Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Wątek zaczęty przez: Elrond Ñoldor w 13 Lipiec 2012, 21:53:36
-
Nazwa wyprawy: Upadek liścia
Prowadzący wyprawę: Devristus
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: używanie chociaż 1 zaklęcia I poziomu
Nagroda: 75 grzywien
Tymczasem starzec żwawym krokiem schodził po szerokich stopniach gmachu Uniwersytetu. Zagryzał soczystą gruszkę i oddawał się zamyśleniom. Miał udać się do wioski, a może już małego miasteczka, noszącej prostą nazwę Darm. Odszukać w niej uzdrowicieli z Gildii, odebrać od nich paczkę z roślinami alchemicznymi i wrócić z powrotem do stolicy. Zadanie wydawało się proste i przyjemne. W sam raz dla jego nierozwiniętych umiejętności magicznych. Pogładził kawałek drewienka umocowanego przy jego boku. Różdżka ognia dodawała mu otuchy. Była jego asem w rękawie, który mógł wybronić go z opresji i rozpalić ogień, gdyby zdarzyło mu się nocować w szczerym polu.
Zaczerpnął świeżego powietrza...
A konie to w ogóle są trzymane w Gildii? - pomyślał. Wierzchowiec znacząco skróciłby mu podróż.
-
Tak jak mówiłem, udasz się do wioski Darm, gdzie jest ośrodek leczniczy prowadzony przez naszych uzdrowicieli. Gdy tam dotrzesz otrzymasz paczkę z ususzonymi roślinami, które są potrzebne naszemu alchemikowi tutaj. Masz długą drogę do przebycia, więc weź konia ze stajni. Powiedział Fenor Karrates
-
Elrond lekko się wzdrygnął. Nie zdawał sobie sprawy że Mistrz podszedł go od tyłu. Najwyraźniej dłuższa pauza nowicjusza na schodach przykuła jego uwagę.
- W takim razie do rychłego zobaczenia - powiedział i udał się stajni. Kazał osiodłać siwa spokojną klacz i ruszył wolno w kierunku bram miasta, z których jak najszybciej mógł rozpocząć prawdziwą podróż do wioski Darm.
-
Masz do przejechania długą drogę. Nie wiesz czy dojedziesz tam w jedne dzień czy będziesz musiał zrobić gdzieś postój. Jechałeś, ale nic się nie działo. Zobaczyłeś, że słońce zaczyna zmierzchać.
-
Czerwone słońce. Dzisiejszego dnia ziemia spłynęła krwią... Czy coś podobnego, jak to mawiało stare elfickie przysłowie rozmyślał sobie były elf jadąc wolno leśnym twardym traktem. Słońce chyliło się za widnokręgiem, sowy zaczynały budzić się ze snu, raz po raz dało się słyszeć w oddali wycie wilków. Jechać, albo nie jechać. Oto jest pytanie. -Eee! Siwka! Stajemy na noc, czy pędzimy dalej? - zagadał do szarej klaczy. Odpowiedziało mu tylko parsknięcie i drżenie grzywy. - Aha. I to wydaje się najbardziej logicznym rozwiązaniem - ściągnął wodze i zatrzymał się w miejscu. Rozglądnął się dookoła. Znalazł po jednej stronie drogi niewielki pagóreczek i podjechał do niego. Zsiadł z siodła, połaził, połaził i stwierdził że miejsce na postój nocny idealne. Konia przywiązał za lejce do najbliższego drzewa i nazbierał chrustu i drzewa na ognisko. Różdżką wzniecił ogień i po dwóch kwadransach grzał nogi przy ognisku zagryzając pajdę chleba, którą zwinął ze stołu z Sali Wieczornej. Owinąwszy się w koc podróżny, który był standardowym wyposażeniem wierzchowców Gildii, rozmyślał, co to takiego dużego i czarnego skrada się do ogniska. A może to tylko jego wybujała wyobraźnia dawała o sobie znać?
