Autor Wątek: Dalsze Losy Bezimiennego - opowiadanie  (Przeczytany 4382 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline DeadFish

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 324
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
Dalsze Losy Bezimiennego - opowiadanie
« dnia: 28 Sierpień 2006, 23:43:00 »
Prezentuje wam moje opowiadanie, kiedyś znane pod nazwą "Co Po Gothic II", jednak stwierdziłem że zmienię ją na "Dalsze Losy Bezimiennego" gdyż ta jest o wiele bardziej klimatyczna. Zapraszam do czytania!

Dalsze Losy Bezimiennego  

RODZIA£ I - PODRÓ¯

Minęło już południe. Bezimienny, Gorn, Lester, Diego, Milten, Lee, Torlof, Lares, Wilk, Angar dopiero co wstali z łóżek w wynajętej przez nich gospodzie na kontynencie. Cóż, w końcu dopiero co wrócili z Dworu Irdorath więc mieli prawo do zasłużonego wypoczynku.
Lee postanowił że bez względu na wszystko udać się do Stolicy aby wyrównać rachunki z Królem oraz Magnatami którzy wtrącili go do kolonii karnej. Inni, jako że nie za bardzo wiedzieli co mają robić, postanowili że udadzą się z nim. Poza Gornem, który wciąż leżał w swoim łóżku, i nic dziwnego, bo wczorajszej nocy wypił 10 kufli piwa, 7 butelek dżinu, oraz swoje zapasy „na czarną godzinkę” – czyli 3 butle grogu. Nasi bohaterowie kupili sobie po koniu, a dokładniej wszyscy, z wyjątkiem Gorna, który nie był w stanie jeździć konno, został wpakowany na wóz. Cóż, mieli Oni czym zapłacić ponieważ po opuszczeniu Dworu Irdorath mieli tyle złota, że ledwo mogli wszystko unieść. Ruszyli do stolicy. Podróż przebiegała spokojnie, gdy nagle wszyscy usłyszeli przerażający głos: „Taaam jeessst!”. 3 sekundy później zza drzew wyłoniło się chyba z 25 poszukiwaczy.
- ÂŻE COOO???!!!! Krzyknął Bezimienny. PRZECIEÂŻ POWYÂŻYNAÂŁEM SETKI TYCH PADALCÓW, A TERAZ POWINNO ICH NIE BYÆ, PO POKONANIU SMOKA-OÂŻYWIEÑCA!!!
Wszyscy ruszyli do ataku. Bezimienny wyjął swoje magiczne ostrze na smoki, przeciął na pół pierwszego poszukiwacza. Gorn niestety spał, a z pewnością z wielką chęcią byłby zainteresowany walką. Wszyscy walczyli zwykłym orężem, tylko Milten i Lester zaczęli mamrotać jakieś zaklęcia, wystrzeliły One w tym samym momencie i…połączyły się. Zielone i czerwone światło przeistoczyło się w niebieskie. I uderzyło o ziemię. Nagle Poszukiwacze zniknęli, a Gorn całkowicie wytrzeźwiał. Wszyscy stanęli jak wryci.
- Co to ma znaczyć? Powiedział Bezimienny.
- Nie wiem. Odparli jednocześnie Milten i Lester.
- No dobra, najważniejsze że poszukiwacze zostali pokonani. A właśnie, co z Gornem?
-Uahhh, ziewnął Gorn i wyskoczył z wozu. Co jest? – Odparł
- Właśnie pokonaliśmy kilkunastu poszukiwaczy, poza tym nic ciekawego.
- Aaa, no dobra w sumie i tak nigdy nie lubiłem walczyć z tymi potworami…dobra jedziemy
  Dalej? Gdzie jest mój koń?
- Nie zakupiłeś Se konia, bo byłeś urżnięty do niemożliwości, jechałeś na wozie, więc
   Wskakuj na niego i nie gadaj.
- No dobra, już się pakuje.
- Miejmy nadzieję że do jakiegoś bezpiecznego miejsca, w którym można spędzić noc nie jest
  Daleko…
Reszta podróży przebiegła spokojnie, a Gorn znalazł dla siebie orka-zwiadowcę którego posiekał na drobne kawałeczki.

