Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Mohamed Khaled w 30 Maj 2016, 18:11:21
-
Nazwa wyprawy: Prelodium do wojny
Prowadzący wyprawę: Szeklan z Tihios
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: Bycie Mohamedem.
Uczestnicy: Mohamed
Przyszedł pod gruzy swojego domu i zaczął szukać jakichkolwiek znaków. Coś, co zdradzi zamachowców.
-
Przekopałeś każdy centymetr zgliszczy, niestety, ale nie znalazłeś niczego. Zamachowcy jakby rozpłynęli się po twoim nagłym wyjściu z domu. Musiałeś szukać gdzieś dalej od swojego domu. Na pewno musieli coś zostawić po sobie.
-
Skierował się w stronę, w której widział - mniej więcej rzecz jasna, bo była noc - gdzie uciekali. Takim sposobem znalazł rozkazy jego zabicia, a kto wie, może i znajdzie coś więcej? W sumie, to by się przydało.
-
Mało co widziałeś w mroku. Widziałeś tylko na odległość wyciągniętej ręki. Nie były to proste poszukiwania. Szedłeś powoli, sprawdzając po omacku teren za konkretnymi śladami. Nagle do twoich uszu doszedł czyiś szept. Nie wiedziałeś kto to ani skąd dochodzi.
-
Jego zmysły, choć tylko zwykłe, ludzie, były delikatnie wyczulone po treningach. Wiecie jak jest, na zleceniach Kruków dosyć często trzeba było wysłuchiwać zbliżających się wrogów, tudzież pomocy... Albo okazji do zabicia kogoś.
Szept... Skąd mógł dochodzić? Kto go wydawał? Pozwolił, by wszystkie emocje z niego uleciały, skupił się i starał jak najlepiej wzmocnić słuch... Chociaż troche.
-
Wytężyłeś swoje zmysły skupiając się tylko i wyłącznie na zlokalizowaniu owego szeptu. Szept po chwili zamienił się w głośniejszą rozmowę. Na domiar złego, z całkowicie innej strony, usłyszałeś kolejne szepty które zaczęły się powoli mieszać. Miałeś mętlik w głowie.
-
Głosy w głowie.. Wszędzie głosy... Zaczął wariować. Co on miał zrobić?
Skierował się tam, gdzie usłyszał pierwsze szepty.
-
Nie wiedziałeś gdzie idziesz. Jedyne co widziałeś to niewielkie poświaty światła wychodzące zza okiennic twoich sąsiadów którzy po pożarze bali się zasnąć. W pewnym momencie głosy ucichły. Nastała cisza, podejrzana cisza.
-
Wysunął w jednej chwili ostrze z pleców, gotów na ewentualną obronę. Taka cisza nigdy nie wróżyła niczego dobrego... Zazwyczaj kończyła się rozlewem krwi, o czym Kruk kilka razy się przekonał.
- No.. Pokaż się skurwysynu. Wiem, że gdzieś tutaj jesteś. ÂŻe mnie obserwujesz. No dawaj! - mruczał pod nosem.
-
Atmosfera robiła się powoli gęsta. Jedyne, co teraz słyszałeś, to powiew wiatru i poszczekiwania taru. Już miałeś zrezygnować kiedy usłyszałeś donośne kichnięcie dobiegające zza jednej z kamienic. Po tym kichnięciu dało się słyszeć czyjeś siarczyste słowa.
- Hamuj się kurwa! Jeszcze nas ktoś usłyszy!
//Mamy 1 w nocy. Obowiązuje cię kara z powodu ciemności.
-
Nie chował ostrza. Zaczął miękko stawać na ziemi, jak go uczono w Krukach, niemal bezgłośnie poruszając się po terenie. Kierował się do pobliskiej kamienicy, skąd słyszał głos jak i kichnięcie. W każdej chwili był gotów zablokować cios, albo samemu go zadać.
-
Z każdym krokiem przybliżałeś się do celu. Zauważyłeś że zza budynku widać światło. Albo ktoś palił pochodnie, albo to było ognisko. Już miałeś podchodzić do budynku, wtedy zauważyłeś nadlatujący przedmiot w postaci pustej butelki po niewiadomej substancji. Flaszka ominęła ciebie roztrzaskując się kilka metrów za tobą. Wtedy usłyszałeś śmiechy.
