Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Kazmir MacBrewmann w 11 Lipiec 2020, 14:13:39
-
Nazwa wyprawy: Kryminalne zagadki Ekkerund - Niektóre legendy lepiej niech zostaną legendami
Prowadzący: Kazmir/Narrator
Wymagania: zgoda prowadzącego
Uczestnicy: Kazmir i inni
Atunus bywało paskudne, ale tu w Ekkerund wszystkie pory roku w zasadzie były jednakowe. A najważniejsze że nie padało. No dobra, w Mieszkalnej - zwłaszcza niższej - "padało". I nie, nie chcecie wiedzieć czym i skąd. Niższa dzielnica maluje się niemal jednakowymi domkami, które zamieszkują niemal jednakowi obywatele Ekkerund. To tutaj głównie ulokowali się pracownicy dzielnic specjalistów, wojskowi i wszyscy ci, których nie stać na dom w Dzielnicy Wyższej. Oraz ci których nikt nie chce nawet w Tunelach. Bo Ekkerund ma nawet swoje "podgrodzie podgrodzia", zwane Wysypiskiem. Prokurator cmoknął fajkę wypuszczając kłęby cytrusowego tytoniu, myśląc jak zabrać się za tę pieprzoną kradzież. Wampir krasnolud... ta kurwa. Może jeszcze czerwony dracon który zaspał i przegapił ucieczke z planety... Przed nim była Mielina, jedyne sensowne miejsce gdzie mógł zacząć...
-
Okolicą przechadzała się samotna elfka. Widok niecodzienny w Ekkerund. Zwłaszcza w okolicach Mieliny. W dodatku w czasie insurekcji wampirów. Sama dokładnie nie wiedziała, czego tu szuka. Może skrawków, którymi mogłaby nasycić kieszenie i sakwę? A może innego sposobu na zarobek? Pytanie, na które sama nie znała odpowiedzi. Liczyła, że się to zmieni. Wraz z jej stanem majątkowym. Natknęła się na samotnego krasnoluda.
-
Którego chyba nawet znała, bo Kazmir wszędzie by rozpoznał jej... cechy charakterystyczne. - Toruwiel, co ktoś raki jak ty robi w takim miejscu jak to? Zagadał.
-
- O, witaj Kazmir - odpowiedziała na powitanie. Kojarzyła. Nosiła przy sobie jego własny wynalazek w postaci kuszy. - Dobre pytanie - dodała.- Szukam czegoś na nudę, a przy tym okazji na zarobek, bo w sakiewce powoli się robi pusto. A ty tutaj co robisz? - dodała. Przystanęła przy Kazmirze. Krasnolud był na poziomie, gdzie kontakt wzrokowy był dość... utrudniony.
-
- Prowadze śledztwo, drugi raz w ten sam sposób okradziono Bank Ekkerund. Jedyny trop to miejska legenda, tak absurdalna że może i prawdziwa. Pyknął z fajki. - Wampir krasnolud. Dodał krótko coby wzbudzić w elfce zainteresowanie.
-
- Nie ma co. Dobre ten bank ma zabezpieczenia - odpowiedziała Kazmirowi. Z resztą chyba zgodnie z prawdą. Zabezpieczenia powinny być poprawione. - Powiedz więcej o tej legendzie.
-
- No więc był sobie pewien bankier, pewnego razu pojechał do Revar w ynteresach. Wracając napadły go i jego eskorte dzikie wampiry. Po tygodniach tortur postanowili go dla zabawy zmienić w wampira. Gdy wrócił do Ekkerund, został znienawidzony przez wszystkich. Stracił prace, dom itede. I poprzysiągł zemste.
-
- Skąd w ogóle u was taka niechęć do wampirów? - spytała. Żadne pytanie nie było głupie. Były tylko takie odpowiedzi. - I jakie mamy tropy, aby go szukać? Najlepiej to powiedz jak te złoto ukradli.