RODZIAÂŁ II – NIESÂŁUSZNA KARA

Nasi bohaterowie dotarli do karczmy która nosiła nazwę „Pod Wilkiem” gdzie spędzili spokojnie noc. Następnego dnia wstali przed godziną dziesiątą, zjedli porządne śniadanie, Gorn kupił sobie konia, i wyruszyli do stolicy. Podróż do Stolicy przebiegła zupełnie spokojnie. Gdy już stanęli przed bramami miasta widok ich oszołomił. Nawet z zewnątrz było widać wielką różnicę między nędznym Khorinis, a stolicą. Piękne i wysokie wieże strażnicze, wielka brama, oraz głęboka fosa i most zwodzony który był kiedyś wzmacniany magiczną rudą. Strażnicy nie chcieli wpuścić drużyny do Stolicy, więc Ci dali strażnikom do 2 bryłki rudy na głowę, więcej nie mieli problemów. Lee od razu udał się do Króla, a inni, poza Bezimiennym, ruszyli w stronę targowiska, by wydać część złota. Gdy Lee i Bezimienny stanęli przed bramami pałacu, paladyni pilnujący wejścia krzyknęli:
-LEE??!! Generał Lee?? Jak to możliwe przecież powinieneś już dawno nie żyć!!
- Cóż, nie jestem takim skretyniałym człowiekiem jak Ty, który sądzi, że Generał Lee nie
   Przeżyje małej wizyty w Kolonii Karnej w Khorinis. A teraz wpuść mnie do środka!!
- To nie takie proste. Ja i mój kolega jesteśmy nieprzekupni, a i tak powinniśmy Cię już
   Dawno zabić za to, że jesteś zbiegłym skazańcem.
- (…………………………………….)
- cholera – odparł Lee, i zwrócił się do Bezimiennego. Słuchaj – jesteś podobno wybrańcem
   Innosa. Ciebie na pewno przepuszczą. Porozmawiasz z królem, Król da Ci przepustkę dla
   Mnie, i Ty mi ją dasz. Dobra?
- Się wie że dobra, przecież jesteśmy Kumplami.
Bezimienny podszedł do Paladynów i rzekł:
- przepuście mnie, jestem wybrańcem Innosa!
- Jasne, jasne a ja jestem Beliar. Zjeżdżaj!
- No dobra, to co mam robić byś mnie przepuścił?? O, właśnie! Czy oko Innosa jest
  Wystarczającym dowodem??
 W tym momencie palladyn krzyknął:
- Straże! Zabrać go!
- CO??!! ZA CO??!!
- takie najemnicze ścierwo jak Ty w życiu by nie zdobyło Oka Innosa! WTRÂĄCIÆ GO DO
   LOCHU!!


RODZIAÂŁ III – ANGAR

Lee postanowił czekać na Bezimiennego w karczmie, w której siedziała reszta przyjaciół. Opowiedział pozostałym o tym co zaszło, i o tym że czeka na Bezimiennego. Minęła godzina. Dwie godziny. Przyjaciele zaczęli się martwić i postanowili, że Milten, jako że był magiem ognia, wybrańcem Innosa, został wybrany by poszedł do pałacu królewskiego i dowiedział się co się dzieje z Bezimiennym. Tyle tylko, że po tym wypadku postanowił wziąć ze sobą, Diega, Gorna  i Lestera. Ruszyli. Gdy stanęli przed wejściem do pałacu paladyn krzyknął:
- Stać!
- ÂŚmiesz stawać na drodze wybrańcowi Innosa??!! Rzekł Milten.
- Nie, nie śmiałbym Panie, lecz nie mogę Cię wpuścić, muszę wykonywać rozkazy.
- Hmm, co byś zrobił gdybym wszedł do pałacu?
- Zabiję…to znaczy, będę Cię musiał powstrzymać.
- Zaatakował byś maga ognia?
- Nie, nigdy w życiu, nie ośmieliłbym się
- W takim razie wchodzę.
- Nie rób tego proszę, rozkazy były jasne.
- Zamknij się i wpuść mnie i moich przyjaciół do środka albo dosięgnie cię klątwa Innosa!
- Tak, jest, możesz wejść.
Weszli. Od razu udali się do największej komnaty, w której Król siedział na swoim tronie.
Pokłonili się przed Królem i Milten powiedział:
- Przynosimy wieści z wyspy Khorinis!
- WY??!! Przecież wysłałem Lorda Hagena by sprowadził tutaj ładunek rudy.
- Paladyni polegli. – skłamali przyjaciele
- Cholera…Niech Innos ulituje się nad ich duszami.
- Podobno Twoi ludzie wtrącili dziś do lochu jednego najemnika.
- Tak, to prawda czegoś chcecie od niego?
- To nasz przyjaciel – rzekł Milten.
- Od kiedy to magowie ognia kumplują się z najemnikami?
- Od tego czasu, gdy wszyscy musimy łączyć siły, by przeżyć.
- W porządku, możecie iść do koszar i wyciągnąć stamtąd waszego „przyjaciela”…
Pokłonili się i odeszli.
Poszli z powrotem do karczmy, by opowiedzieć o dobrych wiadomościach. Kiedy tam wrócili zobaczyli martwego Angara który leżał na podłodze. Milten, Diego, Lester i Gorn nie wiedzieli co mają powiedzieć.
- Co tu się stało??!!
- Angar mówił że pomimo pokonania Smoka-Ożywieńca wciąż miał bóle głowy.
- I co??
- Spytaliśmy się go czy wszystko w porządku i…
- CO??!!
- zmienił się w poszukiwacza.
- Lesterze…