//Do owych postaci masz 5 metrów. Nie widzisz ich ponieważ siedzą za budynkiem.
-
Zaczął jeszcze ciszej iść, szykując jednak tym razem już każde z broni. Kusza nadal była załadowana po ostatnim ataku, katana lśniła złowrogo w jego dłoni, a ukryte ostrze tylko czekało, by wyjść z kryjówki.
-
Wreszcie dostrzegłeś dwa cienie które raczyły się czymś nawzajem przy tym prawie kończąc się ze śmiechu. Do twoich uszu dobiegły także charakterystyczne odgłosy palonego drewna. W dodatku poczułeś także woń jakby palonego sukna lub innego materiału.
-
Przybrał złowrogi wyraz twarzy, narzucił kaptur na łeb i wyszedł zza rogu. Spojrzał na tych dwóch, którzy siedzieli za tą kamienicą.
- Czego tu kurwa szukacie? Już, wypierdalać do domu - warknął ich stronę.
-
Tak, były to dwa żule raczące się jakimś wińskiem, najprawdopodobniej własnej roboty. Na twój widok aż podskoczyli ze strachu. Jeden z nich wypuścił nawet z rąk butelkę z winem. Drugi stał jak kamień.
- Szefie... My tylko tu kulturalnie pijemy. - powiedział ze strachem w głosie.
W tym czasie dostrzegłeś dwie koszule na których wygrawerowany był jakiś napis. Miałeś szczęście że ich jeszcze nie spalili.
-
Spojrzał na koszule uważnie, przyglądając się napisom. Co tam takiego pisało?
-
Zauważyłeś napis "Mosiężna dłoń". Na dodatek zauważyłeś jakiś kawałek kartki wystający z kieszeni owej koszuli.
-
Kurwa, no nie. No po prostu, kurwa, no nie. Bogowie, czy wy to widzicie? Co tu, do kurwy nędzy, robi Mosiężna Dłoń?! Skoczył szybko do koszuli i wyciągnął kartkę, która wystawała z kieszeni.
- Przepraszam najmocniej za to wystraszenie... Pijcie sobie w spokoju
Sięgnął do sakiewki i rzucił im dwadzieścia grzywien.
40grz. - 20 = 20grz.
- Wypijcie za moje zdrowie
Z kartką w dłoni odsunął się od pijaków, uważnie wertując wzrokiem tekst.
-
Pijaczki popatrzyły się na ciebie nie dowierzając temu co właśnie zrobiłeś. Nigdy wcześniej nie dostali za darmo pieniędzy. Uśmiechnęli się szczerze po czym jeden zabrał pieniądze.
- Dziękujemy. Jutro całą noc będziemy balować za twoje zdrowie.
Po tych słowach zabrali się za ponowne picie.
Ty zaś, dzięki światłu ogniska, mogłeś przeczytać co pisało na tej kartce. A była to wyrwana strona z dziennika jednego z zamachowców.
Dzień 220
Dostaliśmy kolejne zlecenie od Lewisa. Tym razem mamy pozbyć się tej paskudy która przeszkadza nam w naszych interesach. Zbyt dużo nam przeszkodził w naszych interesach. Musimy się, wraz z pozostałymi chłopakami, tym zająć. Pochodnie powinny załatwić całą tą sprawę. Myślę że zleceniodawca, który zapłacił Lewisowi za to, hojnie nas wynagrodzi i to osobiście. Inaczej zajmiemy się także i nim. Nie ma litości! Bijemy skurwiela!
-
Czyli to była Mosiężna Dłoń... Lewis... Zemsta za ostatnie zlecenie? Czy może coś innego...? Skoro kazali go zlikwidować, w tym wszystkim musieli maczać palce Wilki... Czyli Nicholas znów trafił na jego trop. Kurwa.. Jakby nie mógł się od niego odpierdolić raz na zawsze. To było dawno i nie prawda! Czemu on tak długo trzyma urazę?!
Skoro chciał wojny, to będzie ją miał...
Zgniótł kartkę, schował ją w kieszeń i ruszył przed siebie.
-
Kolejny raz wkroczyłeś w uliczki spowite całkowitymi ciemnościami. Nie wiedziałeś gdzie szedłeś, po prostu szedłeś.