-
- Bo one się mają za istoty doskonałe, gardzą śmiertelnikami. I się wepchały nieproszone. Podkop z Dracońskich Tuneli. Tunele biegną trochę pod bankiem. A potem tymi tunelami je gdzieś wywieźli, bo one się ciągnna pod całą wyspą. Tropy... W Ekkerund jest coś w rodzaju... no mówią na to Wysypisko. Miejsce gdzie trafiają wszelkie odoady. Szczególnie społeczne.
-
Zza pobliskiego zakrętu wyłonił się Egbert. Wielkolud przyciągał w krasnoludzkim mieście sporo uwagi. Otaksował elfkę spojrzeniem od stóp do głów, po czym zwrócił się w stronę Kazmira. Znał sprawę. Miał pomóc MacBrewmannowi w śledztwie, w razie gdyby trzeba było pomachać mieczem. Najemnik nie był tylko pewien czy są tutaj jako Bękarty Rashera, czy jako detektyw i jego ochroniarz. Dlatego zamiast meldować się oficjalnie jako starszy szeregowy Egbert, po prostu wyciągnął dłoń na powitanie. Koniec końców, znali się już od lat.
-
- Nie każdy wampir taki jest. Z tymi co zabili archonta walczył inny. Ludzi nawet bronił - odpowiedziała. Skinęła przybyszowi. Zmierzyła go spojrzeniem, zapamiętała szczegóły. - Czyli szukamy tu czego? Tego krasnoluda-wampira?
-
- Cześć Egbert. Podał mu dłoń - Tak, też. Ale wpierw musimy spytać czy wiadomo kim konkretnie był.
-
-Tego jeszcze nie grali.- Skomentował historię krasnoluda krwiopijcy. -Egbert.- Przedstawił się też elfce, bo w sumie jeszcze tego nie zrobił. Maniery nie były jego najmocniejszą stroną. Sądząc po jej wyposażeniu była raczej typem łotrzyka. Mieli więc nieźle zróżnicowaną drużynę. Egbert - mięśnie. Elfka - otwieranie zamków i skradanie. Kazmir - mózg. Szykowała się epicka przygoda elfa, człowieka i krasnoluda.
-
Brakowało jeszcze niziołków i maga. A i jednego ludzia. I nie, nie mieli mózgu. - No to chodźmy do karczmy. Wskazał Mieline.
-
- Toruviel - odpowiedziała Egbertowi. Mimo wszystko, maniery znała i ich przestrzegała, przez całe 52 lata swojego życia. Rzecz jasna, jej elfia fizjonomia nie pozwalała poznać po sobie wieku. Na elfki szczęście. - Nie ma co czekać - rzuciła w odpowiedzi na słowa Kazmira.
-
Opowieści, a nazwałbym je raczej legendami i mitami, głoszą, że uczeń lokalnego alchemika, kiedy zgłębiali tajemnice umysłu istot żywych, tak bardzo poirytował się swoim życiem, że na myśl o ilości wiedzy, którą musi przyswoić, a szło mu to dość opornie, wybuchnął krzykiem i efektownie opuścił salę wykładową. Podobnież omawiano właśnie nerwy i kwestie tak zwanej Mieliny, stąd też nazwa lokalu. Jednak wszystko to nie zmienia faktu, że postawieni niżej w piramidzie społeczności Ekkerund właśnie tutaj wydają zarobione pieniądze i raczą się wątpliwymi trunkami. Jako, że nie są też edukowani w kierunku alchemicznym to wolą nazywać lokal po prostu „Meliną”. W środku zaś był cały miejscowy i zamiejscowy element. Gęsty dym wypełniał pomieszczenie i drażnił nozdrza smrodem tanich używek, i jeszcze tańszym alkoholem. Podeeszli do kontuaru.
- Mietku. Wiesz po co tu jestem. zaczął do barmana.
