Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Wątek zaczęty przez: Velegar w 10 Styczeń 2022, 22:42:02
-
-Gdzie idziemy najpierw w takim razie? - spytał Domenika.
-
- Do karczmy, zerkne aby czy jest tam Tyrr. Wpierw jednak pozmywał naczynia, niedojedzoną kaszankę wrzucił do psiej miski. Z wieszaka nad kominkiem zabrał muszkiet, dziwić mogło że miał tam kominek, narzucił na siebie płaszcz który nosił ślady chyba każdej jego wyprawy. Zeszli na dół. Ich celem był budynek na przeciwko. Ukon Wacka. Karczma zlokalizowana przy Starówce Szkarłatnej Krwi jest idealnym wręcz miejscem na przycupnięcie w podróży i natłoku zajęć. W tym właśnie lokalu, który cieszy się popularnością i szacunkiem nawet wśród zamożniejszych obywateli, można bez problemu zanurzyć się w wybornych potrawach i jeszcze lepszych trunkach. Wielu nieostrożnych miast tylko zanurzyć się w piwie zatopiło się w beczułce miodu… Brodacz zajrzał do środka przez okno, Tyrra nie dostrzegł.
- No cóż, nima go. Musimy teda jechoć tradycjnie, wozem. I mam cholera nadzieję że nie zbyt daleko. Chodźmy po wóz. Poprowadził go do stajni.
-
- Przyznam się od razu, że prowadzić średnio umiem. Zdarzało się to w moim życiu, ale jeszcze nikt mnie nigdy za to nie pochwalił, więc podejrzewam że mistrzem w tym fachu to ja nie jestem. - powiedział krasnolud widząc wóz.
-
- Ja prowadze. Wsiedli na wóz i odjechali ku bramie. - Mamy do przejechania ze sto kilosów. Do karczmy "Pod Kozim Kopytem". Zależnie od tego kogo zastaniemy postanowim co dalej.
-
- Wypada w takim razie spytać czy drogi macie spokojne. Z historii, która mi opowiadałeś wychodzi, że na tej wyspie wiele się działo i niczego nie można być pewnym.
-
- To jest wciąż "dzika Północ", osad ci tu mało aż do tej oddalonej o sto kilosów karczmy. Opuścili miasto wyjeżdżając na zewnątrz. Słońce na moment ich oślepiło. - Masz ci tu w okolicy z dwie kopalnie, ale to królewskie.my som teraz w hrabstwie Larkos, dystrykcie Xermin. Gminie Imar, w tym dystrykcie jest też Thor Tharim, to druga z trzech wzniesionych na Valfden krasnoludzkich twierdz, postawiona przed wiekami w czasach gdy jeszcze trwały - czy też dogasały - Wojny Nieśmiertelnych a o Numenorze zapomnianio na wiele długich zim. Potężna cytadela znajduje się w górach zwanymi Górami Ellmora lub z krasnoludzkiego szczytami Kazad Dran. Spytasz pewnie skąd się tam wzięła. Otóż gdy jakieś 380 lat temu okręty z Torgonu zboczyły z kursu przez burzę a po prawdzie to kapitanowie ostro popili i trafiły w okolice wybrzeża dzisiejszej Gminy Sekon. Trudny górzysty teren nie zraził krasnoludzkich osadników, bardzo szybko zorganizowano miasteczko a 20 lat później ukończono budowę Bhar Bhuldur, pierwszej osady krasnoludzkiej na Numenorze. Po oczyszczeniu przełęczy "Białego Kła" z strzegącego ją wilkołaczego i wampirzego ścierwa zbudowano właśnie Thor Tharim. Przylegającą do górskiego szczytu masywną kupę granitu najeżoną taką ilością broni że arsenał Ekkerund to przy tym sklepik z asortymentem biednego kowala. Nikt o niej z Valdeńczyków nie wiedział baaaardzo długo. Byś widzioł ich wkurwione miny. Tak czy siak, droga którą jedziemy jest zadbana, nawet bezpieczna bo to jedyny trakt do stolicy. Z prawej mosz góry, z lewa mosz góry, i z tyla masz jeszcze winksze. Tu w zasadzie gunwo jest. Jak tu żyja ze... 80 lat to bandyty może raz napadły?