-
Rozmyślał dużo nad tym, co.ma teraz zrobić. Nastały dla niego ciężkie czasy... Wojna z Brugrardem nie będzie lekka. Nie zamierzał się.jednak poddawać.
-
Idąc tak usłyszałeś nagle kobiecy krzyk i wołanie o pomoc. Po chwili usłyszałeś także jakieś męskie głosy i szamotanine. Typowa noc w podgrodziu. Szumowiny wyżywały się na kolejnej bezbronnej kobiecie. Odgłosy dobiegały z niewielkiej uliczki oddalonej 60 metrów od ciebie.
-
Wysunął szybko ostrze i.ruszył pędem w stronę alejki. Sam.w sumie nie wiedział dlaczego. Nie powinno.go interesować to nic nie warte życie. A jednak ruszył na pomoc.
Wbiegł w aleje, stał zalsnila złowrogo.
- Puszczać ją, kurwa. Bo obiecuje, że wam odetne te małe kiełbaski, a was samych skatuje na śmierć
-
Twoim oczom ukazała się brutalna scena gwałtu na młodej kobiecie. Trzech z nich stało z boku i katowało kobietę. Na twój widok zaprzestali swoich czynności odwracając się w twoją stronę. Nie przytomną kobietę odrzucili na bok.
Jeden z nich krzywo się na ciebie popatrzył.
- Weź spierdalaj! Chyba że chcesz poczuć stal między żebrami.
Na twarzy rzezimieszka pojawił się złowrogi uśmiech. Pozostali dobyli broń.
5x Bandyta (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta) - są od ciebie 6 metrów.
//Pamiętaj działa na ciebie kara osłona nocy (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Atrybuty_i_kary#Kary)
-
Kuszę zdjął momentalnie z ramienia, mierząc i strzelając. Fakt, że było późno w nocy i ciemno, jak u murzyna w dupie, troszkę utrudnił mu strzał. Bełt, zanim trafić w pierś, w serce, trafił w podbrzusze, raniąc dotkliwie przeciwnika. Może i nie umarł, z pewnością jednak za niedługo to nastanie.
Odrzucił broń dystansową na plecy, sięgając znów po katanę i ukryte ostrze.
Gdy nadbiegło pierwszych dwóch, działał instynktownie. Nie patrzył im w oczy, ani nie mówił. Dał się skupić swoim zmysłom, które za niego stoczą tą walkę.
Pierwsze uderzenie ładnie sparował kataną, wysuwając w podbródek ukryte ostrze. Zmysły go jednak zawiodły i, zanim go od razu wyeliminować, tylko drasnął go po szyi, z której wyleciała krew. Ten też był już prawie wykończony. Krwotok zrobi swoje...
Drugiego, który także postanowił zaatakować, nie zamierzał oszczędzać w żaden sposób. Robiąc kilka zwinnych obrotów ręką, wyprowadzić cięcie z góry, nie dokańczając go jednak. W ostatniej chwili obrócił się na pięcie, ostrze poszybowało bokiem i wbiło się głęboko w ciało...
Jednego już wyeliminował.
- Dwóch z was już jest poważnie rannych, jeden martwy... Chcecie dalej walczyć?
5x bandyta - w tym 2 niemal śmiertelnie rannych.
-
Pozostała 3 widząc co się stało, ze strachu aż wypuściła z dłoni sztylety. Jeden z nich nawet zaczął odsuwać się w bok próbując w ten sposób zniknąć ci z pola widzenia. Wreszcie rozbiegli się uciekając z miejsca zdarzenia. Zostałeś tylko ty i zgwałcona, nie przytomna młoda kobieta.
-
Podszedł do tych dwóch rannych, dobijając ich po kolei. Jednemu z nich wbił katanę w kark, drugiemu ukrytym ostrzem poderżnął gardło. Po co mają się męczyć? I tak byli już na skraju śmierci.
Podszedł do nieprzytomnej kobiety i zrzucił kaptur z głowy, z obawą o to, by i jego nie posądziła o gwałt. Dotknął ją delikatnie i poszturchał z nadzieją, ze się obudzi.
- Hej, hej... Obudź się. Tamci już poszli, przegnałem ich...
Nie do końca wiedział, co w takiej sytuacji ma powiedzieć.