-
Noc minęła Ci nazbyt bezpiecznie. Jedyne to co Cię budziło to echo wycia wilków, ale tak to nic po za tym. Obudziłeś się przytulony do swej klaczy, która lizała Ci twarz pokrytą rosą.
-
To jest chore. I lepiej nie wspominać przy kuflu. Pozbierał swoje manatki, osiodłał klacz i ruszył w dalszą drogę do wioski Darm. Stukot kopyt wierzchowca mieszał się ze zwykłym hałasem lasu...
-
Był to dość dziwne i chore, szczególnie że Twój wierzchowiec zakochiwał się w Tobie czy coś w tym stylu. Jechałeś tak przed siebie, a stuk kopyt napawał Cię snem. Twoją nudą i jakże bez przygód podróż przerwało wielkie
-
- Oho! - zareagował entuzjastycznie. Rozglądną się uważnie i zlokalizował źródło krzyku. Popędził w tamtym kierunku.
-
Nagle w Twoją klacz uderza mężczyzna, któru od razu pada na ziemię. Gdy spojrzałeś na jego twarz, mogłeś łatwo wyczytać z niej, że człowiek jest przerażony i zdezorientowany. Zobaczyłeś także plamy krwi na jego ubraniu.
-
Elrond zeskoczył z wierzchowca i wyciągnął broń. Podszedł wolno do nieznajomego. - Kim jesteś i co Ci się stało?
-
Panie pomóż mi! Pomóż mi! Aaaaa mówił zrozpaczonym głosem i ze łzami w oczach mężczyzna
-
- Co się stało?! - krzyknął do tamtego. Broń cały czas miał w pogotowiu.
-
Ciemno! Potwory! Mój wóz, mój dobytek! Nie mam niczego! krzyczał rozszarpując swoje ubranie.
-
- Ehh... bogowie... - podszedł do mężczyzny i zdzielił go po pysku. Chciał go oprzytomnić.
-
Terapia szokowa chyba zadziałała, bo mężczyzna przestał rozrywać sobie odzienie i spojrzał na Ciebie z pustką w oczach. Po chwili się odezwał:
Potwory zaatakowały Jantra! Zaatakowały Jantra! O tam! wskazał ręką miejsce z którego przybył.
-
- Jakie potwory? - zapytał spokojnie. Wolał najpierw się upewnić z czym będzie miał do czynienia, zamiast ładować się w nieznane.
-
Ryk! Pazur! Kieł! Pełno krwiiiiiiiii! Warkot! Pomóz! Zabij! Mój dobytek! zauważasz, że napad paniki powraca do Twojego gościa. Jesteś już nim zmęczony, ale teraz najważniejsza decyzja czeka na Ciebie. Pomożesz czy pojedziesz do wioski Darm zabierając go ze sobą czy też nie?
-
- Dobra. Wskaż miejsce. Tam gdzie Cię zaatakowano.
-
O tam! Tam Panie! Ja tam nie ide! Potwory tam są! Jantar obrócił się i wskazał Ci kierunek, z którego przybył.
-
- No dobra. Pilnuj konia - powiedział podajac lejce. Zdał sobie sprawę, że przestraszony może po prostu ukraść konia i popędzić gdzie pieprz rośnie, ale co jak co, nie mógł być tak dobrym aktorem. Z wycelowanym przed siebie kosturem i kłębiącymi się zaklęciami w głowie zaczął powoli stąpać w kierunku który wskazał mu mężczyzna. Adrenalina zaczynała buzować.
-
//Przepraszam miśku ale musiałem się z domu wynieść na kilka dni.
Mijałeś połamane gałęzie i widziałeś ślady zaschniętej krwi. Dotrzeć na miejsce ułatwiały Ci strzępki ubrania Jantra, którego poznałeś chwilę wcześniej. Wszystko byłoby dobrze, ale cały czas czujesz się obserwowany. W końcu docierasz na miejsce, gdzie widzisz zepsuty wóz oraz domek, a w okół niego ślady walki, rozbite talerze i inne przedmioty codziennego użytku.
