A ja ten, walnę coś swojego, co się pojawiło (a jakże!) w Marancie. Post ma już kilka dobrych dni, ale za to podobał się niektórym graczom, więc się podzielę. Krótki rys historyczny: chodziliśmy do podziemnych ruinach miasta draconów, ominęło mnie kilka stron walki ze względów posiadania życia towarzyskiego, więc jakoś trzeba było wytłumaczyć nieobecność. No i wyszło coś takiego, co nie pachniało zbyt ładnie...
Funeris uporał się z kilkoma dracońskimi szkieletami i miał ruszyć dalej, za swoimi towarzyszami. Dopadł go jednak tak mocny i niespodziewany skurcz żołądka, że musiał na moment przystanąć. Schował miecz do pochwy i chwycił się za kirys, bo za brzuch po prostu nie mógł. Nic to nie dało, więc cierpienie nie chciało ustąpić. Gówno to dało, nawet by można powiedzieć. Dosłownie. Poeta poczuł i usłyszał, że w jego żołądku i jelitach trwa mała rewolucja, podoba do tej, którą Aragorn tłumił kilka miesięcy, czy tam lat. Istna woja domowa między treścią żołądka a treścią jelit. Nie wiadomo, kto czego chciał - nikt nie wysunął roszczeń, nie było żadnego cassus beli, ot po prostu jedni chcieli iść dalej, inni nie pozwalali. Zrobił się zator i wojna gotowa. Skurcze przybierały na sile, więc Funeris nie chcąc zafajdolić całej zbroi od środka, zaczął ją pospiesznie rozpinać. Najpierw ściągnął rękawice, które do niczego mu nie były w tej chwili potrzebne, krępowały tylko ruchy palców. Gdy już uporał się z nimi, musiał zacząć zaciskać mocno zwieracze, gdyż pewna część wojsk żołądkowych pokonała blokady i odnalazła drogę przez jelita. Ekspedycja karna szybko kierowała się ku światłu, które gdzieś tam zawsze jest na końcu tunelu. Czarnego oka nieskończonej otchłani. Już bez rękawic na rękach, rycerz poluzował dolne klamry napierśnika i wyciągnął koszulę ze spodni. Zaczął je rozwiązywać, cały czas trzymając straż w dolnych graniach odbytu. Gówniane wojska odnajdywały swoją drogę przez kręte zakamarki jelit i kierowały się wprost ku wolności, na zewnątrz. Jednak świat zewnętrzny nie był jeszcze gotowy na ich przybycie, więc należało się streszczać z przygotowaniami. Funeris poradził sobie z wiązaniami i szybkim ruchem zsunął spodnie aż po nagolenniki. Oparł się szybko o jakiś sarkofag, gdy to wszystko się zaczęło. Potok brązowego szlamu wylał się na świat, zalewając posadzkę. W armii wewnątrz-organizmowej znajdowali się przeróżni żołnierze. Niestrawione orzeszki, których nie pamiętał, żeby jadł, jakieś zioła, bo waliło całkiem aromatycznie i chyba buraczki, bo miejscami było nieco czerwono. Poeta miał szczerą nadzieję, że nie rozerwało mu odbytu od tej eksplozji nieświeżości, że to naprawdę były buraczki. Kiedy już gówniany grad dobiegał końca, trzeba było rozejrzeć się z czymś, czym można by się podetrzeć. Na szczęście zakonnik opierał się o sarkofag, w którym pozostało kilka niedopalonych szmat z kościotrupów. Na pierwszy ogień, bo był to ogień iście piekielny!, poszła szmatka z twarzy.
- Pan wybaczy, ale potrzeba wzywa. Rekwiruję kawałek twarzy w imię Bractwa ÂŚwitu. Ku chwale Zartata, obywatelu!
Materiał rozpadał się w dłoniach, więc Funeris żarliwie się modlił. Widział wszystko w brązowych barwach, a to nie wróżyło nic dobrego. Jakoś jednak poszło. Wyszło na to, że trzeba było zużyć cały zapas i naprawdę niegodnym opisu krokiem podejść i pożyczyć jeszcze od tego, który leżał zaraz obok. Gdy w końcu sprawa została uznana za załatwioną, Poeta przeżegnał się. Nie sądził, że tyle można wysrać na kilka razy, a on właśnie wyrzucił to z siebie wszystko w ruinach jakieś starożytnego, dracońskiego miasta. Do tego podcierał się kawałkami zbutwiałych szmat, które ostały się w sarkofagach równie starożytnych draconów. Okropna profanacja. Ale cóż, nikt nie zna dnia ani godziny. To jest jak wulkan - jak jebnie, to już jebnie.
Rycerz pozbierał się do kupy, he he, i dogonił towarzyszy. Ci właśnie kończyli walkę. Spojrzał za siebie i rzucił niechętnie:
Eeee... Nie wchodźcie do tamtej małej komnatki, tam nic nie ma. Sprawdziłem.
Wtedy zaczęli się zgłaszać Ci, którzy znali dracoński. Funeris postanowił przyłączyć się do kogoś. Zwrócił się do wampira.
- Nie będzie Ci przeszkadzać moje chwilowe towarzystwo, Drago?