ROZDZIAÂŁ IV – WARIACJA LESTERA

Dobra, najpierw pójdę uwolnić Bezimiennego, potem ustalimy co trzeba robić. – Rzekł Milten.
Milten ruszył. Ale przecież nie miał zielonego pojęcia gdzie znajduje się więzienie.
Hmm, lepiej wrócę do przyjaciół i pójdę z nimi bo się jeszcze zgubię. To miasto jest o wiele większe od Khorinis. Milten ruszył z powrotem do karczmy. Nie mógł jej znaleźć, a nie pamiętał jak się nazywa, więc nie mógł nikogo zapytać. Spytał się obywatela o drogę do karczmy. Miał nadzieję że wskaże mu wskazówki do tej właściwej. Niestety, Milten musiał przejść kawał miasta, co gorsza nie miał żadnego pojęcia gdzie się znajduje. Postanowił wrócić do pałacu, gdyż stamtąd jako tako się orientował, a pałac zawsze był widoczny. Był już wieczór. Jakiś strażnik miejski zapytał się Miltena:
- Wybrańcze Innosa, czy mogę w czymś pomóc?
- Tak, szukam karczmy, niedaleko pałacu królewskiego.
- Ho, ho! Koło pałacu jest chyba z 10 karczm. Tam interes najbardziej kwitnie…
- Pomożesz mi w znalezieniu moich przyjaciół?
- Oczywiście, wybrańcze. Możesz mi powiedzieć jak wyglądali?
- Mają bardzo zróżnicowane zbroje, praktycznie każdy ma inną.
- W porządku, wydaje mi się że gdzieś już ich widziałem... Ach tak! Idź po prostu wzdłuż tej
   Ulicy, a przy skrzyżowaniu udaj się w prawo, jakieś 100 metrów dalej powinna być ta
   Knajpa…
- Dziękuje Ci za wszystko! Niech Innos Cię prowadzi.
Tak więc udał się Milten do karczmy, po drodze kilku kupców chciało mu wcisnąć jakiś chłam, nic poza tym. Gdy doszedł do karczmy…zobaczył jego przyjaciół tam nie było.
Zapytał karczmarza o nich.
- Tak wiem, gdy wychodzili, zostawili dla Ciebie list…
- Dawaj go!
- Nie tak szybko…1000 sztuk złota!
- ÂŚmiesz stawać na drodze…
- Nie obchodzi mnie to że jesteś magiem! Dawaj złoto albo spadaj.
Milten nie miał złota. Nie miał nic. Wszystko mają jego przyjaciele. Jedyne co miał to runa Z czarem kula ognia. Chyba nie pozostało mu nic innego jak dać mu tę runę…
- Dam Ci runę z czarem kula ognia za ten list!
- w porządku, dawaj ją!!
- najpierw list.
- Co to, to nie! Krzyknął karczmarz.
W karczmie nie było ludzi. Milten nie wiedział co robić. Zaryzykować? Chyba musiał.
- W porządku, oto runa
- Dobra, masz ten list!
Milten zaczął czytać:

Miltenie, przepraszamy za to że nas to nie ma, lecz musieliśmy się stąd wynieść. Przybyli po nas paladyni. Na szczęście dali mi napisać ten list. Nie wiemy co z nami zrobią, ale powinniśmy przebywać teraz w pałacu królewskim. Udaj się tam  SAM. Bezimiennego zostaw, strażnicy już raz go pojamali. Udaj się czym prędzej do pałacu królewskiego.
LEE

No dobra – pomyślał Milten. Mam nadzieję że nic im nie zrobili.
Ruszył do pałacu, oczywiście strażnicy nie sprawiali mu żadnych kłopotów. Udaj się po raz drugi do Króla, ukłonił się i rzekł:
- Co się stało z moimi przyjaciółmi?
- Lee był na wyspie Khorinis, uciekł stamtąd. Czeka go za to śmierć, chyba że znajdziesz
   Przeciw temu jakieś dowody. Rzesztę czeka to samo, jeżeli nie podasz mi jakiegoś
   Powodu. A poza tym czemu nie wziąłeś swojego kumpla z więzienia?
- Bo nie wiem gdzie to więzienie.
- Masz szczęście, wiem że Oka Innosa nie da się wykraść, zdegradowałem już swojego
   Strażnika. Twój kumpel jest w komnacie na górze. Odpoczywa.
- Czy mogę się tam udać?
- Oczywiście, idź!
Milten poszedł do komnaty na górze. Wszedł. Zobaczył Bezimiennego, który spał. Jako że nie zamierzał go budzić sam postanowił się przespać w drugim łóżku, które stało wolne.

Gdy Milten wstał, nie zamierzał jeść śniadania ani czekać aż Bezimienny się obudzi. Obudził go i udali się do lochów w pałacu, gdyż tam byli więzieni ich przyjaciele. Najpierw poszli do Lestera (każdy był innym lochu) by zadbać aby nie stało się z nim to samo co z Angarem. W końcu obaj byli członkami bractwa śniącego. Lesterze, to my…
- Wejdźcie.
- Dobrze się czujesz? – spytał Milten
- Jestem głody, spragniony, i do tego wszystkiego mam napady wściekłości…najlepiej NIE
   ZBLIÂŻAJCIE SIÊ DO MNIE!! AARGHH!!
Lester, wyciągnął swój młot wojenny, i walnął Miltena w głowę, zanim zdążył zareagować. Milten skonał. Bezimienny nie zamierzał zabijać Lestera, tak jak to zrobili inni z Angarem.
Zamknął celę i postanowił pójść do króla i spytać się o Magów Ognia…

