Autor Wątek: Mandylion  (Przeczytany 1271 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Halina Kiepska

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 131
  • Reputacja: 0
Mandylion
« dnia: 25 Kwiecień 2007, 20:13:58 »
Jest to raczej kwestia przypływu natchnienia, a zarazem pewnych wspomnień. Zapewne i tego opowiadania nie uda mi się skończyć, ale musiałem napisać chociaż jego fragment. Mam nadzieję, że ktoś pokusi się o sensowną ocenę.


Akt I


List przywiózł młody Wenecjanin. Jego obecność nie spowodowała zdziwienia wśród rycerstwa, które obozowało w pobliskich lasach od trzech tygodni. Tyle bowiem minęło od wydarzenia, które wywołało sporo kontrowersji wśród krzyżowców. Spierali się o to nawet wielcy wodzowie wyprawy, doszukując się w swoim postępowaniu sprzeczności z tym, co miało stanowić ich cel. Zdobycie Konstantynopola odbiło się szerokim echem na całym półwyspie, a z państewek włoskich zaczynali już napływać pierwsi kupcy.
ÂŻycie wracało powoli do normalności, a najbardziej radykalni chrześcijanie zapominali o tym, że nie tak miała wyglądać ich wojna z innowiercami. Nikomu nie przeszkadzał nawet fakt, że splądrowany został jeden z filarów średniowiecza. Mimo wszystko w powietrzu dało się wyczuć atmosferę, która napawał niepewnością. Jednak nie takie uczucia towarzyszyły młodzikowi, który pewnym krokiem przekroczył próg namiotu. Massimo doskonale znał swoje zadanie, a wizja zapłaty dodawała mu otuchy. Nigdy dotąd nie było mu dane przekazywać informacji, które zdaniem nadawcy stanowiły o życiu i śmierci wielu ludzi. Wenecjanin miał nawet ochotę przeczytać list, ale strach przed odpowiedzialnością odwiódł go od tego.
- Panie, w imieniu mojego wuja, Roberta de Clary, mam zaszczyt przekazać Ci… – Massimo zawachał się przez chwilę. – Ten list.
Reakcja rycerza, do którego Wenecjanin zmierzał od kilku dni, mogłaby zadziwić wielu. Był to człowiek w średnim wieku. Na jego twarzy widniały dwie blizny, świadczące o obyciu z wojną. Ubrany był w niebieską tunikę, spod której wystawała kolczuga. O dziwo, nie miał przy sobie żadnej broni. Również wnętrze jego namiotu nie świadczyło o tym, że to właśnie on dowodził tym oddziałem krzyżowców. Znajdowały się w nim stolik i dwa pnie drzewa, które pełniły rolę krzeseł. Dalej była zapewne część sypialna, ale o tym mógł wiedzieć jedynie właściciel namiotu oraz jego podwładni.
Massimo słyszał o swoim gospodarzu wiele historii, z czego większość uważał za legendy. Mimo wszystko sam przyznawał w duchu, że z tej postaci wydobywał się blask, o który mogą się pokusić jedynie prawdziwi wojownicy.
Rycerz wyglądał jednak tak, jakby całkowicie nie przejmował się przyjazdem posłańca. Początkowe zainteresowanie zamieniło się w obojętność, kiedy usłyszał od kogo jest list.
- Witaj w moim obozie – mówiąc to, odebrał list od młodzika. – Jesteś teraz moim gościem, więc czuj się jak u siebie.
Wenecjanin zrozumiał doskonalę aluzję i po uprzednim pożegnaniu, opuścił namiot rycerza. Chociaż zdawał sobie sprawę z własnego urodzenia, oczekiwał milszego przyjęcia. Tym bardziej, że z zapewnień wuja, list miał wywrzeć ogromne wrażenie na adresacie. Tak jednak się nie stało, a Massimo postanowił skorzystać z gościnności swojego gospodarza.
*
Mężczyzna spoglądał na list, który przed chwilą mu dostarczono i zastanawiał się nad tym, czy warto go przeczytać. Od dawna oczekiwał rozkazów z Konstantynopola, a nie w głowie mu było korespondowanie z dawnym znajomym. Słyszał o tym, do czego doszło w stolicy Cesarstwa Bizantyjskiego i nie mógł się pogodzić z tym, że jeszcze go nie wezwano.
Ciekawość, rzecz niezwykle zgubna dla każdego człowieka, i tym razem nie dała za wygraną. Rycerz podszedł do stolika i sięgnął po list, na którym widniała pieczęć rodu de Clary. Oczekiwał pozdrowień, zaproszenia na kolejną ucztę lub gratulacji, które ostatnio często napływały do jego obozu. Prawdopodobnie oderwałby się od czytania, gdyby nie pierwsze linijki listu, które ożywiły go z nudnego letargu:

