- Znów ci bandyci... - pomyślał Anaconda gdy wbijał swoje ostrze w brzuch oprycha. Ten zdziwiony chwycił za klingę i spojrzał na ranę zaraz przed osunięciem się na ziemię, reszta bandytów stała jak wryta i patrzyła się na tą scenę. po chwili konsternacji mężczyźni spojrzeli po sobie i chwycili swoja broń, jeden trzymał miecz, a drugi topór.
- To się musiało tak skończyć - powiedział podchodząc ostrożnie do myśliwego jeden z bandytów.
- Bergo nie żyję... - odpowiedział drugi - miejmy nadzieję, że ekwipunek naszego gościa jest tego wart - dokończył uśmiechając się szeroko.
Anaconda nie miał ochoty na pogawędki z bandytami, jak zwykle w oczekiwaniu na atak bandytów zakręcił młynek zakrwawionym już ostrzem, a drugą ręką sięgnął po swoją tarczę. Bandyci nie mieli zamiaru walczyć jeden na jednego i wspólnie rzucili się do ataku. ÂŁowca uderzył całą tarczą bandytę dzierżącego topór i sparował mieczem cios drugiego. Wywiązała się zażarta walka między Anacondą, a oprychem. Tymczasem drugi starał się obejść myśliwego i dźgnąć go w plecy, ten jednak rozgryzł ten plan i z całej siły machnął końcem tarczy na wysokości głów bandytów. Posiadacz topora nie miał szczęścia i otrzymał cios prosto w szczękę co wywróciło go na ziemie i ogłuszyło. Drugi bandyta spojrzał na swojego kamrata... i to był jego błąd, myśliwy wykorzystał sytuację i podciął gardziel oprychowi. Widząc próbującego wstać przeciwnika który został powalony atakiem tarczą wbił w niego ostrze, przed śmiercią bandyta głośno i boleśnie wrzasnął. ÂŁowca schował broń i rozglądnął się po "obozie", jednak spokój nie trwał długo i usłyszał szelest zza krzaków.
- Słyszałeś to? Coś się musiało stać! - powiedział sapiąc jakiś mężczyzna.
Po chwili z lasu wyłoniło się dwóch mężczyzn z wyciągniętymi i wysoko uniesionymi ostrzami.
- Niech to... zabiłeś ich!? - wrzasnął bandyta.
Myśliwy nic nie odpowiedział, tylko twierdząco kiwnął głową, w międzyczasie sięgnął po Wężowe ostrze.
Jeden z bandytów ruszył na łowcę, drugi widocznie nie był pewien czy to najlepszy pomysł. Mężczyzna zaatakował cięciem z lewej, Anaconda sparował cios i spróbował wbić ostrze w brzuch przeciwnika, ten o dziwo również zablokował atak. Myśliwy nie miał ochoty na długą i męczącą wymianę ciosów, z całej siły uderzył krawędzią tarczy w dłoń w której bandyta trzymał miecz wyrzucając mu go z ręki. Nie czekając na reakcje mężczyzny, Anaconda zamachnął się i ciął z góry, miecz wylądował na głowie przeciwnika i ugrzązł w czaszce. ÂŁowca wyszarpnął z padającego truchła swoje ostrze i spojrzał na drugiego oprycha, ten trzęsąc się zaczął płakać.
- Braciszku! - wrzasnął - pomszczę cię!
Po czym chwycił mocniej miecz który dzierżył i rzucił go w kierunku myśliwego. ÂŁowca zdziwiony i zaskoczony ledwo zdołał zasłonić się tarczą, miecz wbił się w nią na poziomie klatki piersiowej Anacondy. Myśliwy nie pozostając długo dłużny również rzucił swoim ostrzem, bandyta jednak nie miał czym się zasłonić, miecz wbił się w pierś mężczyzny. ÂŁowca wyciągnął swoje ostrze i schował, a tarczę z powrotem nałożył na plecy.
- To chyba wszyscy - pomyślał - jeszcze pozostaję kwestia tamy...