-
Egbert, schylając się, przecisnął się przez drzwi zaraz za Kazmirem. Zapachy tu wyczuwalne mu nie przeszkadzały. Będąc na urlopie nierzadko spędzał czas w podobnych miejscach. Jego żołd był satysfakcjonujący, jednak nie dość duży by mógł zaoszczędzić poważniejszą sumę lub w coś zainwestować. Z resztą nawet gdyby, to guzik się znał na biznesie i inwestycjach. Dlatego też pokaźną część wypłaty przepijał i przegrywał w kości w takich właśnie spelunach. Koniec końców, nawet taki gbur jak on musiał się raz na jakiś czas odprężyć. Karczmy takie jak Mielina świetnie się do tego nadawały, bo czasem prócz alkoholu, dziwek i hazardu można było trafić na darmową bijatykę.
-
Toruviel - bez wątpienia najbardziej dostojna i najczystsza z całej trójki - najbardziej odczuła wejście do speluny. Mimo wszystko nie skrzywiła się nawet. Była krwawym krukiem nie od dziś. Z resztą, to w takich miejscach nie raz przeprowadzała swe operacje oraz misje. Weszła na końcu. Aby przypadkiem ktoś inny zarobił krzesłem bądź bełtem. Rozejrzała się pobieżnie, zapamiętując wszelkie warte tego szczegóły. Oparła się łokciami o kontuar, zerkając na salę.
-
- Pierdol sie. Nie chce stracić ulubionego klienta... jak chcesz się zabić to są prostsze metody.
-
Toruviel przewróciła oczami słysząc odpowiedź barmana. Odwróciła się, po czym położyła Kazmirowi dłoń na ramieniu. Na chwilę. Był to krótko komunikat. Poprawiła kubraczek - krótki, bo nie kończący się na żebrach i odsłaniający brzuch. Ścieśniła lekko jego wiązanie, wypychając lekko piersi w górę. Naturalnie duże, teraz urosły w oczach. Uśmiechnęła się do Mietka w sposób jednoznaczny.
- Po co od razu być tak nie miłym? - spytała niewinnie. - Powiedz nam co chcemy, nie każ się prosić - dodała uwodzicielskim tonem, wyprężając się lekko, by Mietek patrzył w jeden punkt. No dokładnie to dwa. - Nie stracisz na tym, a można powiedzieć, że nawet zyskasz...
//Wykorzystuję umkę perswazji.
-
- Tak nie się nie robi no... zlitujcie sie... no dobra! Uległ. Każdy by uległ. - Vladimir Nitup, ma kanto...
- Kto kurwa! Ryknął na całą karczmę, przed oczyma miał teraz te takie obrazki w głowie, gdy się o czymś myśli. Cała służba w Bękartach właśnie przelatywała mu przed oczyma. To nie mogła być prawda (ale była). - Gdzie. Padło przez zaciśnięte zęby.
- Wysypisko...
-
- No, nie było tak trudno, co? - odrzekła żartobliwie. Spoważniała jednak, widząc reakcję Kazmira. Chyba ten Vladimir był kimś, kogo niezbyt lubił. Z resztą, to mało powiedziane.
- No dobra, a gdzie dokładnie? Bo wysypisko to termin dość ogólny. Szczegóły, Mieciu, szczegóły. - oparła się łokciami i pochyliła na kontuarze.
-
- Już ja kurwa wiem gdzie! Dzięki Mietek.
- Nie wiesz deklu! Ma kantor przy Dziórze.
- Uroczo, niema co... Mruknął krasnolud i skinąwszy na kompanów niedoli ruszył ku wyjściu z tego wątpliwej jakości przybytku.
-
-To ktoś znajomy?- Zainteresował się Bękart. Opuścili spelunę i całą trójką ruszyli w stronę owego Wysypiska. Sam Egbet nie miał pojęcia gdzie to jest, za słabo znał Ekkerund, dlatego po prostu szedł za Kazmirem.
