Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Wątek zaczęty przez: Torstein Lothbrok w 08 Marzec 2020, 20:31:41
-
Nazwa wyprawy: W poszukiwaniu potęgi
Prowadzący: Melkior/Narrator
Wymagania: członkostwo w bękartach Rashera
Uczestnicy: Torstein, Kazmir(resztę się dopisze)
Torstein dotarł szybko do Nardei. Tam też się umówili na spotkanie. Głowa wikinga - dracona była jak sztorm. Był skonfliktowany co do powrotu na rodzimą wyspę - do rodzimego klanu. Chciał jednak znaleźć, a przynajmniej spróbować odnaleźć te tak zwane Symbiontu. Miał tylko nadzieję, że obejdzie się bez komplikacji. Zarówno w jego osadzie, jak i podczas poszukiwań tych stworzeń. Szukał też Kazia.
-
A gdzież mógłby być pan tych ziem? Oczywiście że w karczmie, pijąc pyszne piwo z Karak Kazmir. Krasnolud rozmawiał z typowym Aw Dradarskim szlachcicem - kupcem. W towarzystwie jego czterech ochroniarzy i kilku dziewek. Ewidentnie kupionych w Atusel. Nie ma to jak to jak to państwowe niewolnictwo...
- Torstein! Chodź! Dołącz do nas!
-
Kazmira nie zauważyć się nie dało. Zwłaszcza, że zawołał on wikinga. Ten poszedł w stronę stolika, który zajmował krasnolud oraz Aw Dradarski możny. Dracon przyjrzał się dokładnie wpierw właśnie szlachcicowi-kupcowi. Szukał oznak klanu, z którego pochodził, zastanawiał się też, czy zna jegomościa. Potem jego spojrzenie zbadało ochronę. Pancerze, broń, oczy. Oczy dużo mówiły o ludziach. Na końcu wiking obejrzał dziewki, które im wszystkim towarzyszyły. Puścił do jednej oko.
W końcu dotarł. Uścisnął dłoń Kazia, zaraz potem wyciągnął ją też do wyspiarza.
- Torstein Lothbrok, z klanu żelaznej tarczy - przedstawił się.
-
- Ralof Larsson, też z Żelaznych Tarcz. Odparł podając dłoń wyspiarzowi, niebieskookiemu blondynowi. Jego eskorta nosiła stalowe solidne kolczugi i futra. - Witaj. A więc chcecie płynąć na Aw Dradar? Twój kolega Kazmir mi zdradził co nieco.
-
- Prawda to - odrzekł. Polał sobie piwa i wziął spory łyk Kaziowego browarka. - A co dokładnie już wiesz? - spytał. Był zdziwiony, że mężczyzna rozmawiał z nim normalnie, bez oznak lęku bądź strachu spowodowanego wyglądem Lothbroka. Ludzie zwykle unikali jego gadzich oczu i niechętnie słuchali sykliwego, głębokiego jak studnia głosu.
-
- To że szukacie mitu. Zabrać was zabiore, ale nic nie wiem. Mnie interesują zyski, nie opowieści dla dzieci.
-
- W każdej legendzie jest ziarno prawdy - odpowiedział z przekonaniem Torstein.
-
- Zapewne, nie wątpię. Ale...
- Ciebie interesują zyski, już to wiemy. Będą, moje piwo świetnie się sprzeda w Hjaltadalr. Odparł opróżniając kufel na raz, otarł gębę z piany. - Ruszamy?
- Ja jestem gotowy.
-
- Ja również - odpowiedział pewnie i jednym łykiem dopił piwo.
-
Opuścili karczmę i udali się do portu, skromnego. W Nardeii nigdy nie cumowało więcej niż pięć statków handlowych, głównie z rudą srebra z nie tak dalekiej kopalni. Na nich zaś czekał drakkar, na który toteż się wgramolił.
-
Port był skromny. Nie było z resztą czego oczekiwać po mieścinie. Zignorowawszy wszystko, Torstein wszedł na pokład drakkara. Dawno nie był na takim statku. Mimo iż nie znał Ralofa, to jego statek był mu znajomy. Bliski. Był mu domem. Po tak długim czasie każdy drakkar byłby nim. Dracon odetchnął morskim powietrzem.
-
Które nawet było świeże i nie waliło rybą i portem. Krasnolud i jego taru usadowił się pod masztem przy jakiejś skrzyni. A załoga drakkaru szykowała się do odpłynięcia, co reż po krótkiej chwili uczynili.
-
Drakkar szybko wypłynął z małego portu. Morze pachniało ładnie, choć Torsteinowi zabrakło nutki ryb w tym zapachu. Wiking podszedł do Ralofa.
- Jak sytuacja na wyspie? - zapytał. - No i przede wszystkim w klanie.
-
- Spokojnie jak na wojnie, tu jebnie am pierdolnie. Gdy opuszczałem wyspy panował względny pokój. Zaś w klanie dobrze. Jarl woli handel od łupienia, jednym się to nie podoba...
- A tobie i tobie podobnym owszem?
- Nie widać? Jak sprzedam te towary to kupię dwa razy większy drakkar. Może nawet szebekę? Tak czinaczej, korzystam z tego że jarl myśli głową a nie chujem.
-
- Czyli że zmienia się na lepsze. Sigvard dalej jest jarlem? - zadał kolejny pytanie. Wychodziło na to, że jarl mógł mieć wrogów. Z resztą każdy możny miał. A jeśli ktoś w takim społeczeństwie jak wikinskie woli handlować niż walczyć i rabować, to o kosę w żebra łatwo. Torstein miał tylko nadzieję jak najszybciej tam dotrzeć.
-
// Czy wyprawa będzie kontynowana?
-
//Tak
- A no rządzi. Nie wiem jakim cudem mu się to udaje.
-
- Czemu? - spytał zaciekawiony. - Nastroje niezbyt dobre, ludzie się burzą, czy co?
-
- Nie, no po prostu nie rozumiem że i jak udało mu się ludzi przekonać że istnieje coś po za piciem, gwałceniem wiosek, paleniem skarbów i rabowaniu kobiet.
- Hehe dobre!