-
- Wszystko to brzmi dość interesująco. Chciałbym kiedyś poszukać jakiś zapomnianych śladów po naszych rodakach. Skoro są tu tak długo to na pewno są osady czy obozy, które niegdyś istniały a potem trafiły w niepamięć. A krasnolud winien dbać o pamięć każdego przodka, więc i im by się należało. Ale to moje dość dalekosiężne plany. - rzekł Velegar
-
- Hmm, nigdy nie zagłębiałem sie w te historyje choćby temu że w opasłych archiwach brak wzmianek o zaginionych obozach czy osiedlach. Prędzej znajdziesz opowieści o zaginionym złotym nocniku Agrromora czy kradzieży 50 ton złota z Banku Ekkerund. Kilka tych ton moich było.
-
- Złoty nocnik nie brzmi dość zachęcająco. Zostanę chyba przy swoich planach. - zaśmiał się.
-
- To był nocnik z nazwy, pito z niego miód. A sam artefakt pochodzi z innego wymiaru.
-
- To już brzmi ciekawiej. Za zaginionymi przedmiotami, zwłaszcza należącymi do władców, nie raz krąży wiele legend i mitów. Z mojej wiedzy jednak większość to tylko opowiastki przekazywane dzieciom. Choć nie raz kryje się za nimi ziarno prawdy. - powiedział
-
- To jest akurat najprawdziwsza prawda, suche fakty historyczne. Ale gdybyś poczytoł o tym? Uznołbyś że to jakie pitolenie o Szopenie. Dojeżdżali do otoczonego palisadą zajazdu.
-
- Chyba już jesteśmy blisko. - rzucił krasnolud widząc palisadę. - Ten mur to konieczny? Wspominałeś, że okolica jest bezpieczna.
-
- Kiedyś nie była, z trzy razy tu sie paliło a nawet wybuchało. Zajechali, zaparkowali. I weszli do środka.
(https://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/0/0d/Lokacje_karczma_pod_kozim_kopytem.jpg)
A w środku zastali przy stole... Starego Nelsona.
-
Krasnolud tylko mruknął na widok Starego Nelsona. Póki co nie polubił za bardzo pirata i wątpił by się to jakoś szybko zmieniło. Milcząc podążał za Domenikiem.
-
- No no... Nelson dziadu. Co fart żeśmy siem tu spotkali. Bo my do Ciebiem w TEJ sprawie. Poznej Chciał dokończyć gdy siadał przy stole Nelsona ale ten mu przerwał.
-
- Znam już ja Velegara. Musze Ci podziękować Velegar, twój wątpliwy sukces jednak mi pomógł. Ale... Jeśli szukacie Yarpena to popłynął jako szef ochrony z grupą elfów na Ignis Terra, konkretnie na Stare Ziemie zakładać kolonię. Ja więc jadę tu bo, no... co teraz? Działamy bez niego? Dziedzic... król wie ponoć.
-
- Oczywiście że wie, pewnikiem i Drago. Nelson kutfa, po to jest kontrwywiad. Yarpena można pominąć, to nam zmniejsza opcje na conajmniej rok. Kurwa... Tak czy inaczej, jadziemy sprawdzić co u Niego. Velegar, jakbyś miał ujawnić istnienie Dziedzica to jak byś to zrobił?
-
Velegar potarł brodę.
- Pewnikiem bez zbędnego hałasu. Jak to mówią co nagle to po diable. Taka niespodzianka w postaci dziedzica mogłaby ruszyć z miejsca co bardziej żywych zwolenników monarchii, a rozumiem że nie chcemy jakiś rewolucji. Przedstawił bym go tej radzie na spokojnie, a dopiero potem mieszkańcom miasta.
-
- Nu, to je mądre. Rewolucji ni kcemy, i w sumie dobrze że Yarpena nima bo to gwałtowny krasnolud. A Nelson, Kazmira widziołeś?
