Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Mohamed Khaled w 20 Listopad 2013, 16:15:05
-
Nazwa wyprawy: Afers - Remontu czas!
Prowadzący wyprawę: Aragorn
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: Brak
Uczestnicy wyprawy: Kratos, Aragorn, Szarlej, Xvier
No to jadymy! rzucił, i z ochotą wyszedł na dwór.
-
- Tylko my jedziemy?
//dopisz reszte
-
Pojawiłem się na miejscu, gdy tylko usłyszałem o wypadzie do miasta. Trochę spóźniony, ale jednak.
- Jade z wami. Nie może mnie to ominąć. Powiedziałem zadowolony.
//nie bedzie mnie dzis do 23 ale jak cos to jestem z wami ;)
-
//Dopisani
No to jest nas trzech. Jeśli nic się nie spierdoli, a to nie możliwe to powinniśmy sobie poradzić...
-
-Witam kompanów! Na co tutaj czekacie?
//mysle ze tym razem będzie czas i chęci ;p
-
- Jedziemy z misyją dyplomatyczną do tej wioski gdzie ta dziwna kobieta zabiła kapłana i o mało nie zrobiliśmy rzezi. Hagnara żeś widział?
-
- Wcięło gdzieś tego krasnoluda... Powiedziałem, bardziej do siebie niż do reszty. - Co zamierzasz w tej wiosce? Masz jakiś konkretny plan działania? Zapytałem Aragorna z czystej ciekawości.
-
- Użyjemy ostrej dyplomacji w postaci ostrych narzędzi. I eksplodujących. - Powiedział natykając na kij prześciradło z namalowanym herbem. - Powinni mieć respekt przed herbem. W drogę kamraci.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/b/b4/Rod_tacticus.png)
-
Ułożyłem swoje zacne cztery litery wygodnie w kulbace i ruszyłem w kierunku wioski.
- No to jadymy..
-
- No ja was zaskocze, nie widzalem go jak i żadnego z was. Jak się zamelinowałem to dopiero teraz wyszedłem. Odpowiedział wsiadając na swojego konia, następnie klepnął zwierzę w bok i wypowiedział:
- Ruszaj. - Szarpną lejcami i pojechał zaraz za Szarlejem.
-
- Hagnar i Yrapen zostaną pilnować tego burdelu. Mam tylko nadzieję że nie wypiją resztek wina z piwnicy... Jak pomyśle czego potrzebujemy to aż mnie trzęsie. Deski, gwoździe, żarcie, broń, amunicja. Dam wam pieniądze na podstawy strzelania z kuszy. Przyda się.
-
- Ciekaw tylko jestem, gdzie my się tego nauczymy na tym zadupiu... Posmutniałem.
-
Mi nie trzeba. Ja się już nauczyłem... skierował swą wypowiedź do Aragorna.
-
- Może ściągnę tu jakiegoś speca. O, dojeżdżamy.
-
- Było by milo i przydało by się, a przedewszystkim wypadało by mi zainwestować w jakieś porządne miecze... Tymi dwoma nie da się niczego zablokować, bo sie złamią jak tylko spodkają sie z czymś twardszym.
-
- Znam kowala, pracuje dla "Pancernego Wiewióra".
-
- Dasz mi na niego namiary jak będę się stąd zmywał, a zapewne zabiorę się na zwenątrz jak tylko skończymy.
-
- Lepiej, swego czasu zamówiłem kilka dobrych sztuk. Chyba że oczekujecie czegoś specjalnego?
-
- Potrzebuje dwa, twarde, dobrze wywarzone miecze, tak abym mógł walczyć dwoma naraz. Zobacze jeszcze na ile starczy mi kasy, moze kupie narazie jeden, a moze odrazu dwa średnio budżetowe.
-
- Nie wiem jak tam ceny surowców teraz stoją. Powoli wjechaliśmy do wioski, część chłopów pouciekała do chałup. Część wylazła z widłami i innymi akcesoriami.
- Odłużta to chopy. - powiedział sołtys który wyszedł im na spotkanie. - Pan herbowy jak widze. No... my w sumie przeprosić chcieli. Bo jak sie okazało to wielebny kawałem skurwiola był. Okazuje sie że 10 lat trzymał w piwnicy kaplicy 2 dzieci co niby zaginęły 11 lat temu... pewnikiem nie chcecie wiedzieć co z nimi robił. Chodźcie, porozmawiamy w gospodzie.