ROZDZIAÂŁ V – KLASZTOR MAGÓW

Królu! Królu! Gdzie jest najbliższy klasztor Magów Ognia? – spytał Bezimienny.
- Proszę, weź tę mapę, jest na niej zaznaczone położenie klasztoru. To jakieś 8 godzin
   Drogi stąd.
- Dziękuję, Panie. Czy mogę wziąć moich przyjaciół z lochu? Z wyjątkiem jednego, bo coś
   Dzieje się z nim dziwnego, może magowie zdołają mu pomóc.
- Możesz wziąć 2 kompanów, wybór należy do Ciebie.
- Dziękuję jeszcze raz, Panie.
Bezimienny zaczął się zastanawiać kogo wziąć na wyprawę.  Postanowił że weźmie Gorna i Lee. Poszedł do lochu i powiedział do wszystkich:
- Słuchajcie, Milten nie żyje.
- CO?? JAK TO??!!
- Lester go zabił, z nim dzieje się coś dziwnego. Zamierzam udać się do klasztoru magów
   Ognia, może magowie coś poradzą. Król pozwolił wziąć mi dwóch z was. Wybrałem Lee i
   Gorna. Bezimienny otworzył celę i rzekł do pozostałych: Uwolnimy was!
- No dobra, ale zanim wyruszymy, muszę się najeść – rzekł Gorn.
- Fakt przyda nam się – powiedział Lee
- No dobra, byle szybko. Nie chcę jeździć po nocy.
Przyjaciele zjedli śniadanie, kupili potrzebne zapasy na drogę. Na szczęście strażnicy miejscy zaopiekowali się ich końmi. Tak więc wzięli konie i wyruszyli. Podróż trwała spokojnie.
Po czterech godzinach jazdy nasi bohaterowie postanowili odpocząć oraz napoić konie w rzece.
Nagle Lee usłyszał jakiś szelest i zza drzew wyskoczyły cztery wilki. Bezimienny szybko zareagował i uderzył swoim mieczem pierwszego. Lee wyciągnął swój topór i walną w tułów drugiego. Gorn nie zdążył wyciągnąć broni i wilk ugryzł go w ramię...ten wilk przegryzł stalową zbroję! Gorn krzyknął z bólu. Bezimienny i Lee rzucili się na pozostałe dwa wilki i zwyciężyli je. Bezimienny podał Gornowi eliksir leczniczy, rana przestała krwawić, wszyscy stwierdzili że nie mogą dłużej tu zostać, ciągle dzieją się jakieś dziwne rzeczy. Najpierw znikający poszukiwacze, potem wilk który przegryza stal…W klasztorze do końca wyleczą Gorna. Dalsza podróż przebiegła zupełnie spokojnie. Gdy stanęli przed klasztorem stwierdzili, że niewiele różni się od tego w Khorinis. Przed bramą klasztory stał mag ognia.
- Witajcie w klasztorze Innosa, nieznajomi. Czego sobie życzycie?
- Musimy uzdrowić naszego przyjaciela i porozmawiać z magiem ognia który posiada
   Specjalizację w dziedzinie teorii czarnej magii.
- W porządku, ale nie mogę was tak po prostu wpuścić do klasztoru. Jaki mam dowód na
   Wasze szczere intencje?
- Oko Innosa. Spójrz.
- W porządku, oto klucz.
Weszli do środka.
- Magu! Magu! Zawołał Lee do najbliższego maga.
-  Nazywam się Poris, słucham?
- Nasz przyjaciel jest ciężko ranny, trzeba mu pomóc.
- Donosie! Krzyknął mag
- Tak? Odparł Donos
- Ten człowiek jest ranny, trzeba mu pomóc
- Chodźcie za mną.
Połóż się na łóżku, biedny człowieku – rzekł Donos do Gorna
- W porządku.
- Tak…masz, najpierw wypij ten eliksir, potem posmaruję ranę moją najlepszą maścią…
   Och, straszliwa rana, co Ci się stało?
- Moją zbroję przegryzł wilk.
- Co? To nieprawdopodobne…no cóż…
Donos posmarował ranę Gorna maścią i rzekł:
- Prześpijcie się teraz wszyscy, jutro nam wszystko opowiecie, jest późno. A co do Ciebie…
   Rano powinieneś być zdrów jak ryba.
- Dziękuję Donosie.- rzekł Gorn i po 10 minutach zasnął.
Bezimienny i Lee poszli spać do sąsiedniej komnaty i zasnęli.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rano struga światła wpadająca do komnaty obudziła Lee.
- Hej, pora wstawać, już dość późno. Rzekł Lee do Bezimiennego
-Co? A tak, już już…
- wiesz co, może Gorna lepiej nie budzić, niech odpoczywa z tą swoją raną.
- Dobra, chodźmy do Porisa.
Wyszli na dziedziniec klasztoru.
Porisie! Macie tu speca od czarnej magii? – rzekł Bezimienny.
- Oczywiście, zgłoście się do Korona, znajdźcie go w tamtej komnacie. Powiedział Poros
   Wskazując na jedną z komnat.
- Dziękujemy. Po czym poszli do Korona.
- Witaj Koronie. Rzekł Bezimienny
- A więc to wy jesteście tymi ludźmi którzy przybyli do nas wczoraj wieczorem…słucham…
- Wracamy z wyspy Khorinis. Słyszałeś może kiedyś o poszukiwaczach?
- Tak, owszem, okropne istoty. Pomiot z otchłani Beliera.
- Powstali oni na wskutek czczenia Demona ÂŚniącego, opętują niewinnych ludzi. Opętali
   Naszego przyjaciela.
- Rozumiem…możecie kupić ode mnie miksturę która go uleczy i na wszelki wypadek
   Zwój magiczny który go uspokoi gdyby nie chciał pić. 320 sztuk złota.
- Cholera…Lee masz jakąś forsę?
- Nie…może Gorn ma.
- Zaraz wrócimy. Rzekł Bezimienny.
- Proszę bardzo.
Udali się do Gorna który został elegancko obsłużony przez Nowicjuszy. Gorn właśnie jadł śniadanie.
- No dobra, Gorn. Mamy już sposób na uleczenie Lestera ale nie mamy przy sobie forsy.
   Masz coś?
- Taa, 300 sztuk złota…
- Cholera, mam nadzieję że ten mag da nam zniżkę na ten eliksir, dawaj.
- trzymaj.
Bezimienny udał się do Korona, Lee postanowił zjeść śniadanie z Gornem.
- No dobra Koronie, 300 sztuk złota, więcej nie mam.
- Hmm, a masz coś innego?
- Nic poza koniem.
- Daj konia i będziemy kwita. Dorzucę czar zapomnienia i kulę ognia.
- Cholera, straszne zdzierstwo…jednak trzeba uratować Lestera…niech Ci będzie.
- Dobra, masz ten eliksir i zwoje.
Bezimienny udał się do przyjaciół i rzekł:
- Cholera musiałem oddać swojego konia!
- Straszny złodziej z tego Korona.
Cała trójka poszła do Porisa.
- Porisie, czy zdołałbyś nas teleportować do stolicy?
- Pewnie. I to za darmo.
- Dobra, na razie zostawimy tu konie, dziękujemy za wszystko!
BÂŻÂŻÂŻYYYSZSZT!
Znaleźli się w stolicy. Od razu udali się do Pałacu Królewskiego.
- Dobra, dość mam tego czekania! Powinienem był zrobić to od razu! Powiedział Lee
- No dobra ale co? Zapytał Gorn.
- Zemsta.
- No dobra, wiemy co się święci, dojdziemy do pałacu, potem damy Ci spokój.



