nikomu nie się nie chce walczyć, ściągnijcie na nas całą szajakę bandytów z Valfden. Edziu Aruś jebnijcie obszarówkę będzie spokój xD
-
- Jebać to... Upiltu! Upiltu! Dracon wytworzył dwa potężne wbyuchy mrocznej energii, rozrywając prawie wszystkich wrogów.
4 bandytów.
-
Nie weszliśmy jeszcze w jaskini. Reszta widząc co się wyprawia normalnie w świecie uciekała. TERAZ WESZLIÂŚMY do jaskini i znaleźliśmy kufer z bardzo grubą gotówką. Niestety, kupiec nie zrobi interesu życia, ponieważ poszedł z nami w stronę jaskini, gdzie zginął śmiercią okrutną. Po spokojnej już podróży dotarliśmy do domku Mogula, rozsiadliśmy się po tej norze, ork wyciągnął beczkę na rozgrzewkę i rozpoczęliśmy zabawę.
-
- Aresh! - powiedział kumulując energię magiczną. Zaciśniętą pieść szarpnął do góry, a wówczas cztery kamienne stalagmity pojawiły się tuż po jednym z uciekających bandytów, nadziewając go na siebie jak prosię na rożen. Na pewno była to dosyć bolesna śmierć.
Jakiś czas później...
- Piracki rum... mmm...
-
- Byś se kupił dwór albo coś. Toć orcze szałasy lepiej wyglądają. - powiedział polewając rumu.
-
Ork wypił, poczekał na pozostałych i polał kolejny raz
- Ta, skombinuj mi tyle kasy. Chociaż w tym kuferku od chuja tego jest, powinno starczyć.
//: nie piłem nigdy rumu :< jak się pije rum? :O
-
- A powinno. Mogul tak sie pije rum. - Powiedział i wychylił kufel nawet się nei krzywiąc. -
The time has come, the time for a drink
But I don't want whiskey or gin
There's only one drink that gets me so drunk
Until my head starts to spin
Far to the west under tropical sun
The mystical drink is brewed
On our mission to get totally drunk
We have got nothing to lose
Rum is the power
Rum is the key
Rum is the thing that will set us free
Rum Rum Rum
Rum Rum
Rum Rum Rum
Rum Rum
Give me more Rum!
The time has come, the time for a drink
But I don't want vodka or mead
None of these things will quench my thirst
Rum is the drink that I need
Questing the oceans, and questing the seas
Searching for ultimate booze
On our mission to get totally drunk
We have nothing to lose. Ot wzięło go na śpiewy.
-
// się wlewa w siebie, piratów z Karaibów nie widziałeś ;)
Elrond również śpiewał, aczkolwiek nie wiedział w jakim to było języku.
-
-Ha pijemy?-Spytałem a raczej stwierdziłem, sięgając po jeden z kubków.
-
- To było szybkie - stwierdził Zeleris, gdy jakoś tak nagle znaleźli się w ruderze Mogula. W sumie dom orka bardzo przypominał ten należący do dracona. Jednak mag przestał zastanawiać się nad podobieństwami, gdy Czerwony wyciągnął beczkę i rum został rozlany do kubków. Słuchając jak Aragorn i Elrond wyją, wlał w siebie rum. Tak na dobry początek. Otarł usta dłonią.
- Aruś, co to za jazgot? - zapytał. - Przecież to nawet nie były słowa, tylko bełkot jakiś. Jakieś "Rumiski"? Co to w ogóle ma być...
-
Rozległo się pukanie do drzwi. - Milicja. Krzyknął ktoś spoza nich. Spojrzeliśmy się w tamtą stronę, ork podszedł tam i je otworzył. W progu ujrzeliście białego orka zwanego Oczkiem.
- Co, bawisz się beze mnie kurwiszonku? Polewać a nie. Orkowie wybuchnęli śmiechem, białas rozsiadł się i zaczęliśmy na nowo posiadówę...
Jakiś czas później, gdy już każdy miał dobrze.
-To co, sprawdzamy ile w kufrze jest golda?