- A no fakt, pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
-
Trzymałem się w milczeniu blisko reszty i mozna powiedziec podsluchiwalem rozmowe. W międzyczasie napomknąłem tylko Aragornowi:
- Mi by się zdała jakaś porządna buława, miecz w zasadzie też...
Przez reszte drogi aż do spotkania z sołtysem milczałem.
-
Skurwiel... mruknął. Zszedł z konia, i ruszył za Aragornem. Jacy teraz mili się zrobili...
-
- A ci z widłami na placu?
- ÂŁoni panie jeno się boją. Ja ino tysz w sumie... czym wy zasadzie jesteśicie? - spytał sołtys. Taktowne to to nie było, chłopi z tej okolicy mogli nie wiedzieć gdyż hrabia bywał tu prawie wcale. Zasiedli pzry ławie w gospodzie któa niemal natychmiast opustoszała.
- O draconach pewno wiecie, jestem po prostu czarnym draconem. Efektem mutacji wywołanej odpowiednimi miksturami. Siemowit na ostatnie słowa dracona zrobił o tak: <huh>
- Eehe. - odparł krótko i popił przyniesionego piwa. - Zauważył żem żeście herb jaki macie. I jak Was zwą w ogóle. Tu Czarny miał zagwozdkę, powiedzieć czy nie. Jak im powie to zyska ich posłuch bo teoretycznie winni obawiać się gniewu króla i władz. I jego samego, był znany jako... "Czarny Skurwiel" miedzyinnymi.
- Hrabia Aragorn Tacticus.
Chłopowi zrobiło się głupio, poczerwieniał ze wstydu i zaraz zbladł ze strachu.
- Cel mego pobytu w "Mor Andor" to moja sprawa, nie przyjechałem jednak nikogo karać jak zapewne myślicie. Idź, przekaż to swoim ludziom. Oraz to że potrzebuje ludzi do pracy przy remoncie starej świątyni na północ stąd. Demony wyrżnęły mnichów, teraz to siedziba mojej kompanii.
-
Siedziałem przy stole przysłuchując się "pertraktacjom" i dłubałem w niewielkiej dziurce w ławie przy której wszyscy zasiadaliśmy. Wydrążona była zapewne za pomocą noża bądź innego ostrego przedmiotu. Ktoś musiał się po prostu wkurwić. Dłubałem bardzo intensywnie, zajęcie to pochłonęło mnie do tego stopnia, że zapomniałem o bożym świecie i część rozmowy mi po prostu umknęła. W pewnym momencie przez przypadek oderwałem kawałek drewna wielkości dużego palca u nogi. Ale heca..., pomyślałem. Ukradkiem rozejrzałem się czy nikt nie przyuważył mojego niecnego uczynku, po czym wrzuciłem dowód zbrodni pod stół, prosto pod nogi Aragorna. Co złego to nie ja.... Wydawało mi się, że chyba nawet trochę poczerwieniałem, ale zachowałem poker face godny mistrza i siedziałem dalej, jak gdyby nigdy nic.
-
I mag zajmował się czymś innym, niż zamierzał.. Siedział, i kiwotał się na stołku. Zachowywał się jak małe dziecko, co nigdy tego nie robiło.. Także sprawdzał stan swego ciała. Odkąd przybył na Valfden, otrzymał w chuj ran. Teraz każdą z nich liczył..
-
Xvier poszedł za Aragornem, zaraz po wejściu do karczmy zamówił jedno piwo i pił je w spokoju przysłuchując się rozmowie.
-
Siemowit wrócił po dłuższej chwili.
- Nie wszyscy się zgodzili z tym co powiedziałem im panie. Nadal twierdzą żeście parszywy łodmieniec. Ja tam nie widzę byśta mieli parchy.
- Dzięki... - odburknął i kiwnąwszy na swoich ludzi skierował się ku wyjściu. - Powiedzcei karczmarzowi by nie szczał do piwa. Tym sobie mnie nie zjedna.
-
Mag dopiero teraz zwrócił uwagę na słowa Aragorna. Skupił energię. Co by na wszelki wypadek być ubezpieczonym.. Odezwał się. My tu spokojnie, bez złych zamiarów przybyliśmy.. A wy nas traktujecie jak psy? Co wam zrobiliśmy?! Prócz zabicia kapłana-pedofila? Nic! Więc siądźmy teraz ładnie wszyscy, i omówmy szczegóły!