-
- Miesiąc temu wypłynął w morze, chuj wie kiedy wróci. Uprzedzając pytanie, Roydil popłynął z nimi. I ten... Mirzak. Także wiesz.
-
- To komplikuje sprawy, ale to moja wina. Gdyby nie Velegar i jego wizyta to nie opuściłbym Ekkerund, ani bym tej sprawy nie ruszał. No... to my odwiedzim dziedzica, i... ten. W sumie... A nic. Velegar... chodź nie ma co mitrężyć. Krasnolud chciał z jakiegoś powodu szybko opuścić karczme. Jego zachowanie było dziwne.
-
Velegar nie znał swojego towarzysza na tyle, żeby uznać jego zachowanie za jakieś dziwne czy nietypowe. - Daleka drogą się szykuje teraz? - spytał zaciekawiony
-
- Nie, ledwie kilka dni. Pojedziemy przez Chylice, i nie jestem ku temu rad z uwagi na stare sprawy. Z tyj kategoryi rodzinnych waśni dwóch wioseek.
-
- Mniemam, że próbowałeś rozwiązać ten konflikt, a nie sam pochodzisz z którejś z nich? - Velegar domyślał się, że tak jest bo wątpił by krasnolud jednak pochodził z jakiejś wioski w tutejszej okolicy.
-
- Nieee, jo rzech syn Torgonu. Kiedym się upultał to Valfden jeszcze nie było. Chylice, mój drogi zaś... no próbował żem tam pomóc. I jo ci chętnie opowiem, jeno... przypomnieć sobie musze coby zbytnio nie popierdolić.
-
- Nie ma sprawy. Z tego co mówiłeś i tak mamy sporo czasu na to. - powiedział i uśmiechnął się spod brody.
-
- To jest skurwysyńska hiistoria, nie ważne kiedy nie ważne gdzie... Były dwie wiochy, niby zabite dechamy a chopy wory złota mieli. Tam w tle rodowe waśnie o gruszki na miedzy. Pojawili się bandyty, z początku robili klasyczne wątpliwe prawnie rzeczy. No ale Ci z z Dolnej, a może Górnej... No ktoś się spiknął z bandytami i sie zaczeło robić niemiło. Skończyło się tym że wysłani tam "bohatyrowie" coś odwalili iż tyraz jezd jedna Chylica, raporta mi zdawkowego zdano. Dokumenty służb Ekkerund spalili chcący te sprawe ukryć. Mało mój agent nie umar. A sprawa... no zapomniana w mrokach dziejów.*
//*Wydarzenia z Chylic to 2005-2006 rok, była też potem awaria bazy danych forum i wiele zajebistych rzeczy przepadł ;[
-
- Rozumiem. Zdarzają się i takie sprawy. Ja na ten przykład notuję sporo rzeczy w swoim dzienniku. Być może ktoś kiedyś go znajdzie i wspomni coś o starym Velegarze. Albo rzuci w kąt widząc jakie nudne sprawy przeżywał jakiś krasnolud. - zaśmiał się kończąc.
-
- Nu, wiesz dla jednych może nudne, dla innych ciekawe, a jeszcze inni i byle gunwo jak ballady barda Bławatka uznajom za dobre. Zmierzchało, a dalej widać było światła wioski pośród lasu. Lasku.
-
- Nie słyszałem o takim bardzie ale jeśli wierzyć twoim słowom to może to i lepiej. Niektóre rzeczy nie nadają się do śpiewania, bo głos, choćby najładniejszy, czasem nie będzie w stanie oddać tego co się działo w danej chwili. - mówił dalej z pogodną miną.
-
I zajechali, po za faktem iż z Chylicy spławiano drewno z pobliskich wyrębów to była to kompletnie warta uwagi i opisu miejscowości. I to nie tak że narratorowi się nie chce! O Chylicy wszak powiedziano dość. Zatrzymał wóz przed gospodą. Domenik i Velegar weszli do skromnego i prostego wnętrza, o tej porze było jeszcze pusto. Zasiedli przy stole. Dopiero wtedy i gdy podano im z marszu chleb - czerstwy - i twardy żółty ser oraz piwo, krasnolud się odezwał.
