Była pełnia, a Guder jeden z najemników orków siedział na plaży niedaleko Ardea. ÂŁowił ryby jak co dzień, od miesiąca łowi w tym samym miejscu i nadal ma obfity połów. Siedział i usłyszał wielki szum wiatru na wzgórzu. Nie wzruszył się tym i dalej łowił, wtedy usłyszał tupot z dziesięciu par kopyt. Wstał i pobiegł w stronę wejścia do Ardei od plaży. Ujrzał płonące domy i zabitych orków leżących na ziemi oraz kilku ludzi. Wszedłem do miasta i nie widziałem żadnego żywego mieszkańca. Postanowiłem zajrzeć do wieży strażniczej, wszedłem do środka i ujrzałem człowieka leżącego na ziemi. Ledwo dychał, podszedłem do niego i spytałem:
- Kto to zrobił?
- Phh...co? kim ty jesteś?
- Teraz to nie ważne, mów kto to zrobił?
- To czarni, z lasu – powiedział mężczyzna plując krwią i zmarł
- Ale kto to jest? – lecz nie do czekałem się odpowiedzi
Wstałem i wyszedłem z wieży, ujrzałem na horyzoncie sylwetkę człowieka na koniu, wtedy ujrzałem jak spogląda na mnie i zaczyna galopować w moją stronę. Szybko zbiegłem ze schodów i zacząłem uciekać by mnie nie dopadł. Dobiegłem do całkowicie zrujnowanej bramy na wschodzie miasta i tam schroniłem się za skrzyniami. W oddali było słychać stukot podkowy brukiem, coraz wyraźniej i głośniej to świadczyło o tym że wróg się zbliża. Z przerażeniem wychyliłem głowę nad skrzynie i…wtedy wielki miecz uderzył obok mojej głowy roztrzaskując skrzynie, za którą się schroniłem. Odskoczyłem ze śmiercią w oczach, zacząłem uciekać do miast bo tam miałem większe szanse na ucieczkę, gdyż mogłem tam biegnąc między domami. W biegłem do jednego z domów i zobaczyłem powieszonych wieśniaków na sznurze przyczepiony do belki nośnej. Usłyszałem jak rycerz zeskoczył z konia bo jego metalowe buty uderzyły w ziemie z pogłosem. Wiedziałem że jestem w potrzasku i wtedy zobaczyłem okno schowane z skrzynką. Odepchnąłem ją i wlazłem do okna. Nie wiem jak, ale zmieściłem się w nim zacząłem biec przed siebie i słyszałem jak pęka drewno, więc obróciłem się i zobaczyłem że mężczyzna robi dziura w ścianie gdzie jest okno mieczem. Wtedy przyjrzałem się dokładnie i zobaczyłem wielki miecz długości ok. 1,3 metra i wyglądał bardzo masywnie najprawdopodobniej był zrobiony z magicznej rudy, ale przypominał trochę kamień. Rycerz wybił dziurę i przeszedł przez nią, zacząłem uciekać, a morderca szedł spokojnie za mną jakby się nie bał, że dam rade mu uciec. Wtedy zobaczyłem jak przed główną bramą stoi dwóch orków elita, podbiegłem do nich, a oni wykrzyczeli:
- CO TU SIĂ STAÂŁO MORA
- Na Beliar dobrze że jesteście, jakiś człowiek, który jest odpowiedzialny za tą rzeź mnie ściga mnie – powiedziałem przerażony
- Czy to ta mora? – spytał wskazując palcem na mordercę jeden z orków
- Co!? Tak to on, zabijcie go zanim on nas zabije
Orkowie zaczęli biec na czarną zjawę i zaczęli z nim walczyć. Wojownik zamachnął się raz mieczem i przerżnął orka na pół, drugi ork widząc to zamachnął się, ale rycerz zablokował cios mieczem. Po zablokowaniu szybko uderzył i obciął orkowi nogę. Ork padł na ziemi i zaczął krwawić, a morderca nie dobił go pozwolił by ten wykrwawił się na śmierć. Widząc to podniosłem kamień leżący obok mojej nogi i cisnąłem w niego. On szedł twardo jakby nawet nie poczuł uderzenia w hełm. Zobaczyłem sztylet i kusze na stole kupca, kusza była załadowana. Podszedłem do stoły wziąłem kusze, była bardzo ciężka. Wycelowałem w przeciwnika i wystrzeliłem, trafiłem go w samo serce, ale ten szedł dalej. Tylko wtedy gdy dostał to zatrzymał się od uderzenia. Podniosłem sztylet i rzuciłem w niego, ale nadal bez skutecznie. Widząc to już miałem się poddać, ale postanowiłem walczyć do końca. Zacząłem biec w stronę konia złoczyńcy, wsiadłem na niego i zacząłem biec do głównej bramy. Mojego przeciwnika nie było widać. Zacząłem biec szybciej i gdy dobiegałem do bramy, z prawej strony bramy wyleciał mieć przecinając nam drogę. Bo morderca schował się za prawą stroną muru i gdy dobiegałem wystawił miecz. Było już za późno na za wrócenie albo zatrzymanie się więc biegłem dalej, tylko nogi podkuliłem do ciała, by mi ich nie przerżnęło. Koniowi po prostu obcięło nogi i uderzył na ziemie razem ze mną. Upadając na ziemie przebiłem sobie nogę mieczem, wstałem o małych siłach i ujrzałem postać nad sobą z mieczem w górze:
- Ardea jest teraz wolna psie – powiedziała postać dziwnym głosem
- Nie prosz… - wtedy postać opuściła miecz na moją głowę
Co dalej było już nie wie bo trafiłem na ziemie obiecaną
..::Bezimienny::..