-
- Miałem wrażenie, że część już dawno gdzieś pochowałeś! Jasne że otwieraj.
-
- Ja pierdole, co jest z ty rumem? Dlaczego czas tak szybko leci? - Zeleris zapytał świat jako taki, gdyż albo mu się zdawało, albo coś dziwnego działo się z jego postrzeganiem czasu. To był idealny powód, aby się napić, więc wypił co miał w kubku. I wtedy coś tam zaczęto gadać o otwieraniu kufra.
- Nooo! - zgodził się z kimś tam. - Otwieramy!
-
-OTWIERAJ! OTWIERAJ!-Zacząłem skandować, pijąc dalej. Rum był dobry, a czasem przyjemnie mijał. Więc i atmosfera się udzielała, a skoro wszyscy chcą otworzyć, więc otwieramy.
-
Otworzyliśmy pokaźnych rozmiarów kufer i naszym oczom ukazało się ponad - Z DWADZIEÂŚCIA TYSIĂCY GRZYWIEN JA PIERDOLE. Krzyknął ork. I wtedy, gdzieś w tle, ktoś zaproponował to uczcić w inny sposób, bardziej "hardkorowy" jak to niektórzy mieli w zwyczaju mówić. Zażyliśmy jakiś ciekawych specyfików. ÂŚwiat zmienił się nie do poznania.
Jakiś czas później, gdy dla nas wszechświat przestał istnieć i znowu w swej wspaniałości odbudował się...
Pierwszy obudził się Adaś i krzyknął. Znajdował się na jakimś drewnianym zawieszeniu(?) przy suficie ponad dwadzieścia metrów nad ziemią. Krzyk jego zbudził pozostałych, Aragorna i Elronda leżącego w sianie, Zelerisa leżącego w zagrodzie dla koni i Mogula zbyt niebezpiecznie blisko gnoju. Przeraziliście się, bo zdaliście sobie sprawę, że znajdujemy się w jakieś stajni... wszyscy nadzy.
-
-KURWAAA!-Wydarłem się, nie wiedząc co się dzieje. Byłem gdzieś podwieszony, na nie wiem nawet czym. Na moje oko była to jakaś drewniana platforma. Zacząłem się rozglądać w około, odruchowo jak każdy facet podrapałem się po tyłku. Tylko problem był taki że poczułem gołą skórę, a nie ubranie.-Co do chuja pana..-Spytałem siebie samego, patrząc za towarzyszami. Ujrzałem wszystkich, do tego również jak ja nagich..
-
Zeleris zerwał się nagle, jak oparzony. Właściwie to czuł się oparzony. Ponownie dotknięcie wszechświata poraziło jego umysł, który chyba nie istniał przez pewien czas w tej sferze egzystencji. Dracon rozejrzał się wokół. Miejsce w którym się obudził nie przypominało domu Mogula. Właściwie to średnio przypominało pomieszczenie mieszkalne. Wyglądało raczej na stajnię. To... było raczej niezwykłe. Niewiele pamiętał z ostatniego wieczoru. Właściwie to kojarzył tylko fakt otwierania kufra i później nic. Kompletnie i całkowicie. Mag spróbował wstać. Słowo "spróbował" jest tutaj kluczowe, gdyż jakoś tak mu nie wyszło i opadł na ziemię. Wtedy zdał sobie sprawę, że jest dość chłodno. Było to dziwne, gdyż pamiętał, że jego ubiór całkiem dobrze trzymał ciepło. Postanowił rozwiązać ten problem i spojrzał w dół. Skrzywił się.
- Dobra, więc to poszło w tym kierunku... - mruknął do siebie i znów spróbował wstać. Tym razem udało mu się. Oparł się ciężko o barierkę zagrody i dostrzegł, że nie jest sam w stajni. Inni też tutaj byli, również bez ubrań. Zeleris niezbyt przytomnie spojrzał na wiszącego pod sufitem Adamusa.
- Adaś, dlaczego wisisz pod sufitem? - zapytał po chwili konsternacji.