-
Twoje słowa i szturchania podziałały na kobietę. Ta powoli otworzyła oczy spoglądając na ciebie jeszcze nie w pełni świadomym wzrokiem. Była piękna, miała długie blond włosy. Szkoda tylko że nie widziałeś tego tak dokładnie w ciemnościach. Po chwili odzyskała w pełni świadomość. Na twój widok zaczęła krzyczeć i odsuwając się od ciebie. Twarz zakryła dłońmi.
- Odsuń się ode mnie zboczeńcu! Wynoś się!
//Tak wygląda.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/4/49/Tamara.jpg)
-
- Hej, hej! Popatrz się tam, proszę - wskazał na kawałek dalej, gdzie leżały trzy trupy. - Nie jestem nimi. Tamci uciekli, jak uprzednio zabiłem tych trzech... Nie bój się, nie zamierzam Cię skrzywdzić..
-
Roztrzęsiona kobieta popatrzyła się w stronę trupów. Po chwili zwróciła go w twoją stronę. Zobaczyłeś w jej oczach strach, rozpacz i samotność. Te oczy po prostu prosiły o pomoc, choć reszta ciała tego nie ukazywała. Coś w tobie drgnęło. Wydawało by się że na skrytobójce nie działają uczucia. Tu był wyjątek.
-
Sam się dziwił temu, że tak zareagował. Ale cóż... W jego wnętrzu przechodziła swego rodzaju przemiana, której nie potrafił jeszcze wyjaśnić.
Spojrzał na jej oczy, które były takie... czarujące, piękne, a bolesne jednocześnie. Ci ludzie... Szkoda, że ich nie dorwał. Pożałowaliby tej decyzji.
- Już lepiej? - spytał.
Jego głos był spokojny i troskliwy.
-
Kobieta pokiwała ci tylko lekko głową i otarła łzy z oczu. Zaczynała się uspokajać.
-
Nie chciał wykonywać żadnych pochopnych ruchów. Wstał z kucków, otarł twarz dłońmi i podał kobiecie pomocną dłoń. Na jego twarzy widniał łagodny uśmiech. Taki pocieszający, troskliwy.
-
Kobieta popatrzyła się na ciebie kolejny raz. Chciała ci podać rękę ale szybko wycofała się z tego. Ponownie skuliła się chowając twarz pomiędzy nogi.
- Nie znam cie. Dlaczego ma ci zaufać?
-
- To prawda. Nie możesz mieć stuprocentowej pewności co do moich zamiarów. Tego się trzymaj - odparł. - Nie naciskam na nic. Usłyszałem krzyk więc postanowiłem pomóc. Jak widzisz, nie mam złych zamiarów - pokazał po raz kolejny trupy. - Tam leżą dowody.
Popatrzył się na nią i posmutniał. Była taka niewinna, a tak poważnie ją skrzywdzono...
- Jak Ci na imię?
-
- Jestem... Tamara. - powiedziała nieśmiało. - Ja jestem tylko biedną, bezdomną kobietą. Nie mam ci się nawet jak za to wszystko odwdzięczyć.
-
- Nie musisz się odwdzięczać, naprawdę. Nie chce niczego - odpowiedział jej spokojnie, znów wyciągając rękę. - Chodź, przejdziemy się, opowiesz mi coś o sobie
-
Tym razem kobieta podała ci dłoń. Wstała z bruku, otrzepała się i nie śmiało ruszyła za tobą.
- Powiedz mi, dlaczego mi pomogłeś? - zapytała spoglądając w twoje oczy. Jej wzrok po raz kolejny sprawił że poczułeś emocje których wcześniej nie doświadczałeś.
-
Nie potrafił zrozumieć tego, co poczuł. Nieznane mu uczucie rozgrzalo go od środka. Coś się w nim działo. Ale co?! Sam nie wiedział, czy ma obawy...
- Coś mi od środka mówiło, że muszę to zrobić. Jakiś... Wewnętrzny głos. Nie potrafię tego wyjaśnić.
-
Kobieta słysząc to lekko się uśmiechnęła. Popatrzyła się na ciebie kolejny raz po czym przytuliła cie.
- Dziękuje.
Po tych słowach puściła cie, i tym razem zapytała śmielej.
- A może ty opowiesz mi coś o sobie?
-
Uśmiechnął sie do niej po przytuleniu
- Co byś chciała wiedzieć?
-
Dziewczyna odpowiedziała ci z ekscytacją.