-
- I to kurwa jak! Można rzec że bez niego Bękarty dalej byłyby szczurami z kanałów Atusel... Na początku istnienia - jeszcze gdy mieliśmy "siedzibe" w kanałach - Bękarty Rashera dostały zadanie zlikwidowania nielegalnej bimbrowni w porcie w Atusel, zadanie wręcz prostackie. Myśleliśmy że jedna grupa chce rozwalić drugą, no cóż... w trakcie misji okazało się iż zakład ten jest własnością szefa grupy przestępczej niejakiego, Vladimira Nitupa, był to cholernie bogaty kupiec i producent taniego "alkoholu", poważany i szanowany, filantrop itd... problem w tym że od jego produktów się między innymi ślepło. I tak oto zadarliśmy z mafią. To było z 20 lat temu. Wynieśliśmy się więc w pizdu z Atusel do gminy Javemir, to były jeszcze wtedy ziemie Aragorna. Dał nam ten nasz zamek, okazało się że Vladimir ma tam w okolicy ule i zastrasza miejscowych... no to żeśmy rozprawili się z jego ludźmi bo inaczej pozabijali by mieszkańców Miodowa. Zlikwidowaliśmy też później jego magazyn w Ombros przy okazji ratowania z niewoli naszego człowieka. Potem mając w dupie żądania ojca by Melkior zajął się problemem siłą, napisał do siostry. Celia zajęła się wywiadem, my... my zdobyliśmy mapę z zaznaczonymi obozami najemników Vladimira, skrytkami, zakładami produkcyjnymi itd. Vlad nie wiedział że ją mamy. Niestety... gdy Celia zdobyła dość dowodów na część win tego krasnoluda, wysłaliśmy oddział. Dowódca oddziałku spierdolił robotę tak że chcielim go powiesić za ogon nad brama Bastardo... Vladimir gdy tylko dostał dowody do rąk wziął wsiadł na statek i spierdolił w w kierunku Zuesh, oczywiście przez konieczność działania zgodnie z prawem zwiał nam na Doral. Jak widać kurwa wróciła. Dlatego też gdy wpadniemy z wizytą, strzelajcie celnie... Skręcili w lewo i szli wielkim korytarzem w dół. Robiło się cieplej.
-
- Arcyciekawa historia - mruknęła elfka. Nie za bardzo jej zależało na zwadach wśród obcej jej gildii najemników i ochlejmord. Byle by dobrze płacili, a zadanie nie wiało nudą - tyle się dla niej liczyło. Powstrzymała mimo wszystko ziewnięcie, wszak damie nie przystoi. - Co tak ciepło się robi?
-
- Hehe, zobaczysz. Widok urywa dupe. Odparł, a szli jeszcze niżej. Korytarze były zamieszkane, przez elemt różny. W Ekkerund jednak, nawet biedniejsza część biednej biedoty była mniej biedna od najbiedniejszego mieszkańca Zwłok w Ombros np.
-
Egbert w milczeniu słuchał opowieści Kazmira. W pewnym momencie, tak na zaś, zaczął spokojnie ładować AeMa. Gdy kapral skończył swój wywód, kusza najemnika była już gotowa. Bękart nie wyglądał może teraz na kogoś o pokojowych zamiarach, ale byli przecież w dzielnicy biedoty. Na straż raczej się tutaj nie natkną. Egbert nie do końca wierzył, że jego dupa zostanie urwana, bo trochę już w życiu widział. Czuł jednak jak jego dupsko, skryte pod pancerzem z wilczych futer, zaczyna zalewać się potem. Górne partie Ekkerund, mimo wszystko, podobały mu się bardziej.
-
Całe to ciepło pochodziło z sporego jeziora magmy, tak. Wysypisko było wokół magmowego jeziora w ogromnej grocie. Z zabudowaniami po draconach, a raczej resztkach. Z góry co i rusz coś wpadało do magmy, nie nie lawy. Magma to roztopione skały pod ziemią. Lawa jest na powierzchni.
- Ponoć, jak mówią archeolodzy, były tu kuźnie i warsztaty draconów. Ale wszelkie zabytki dawno przebadły, a sporo budynków rozebrano. No i to miejsce zapewnia ciepła miastu na górze. Milutko no nie?