-
-ÂŻebym ja to kurwa wiedział-Odpowiedziałem lekko sfrustrowany. Jakoś nie podobała mi się ta sytuacja, choć nadto kojarzyła mi się z przeszłością. Kiedy to znaleźliśmy się na jakimś dziwnym statku, na konkursie bimbrowniczym( <ignorant>).-Może pomożesz mi zejść, albo coś?
-
- Kurwa moja głowa... - Całe uniwersum wirowało w głowie Aragorna. Albo i wszystkie możliwe wszechświaty naraz. Oparł rękę na czymś miękkim i gładkim. Spojrzał i natychmiast ją cofnął w geście obrzydzenia. Był to boiwem Edziowy tyłek... - Kurwa mać... ostatni raz ćpie jakieś gówno. Czemu tu nie ma kobiet? Albo chociaż kóz? I czemu Adaś wisi pod sufitem?
-
- Hmm... Ciekawe - powiedział drapiąc się po gołych jajkach. - ÂŻe nigdy wcześniej nie próbowałem tego... Tej używki... Bierz te łapy!
Usiadł na sianie. Głową nie kręcił by rozejrzeć się na boki i gdzie jest Adaś. Jakoś nie mógł. Dziwne odrętwienie go złapało.
-
- Gdzie jest kurwa Oczko? Właściwie to jego kompletnie nie było, zaginął.
- No ja pierdole, kto wczoraj wpadł na taki genialny pomysł? Teraz musieli dowiedzieć gdzie zapodział się ich ostatni towarzysz i w ogóle gdzie są.
-
Zeleris jakoś zdołał wyjść z zagrody. Spojrzał w górę, na wiszącego Adasia. No wypadało pomóc jakoś kumplowi, ale mag czuł w chwili obecnej wyjątkową niechęć do unoszenia się nad ziemię. Trochę mu jeszcze wirowało w głowie i skoordynowany lot, nawet krótki, mógłby być trudny.
- Czekaj, po kolei - rzucił do Aragorna, który obmacywał Edzia. - Po kolei... ee... Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Zadowalają cię takie odpowiedzi? - zapytał. Spojrzał na ziemię w poszukiwaniu jakiś kamieni, którymi mógłby strącić Adamusa. Potem jednak jeszcze raz zerknął na górę i stwierdził, iż jednak wisi on trochę za wysoko.
- No dobra, próbujemy... - Mag machnął skrzydłami i wybił się, unosząc się szybko pod sufit.
- Trzym się! - powiedział i złapał Adamusa za ramiona. Gdy ten jakoś odhaczył swojego nogi z belki, dracon spróbował sprowadzić siebie i jego na ziemię, lecz skończyło się to dość ciężkim wylądowałem na ryjach.
- Au... - syknał mag i ociężale wstał. - ÂŻyjesz? - Kopnął lekko leżącego Adasia.
-
I coś jeszcze musiało pójść nie tak, prawda? Tak hałasując w stodole zbudziliśmy jego właściciela, który miał niedaleko swój domek. Spojrzał się na was z przerażeniem i z widłami w ręku
- Co do chuja wy tu mi odpierdalacie zboczeńcy! Krzyknął, a raczej pisknął.
-
- Ja mam jedno zasadnicze pytanie. GDZIE JEST ZÂŁOTO? - Powiedział wstając z siana. - Odłóż to chamie, mówisz do szlachty kurwa! Gadaj gdzie my są.
-
Czekałem grzecznie na pomoc i w końcu się doczekałem. Zeleris wzbił się w powietrze, na moje oko wyglądał jakby wpadł w turbulencje. No ale nic, nagle złapał mnie za ramiona, a potem wylądowałem na twarzy, jak i dracon. I oczywiście poczułem lekkiego, ale wciąż kopniaka. Dźwignąłem się lekko, najpierw na czworaka, a potem stanąłem na obie nogi, lekko poobijany i obolały
-ÂŻyje-Powiedziałem, a raczej burknąłem pod nosem-Za to że mnie ściągnąłeś stamtąd daruje ci tego kopniaka.
Gdy skończyłem już te czynności, zacząłem obserwować akcję z właścicielem
-
- I który mamy rok! - dorzucił od siebie Zeleris, tknięty nagłym impulsem. Zawsze chciał zapytać o coś takiego. Brzmiało jakby był jakimś podróżnikiem w czasie, czy coś.