ROZDZIAÂŁ VI – BITWA

No dobra Lee, oto co będziemy teraz robić:
Najpierw pójdziemy do Lestera i zobaczymy czy to coś zadziała.
Potem się zemścisz…
A potem pokombinujemy jak wyciągnąć resztę z paki i zastanowimy się co dalej. Pasuje?
- <uśmieszek>
Poszli do lochów do Lestera. Wyglądał f-a-t-a-l-n-i-e. Był cały biały, ręce wyglądały jakby miały mu się zaraz rozkruszyć. Nie był w stanie się poruszać.
- Ten zwój co ma go uspokoić chyba nie będzie potrzebny. - Rzekł Gorn.
- Racja. Dobra, podejdę do niego i go obudzę, na wszelki wypadek odejdę, zabił już
  Miltena… odparł Bezimienny.
Bezimienny podszedł do Lestera, położył flakonik z eliksirem na podłodze, obudził Lestera i się odsunął.
- Co…co jest?
- Lesterze, widzisz ten flakonik na podłodze? Wypij to.
- To mi pomoże?
- Tak, i to bardzo…
- W porządku.
Lester sięgnął po buteleczkę i wypił jej zawartość.
- Jak się czujesz?
- Poczułem ulgę…fajny smak…
- Na razie nie możesz wyjść z celi. Musimy załatwić pozwolenie od Króla.
Poszli do Sali tronowej. Król był na swoim miejscu.
No dobra, my poobserwujemy stąd – powidzieli Gorn i Bezimienny, po czym stanęli i obserwowali Króla i Lee.
- Królu! To JA! Twój były generał Lee!
- Co?! Cóż, myślałem że zdechniesz w Khorinis, ale mów póki jeszcze możesz, czego chcesz?
- Gdzie jest Aster?!
- Asterze! Zawołał Król. – Czego od niego chcesz?
- zaraz zobaczysz…
- Wzywałaś mnie, Panie? – zapytał Aster.
- Tak. Pamiętasz jeszcze generała Lee? Tak, na pewno już nie żyje, nędzny szczur,
   Zamordował Twoją żonę…
- Akuku.
- Co, gdzie…AAA!!! Generał…eee…czego?
- Królu, to nie ja zamordowałem twoją żonę! Aster zlecił ten mord bandytom!
- Co? Jak śmiesz?!
- Hej, a tamci co się tak gapią…chodźcie no tu! Rzekł Król do Gorna i Bezimiennego.
   Ach, to Ty wybrańcze…powiedz mi, co mam w tej sytuacji zrobić?
- eeee…. Sądzę że powinniśmy rozwiązać ten problem jak prawdziwi rycerze. Na miecze.
- ÂŚwietny pomysł! Chociaż…jeżeli Lee nie ma racji, to tylko zamorduje niewinnego
   Człowieka, a sam zostanie uniewinniony. Tak nie może być. I co począć teraz…
Nagle do Sali wpadł posłaniec.
- PANIE! ORKOWIE!
- Co?! Gdzie?!
- Właśnie przyjachał zwiadowca. Za około 3 godziny będzie tu około pięciotysięczna armia.
   Zaatakują od zachodu.
- Lordzie Harodzie!
- Wzywałeś mnie, królu?
- zbierz wszystkich paladynów których zdołasz. Za dwie godziny łucznicy i kusznicy mają
   Być ustawieni na murach, reszta przy bramie. Oczywiście zamknąć bramy!
- Tak jest!
Lord Harod odszedł.
- Kapitanie Borimie!
- Tak, Królu?
- Zbierz wszystkich strażników miejskich i obywateli którzy są w stanie nosić broń od 16
   roku życia. Ustawcie się przy zachodniej bramie, pozostaw tylko nieliczne oddziały przy
   Pozostałych dwóch bramach.
- Tak jest!
A co do was…- rzekł Król.
- Macie dwa wyjścia. Albo idziecie do lochów i was tam zakujemy albo wyciągnijcie swoich
  Przyjaciół i weźmiecie udział w bitwie. Oto klucze.
- Dziękujemy Królu! – odparł Bezimienny i poszedł do lochów z Gornem. Lee został.
- Królu, przyniosę Ci pierścień orkowego herszta, jeżeli pozwolisz mi pojedynkować się z
   Asterem.
- Co?! Przecież wiesz że to niemożliwe…zresztą, niech Ci będzie.