-
-Jezioro lawy.- Skomentował Egbert, który nie znał różnicy między lawą a magmą. Rzeczywiście był to niezły widok. Chyba jeszcze nigdy nie widział płynnego ognia. Pewnie była to magia, albo kolejny wynalazek draconów. Albo krasnoludów? Przeciętny dzieciak z Ekkerund wiedział o tajemnicach skrywanych we wnętrzu ziemi więcej, niż Egbertowi kiedykolwiek uda się dowiedzieć. -To teraz musimy rozejrzeć się za Nitupem.
-
- To nie będzie trudne, ile tu może być kantorów i lombardów?
-
Egbert przytaknął i zaczął rozglądać się za jakimś przechodniem, którego mógłby zapytać o wskazanie mu najbliższego lombardu. Po biedniejszych dzielnicach zawsze włóczą się jacyś żebracy i lokalni pijaczkowie. Zaraz ktoś powinien się napatoczyć.
-
- Oooo szanowni kierownicy. Poratujecie grzywienką? Zaczepił grupę lokalny pijaczyna.
-
Egbert nie chciał tracić grzywny, a i nie znał się na perswazji. Złapał więc krasnoluda za brodę i przyciągnął do siebie. -Najbliższy lombard? Szukamy jednego lichwiarza.- Warknął, przystawiając mężczyźnie pięść do twarzy. Była to prosta metoda, ale dzięki aparycji Bękarta rzadko zawodziła.
-
- Ała! Ty pierdolony rasisto! No i Egbert zaraz po tych słowach dostał pięścią w krocze, z racji iż krasnolud był na odpowiedniej wysokości...
-
Egbert stęknął z bólu i odepchnął pochwyconego brodacza. -A niech cię Rasher!- Zaczął skakać na piętach. Wyglądać to musiało komicznie, ale dzięki temu po chwili udało mu się pozbyć bólu. Miał pecha i trafił na jakiegoś twardego. Z drugiej strony, który krasnolud był miękki? -Ty gadasz z następnym.- Zwrócił się do Toruviel. Z karczmarzem elfka poradziła sobie całkiem nieźle, na wyciąganiu informacji na pewno znała się lepiej niż Bękart.
-
Kazmir wykrzywił się w grymasie solidarności w "bulu i nadzieji" z cierpiącym Egbertem. - ... Skomentował, a potem dodał.
- Chodźcie tędy. Skręcili w bardziej "okazałą" ulicę. Szczerze powiedziawszy to Wysypisko z powodzeniem mogło uchodzić za inne miasto. Ale nie chciało. Krasnolud wypatrywał okazałego kantoru.
-
- Brakuje ci po prostu uroku osobistego, Egbercik - zaśmiała się, widząc komiczną sytuację. Toruviel także zaczęła szukać potencjalnego źródła informacji. No ale też szukała szyldów i znaków lombardów. Miała najlepsze oczy z całej drużyny.
-
- Hehehe. O patrzcie. Wskazał duży szyld na równie okazałym budynku. "Kantor Krwawy Kryształ". - No kurwa, to musi być tutaj. Powiedział ładując kuszę. - Wpadamy na pełnej piździe?
-
- Ty głupi jesteś? - spytała Toruviel, bez grzeczności i owijania w bawełnę. - A jeśli to złe miejsce, albo ten Vladimir ma pułapki, lub jakieś ukryte wyjście? - pytała retorycznie. - Jak wygląda? Wejdę i zobaczę, czy to on. Spacyfikuję go po swojemu.
-
- Jak krasnolud wampir. Tak wygląda. A po za tym, jak tam wpadniemy i "przypadkiwo" go odstrzelimy to nic. Ale okej. Chcesz się bawić w płaszcz i szpade to ić.
-
- Chcesz go odstrzelić, czy czegoś się dowiedzieć? - spytała.- No i jeszcze raz. Jak wygląda? Kolor włosów, oczu. Znaki szczególne. Bez urazy, ale wy krasnoludy wyglądającie jak wielka rodzina blizjuakoe.