-
- Hmm...
Podszedł wolno do domku, stale zachowując czujność i przez szybkę okna zajrzał do środka.
-
Ujrzałeś tam istny burdel jakby tornado przeszło tamtędy. Stół rozwalony, łóżko połamane i naczynia roztrzaskane. W oknie naprzeciwko zauważyłeś także brak okna. Nagle za sobą słyszałeś warkot. Wiedziałeś, że to wilki. Poczułeś ostry bół w łydce.
2xWilk (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Wilk)
-
- Nosz kurwa! - zaklął starzec i obrócił się na ile pozwalała mu to sytuacja. Wilk uczepił się jego nogi i nie miał zamiaru puścić. Na szczęście nowicjusz cały czas trzymał w ręku kostur, toteż zamachnął się i zdzielił zwierze prosto w łeb. Poskutkowało, bestię zamroczyło. Sekundę po tym drugi z wilków spróbował go zaatakować. Jednak tym razem nie dał się zaskoczyć. Kolejnym uderzeniem dał znać przeciwnikowi, kto stoi wyżej na drabinie ewolucji. Bestia upadła obok niego, toteż uderzeniem z góry przyłożył jej w kark. Tymczasem drugi wilk już dochodził do siebie. Elrond wyciągnął szybko różdżkę ognia zza pazuchy i celując w przeciwnika wypowiedział słowa inkantacji: - Oiiig! - energia magiczna wydobyła się z różdżki materializując się w ognistej strzale która uderzyła w wilka. Ten, pokryty łatwopalną sierścią, zajął się ogniem. Bieganie w kółko i tarzanie się na plecach nie dawało pomyślnych rezultatów w ugaszeniu magicznego ognia. Wilk zdzielony w kark zaatakował ponownie. Elrond odskoczył niezgrabnie uciekając przed kłami i zamachnął się na odlew kosturem - oczywiście nie trafiając. Wilk zawahał się na chwilę. Starzec wykorzystał to i z całej siły uderzył go, tym razem z góry, prosto w łeb. Bestia ledwo co stała na nogach, nie próbowała atakować, ani nawet się bronić. Po prostu pomału zdychała osuwając się na nogi. Elrond dokończył dzieła gruchocząc wilkowi czaszkę. Drugiemu wilkowi udało się już prawie ugasić swój mały pożar. Widać było że jest ciężko poparzony. Nowicjusz odrzucił bronie i mając już wolne ręce wypchnął je przed siebie wypowiadając słowa zaklęcia: - Aresh! - cztery ostre niczym miecze stalagmity wystrzeliły z ziemi nabijając na siebie niczego nie spodziewającego się wilka. Zmarł na miejscu.
Elrond odetchnął z ulgą. Pozbierał bronie i zaklął siarczyście. Pokuśtykał w domku w poszukiwaniu jakiejś szmaty. Wiedział że taki burdel nie mogły stworzyć marne dwa wilki. ÂŻe musi być tu jeszcze coś jeszcze...
-
// Dev. Ja rozumiem że nie masz czasu. Wakacje, praca te sprawy. Sam mam podobnie. Ale to się robi trochę frustrujące, że tak powiem. :/
ps. Masz pełną skrzynkę...
-
// Przepraszam Cię miśq najlepiej jak potrafię, ale nie chodzi tu o brak czasu czy ochoty. Mam problemy z modemem do mobilnego internetu - nie łapie zasięgu albo się zacina jak może.
Wszedłeś do domu i nagle poczułeś ostry ból w głowie. Zobaczyłeś ciemność i straciłeś przytomność. Obudziłeś się nazajutrz z zakrwawionymi rękoma i plamami tejże krwi na ubraniu. Wyglądałeś jakbyś urządził jakąś masakrę albo bawił się torturami. Pomyślałeś, że utrata przytomności to na pewno nie byłą sprawka wilków.