Do Sali weszli wszyscy przyjaciele.
- Królu, będziemy walczyć u boku twych żołnierzy, a Ci którzy przeżyją odzyskają wolność.
  Zgoda? – zapytał Bezimienny.
- Zgoda! Ustawcie się najlepiej przy południowej bramie. Być może orkowie szykują jakiś
  Podstęp…


Po dwóch godzinach król wyszedł w swej zbroi z mieczem paladyna na zewnątrz, w stronę zachodniej bramy.
- Lordzie Harodzie, ilu mamy ludzi?
- około 2300 paladynów, 1200 strażników miejskich, i 1000 obywateli.
- W porządku, a co z magami?
- Królu, nie wydałeś rozkazów dotyczących magów…
- Cholera, teraz to już za późno…
- WCALE NIE! – krzyknął Bezimienny biegnąc w stronę króla. Za nim było 20 magów ognia
   I 15 magów wody.
- Dziękujemy Ci. – odparł król.
- Magowie, ustawcie się na murach, ostrzelajcie czarami orków jak tylko znajdą się pod
  Waszym zasięgiem.



Wybiła północ. Ulewny deszcz rozpadał się około godziny temu, co chwilę niebo rozświetlały pioruny i błyskawice.
Zwiadowca miał rację. Po 3.5 godziny było widać pochodnie oraz machiny oblężnicze orków. Było również słychać odgłosy orkowych bębnów. Orkowie zbliżali się od zachodu.
 - Królu, za około minutę kusznicy będą mieli w zasięgu pierwsze zastępy orków. Rzekł
   Lord Harod.
- Dobrze, poinformuj mnie o zasięgach magów, kuszników oraz łuczników.
- Tak jest!
Orkowie się zbliżali. Dla niektórych ta bitwa była pierwszą w życiu, dla innych tylko czystą formalnością.
- Królu, kusznicy mają zasięg na pierwsze zastępy orków.
- Kusznicy, strzelać bez rozkazu!!!!!!!
Pierwszy grad bełtów został wystrzelony w orków. Około 100 padło. Orkowie zdenerwowali się, choć ciągle zbliżali się takim samym tempem do zachodniej bramy stolicy.
- VAROG NADORTH! Krzyknął wódz orków.
W tym momencie orkowie zaczęli biec, nieustannie zbliżali się do bram.
 - Królu, łucznicy oraz magowie mają już zasięg!
- Strzelać, oraz atakować magią bez rozkazu!!!
Serie strzał, piorunów, kul ognia, brył lodu oraz Innos wie czego jeszcze zostało wystrzelonych w kierunku orków. Padło około łącznie 600.
Wielki orkowy taran zbliżał się do bramy.
BUM! Pierwsze uderzenie.
- ÂŁucznicy i kusznicy, ostrzeliwać orków którzy są przy taranie! Magowie, ostrzeliwać dalsze
  Oddziały!
Serie strzał i bełtów wleciały w ciała zielonoskórych, lecz poległych od razu zastąpili nowi.
BUM! Kolejne oderzenie. Jeszcze około trzech i brama ulegnie zniszczeniu.
- Królu, kończy się amunicja!
- Strzelcy, ostrzeliwać póki starcza wam amunicji! Gdy się skończy dobyć broni białej!
BUM! Kawałki bram odpadły. Niedługo brama zostanie zniszczona.
- Magowie, spróbujcie zniszczyć taran!
Serie czarów zostały wystrzelone w kierunku tarana orków. Magowie zauważyli że najlepiej będzie go spalić kulami ognia.
BUM! Jeszcze jedno uderzenie. Wiadomo było że magowie nie zdążą zniszczyć taranu.
Magowie zaczęli ostrzeliwać orków którzy zaczęli gromadzić się przy bramie, gdy nagle dziesiątki kul ognia wystrzeliły w magów oraz łuczników.
- To orkowi szamani! Zabić ich! Krzyknął król
Niestety, magów zostało tylko 7, a strzelcy nie mieli już amunicji. Dobyli broni białej i czekali na dalszy rozwój wydarzeń.
BUM! Brama poszła w drzazgi. Pierwsze oddziały orków wkroczyły do stolicy.