- Wszystko.
-
- Mam na imię... Mohamed. Nie mam większych zainteresowań. No i jestem samotnikiem. Nie znalazłem tej jedynej.
-
Kobieta po raz kolejny się uśmiechnęła.
- Mohamed? Bardzo ładnie.
Na słowa o kobiecie dodała.
- Widocznie nie było ci dane odnaleźć tej jedynej. Kiedyś na pewno jakąś znajdziesz. - skwitowała klepiąc cie po ramieniu.
-
- Ta... A ty? Taka piękna dziewczyna jak ty, na pewno kogos ma
Uśmiechnął się do niej ciepło. Tak, jak jeszcze nigdy
-
Kobieta nic na to nie odpowiedziała. Zauważyłeś za to że jest jej zimno bądź trzęsie sie dalej ze strachu. Ty natomiast zacząłeś się robić senny co dało się po tobie zobaczyć.
-
Odpial swój płaszcz i narzucił na dziewczynę. Miał nadzieję, że trzęsie się z zimna, niro że strachu .
- Trzymaj
-
- Dziękuje. - powiedziała drżącym głosem. Było na prawdę zimno, a na domiar złego zaczynał kropić deszcz. Idealna pogoda na romantyczny spacer dla kruka, czyż nie? Zrobiłeś się już taki senny że ledwo stałeś na nogach. Dzisiejszy dzień dał ci nieźle w kość.
-
Oczywiście! Pogoda idealna spacer...
Senność niemal zniosła go na ziemię, starał się jednak że wszystkich sił, by wytrzymać. Zakrecilo mu.się.w.głowie
-
Prawie wpadłeś na kobietę która szła obok ciebie. Popatrzyła się na ciebie po czym rzekła.
- Wyglądasz mizernie. Choć, dwie ulice dalej znajduje się opuszczona kamienica, tam możesz się przespać jeśli chcesz.
-
Kiwnął sennie głową. Popatrzył sie na nią i poczlapal powoli
-
Po chwili doszliście do celu. Weszliście do środka, a to co zobaczyłeś zrobiło na tobie nie małe wrażenie. Kamienica była strasznie zaniedbana. Widać było że właściciel przestał się nią interesować. ÂŚciany, podpory każdej budowli, sypały się w katastrofalnym tempie. Do tego dało się wyczuć wszędobylską wilgoć. Warunki katastrofalne do jakiegokolwiek użytkowania tej rudery. Tamara poprowadziła cie jednak dalej, w głąb budynku. Wtedy zauważyłeś mały pokoik z którego wydobywało się światło. Weszliście do niego. Wtedy zauważyłeś ognisko rozpalone na jego środku. W pokoiku zauważyłeś dywany, stolik i koce położone w koło ognisko. Ogólnie było przytulnie jak na warunki dla bezdomnych. W pokoju dało się także wyczuć przyjemne ciepło ognia które jeszcze bardziej potęgowało senność.
- Rozgość się. - powiedziała siadając na kocu i dorzucając do ognia trzy kawałki drewna. - Wiem że mieszkam bardzo skromnie ale na więcej nie moge sobie pozwolić. Nie mam pieniędzy.
-
- Gdyby nie to... ÂŻe mój dom jest w popiolach, moglabys tam zamieszkać. Rzadko tam bywałem - odparł krótko. - Zamierzam go.odbudowac. Chetna?
-
Kobieta dorzuciła do ognia ostatni kawałek drewna po czym spojrzała na ciebie. Była zdziwiona twoją propozycją ale też i zawstydzona. Westchnęła głęboko po czym odpowiedziała.
- Zawadzała bym ci tylko. Dziękuje, ale nie skorzystam z tej propozycji. - powiedziała kładąc się na kocu. Nic już więcej nie powiedziała.
-
- Dobrej nocy... - szepnął i sam się położył
-
Szybko zasnąłeś, prawie jak kamień, można by rzec. Noc mijała ci spokojnie do czasu aż nie zostałeś zbudzony mocnym kopniakiem prosto w twarz. To było bardzo bolesne. W dodatku po raz kolejny usłyszałeś kobiece krzyki i szamotaninę. Otwierając oczy zobaczyłeś jak dwóch łotrzyków trzyma związaną Tamarę. Ty zaś byłeś związany i rozbrojony. Wszystkie twoje bronie leżały kilka metrów dalej na ziemi. Nie miałeś jak się uwolnić. Przed tobą stało sześciu łotrzyków wyszydzając cie. Zauważyłeś na ich pancerzach wyryty napis "Mosiężna Dłoń".