-
- Nie mam pojęcia. Jako wampir z pewnością sie zmienił. Chce go i odstrzelić i przesłuchać. Wampira możesz zastrzelić i milion razy, a i tak się zregeneruje. Dobra! Idź!
-
No więc elfka poprawiła włosy i bluzkę, po czym weszła do środka.
-
A w środku był kantor tudzież lombard. Taki ekstra luksusowy. I było w nim wszystko. Nawet wampir-krasnolud za ladą.
- W czym mogę pani pomóc? Spytał. A nic nie wskazywało na coś podejrzanej natury.
-
Gdy krasnolud i elfka skończyli się spierać, Egbert spojrzał na Kazmira i wzruszył ramionami. Później niedyskretnie ściągnął z pleców załadowaną wcześniej kuszę i stanął przed wejściem do budynku. Na komendę "napierdalać" był gotowy wpaść do środka razem z drzwiami i oddać serię.
-
Kazmir po za wzruszeniem ramionami to jeszcze westchnął. Równie niedyskretnie ściągnął automat z pleców. Istoty wszelakie jakoś tak dziwnie zaczęły ich unikać i schodzić z ulicy. Każdy wiedział że zaraz sie zacznie.
-
A w środku był kantor tudzież lombard. Taki ekstra luksusowy. I było w nim wszystko. Nawet wampir-krasnolud za ladą.
- W czym mogę pani pomóc? Spytał. A nic nie wskazywało na coś podejrzanej natury.
Toruviel rozejrzała się po wnętrzu, unosząc brew. Lombard wyglądał znacznie lepiej niż sobie wyobrażała. Podeszła do lady.
- Dzień dobry - oparła się łokciami o ladę. Uśmiechnęła się, chcąc złapać spojrzenie krasno-wampira w swój dekolt. - Szukam czegoś egzotycznego... jakiegoś naszyjnika, takiego z jakimś czerwoniutkim kamieniem - powiedziała niewinnie. - Może byłby pan mi w stanie pomóc, panie...?
-
- E... Vladimir. Oczy omal mu z orbit nie wypadły. - Ymm myślę że mam coś odpowiedniego. Schylił się i wyciągnął z szuflady złoty naszyjnik z czerwonym kamieniem. - Sto grzywien jak dla pani.
-
- A pomoże pan Vladimir założyć? - zapytała. Zatrzepotała długimi brwiami. Wzięła naszyjnik i założyła, zostawiając zapięcie krasnoludowi. Schyliła się i lekko wypięła delikatnie. Plan wchodził w zaawansowany etap. Zahichotała.
-
- A a jakże, oczywiście. Cóż, był miły bo... no nie wiadomo. Ale zapiął.
-
No a gdy tylko to zrobił, elfka rąbnęła go z całej siły w głowę z łokcia. Siła uderzenia była na tyle duża i tak wymierzona, że krasnolud zwalił się z nóg na ziemię. Toruviel dobyła kusza, już uprzednio załadowanej i wystrzeliła serię. Dwa bełty w kolana, jeden w w gardło, by przypadkiem nie krzyczał.
- Kaź, Egbert! Mam go! - zawołała. Wyjęła miecz i nim pilnowała wampira.
//Zostaje 6 żelaznych bełtów.
-
- Kurwa... Krasnolud wparował do środka, a gdy zobaczył stan Vladimira przewrócił oczyma. - Kurwa, nobjak my go teraz przesłuchamy. Przecież on się wykrwawi zaraz kobieto. A po za tym, no... teraz potrzebujemy krwi by go naprawić... Ludzie z kim ja pracuje...
-
- Masz jej sporo. Kolega też - mruknęła.
-
- Kpisz sobie? Obruszył się tą obelgą. Vladimir coś tam charczał. - Musi mieć jakiś zapas... I wtedy Nitup wyrwał sobie bełt z krtani, myśląc że to pomoże. Nie pomogło. Chlusnął krwią i padł nieprzytomny. - Zajebiście kurwa.