- Co się tam dzieje?! Krzyknął Lee. Mam tego dość, po odgłosach było słychać że orkowie
  Wkroczyli do stolicy! Nie mogę to zostać, muszę zdobyć ten cholerny pierścień! Wychodzę
  Tą bramą! Kto idzie ze mną?
- Ja rzekł Gorn!
- I Ja – Lester
- I ja! – Diego
- I ja… - Bezimienny
Dobra, wy zostańcie, bo ktoś musi zostać na wszelki wypadek…chodźcie!
Lee, Diego, Lester, Gorn i Bezimienny wyruszyli w stronę pola walki.
- Patrzcie! Orkowie rzeczywiście wleźli do stolicy…cholera…gdzie mógłby być namiot
  Orkowego pułkownika?
- Bo ja wiem…na jakimś wzniesieniu pewnie…o tam! Krzyknął Bezimienny
- Dobra, na szczęście to poza polem walki więc łatwo będzie się tam dostać…
- Cholera, 10 wojowników, 5 elit i 3 szamanów…co teraz? Zapytał Lester.
- Diego, wróć po resztę! Razem może się na udać!
- Chodźmy lepiej razem, jeszcze coś się stanie, i tak nie macie tu nic do roboty.
- Dobra, w sumie racja, idziemy.
Na szczęście droga między bramą a namiotem pułkownika była bezpieczna, toteż nasi bohaterowie mogli spokojnie pójść po posiłki.
- Dobra! Krzyknął Lee. Idziemy pokonać pułkownika, ale ma zbyt dużą obstawę.
  Potrzebujemy was wszystkich!
- Dobra, i tak nie mamy tu zbyt wiele do roboty – odparł Lares. Chodźcie!
Gorn, Lester, Diego, Lee, Torlof,, Lares i Wilk oraz Bezimienny ruszyli w stronę klifu. Podróż znów przebiegła spokojnie poza napotkanym wilkiem który nie uczynił drużynie żadnej szkody.
Gdy już byli na tyle blisko że nie mogli podejść bliżej Lee powiedział:
- Dobra, Diego szykuj łuk! Lester, masz chyba jakąś magię? Reszta ze mną – wyciągnąć
   Miecze! Lester, możesz uśpić kilku orków którzy są bliżej?
- Spróbuję…Lester użył czaru snu i trzech orków padło na ziemię z uśpienia. Gdy orkowie
  To zauważyli, reszta zaczęła nerwowo się rozglądać i szukać nieprzyjaciela.
- Diego, ognia!
- Diego strzelił. Trafił jednego o orków elit w głowę. Ten poległ.
Bitwa zaczęła się na dobre. Orkowie już doskonale wiedzieli, co się dzieje. Natychmiast ruszyli na naszych przyjaciół. Diego strzelał z łuku, Lester używał Pirokinezy. Pozostali walczyli na miecze. Lee ruszył na kolejnego orka elitę który zamachnął się na niego swoim orkowym mieczem. Lee odskoczył i ciachnął orka w nogę, ten upadł. Lee go dobił i ruszył dalej do walki. Lares biegał ze swoim mieczem jednoręcznym i wbił go w plecy dwóm orkom. Co prawda nikt nie lubił takiego stylu walki, lecz co począć w takiej sytuacji?
Torlof walczył klasycznie, parował ciosy i zadawał je innym, zabił orka elitę, lecz tuż po tym potężne zaklęcie krzyk umarłych – czar Beliara opętał go. Torlof nie miał szans na przeżycie. Natychmiast zginął na miejscu.
- To Xardas! – krzyknął Bezimienny
Xardas lewitował nad polem walki. Rzucił na orkowy obóz przy którym walczyli przyjaciele jakieś dziwne zaklęcie, które spowodowało, że wszyscy orkowie przy nim zginęli (oczywiście nadal walczyli w stolicy) .
- Czyś Ty zwariował?! Krzyknął Bezimienny
- Ja!! Głupcze, tych kilku orków było niczym, w porównaniu z ceną porozumienia się z tobą.
- Czego chcesz? Od początku mną manipulowałeś! Wszystko pokonałem a potem zjawiłeś się
  Ty i wchłonąłeś duszę smoka ożywieńca! Z pewnością możesz wyjaśnić poszukiwaczy
  Którzy nagle zniknęli, tajemniczy czar, chorobę Lestera i Wilka który przegryzł zbroję
  Gorna!
- Jak na to wpadłeś? – powiedział ironicznym tonem Xardas. Jestem teraz prawą ręką
  Beliara .
  Wkrótce zajmę jego miejsce. Xardas krzynął: XARAK BENDARDO!
- Co robisz? Idioto, przecież to słowa otwierające księgę Dwór Irdorath!
- Owszem, ale przy okazji potężne zaklęcie które wskrzesza wybrane byłe formy żywe.
-Właśnie twoi kumple ożyli, oraz są tutaj i wiedzą co mają robić według twoich upodobań.    
  Potraktuj to jako zapłatę za moc Smoka Ożywieńca…
   Do następnego spotkania…Xardas zniknął.
- Potrzebuję czasu, żeby to spokojnie przemyśleć…Lee, bierz pierścień i idziemy walczyć!