„Witaj drogi przyjacielu. Minęło przeszło pięć lat od tego, co dla mnie uczyniłeś, a ja nadal jestem Ci dłużnikiem. List dostarczył Ci mój bratanek, Massimo. Nie chciałem wzbudzać podejrzeć osób, które nie powinny o nim wiedzieć. Z polecenia cesarza Baldwina I, masz się stawić jak najszybciej w Konstantynopolu. Sprawa zostanie Ci wyjaśniona na miejscu. Cesarz oczekuje od Ciebie dyskrecji, więc o tym dokąd jedziesz powinni wiedzieć nieliczni.
Massimo ma przy sobie pewien przedmiot, który przekaże Ci dopiero po tym, jak przeczytasz ten list. Niech Bóg Cię błogosławi w tych ciężkich czasach.
                                                                                                                        Robert de Clary”


Mężczyzna zastanawiał się przez jakiś czas, czy ktoś przypadkiem nie robi sobie z niego żartów. Słyszał o rzekomej koronacji hrabiego Baldwina, jednak traktował to jako pogłoski prostego ludu. Rzucił jeszcze raz okiem na list, który zaprzepaszczał jego plany rychłego powrotu do ojczyzny. Miał dość wyprawy, która zamieniła się w krwawą rzeź niewinnych ludzi. Nie przepadał również za samym hrabią, którego uważał za nadętego karierowicza.
- Albercie – zawołał nagle. – Albercie!
Po chwili do namiotu wszedł młody, dobrze zbudowany mężczyzna. Wyglądem niczym się nie wyróżniał od innych krzyżowców, jednak u jego boku wisiała nietypowa broń, którą zwykli się posługiwać jedynie innowiercy. Wśród kompanów był również znany z tego, że bez problemu porozumiewał się z miejscową ludnością.
- Tak, Panie?
- Znajdź mi tego młodzika, który dziś przywiózł list – mówiąc do spojrzał w kierunku pisma, które teraz leżało na jego stoliku. – I przyprowadź mi go niezwłocznie.
Sługa jedynie ukłonił się w pas i wyszedł z namiotu. Jego oczom ukazał się widok, od którego wszystkim mieszkańcom obozu robiło się już niedobrze. Ludzie Ci byli stworzenie do walki i ciągłego podróżowania, a długa przerwa w działaniach wojennych dawała się we znaki wszystkim. Obóz na pierwszy rzut oka nie wskazywał na to, że przebywają w nim krzyżowcy. Składał się z kilkunastu namiotów, z jednej strony jego granicę tworzył niewielki strumień, a z drugiej złowieszczo wyglądający las. W sąsiedztwie świeżych osadników znajdowała się wioska. Jej mieszkańcom również dokuczała bezczynność rycerstwa, gdyż cierpiały na tym ich wątłe dobytki. Czasami dochodziło nawet do konfliktów, które jednak szybko łagodził błysk stali w oczach wieśniaków.
Albert był jednym z niewielu, którzy dobrze znosili postój na łonie natury. Spodziewał się znaleźć młodego Wenecjanina w wiosce i nie mylił się. Z łatwością dostrzegł jego charakterystyczny strój, który odróżnia go wyraźnie od mieszkańców wioski. Tak mogli się ubierać jedynie bogacze lub złodzieje. Albertowi przeszło przez myśl, że akurat w tym rzadko istnieje jakaś różnica. Zbliżył się do Wenecjanina, który zdawał się oczekiwać jego przybycia.
- Czy mogę pomóc w czymś jeszcze? – zapytał, nie ukrywając swojego żalu za to, jak oschle go przyjęto.
- Masz się stawić przed panem Konradem – oznajmił Albert.
Mógłby przysiąść, że dostrzegł pewien opór w oczach młodzika. Znał takich jak on, którzy byli gotowi zadzierać z największymi osobistościami, jeśli tylko szło o ich fałszywy honor.
- Natychmiast – dodał po chwili.
Wenecjanin zrozumiał od razu, że przeciwstawianie się woli krzyżowców nie jest najlepszym rozwiązaniem. Tym bardziej, że jego gospodarze od dawna nie zaznali uciechy, jaką dla każdego rycerza jest walka. Ruszył dość posłusznie za barczystym mężczyzną, do którego od początku czuł niechęć. Pocieszał go jedynie fakt, że adresat przeczytał list. Inaczej nie wzywałby go do siebie tak nagle, stosując widoczną formę nacisku. Miał również przy sobie fragment pergaminu, który miał przekazać hrabiemu Konradowi. Cieszy się na myśl, że znów będzie mu dane stanąć przed obliczem tego rycerza, o którym innowiercy wspominali z nutą strachu w oczach. Poza tym jego rola w całej sprawie nie dobiegła końca, a ciekawość zaczynała już sięgać zenitu. Nie zwracał nawet uwagi na urodziwe wieśniaczki, które rzucały w jego kierunku zalotne spojrzenia. W innym przypadku nie obeszłoby się bez zbałamucenia jednej z dam, ale teraz Massimo miał ważniejsze rzeczy na głowie.