-
- Spierdalać od mojego tyła! - powiedział wstając. Wyszedł na środek stajni, otrzepał się z siana.
-
Od człowieka dowiedzieliście się, że minęły trzy TRZY dni od popijawy u Mogula. I, że znajdowaliśmy się w gminie Tumin, daleko, daaaaaaleko od stolicy. Pytanie teraz, gdzie podział się nasz dobytek i gdzie Oczko.
- Co teraz robimy? Do wypowiedzi wtrącił się właściciel.
- Jak to co, wypierdalać nieroby jedne. Kase biorą, ale pożytku żadnego psia jego kurwa mać. Machał widłami cały czas.
-
Dracon podszedł do chłopa, ywrwał mu widły i kopnął w jaja. - Mówiłem odłóż bo se krzywde zrobisz. Dobra panowie! Poszukajmy naszych ciuchów i broni.
-
Dracon tak sobie stał nagi w otoczeniu nagich facetów w stajni, naprzeciw grożącego im widłami wieśniaka i myślał. Zastanawiał się jak mogło dojść do czegoś takiego. W ogóle możliwe było dotrzeć tutaj ze stolicy w trzy dni?
- Ej, czekaj - rzucił do Arusia. - Jaką kasę? - zapytał wsioka, podchodząc do niego i patrząc z góry, jak zwija się po kopniaku.
-
- W tym kufrze było dwadzieścia tysięcy grzywien ;[
- No Aragorn, wspaniały plan. Powiedział z ironią. - Musieliśmy nieźle zapierdalać, by się tu znaleźć, a jeszcze nie jesteśmy pewni co robiliśmy w trakcie tych trzech dni. Ork zastanowił się.
- Dobry człowieku, użyczysz swoich koni, prawda? Nie odpowiedział, nie odpowiada się na pytania retoryczne.
-
- Kiedy tutaj przyszliśmy i skąd! Gadaj kurwa albo Ci stodołę spalę! - groził chłopowi.
-
A draconowi dalej coś nie pasowało. Pomijając oczywiście całe ostatnie trzy dni.
- Nie jestem pewien, czy chodziło mu o kasę z kufra. Bo i jak, skąd? - Nachylił się nad wsiokiem. Nagi, wielkie czarny dracon nachylający się nad biednym chłopem nie był raczej widokiem, jaki ów chłop chciałby zobaczyć. - Czy my się przypadkiem nie najęliśmy do pracy w twoim gospodarstwie? - zapytał.
-
- Co takiego? Ja nie wiem nic, dzisiaj usłyszałem hałasy, to do stodoły zajrzałem. Niedaleko jest wioska, tam zajrzyjcie, karczmę mają, może tam bawiliście się.
-
- Oddawaj ubranie! - chciał podrapać się po brodzie chcąc wpaść w zamyślenie, czy to był dobry pomysł, jednak... Nie... Już nie mógł...
- Kurwa! Nie mam brody! Kurwa!
-
Zeleris spojrzał na Edzia. To było bardzo dziwne, ale wcześniej jakoś nie zwrócił uwagi na tę bardzo widoczną i oczywistą zmianę. I, co ważniejsze, coś mu światło o goleniu, czy tam farbowaniu brody. Przemilczał to jednak.
- Broda odrośnie - pocieszył go. - Ciesz się, ze nie zrobiłeś sobie jakiegoś tatuażu, czy coś.
-
W panice zaczął przeszukiwać całe swoje ciało. Na jednym boku miał Znamię Zewoli, to było na trzeźwo robione przez biuściasta Mortis, więc nie żałował... A na reszcie ciała?
-
- A ten malunek jakiejś babki na jego boku to co? Ork był zszokowany. Rozejrzał się po sobie czy on nie miał nic dorobionego. Na szczęście nie, a tak mu się tylko zdawało. Na plecach miał wyryte orkowe runy, ale skąd on mógł o tym wiedzieć? ;[
-
- Masz jakieś runy na plerach Mogul.