- Lordzie Harodzie!
- Tak, Królu?
- Na ile szacujesz liczbę naszych ludzi, a liczbę orków?
- Orków zostało około 1000, nam z 150 palladynów, 200 żołnierzy, 5 magów, oraz 200
  Byłych strzelców.
- Czyli 550 ludzi…Rozkaż wycofać się do koszar! Stamtąd paladyni porzucają trochę czarów,
  Uzupełnimy magazyn strzelców i z powrotem wrócimy do walki.
- WYCOFAÆ SIÊ! WYCOFAÆ SIÊ! DO KOSZAR!

- Patrzcie, jakieś zamieszanie wśród orków…
- Może się wycofują…szybko! Z powrotem do miasta! Tą bramą co zawsze!
I Znów droga skończyła się szczęśliwie. Nikt jeszcze nie zdążył dotrzeć do koszar, nasi bohaterowie byli tam pierwsi. Potem dotarli paladyni i inni ludzie. Może jeszcze istnieje nadzieja…

ROZDZIAÂŁ VII – UCIECZKA ZE STOLICY

Gdy już wszyscy znaleźli się w koszarach i brama została zamknięta, strzelcy i paladyni z runami wypędzenia zła byli już ustawieni na murach. Jednak…orkom się nie śpieszyło. Postanowili poczekać, po co mieliby pchać się tam gdzie nie trzeba? Jednak orkowie mieli swoje zmartwienia. Jak wiadomo, orkowego pułkownika zabił Xardas. To był wielki błąd. Gdy orkowie się o tym dowiedzieli, wybuchła wśród nich panika. Nie wiedzieli co mają robić. Postanowili czekać na ludzi na dawnym polu bitwy.


Bezimienny wraz z przyjaciółmi udał się do Króla.
- Królu, udamy się do klasztoru magów ognia, zdamy raport z całej sytuacji jaka istnieje
   Magom którzy jeszcze tam pozostali. Potem musimy obmyślić plan jak położyć kres złu…
Po słowach Bezimiennego Król rzekł:
- W porządku, otworzę wam bramy. Uciekajcie, póki możecie! Nie wiem co się stało orkom
   ÂŻe jeszcze ich tu nie ma, ale korzystajcie z sytuacji póki możecie. Nie oczekuję od was
   Raportu zwrotnego. Przekażcie wiadomość magom, a potem róbcie co uznajcie za słuszne.
  ÂŻegnaj, Wybrańcze…
- Jeszcze się spotkamy!
- Zostanę z tobą, Królu! – powiedział Lee
- W porządku, Aster zginął niestety w bitwie…możesz na razie tu zostać, potem zobaczymy
  Co dalej…
- Tak jest!
Wyszli z koszar. Orków nie było słychać, właśnie wschodziło słońce.
- Chłopaki, jest jeden szkopuł… - rzekł Bezimienny
- Tak? – zapytał Diego.
- ÂŻeby dostać się do klasztoru trzeba przejść drogą która prowadzi przez pole bitwy.
- Dobra, to na razie wyjdźmy drugą bramą, potem poszukamy innej drogi.
- No dobra, mam nadzieję że coś z tego wyjdzie…
Ruszyli. Orków nie było ani widu, ani słychu.
Wyszli południową bramą. Szli drogą, nie napotykając się na bardziej trudne przeszkody niż wilki i krwiopijce. Nagle usłyszeli kroki. Jakby szła kilku tysięczna armia…czego?
- Prędko, do jaskini!
- To są ludzie! Najzwyklejsi ludzie!
- Dziwna armia w przeróżnych zbrojach kierowała się w stronę stolicy.
- Ciekawe, jaki mają stosunek do Rhobara?
- Dobra, nas to nie dotyczy. Mamy dostarczyć wiadomość magom ognia, i może z nimi
  Ustalimy dalszy plan działania.
- