Czekając na cele zadania łowca naszykował do wystrzału swoją kuszę i czekał na wejście mężczyzn. Po chwili drzwi nagle trzasnęły i wkroczył przez nie wysoki bandyta, ten z lepszym pancerzem. Rozejrzał się i wkroczył do środku pomieszczenia.
- Gdzie te zakute łby są? Pozwoliłem im zwiedzać okolicę? - wydarł się zdenerwowany, teraz łowca był pewien, że to przywódca bandy.
Po herszcie do domostwa weszło jeszcze dwóch oprychów, trzeci prawdopodobnie został na czatach.
Najniższy z nich rozglądał się i widocznie szukał czegoś. W pewnym momencie utkwił wzrok w kącie w którym ukrywał się Anaconda, gdy myślał już, że bandyta go zauważył ten odwrócił się w stronę stołu i krzesła.
- Szefie, coś mi tu śmierdzi - stwierdził chrypliwym głosem - Z resztą... spójrz sam. - rzekł bandyta po czym wskazał szefowi krwawą plamę która pozostała po walce łowcy.
- Cholera... niedobrze, znaleźli nas. - odpowiedział niezbyt pewnie herszt.
"Pora ruszyć do akcji" pomyślał łowca i wystrzelił bełt w kierunku niskiego mężczyzny który spostrzegł ślady krwi. Pocisk uderzył z impetem w jego ramię rzucając go o ścianę, prawdopodobnie nie będzie już uczestniczył w dalszej walce. ÂŁowca odrzucił kuszę i wyskoczył z kryjówki. Anaconda uwielbiał atakować z zaskoczenia, zaskoczony przeciwnik jest łatwym celem. ÂŁowca z całej siły w biegu uderzył tarczą bandytę rzucając go o drzwi , mężczyzna niszcząc je wyleciał z budynku. W pomieszczeniu został tylko przywódca bandy.
- Niech to... Klinga, Vogart do mnie! - wrzasnął herszt wyjmując swój miecz. - Nie wiem kim jesteś... - zasapał - Ale nie przeżyjesz naszego spotkania.
Anaconda w odpowiedzi uśmiechnął się i skoczył do swojego przeciwnika. Wykonał wysokie cięcie, jednak tym razem nie trafił na amatora, oprych uniknął ciosu i ciął dołem. ÂŁowca sparował cios tarczą i odskoczył. Do pomieszczenia wparowali dwaj mężczyźni z wyciągniętymi toporami.
- Na niego! - krzyknął jeden z nich i rzucił się na myśliwego.
Anaconda odskoczył i wbił w bok przeciwnika miecz, a następnie szybko wyciągnął ostrze z ciała i odepchnął truchło. "Jeszcze dwóch" pomyślał łowca i zakręcił młynek mieczem.
- Klinga, na co czekasz? Zabij go! - wrzasnął herszt.
Mężczyzna spojrzał na swojego szefa, a następnie na łowcę. Nie podobała mu się perspektywa śmierci z ręki Anacondy, jednak jeszcze bardziej nie chciał zginąć z ręki swojego szefa. Podniósł wysoko swoją broń i powoli podszedł do łowcy. Tym razem to myśliwy wykonał pierwszy cios, spróbował pchnięcia prosto w brzuch oprycha, jednakże on odbił toporem cios i ciął w kierunku szyi Anacondy. ÂŁowcy schylił się by uniknąć ciosu i podnosząc się z kucków wbił miecz prosto w środek brzucha Klingi. Ciało bandyty osunęło się na podłogę. Herszt cały spocony i poddenerwowany nie bacząc na to co się stało z jego podwładnymi nie chciał się poddać i ostrożnie zbliżał się do łowcy naszykowany do ataku. Bandyta zaatakował szerokim cięciem z lewej strony, jednak łowca przewidział to i szybkim ruchem wybił broń przeciwnikowi.
- Co teraz? - spytał kpiąco Anaconda.
Bandyta jednak nie myślał o tym by się poddać i chwycił łowcę za tarczę i miecz szarpiąc się z nim. Walka taka trwała kilka sekund po czym myśliwy z całej siły zamachnął się głową uderzając swoim żelaznym hełmem prosto w odsłonięte czoło herszta, ten pod wpływem tego ciosu odsunął się i chwiał na nogach. Anaconda skorzystał z okazji i pchnął swoje ostrze w odsłoniętą przez pancerz oprycha część ciała. Wszyscy bandyci byli już martwi, zadanie łowcy zostało wykonane. Myśliwy schował klingę do pochwy, podniósł z podłogi swoją kuszę i zaczepił ją na plecach po czym wyszedł z pomieszczenia. "Pora wracać po nagrodę" pomyślał.