-
- ...
-
Zeleris zmarszczył brwi i również zaczął sprawdzać samego siebie, czy nie miał przypadkiem jakiejś dziary. Przejrzał całe ciało (albo raczej tyle, ile mógł dostrzec) i nic nie znalazł. Oczywiście, jak to już bywa, gdy odetchnął z ulgą, kątem oka dostrzegł kawałek czegoś dość wysoko na swojej klacie. Nie widział całości, gdyż musiało to zachodzić na szyję, ale bez wątpienia coś tam było.
- Cholera! - warknął. - Co ja tu mam? - zapytał kogokolwiek, aby wyjawili mu ten straszny sekret. Miał wytatuowanego kotka.
-
Jako, że ork był dobrą i przyjazną istotą postanowił lekko skłamać
- Tygrysa ktoś ci namalował. O mało nie wybuch śmiechem, jeśli dobrze widział, to kotek był różowy i taki słodziachny, że aż na mdłości zbierało.
-
Zrobił tylko wielkie oczy O.O W słowach Mogula była prawda. Na boku miał wytatuowaną cycatą kobietę. Podobną do jednej z nauczycielek z Pakcie.
- Taa... Przynajmniej starannie wykonany - odetchnął z ulga, chyba gorzej nie mogło być. W końcu klejnoty miał całe i nie odczuwał żadnego niepokojącego bólu tyłka. A broda? Zobaczy się.
- Hmm... Dziwna dewiacja Panie Flamel, bardzo dziwna...
-
Dracon wykrzywiał łeb i niemalże wywalał oczy z oczodołów, aby dostrzec dziarę. Słysząc słowa Elrodna spojrzał na niego tak średnio przychylnym wzrokiem.
- To nie ja spałem z Arusiem na sianie - burknął pod nosem. - Kurwa! - krzyknął nagle. - Daj jakieś ubrania! - wrzasnął na biednego chłopa. - I... szalik! Tak! - dodał po chwili, nieco spokojniej.
-
- Nie jest tak źle Zelek. No dobra, jest źle.
-
Zeleris w nagłej panice pomacał się po rogach. Odetchnął z ulgą. Były na miejscu. Już wolał mieć wytatuowanego tygrysa, niż nie mieć rogu. Z tym, że różowy kotek tygrysem nie był, ale to na razie jeszcze nie dotarło do umysłu dracona.
-
- Jesteśmy w gminie Tumin... kojarzę tu jedynie Marcham i Z'upe. Pytanie gdzie my jesteśmy?
-
Ja natomiast widząc "tygryska" Zelerisa, najprościej rzecz ujmując nie mogłem przestać się śmiać. A jeszcze ten odzień różowości:
-ÂŁadny kotecek-Ledwie powiedziałem, nie mogąc przestać się śmiać.
Po czym nagle umilkłem oglądając czy sam nie mam czegoś wydzieranego na sobie.
-Popaczta ino czy czego na plecach nie mam
-
Masz, nagiego krasnoluda. ;[
-
Tak myślałem, że ja będę miał najgorzej ;/-Skrzywiłem się, choć do końca nie wiedziałem czy Aragorn nie robi mnie w chuja, wkońcu swoich pleców nie widziałem-Trzeba znaleźć kogoś kto to usunie, albo przerobi chociaż
-
- Na krasnoludzice? Wystarczy cycki dorobić, brody nie musiałbyś nawet retuszować!
-
- Edziu, Mortis wie o twoich uczuciach? - zapytał nagle dracon, przyglądając się wytatuowanej kobiecie. Konkretnie to jej dość realistycznie przedstawionym piersiom.
-
-Bardziej myślałem żeby nagie elfki koło niego dorobić...
-
- Czep się swojego ko... Czekaj... - nagle w umyśle zapaliła się pochodnia. - Malavon ma kota! I parska jak Ciebie tylko zobaczy!
-
- To bydle parska jak zobaczy każdego. - Dracon skrzywił się. - Ale tak, jestem nim zainteresowany! - przyznał. - Jako posiłkiem! Zawsze chciałem spróbować kota! - wyjaśnił. - Ale czemu w ogóle o tym mówimy. Kotu do tygrysa trochę brakuje. - Znów się skrzywił. Rzucił niemiłe spojrzenie na wieśniaka, coby popędzić go w służebnym przyniesieniu ubrań. I szalika.
-
- Tylko winny się tłumaczy bardziej niż trzeba. A na mnie nie parska - facet zachichotał. Własnie wyobraził sobie miłosną grę wstępną dwóch zwierzaków. końcu Zeleris był takim przerośniętym skrzydlatym jaszczurem.
-
- Pewnie myśli, że twoja broda to zwinięta kotka, co się uczepiał twojej twarzy. To teraz futrzak się zawiedzie... - burknął Zeleris. - Ale chuj tam. - Znów podszedł do wsioka. - To jak będzie z tymi ubraniami? I szalikiem? - zapytał, po raz kolejny drążąc sprawę.
-
- No odpowiadaj grzecznie, jak Ciebie Pan Smok pyta.
-
Dostaliśmy jakieś szmaty ledwo przykrywające nasze skarby. Wyruszyliśmy do karczmy w pobliżu. Była wyjątkowo pusta... jedynie karczmarz za lada przecierał kufel. Gdy odwrócił do nas wzrok jego spojrzenie wyglądało jak zmieszanie kilku uczuć naraz - zadowolenia, i strachu. Lekko się zaśmiał i rzekł do naszej brygady:
- To co, wieczór kawalerski udany, tak?
-
Zeleris czuł się dziwnie. Jak to jest, że zawsze po jakimś "wypadku", który nadszarpnie mu pamięć, kończy ubrany w jakieś szmaty? Chociaż dobre i to. Latanie z wywieszonym sprzętem byłoby jeszcze dziwniejsze. I mogłoby się skończyć spałowaniem przez jakieś służby porządkowe. I wylądowaniem w lochu. A tak, to przynajmniej wygląda tylko jak żul. W końcu jednak dotarli do karczmy. Słysząc słowa karczmarza (i widząc minę) mag miał bardzo złe przeczucia. Jednak wyparł je, nie mogąc w ogóle pojąć ich grozy.
- Wieczór kawalerski? - zapytał. - Znaczy, że tutaj sami kawalerowie? - Instynktownie odrzucał związek takiego rodzaju imprezy z pewną ceremonią. - Udał się... ? - odpowiedział, wręcz zapytał, roglądając się po towarzyszach. Nie był pewien, czy się udał.
-
- Eeee... a kto z nas się żenił dobrodzieju? - dracon popadł w konsternację.
-
- Jak to kto? Nie pamiętacie nic? Był lekko zszokowany tym.
- Chodźcie, usiądźcie. Sądząc po waszym stanie mieliście na prawdę dobrze. Pierwsza pozytywna rzecz dzisiejszego dnia! Barman podał wam strawę - całego dzika i poczęstował trunkiem. Jak słusznie zauważył była to tylko woda. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę jak głodni jesteśmy(przynajmniej Mogul).
- Pamiętam, jak kilka dni temu tutaj wparowaliście nadzy i w sztok pijani. Dowiedziałem się od was, że ten tutaj wskazał na Aragorna posiadł za żonę jakąś cycatą córę bandyty. Ten podobno się miał zgodzić tylko pod warunkiem, jeśli okrążycie nadzy całą wyspę.
-
Zeleris jadł. Głodny był. Był bardzo głodny. Więc jadł. Zastanawiał się tylko jak potem zapłacą za tego dzika, skoro zostawili gdzieś ubrania i cały dobytek, ale potajemnie liczył na dobroć karczmarza. Lub jego wolny bieg, gdy będą uciekać. Miał szczęście, że udało mu się przełknąć kęs, gdy gospodarz powiedział o małżeństwie Aragorna i warunku, który musieli spełnić. Rozkaszlał się dopiero po przełknięciu.
- Okrążymy wyspę nago? - zapytał, wycierając usta. - To sporo wyjaśnia... chyba.