-
Egbert przewiesił sobie AeMa przez ramię, podrapał się po brodzie i zaczął przeszukiwać pomieszczenie. Kazmir mógł mieć rację. Na miejscu wampira Bękart też trzymałby na podorędziu jakiś zapasik krwi. Najemnik otwierał szafki, wyciągał szuflady, szperał po półkach. Nie silił się przy tym na zbytnią delikatność, więc już po chwili po podłodze walało się pełno mniej lub bardziej cennych drobiazgów. Oczywiście zajrzał też za ladę. Zwykły sklepikarz trzymałby tam pewnie kuszę. Ekkerundzki może miałby rusznicę. Co przygotował sobie wampir?
-
Pistolet, i butelkę z krwią. - Masz coś?
-
-Krew.- Odpowiedział rzucając Kazmirowi przezroczystą butelkę wypełnioną jakąś czerwonawą cieczą. Pistolet wepchnął za swój pas. Wampirowi to on się już raczej nie przyda. Wprawdzie sam Egbert strzelać z czegoś takiego nie potrafił, ale może ktoś z Bastardo będzie chciał to od niego odkupić. Niektórzy z chłopaków znali się na broni palnej.
//Mogę staty pistoletu?
-
Tymczasem Toruviel też zaczęła przeszukiwać pomieszczenie. Ale szukała w tym raczej własnej korzyści materialnej.
- Mogę go związać na czas przesłuchania - powiedziała, wciąż przeszukując lombard.
//A ja bym chciał staty naszyjnika
-
No, warto by go związać. Odparł, znalazł jakiś idelnie się do tego nadający sznur i podał elfce. On zaś odkorkował butelkę. Korek włożył w dziurę po bełcie, co by krew nie uciekła gdy będzie mu ją wlewać do gardła.
Nazwa: Naszyjnik z czerwonym kamieniem
Opis: Posrebrzany naszyjnik z wyszlifowanym i pomalowanym na czerwono kamieniem, idealna podróbka
Wartość: 1 grzywna
Nazwa broni: przykładowy pistolet
Rodzaj: pistolet skałkowy
Obuch: 15 + obuch materiału pocisku
Opis: Wykonany z 0,57kg stali Valfdeńskiej i 0,37kg drewna o zasięgu do 50 metrów. Zniszczony
-
Elfka wzięła sznur od krasnoluda i przystąpiła do wiązania. Przykucnęła przy wampirze. Zlączyła sznurem oba nadgarstki Vladimira i obwiazała je. Zacisnęła sznur i powtórzyła proces jeszcze ze dwa razy, po czym zaczęła wiązać wokół kostek, tyle, ile starczyło sznura. Po chwili wstała.
- Dobra, możecie lać.
-
Krasnolud usunął jeszcze bełty z kolan, po czym wlał do gardła wampira krew. Po chwili usunął korek z dziury w krtani. Było już po zachodzie słońca bo proces regeneracji się rozpoczął i nie był to miły widok. W pewnym momencie Vlad nagle odzyskał świadomość.
- Kurwa mać co do chuja!
- Dobry wieczór. Z kim okradłeś Bank Ekkerund i po co, gadaj albo zabije cię znowu.
-
Toruviel pochyliła się.
- Radzę posłuchać kolegi, albo utnę ci kuśkę i nakarmię nią - powiedziała. - A nie chcę się brudzić, więc proszę, pozwól pozostać mi miłą elfką.
//Używam perswazji.
-
- Banda pojebów! Typ kazał się nazywać Akolitą. Był jednym z tych dzikusów z Revar! Potrzebowali kasy by się dozbroić.
-
- Dobry chłopczyk - pochwaliła Vladimira. - Gdzie się udali?
-
- Do Revar? Nie wtajemniczyli mnie. Jestem tylko pośrednikiem.