-
- Nie Kratosie, wychodzimy. A jak przybiegną z płaczem i lamentem po pomoc to wpierw zpytamy; Za ile? - narzucił kaptur na łeb i opuścił lokal.
-
Zrobił to samo, co Aragorn. Spiął swoje biało-czarne włosy w kucyk, założył kaptur i wyszedł. Na zewnątrz zapalił fajkę, wciągnął się... Co teraz? zapytał po chwili
-
- Jedziemy do Afers, o ile stoi. A powinno. - powiedział wsiadając na konia - Założyłem to miasteczko dwa miesiące po otwarciu portalu do Tinriletu by transporty szły szybciej itd. Prosperowało nieźle do tej pory...
-
Meaneb... I jego sługusy... Jebane pomioty... Siadł na konia, i ruszył za Aragornem..
-
Xvier wolał się nie mieszać w dyskusje. Chłopak nie do końca wiedział co aragorn chce osiągnąć z reszta nie wydawało mu się, aby była mu potrzebna czyjakolwiek pomoc. Po prostu wyszedł razem z towarzyszami z karczmy i wsiadł na konia tak jak oni.
-
Obserwując sytuację zaistniałą w karczmie, podobnie jak Xvier uznałem, że lepiej po prostu przemilczeć. Nie było co nawet strzępić języka na tą bandę półmózgów. Postanowiłem czym prędzej wyjść odetchnąć świeżym powietrzem. W drodze do drzwi zatrzymał mnie atak panicznej agresji Kratosa przypominający furię 13 latka z ADHD, jednak i tego postanowiłem nawet nie komentować i wyszedłem w ślad za Aragornem.
-
W milczeniu dotarli do Afers, małego miasteczka otoczonego solidnym murem. Kilkadziesiąt metrów od miasta leżało kilka jeszcze świeżych trupów demonów. O dziwo mieścina posiadała nienaruszone mury, strażnicy przy bramie wyglądali na nieco zmęczonych ale dobrze uposażonych. Zresztą, samo miejsce wyglądało "normalnie". Wręcz sielsko. Wyjątkiem było to że każdy niemal nosił broń. Widoczni też byli podróżnicy z Tinriletu którzy tu utknęli. Drużyna skierowała się do karczmy.
-
Zaskoczył mnie fakt, że zmierzaliśmy w kierunku karczmy. Nie wiedziałem co planuje Aragorn, jednak ze strzępków informacji jakie dane mi bylo uzyskać, wydawało mi się, że będziemy szukać materiałów do naprawy opactwa. - Czy nie powinniśmy udać się na targ? Zapytałem z zaciekawieniem.
-
- Nie. - odpowiedział dracon wchodząc do karczmy.
- O, kogóż ja widze! Mości Aragorn, co was sprowadza w to przeklęte miejsce? - spytał okrągły karczmarz.
- Witaj Jakubie, przyjechałem tu założyć małą kompanije najemników i przy okazji pobić parę demonów.
- A, nie pierwsi wy. Bobry, Mroczne Bractwo...
- Kto? - dracon usiadł przy barze. Wiedział że Isentor szukał Bractwa. - Opowiedz mi o tym Bractwie.
- A dużo nie wiem, w najemnikach nie siedze. Ale plotki mówią że to prawdziwe skurwiole, siedzą gdzieś pod barierą. Zrobią wszystko za kase. Wszystko. - mówił oczywiście ściszonym głosem
- Dzięki, potrzebuję rąk do pracy. Drzewa... w sumie to nawet całe drzwi i to mocne...
- Popytajcie w porcie, powinno coś jeszcze być.
-
//Nie wiem czemu, ale czuje z Szarlej coś do mnie ma :P
Siadł koło Aragorna.. Przysłuchiwał się rozmowie, wolał się teraz nie mieszać. Wszystko teraz ładnie szło, to co miał to spierdolić? Nie... Teraz był spokojny...
-
Wyszli i popytali. Dowiedzieli się wiele jak i zawarli układ z robotnikami.
Koniec.
//Nie chcę tego ciągnąć a widze jak wam też sie chce. Dokończymy kiedy indziej :*
Podsumowanie: Bękarty wybrały się do pobliskiego miasteczka by zawrzeć układ z tamtejszymi budowlańcami, w zamian za dobry krasnoludzii samogon naprawią im siedzibę.
-
// Kratos, nigdy nic takiego nie powiedziałem, po prostu czasem piszesz smieszne rzeczy :P . Tak mam <ignorant>