Bela posiedział jeszcze chwilę w chacie herszta, rozchodził siniaki na nogach, pomasował sobie łydkę i poleciał na pomoc towarzyszom, gdy już mógł normalnie chodzić wybiegł z chaty i w pędzie biegnąc na jednego z bandytów ściął mu łeb nawet się nie zatrzymując. Obrócił tylko głowę i zaszarżował na drugiego, który miał zamiar skrócenie Chabacika o głowę:
- Chabat gleba! - krzyknął Bela, atak bandziora był nieudany, z zawiści bandyta odwrócił się i zaczął biec na wampira. Zderzyli się w biegu i oboje stracili bronie, pozostała im walka wręcz:
- Zabiłem w ten sposób 6 ludzi! - warknął bandyta i rzucił się z pięściami na Bela
- Sory złotko, jestem nieśmiertelny - odrzekł Bela i przeszedł do boksowania.
I starło się dwóch wojów mężnych w rynsztunku swym bojowym i młucąc łapami jak wieśniak cepem przy żniwach okładali się nawzajem (^^) Bela postawny wampir, zręczny i zwinny co raz odskakiwał przed ciosem, lecz świnia perfidna co się bandytą zwała pozwoliła sobie na niesprawiedliwość godząc na twarz wampira kozikiem tyle co ze skarpety wyjętym. Bela z twarzą rozciętą (oj będzie szrama) wygięty z napięcia wyskoczył w górę jak lawa z wybuchającego wulkanu i jak nie założy z pięści tak szubrawca odlatuje na dość sporą odległość, wtem Bela zjeżony w swej mściwości zniknął z pola widzenia i niewidoczny obszedł niedoszłego boksera od tyłu, chwycił go mocnym ściskiem za gardło i powiedział:
- Miało być po gentelmańsku, wolałeś grać nieczysto, to teraz zobacz jak ja gram nie czysto - i powtórnie w dniu dzisiejszym zagotował krew w żyłach agresora. I patrzył Bela w swej potędze na męki nieskończone bandyty, który błagał o śmierć i ulitował się w końcu nad nim miłościwy Bela i puścił go ze swojego piekielnego uścisku. Ten spadł przyciągany odwiecznymi prawami grawitacji na ziemię i dyszał ciężko jak umęczona kobieta po wielogodzinnym porodzie. Podszedł wtem Bela do niego, podniósł go z lekka do góry i trzymając za głowę wykonał szybkie obrót - skręcił mu kark.
[pozostało 2] - mogę zebrać z niego skórę?