-
Chciał sobie rozmasować guza.Doszedł jednak do wniosku że z połączenie tego z zakrwawionymi dłońmi nie będzie najlepszym pomysłem. Nie wiedział ile czasu był nieprzytomny, ani co mógł zrobić. Klął w duchu. Starzec rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby wytrzeć ręce. A gdy w końcu doprowadził się do jakiegoś porządku, rozglądną się wokół, by sprawdzić swoją sytuacji, a także czy nic mu nie zginęło.
// sam mam modem, wiem o co chodzi...
-
//Oddałem go na gwarancję i odebrałem go wczoraj. Podziałał dokładnie 5 minut i padł...
Wytarłeś ręce, ale plamy krwi na Twym ubraniu zostały. Pozostało Ci tylko teraz dotarcie do wioski Darm.
-
A co z moim koniem? I co z tamtym człowiekiem? Może to on mnie zaatakował... przemknęło mu przez umysł. Opuszczając mieszkanie postanowił je jeszcze dokładnie przeszukać. Być może gdzieś w stercie śmieci wala się kilka złotych monet czy jakiś zapomniany sztylet?
-
Nie ma nic.
-
Elrond zrobił taką minę: ;[ i zaczął iść w kierunku drogi, na której opuścił mężczyznę i swojego wierzchowca.
-
Dotarłeś do martwego konia bez Jantra. Oszukał Cię czy też nie?
-
- Zajebiście - tym słowem zakończył rozważania nad nieznajomym, jego chatką i tym co robił gdy nie był niczego świadomy. Albo to była pułapka, albo potwór zabawił się Elrondem, zabił mu konia, a nieznajomego zeżarł. Nie było co się już nad tym zastanawiać. Obrał odpowiedni kierunek i poszedł w stronę wioski Darm.
-
Dotarłeś do pól i tartaków okalających wioskę. Pracujący tam ludzie dziwnie się na Ciebie patrzyli, a nawet szeptali i wytykali Ciebie palcami.
-
Skoro jest to wioska uzdrowicieli, to nigdy nie widzieli rannego, uwalonego całego we własnej krwi podróżnika? pomyślał.
Kulejący chód od spotkania z wilkami i kostur magów jakim się podpierał powinny oświecić wieśniaków.
- Na trakcie mnie napadnięto! Konia ubito! Gdzie do uzdrowicieli?! - krzykną machając dłonią by zwrócić na siebie uwagę wieśniaków.
-
ÂŻaden z nich nawet się nie przejął Twoim krzykiem. Odwrócili się i wrócili do swoich prac. Nagle koło Ciebie przebiegły dzieciaki obrzucając Cię kamieniami.
-
Elrond był oczywiście przygotowany na taką okoliczność. Szybko koncentracja i bariera telekinetyczna skutecznie ochroniła do od pocisków. Wyzywając od obszczańców i gilównów szedł przed siebie. W końcu przecież musiał dojść do siedziby uzdrowicieli.
-
Dotarłeś do centrum wioski, ale nie była to miła droga. Byłeś wyzywany, wytykany, a czasami nawet obrzucony czymś. Jak się na kogoś spojrzałeś to widziałeś szyderczy uśmiech albo strach wymalowany na twarzy. Wiedziałeś, że coś jest nie tak! Dowiedziałeś się tego patrząc przed siebie - na wóz na którym leżało ciało Jantra.
-
- Oho! I jest nasza zguba! - rzucił ironicznie. Najbliższego kretyna, który próbował go czymś rzucić, chciał poczęstował telekinezę zwalając go z nóg. Powstrzymał się jednak. Dziwiło go czemu nie napadli na niego jeszcze strażnicy czy milicja chłopska. I jak wieśniacy mogli być tak durni by powiązać morderstwo Jantra z jego osobą. Przecież mogli zostać zaatakowani przez to samo zwierze.
- Uzdrowiciele z Gildii Magów! Gdzie są uzdrowiciele! - krzyczał na motłoch.