- Czarnuch dał się skuć, a taki byłeś nieustraszony! Pokaż no jak to się uwalniasz larwo!
Po tych słowach sprzedał ci porządnego kopniaka a reszta zgrai wybuchła śmiechem. Tamara widząc to zaczęła krzyczeć.
- Zostawcie go! Nie bijcie go! Proszę. - krzyczała upadając przy tym na kolana.
- Marlo zabierz ją stąd, bo nie ręczę a przypierdolę jej! - powiedział poirytowany całym tym zajściem. Owy Marlo chwycił z drugim łotrzykiem kobietę i wyprowadzili ją. Wtedy usłyszałeś znajomy dla ciebie głos.
- Mohamed... Nareszcie cie dorwałem. Nie pamiętasz mnie? - powiedział po czym wszedł do środka. Był to Brandic.
- Policzymy się z tobą poważnie, zobaczysz, ale wiesz co, nie zabiję cie tak szybko. Będziesz cierpiał! A później skończymy z tobą raz na zawsze.
Po tych słowach kolejny raz wszyscy ryknęli śmiechem.
-
- Ostatnio też probowaliscie. Wtedy pozegnaliscie Billiego. Chcesz aby na pewno, by tym razem żegnali Ciebie? - zachrypial złowrogo.
Zaczął niepostrzeżenie ruszać rękoma, by poluznic więzy. ÂŹle zrobili, że z nim zadarli. Zwłaszcza teraz... I popełnili jeden zasadniczy błąd... Tkneli Tamare. Tego im nie daruje
Szamotal się powoli, czekając tylko na uwolnienie rąk. A potwm zacznie się masakra
-
- Billi był słaby, tak samo jak ty. - powiedział z szyderczym uśmiechem. Po tych słowach odwrócił się do swoich towarzyszy.
- Wyprowadzić tą dziwkę. Potem zobaczymy na co ją stać.
Po tych słowach wyprowadzili ją a Brandic ruszył ku wyjściu. Na odchodne rzekł jeszcze do ciebie.
- Do zobaczenia, czarnuchu. - powiedział po czym wyszedł. Nie udało ci się tak szybko oswobodzić by zdążyć ich dogonić i się z nimi rozprawić. Było już za późno.
-
Nie rozumiał jego polityki, ale przemilczał ostatnie słowa. Gdy Brandic wyszedł z pomieszczenia, Mohamed, który zdązył się wyswobodzić już z węzłów - przynajmniej tak to zrozumiał - doskoczył do swoich broni. Szybko przeciął ostatnie liny torujące mu drogę do wolności, po czym zbierając całe swoje wyposażenie, skierował się ku wyjściu. Wiedział, że było już za późno. Miał też jednak świadomość, że tego pożałują.
-
I tak o to w ten sposób kończy się twoja dzisiejsza przygoda.
Wyprawa zakończona.
Po brutalnym ataku na ciebie i spaleniu twojego domu postanowiłeś wrócić na miejsce zdarzenia, próbując odnaleźć jakiekolwiek poszlaki. Nie odnajdując nic w popiołach domu postanowiłeś poszukać je gdzieś dalej. Po chwili poszukiwań natrafiłeś na pijaczków którzy właśnie spalali koszule należące do "Mosiężnej Dłoni". Po dokładnym odczytaniu rozkazów zrozumiałeś że to właśnie ich sprawka. Ruszyłeś dalej przed siebie tułając się po uliczkach podgrodzia. Wtedy do twoich uszu doszły odgłosy szamotaniny. Twoja interwencja uratowała życie zgwałconej kobiety, która po długiej rozmowie uspokoiła się a także zrozumiała że nie masz złych intencji. Wreszcie wycieńczony zostałeś zaproszony do jej domu, w którym zostałeś, w trakcie snu, związany. Twoja towarzyszka została porwana przez "Mosiężną Dłoń" Pod przewodnictwem Brandica. Udało ci się wydostać z kręcujących sznurów a także odejść z miejsca zdarzenia.
[member=26120]Silion aep Mor[/member] - proszę o zamknięcie.