- Zostaniem na noc, no niestety.
-
- Ja nie mam nic przeciw. Jak trzeba to trzeba. Może jedzenie nie jest najlepsze ale zdarzało mi się już w życiu jeść gorsze. - skomentował krasnolud.
-
- To jeszcze mało żeś miejsc i ludzi poznał skoro to uznajesz za nie najlepsze aby. Roześmiał się, i posmutniał bo nikt na szlaku tak dobrze nie gotował jak Zeyfar. A tymczasem... tym czasem nic się nie działo. Zjedli i udali się do izby z "łóżkami" by odpocząć. Nazajutrz po śniadaniu równie lichym odjechali. Ale nie daleko, most musieli przejechać. A jak jest most to i musi być troll. No, i był.
-
- Małe ludzie stać! Yyy... opłata za most jezd! Pan kazać brać, od mały ludź z broda mało. 10... czegoś 10. Bog zapomniał...
(https://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/a/ad/Bestiariusz_troll_gorski.jpg)
-
- Może chodziło o kamienie? Słyszałem, że wy trolle lubicie je. - odezwał się Velegar. Nie był jakoś wyjątkowo przerażony ale zachowywał wszelką ostrożność.
-
- Kamienie dobre, fajnie chrzenszczo w potrawce z elfa i cebuli. Mogą być i kamienie. Odpowiedział Troll.
-
Krasnolud zszedł z wozu i zaczął zbierać co ładniejsze kamienie w okolicy. Zebrał naręcze najbardziej zacnych kamieni jakie udało mu się znaleźć i udźwignąć. Wkładając niemało wysiłku przytaszczył je do trolla strzegącego mostu.
-Proszę cię bardzo. Ręcznie wybierane. - rzekł.
-
- Ładne, będą dobrze chrupać. Bezpiecznej drogi. Odparł nawet poprawnie, zadowolony zchrupał jednego.
-
- Niezły numer Velegar. Chciałbym widzieć mine tego co zbiera opłaty od trolli pilnujących mosty. Powiedział gdy przejechali na drugą strone. - Ledwom tam powage zachował, już mie się go szkoda robiło i nawet bym mu dał te 10 grzywien. Bo most zadbany, to trzeba przyznać.
-
-Jak nie od nas to dostanie jeszcze od kogoś innego. Wylać z roboty go raczej nie wyleją, chyba że lubią być składnikiem zupy. - uśmiechnął się krasnolud. - Jak to mówią groszem nie śmierdzę, więc uznałem że spróbuje oszczędzić nieco. Sam nie miałem za bardzo pewności czy to się uda. Najwyraźniej pomysłowość popłaca w okolicy.
-
- To zawsze działa. U mnie grosza zarobisz, nie martw się.
-
- Przyda się coś. Trzeba mieć z czego żyć. Nigdzie za darmo bardzo nie pozwalają.
-
- W przytułku brata Eustachego można za darmo żyć. Odparł. Godzinę później dojechali do typowego domu myśliwego. Na ganku siedział elf. Palił fajkę.
-
I przewrócił oczyma widząc gości. - Domenik, nieznajomy. Witajcie, co was sprowadza? Spytał ewidentnie niezbyt zachwycony widokiem Domenika. Velegar dostrzegł też że kawałek dalej inny krasnolud rąbał drewno. Tak, ten krasnolud.
-
-Jestem Velegar. A o naszym celu wizyty niech opowie Domenik. - odpowiedział krasnolud.
-
- Czemu ja? Wielkie kurwa dzięki. Vulmer, już czas.
-
- Niestety was rozczaruje, ale nie. Dzieje się ostatnio coś ponad losy Ekkerund, był u mnie Mistrz i Małgosia... Chcieli polować
na demony, nie mam zamiaru skakać po wymiarach. Odmówiłem, ale czuje że coś sie zesra. Szepnął, pociągnął z fajki. - Po za tym, zniknęła broń dla Hawkinsa. Bez tego, nie mamy funduszy. No i nasz dług u Kruków... jeszcze troche i będziemy bez zaplecza. Z jakiej dziury wyleźliście że nic nie wiecie.