-
Nie byłeś mile widziany w tej wiosce, ale gdy tak krzyczałeś na niektórych twarzach wystąpił szyderczy uśmiech. Tłum Ci nie odpowiedział. Usłyszałeś tylko jak nazywają Ciebie stworzeniem beliara i ochydnie wypowiedziany wyraz mag. Nie było przyjemnie. Czyżby krew którą miałeś na ubraniu była krwią Jantra?
-
Elrond zamyśl się i nad jego głową zajaśniała odpowiedź tak oczywista ze ręka powędrowała do jego czoła z ogromną prędkością w geście zadumy, jak mógł być tak głupi. Wieśniacy szydzą i wyzywają go dlatego że jest magiem. Ponadto dlatego, że wydaje im się że to właśnie on zabił Jantra. I prawdę mówiąc mogło nawet tak być. Idąc dalej tą ścieżką, starzec zdał sobie właśnie sprawę, że ktoś świadomie albo nieświadomie niszczy dobrą renomę Gildii. To nie było dobre. To musiało być wyjaśnione. Popędził w kierunku rynku, zdawało mu się że centrum wioski. Chciał jak najszybciej odnaleźć uzdrowicieli.
-
Dotarłeś na roztaje dróg. ÂŻadnego znaku, nic. Obserwując podłoże zobaczyłeś dziurę w ziemi. Domyśliłeś się, że musiał znajdować się tam jakiś znak. Decyzja należy do Ciebie czy iść w prawo czy w lewo?
-
W prawo, czy w lewo. Oto jest pytanie. Te myśli zaprzątały siwy czerep niedoszłego czarodzieja. Pomyślał przez chwilę i nie wybrał żadnej z dróg. Najpierw postanowił poszukać owego znaku, a nuż hultajom którzy postanowili go zniszczyć odechciało się szybko targać go nie wiadomo gdzie. Jak pomyślał tak zrobił. Zaczął szukać znaku wokół miejsca gdzie droga na nieszczęście dla niego się rozdzielała.
-
Znalazłeś tylko zmurszałe kawałki drewna, które nic a nic Ci nie mówiły gdzie są uzdrowiciele. Coś w tej wiosce śmierdziało złem do magów.
-
- Cholera... - powiedział. Usiadł na okolicznym kamieniu i zadumał się. Było już daleko po południu, do wieczora kilka godzin, a on siedzi sam pośrodku niczego i nie wie którą drogę wybrać. Doszedł jednak do wniosku, że skoro magowie są tu nie lubiani, droga która do nich prowadzi powinna być stara i mniej uczęszczana. I mniej śmierdzieć końskim gównem i podobnymi rzeczami. Wybrał się więc na bardzo krótki spacer by ocenić w jakim stanie są obie odnogi. A może nawet ujrzy coś na horyzoncie?
Co jak co, ale na ślepo nie będę ryzykował...[/i] - pomyślał.
-
Lewa: spokojna, ślady kup.
Prawa: brzydko pachnie.
-
Nie tak miało być. Nie tak. No nic, nie było nic innego do zrobienia, jak iść na chybił trafił. Albo dojdzie do magików, albo natrafi na wsiórów z widłami. Wybrał prawą.
-
Na swej drodze ujrzałeś 2 wilki zajadające się ciałem maga.
2xWilk (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Wilk)
-
Elrond stanął jak wryty nie wydając żadnego dźwięku. Plan walki został ułożony automatycznie. Nie dane mu było długo czekać zanim bestie zorientują się, że ktoś ich obserwuje. W końcu były w swoim królestwie. Zawarczały złowieszczo i żuciły się na nowicjusza.
Skoncentrowany był to maksimum. Wyszeptał inkantację zaklęcia. Wilki były już przed nim...
- Aresh! - dłońmi i mocą magiczną dosłownie wyciągnął spod ziemi kamienne kolce, które połamały i przebiły mało wytrzymałego przeciwnika. Zasięg czaru był jednak zbyt mały i jedyne co mógł zrobić to pozbyć się jednego z rywali. Dobre i to, pomyślał. Nie było jednak czasu na myślenie. Druga bestia wykonała potężnego susa w kierunku twarzy Elonda i tylko czysty umysł mógł pchnąć jego nogi w ratującym życie uskoku. Wilk nie trafił, wylądował miękko na nogi i obrócił się. Elrond w tym samym czasie przeturlał się niezgrabnie i wstał na jedno kolano. Czasu pozostało mu tylko na wyciągnięcie różdżki.