-
- Aruś mężem! No jebne... - krztusił się Elrond na podłodze. Po nowinach karczmarza nie mógł powstrzymać śmiechu i osunął się z krzesła.
-
- A ... aaa... ale że ja? - Aragorn był w szoku. Wielkim. - Morda Edek. Ja już raz byłem żonaty. - stwierdził pochłaniając kawał dzika. - Cycata córa bandyty? Ale czemu mieliśmy przebiec wyspę nago? Co to za porąbany quest i warunek?! Wypadałoby ją odnaleźć...
-
- Ktoś ma jakiś pomysł jak ją odnaleźć?
-
- Wiesz skąd tutaj przyszliśmy? - Zeleris zapytał gospodarza. Kierunek, chociaż niewiele, ale zawsze mógł coś im pomóc. Na początek dobre i to.
-
Grzecznie ubrany niczym pewien prorok, przybity do kawałka drzewa, ruszyłem za towarzyszami do karczmy. Dopiero w drodze zacząłem czuć głód, a co dopiero suchość w pysku. No ale nie narzekając wszedłem do karczmy jako ostatni. A co ktoś musi chronić tyły towarzyszy.
Co tu dalej mówić, w karczmie spoczątkowo oniemiałem. Niecodziennie człowiek dowiaduje się że był na jakimś wieczorze kawalerskim. Ale jak tylko usłyszałem że aby Aruś mógł się ożenić, musimy nago obiegnąć wyspę. Najprościej rzecz ujmujac śmiechłem.
-Panie karczmarzu, a nie mówiliśmy jak sie ten bandyta zowie i jego córa? Oraz jak jego banda sie nazywa?
-
- Gomez go zowią bodajże. Jego córa o Kathrina. Jego banda? Banda Gomeza*. Jednak nie wiem skąd pochodzi, w tutejszych lasach mamy problemy z niejakim Marmolem, i bandą Marmola*, o Gomezie usłyszałem od was.
//:* ciężko zgadnąć nazwę bandy, co nie? :D
-
- Skoro tam wpadliśmy na plan rozebrania się do naga, to i tam są nasze rzeczy.
-
- Gomez, Gomez... Ha! Kurwa wiem kto to! - i tu właśnie przydała się wiedza szefa służb specjalnych. - Upierdliwy typ z dystryktu Kadev, siedzi gdzieś w pobliżu... Ron'dla (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Ron%E2%80%99del). W chuj daleko.
-
-A nie chwaliliśmy się czymś jeszcze?-Spytałem tak, żeby ostatecznie się upewnić że niczego więcej nie nabroiliśmy.
-
- Yyy, nie chwaliliście się już niczym, tylko bardzo rozrzutni w pieniądzach byliście, dlatego dzisiejszy obiad macie za darmo. Powiedział karczmarz
- o_O no kurwa nie wierzę Odrzekł smutny Mogul
-
- Przepierdoliliśmy 20 TYSIĂCY?! - dracon wyszedł z karczmy, dało się słyszeć donośne... - Kuuuuurrrrrrwaaa!!!!
-
- Rwwaaaaaaa!!! - dołączył się Zeleris, gdy dotarło do niego co uczynili. Po chwili uspokoił się. Mniej więcej. Oparł się ciężko o stół. - Jak, JAK do cholery można przepić tyle pieniędzy? - zapytał świat jako taki.
-
- Zapytaj tego oto pół krasnloluda i ćwierć elfa. - wskazał na Adasia gdy wszedł do karczmy. - I Mogula. A tak naprawde to wszyscy zjebaliśmy... bohaterowie kurwa nasza mać... herosi chędożeni...
-
-Trochę poszaleliśmy..-Powiedziałem z niedowierzaniem. Jakoś ciężko do mnie docierało, że w przeciągu trzech dni aż tyle przepiliśmy. Po czym chwyciłem się za głowę.-Ja pierdole, tyle forsy!-Trzymajac się tak za głowę usłyszałem wypowiedź Zelerisa-Wątpię abyśmy to wszystko przepili. Pewnie stąd aż do stolicy będziemy mile widzianymi gośćmi, w zamtuzach oraz karczmach..