*
- Wybacz mi młodzieńcze, że tak oschle Cię potraktowałem – zagadnął nagle rycerz. – Moje imię jest Ci zapewne znane, więc dajmy sobie spokój z formalnościami. Twoją godność również znam, więc nie musisz się przedstawiać.
- Tak… panie.
W głosie młodzika można było dosłyszeć dozę zmieszania, któremu towarzyszyła wielka ciekawość dalszej części rozmowy. Ukradkiem sprawdził również, czy ma nadal przy sobie pergamin, który otrzymał od wuja. Przez chwilę wydawało mu się, że krzyżowiec dostrzegł jego gest.
- List, który raczyłeś mi przywieść, bardzo mnie zaciekawił – kontynuował hrabia. – Wydaje mi się jednak, że posiadasz coś jeszcze, co powinno mnie zainteresować.
W tym momencie spojrzał dość dobitnie w kierunku miejsca, w którym Massimo ukrył tajemniczy przedmiot. Młodzik posłusznie sięgnął po kawałek pergaminu i przekazał go rycerzowi. Mógłby przysiąc, że na twarzy hrabiego pojawiło się zdziwienie, jakby oczekiwał czegoś innego. Odebrał swoją własność i zaczął się jej badawczo przyglądać.
- Spodziewałem się czegoś innego – oznajmił. – Czy to naprawdę wszystko, co masz mi do przekazania?
- Tak, panie – odpowiedział pewniej młodzik. – Wuj przekazał mi list oraz ten kawałek pergaminu. Obydwie rzeczy dostarczyłem, chociaż sam nie widzę związki między nimi.
Wenecjanin dostrzegł szybko, że twarz jego rozmówcy zaczyna się gwałtownie zmieniać. Wcześniej dominowała na niej powaga, spokój i ogromne męstwo, a teraz jej rysy zaczęły nabierać złowieszczych kształtów. Massimo zaczął się zastanawiać, czy nie powiedział zbyt dużo. Przed wyjazdem dotarło do niego wiele informacji o hrabim Konradzie, również te dotyczące jego porywczości.
- Możesz mi powiedzieć, chłystku, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytał nagle krzyżowiec. – Jeśli kpisz sobie ze mnie, to karzę Cię na pal nabić!
- Jestem jedynie posłańcem, panie – odpowiedział młodzik, próbując nie okazywać strachu. – Wykonałem to, do czego zobowiązał mnie wuj.
Przez chwilę panowała atmosfera milczenia, która zaczynała coraz bardziej niepokoić Wenecjanina. Początkowo chciał się pożegnać i wyjść z namiotu, mając nadzieję, że nikt go nie zatrzyma. Przypomniał sobie jednak, że znajduje się na terenach zapomnianych przez wielu ludzi, a wiadomość o jego śmierci nie dotarłaby nawet do pobliskiej wioski. Postanowił powierzyć swój los w rękach człowieka, który teraz mierzył go gniewnym wzrokiem.
- Możesz odejść – w tonie hrabiego widać było pewną zmianę. – Wybacz mi moje zachowanie, jestem już zmęczony tym wszystkim. Jutro rano wyruszam do Konstantynopola i jeśli masz ochotę, możesz mi towarzyszyć.
Po tych słowach hrabia ruszył w kierunku tej części namiotu, w której najprawdopodobniej znajdowała się sypialnia.
Massimo jeszcze długo rozmyślał nad tą krótką rozmową, która nie rozwiała jego pytań, a jedynie pogłębiła ciekawość i wątpliwości. Postanowił przygotować się do drogi już tego wieczoru, aby nie wzbudzać zdenerwowania swojego przyszłego kompana. Całą noc spędził w pobliskiej wiosce, gdzie nie omieszkał skosztować walorów miejscowych kobiet. Czas mijał mu wolno, a sen nie miał zamiaru zmorzyć ani na chwilę. W duszy młodzika kłębiło się mnóstwo emocji i skrajnych domysłów, którym towarzyszył przenikliwy ból głowy.
« Ostatnia zmiana: 26 Kwiecień 2007, 22:06:06 wysłana przez Reinmar »

Forum Tawerny Gothic

Mandylion
« dnia: 25 Kwiecień 2007, 20:13:58 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top