- Oiiig! - powiedział, a słowo aktywowało zaklęcie, które w postaci Ognistej Strzały pomknęło prosto w pysk bestii, parząc ją. Zerwał się na równe nogi i wyciągną kostur. Przeciwnik zatrzymał się nieco, wydawało by się, że po to, by ocenić sytuację. ÂŁapą trącał obolały i lekko tlący pysk. Wilk nie zamierzał jednak poddać się bez walki czy uciec. Zaatakował czekającego cierpliwie starca. Ten uderzył prosto od siebie, celując w pysk. Uderzenie jednak, tylko lekko utarło się po zębach wilka i Elrond omal nie straciłby równowagi, gdyby nie wysunięta lewa noga. Na nieszczęście był to cel jego przeciwnika i drugi raz w tym dniu starzec poczuł ugryzienie. Elrond wyprowadził kolejne uderzenie. Co prawda walka długą bronią z przeciwnikiem który jest tuż obok na wyciągniecie "zębów" nie należy do najłatwiejszych, to poziom zaawansowania walki nowicjusza był na tyle spory, by wyprowadzić mocne i celne uderzenie, pomimo zaciśniętych kłów przeciwnika, prosto w jego kark, łamiąc go.
Walka była kończona, cielsko drugiego wilka głucho legło na trakt. Elrond poczłapał w kierunku maga. Chciał go przeszukać czy chociaż sprawdzić kim jest.
-
Nie znalazłeś, bo i z maga prawie nic nie było. Jednakże zauważyłeś ślady krwi po lewej stronie, tak jakby zwłoki maga zostały tu przyciągnięte kawałek.
-
ÂŻałował że z truchła nic nie zostało. Dla niektórych grabież zwłok mogła by się wydawać czynem haniebnym, ale lata spędzone w Pakcie nadszarpnęły lekko jego kodeks moralny. No bo przecież zimnemu czarodziejowi jego zabawki i świecidełka na nic już się nie przydadzą, prawda? Kątem oka zauważył krwawą ścieżkę i w specyficzny sposób przeorane podłoże. Oho! uradował się w duchu. Wstał i poszedł za tropem.
-
Idąc śladami krwi doszedłeś do lewej odnogi ścieżki, a Twoim oczom ukazał się budynek szpitalny.
-
Elrond zagwizdał z niedowierzania. Starzy bogowie czuwali nad nim. Jedyne co go napawało niepokojem, to skąd "przybył" zmasakrowany czarodziej. Ze szpitala? Mając różdżkę przygotowaną na wszelaki atak, ruszył w kierunku budynku.
-
Ale budynek płonął. Starzec w oddali widział walkę. Widział zdziczały tłum, który wyżynał uzdrowicieli. Widział wyżynanych magów. Tego było już dla niego za dużo. Trzeba było poinformować resztę Gildii. Byli w niebezpieczeństwie. Uciekał z powrotem do miasta.
Wyprawa Zakończona
Gdzie tylko dotarł Elrond, doświadczała go wrogość. Najsampierw został zaatakowany przez dziwną siłę, pod moca której zamordował człowieka. Dalej w wiosce do której zmierzał, nikt z nim nie chciał rozmawiać. Gdy doszedł do celu podróży zobaczył jak motłoch wybija magów, a szpital został podpalony. Uciekł do Gildii poinformować o tym kolegów.
// Było by fajnie, gdyby MG dał mi jakieś talenciki za dotychczasowe dokonania...
-
Talenty:
Elrond - 3 Brązowe talenty
Otrzymujesz dodatkowo 25 grzywien
-
75 grzywien bonusu, za każdy brązowy talent po 25 grzywien.