-
- Pamiętaj że byliśmy też w Ron'del... ciekawe ile daliśmy Gomezowi?
//Ja robie 2 część Kac Marantu, pamiętajcie.
-
- Ehh... Przeżywacie. Będzie co na starość wspominać. O ile oczywiście uda nam się przypomnieć wszystko co robiliśmy przez te dni - poprawił materiał, w który był odziany. Jadł wolno, ale efektywnie. Podziękował w duchu, że karczmarz podał samą wodę, a nie jakieś kolejne alkohole. Czuł jak pot na jego plecach podczas wędrówki do karczmy capił wódką.
-
W podłych nastrojach wyruszyliśmy do Rondelka. Podróż trochę zajeła, choć na nasze szczęście nie trafiliśmy na żadne trudności. Co śmieszne, nie wiadomo skąd wiedzieliśmy jak trafić do bandyty, z tych kilku dni nie było zapamiętane nic, a drogę na ślepo. Bandytów troszkę było, w końcu dotarliśmy do Gomeza, który był raczej z siebie zadowolony.
- Wróciliście rozumiem? Wyszczerzył kły.
-
- Taaa... tylko widzisz Gomez... my byliśmy najebani w 4 dupy i... ja nawet oświadczyn nie pamiętam!
-
- Moja wina? Chciało ci się bzykać moją córkę, to teraz masz. Wrzasnął.
- Zadanie najwyraźniej spełniliście, gratuluję, zostaliście pośmiewiskiem stolicy.
- Gdzie jest Oczko?
- Kto to jest Oczko, nie było nikogo takiego z wami.
- Taa, to chociaż oddaj nam nasz ekwipunek. Mogul już był zmęczony i chciał jak najszybciej wrócić do normalności.
- Bez problemu, a teraz wypad. Został oddany wam wasz ekwipunek, jednak o kufrze z grzywnami nawet nie było mowy. Została ostatnia szansa gdzie kuferek mógł zostać - domek Mogula.
-
//E! Czekaj. a cycata laska dla mnie?
- Gomez... ja mogę wziąść twoją córkę. O ile jest taka jak mówili.
-
Niestety nie uzyskałeś odpowiedzi gdzie jest "cycata laska", musiałeś odejść z niczym. Dotarliśmy do domku Mogula, lecz tam odnaleźliśmy jedynie Oczka, który jak się okazało podczas podbojów w całej stolicy wpadł do rowu i przespał większość wydarzeń. Złota nie było, także musieliśmy obejść się ze smakiem.
Zadanie zakończone!
//: soraaas, i tak przedłużyłem wyprawę niepotrzebnie, więc koniec :< kto wie, może zapowiedź Kac Marant II w wykonaniu Aragorna już niedługo? ;>
Adaś
Aktywność - 1 złoty talent + bonus rasowy(1 złoty)
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 150 sztuk grzywien
Aragorn
Aktywność - 1 złoty talent
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 150 sztuk grzywien
Elrond
Aktywność - 1 złoty talent + bonus rasowy(1 złoty)
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 150 sztuk grzywien
Mogul
Aktywność - 1 brązowy talent + bonus rasowy(1 złoty)
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 75 sztuk grzywien
Zeleris
Aktywność - 1 złoty talent + bonus rasowy(1 złoty)
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 150 sztuk grzywien
-
//Mogul jesteś orkiem i nie masz bonusu rasowego do talentów. Zeleris to samo iwymienia jeden złoty talent na 3 brązowe, więc talenty za wyprawę wyglądają tak:
Adaś
Aktywność - 1 złoty talent + bonus rasowy(1 złoty)
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 150 sztuk grzywien
Aragorn
Aktywność - 1 złoty talent
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 150 sztuk grzywien
Elrond
Aktywność - 1 złoty talent + bonus rasowy(1 złoty)
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 150 sztuk grzywien
Mogul
Aktywność - 1 brązowy talent
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 75 sztuk grzywien
Zeleris
Aktywność - 1 złoty talent ( wymieniony na 3 brązowe talenty)
Opisy - 1 srebrny
Bonus - 150 sztuk grzywien