- Ja ci wierze.
-
- No dobra. Potrzebujemy go jeszcze? - spytała Kazmira. On tu dowodził. Odsunęła się. - A właśnie, gdzie trzymasz nie podróbki? - wskazała na naszyjnik. Mówiła słodkim i miłym głosem, specjalnie. Ironicznie.
-
- Nie. Posłał mu trzy bełty w czaszkę. - Wychodzimy, zapłace ci i tak więcej niż tu znajdziesz.
-
Kiedy pozostali przesłuchiwali wampira, Egbert oglądał swój pistolet. Broń była w gorszym stanie niż początkowo myślał, więc po zastanowieniu odrzucił ją na podłogę. Jak można doprowadzić swój sprzęt do takiego stanu? Gdy Kazmir skrócił męki ich jeńca, Bękart splunął na podłogę. Był gotowy do wyjścia, więc od razu ruszył za MacBrewmannem.
-Za dużo nam nie powiedział.- Stwierdził już na zewnątrz. -Tropy i tak prowadziły do tej zapomnianej przez bogów krainy na północy.
-
- Bo i nic nie wiedział. Te wampiry nie są tak durne jak nam się zdają. Ta forsa jest nie do wytropienia, ale... nie. Jedynie możnaby wytropić kto gdzie i kiedy zakupił duże ilości broni. Tylko co to da?
-
- Nic. Ale odbierzemy im jakieś źródło zaopatrzenia.
-
- Nie mamy tylu lojalnych wampirów by wysłać ich na Północ.
-
Egbert zamyślił się. Chętnie wziąłby udział w krucjacie przeciwko temu pijącemu krew plugastwu, wiedział jednak jak ciężko byłoby teraz zorganizować porządną wyprawę przeciwko wampirom. Pospolite ruszenie złożone z niedzielnych poszukiwaczy przygód, nawet jeśli wsparte siłami Bękartów, nie zdoła oczyścić Północy. W tej chwili zagrożenie było już na tyle duże, że wątpił czy uda się je zwalczyć bez wykorzystania armii królewskiej. Co gorsza, górzyste tereny Revar sprzyjały bardzo walce partyzanckiej, którą upodobały sobie wampiry, i mocno utrudniały wykorzystanie ciężkiej konnicy. No, a do tego nadchodził Hemis. Rudobrody się zasępił, trochę bardziej niż zwykle.
-Myślicie, że zamierzają na nas ruszyć kiedy spadną śniegi? Może powinniśmy skupić się na przygotowaniu obrony. Bo raczej nie zbroją się na paradę.- Normalnie uważał, że najlepsza obroną jest atak. Teraz jednak nie było jak atakować, a przynajmniej on nie widział takiej możliwości.
-
- To my niby mamy uderzyć na Hemis. Gówno nie ofensywa będzie... dobra zmywamy sie.
-
Przytaknął i ruszył za Kazmirem. W głowie Bękarta rozbrzmiało wtedy stare jak świat krasnoludzkie powiedzenie, które swego czasu zasłyszał w jednej karczmie: "To pewna śmierć. Nikłe szanse powodzenia. Na co czekamy?". Ciemno, zimno, śniegu po kolana i potwory wszędzie dookoła. Tak widział zapowiadaną operację. Ale pójdzie. Inaczej nie potrafił.
-
I wrócili do domów.
Zadanie zakończone.
Kazmir wraz z Egbertem i Toruviel przeprowadzili szybkie śledztwo które... nic nie dało, po za potwierdzeniem że Dzicy mają teraz budżet wielki jak góra. No i Bękarty pozbyły się starego wroga.
Egbert 200 grzywien
Toruviel 200 grzywien
Kazmir -400 grzywien (2879-400=2479g)
Toruviel
Aktywność: 1 brązowy
Opis: 1 brązowy i dwa srebrne talenty
Walka:
Egbert
Aktywność: 1 brązowy
Opis: 1 brązowy i dwa srebrne talenty
Walka:
-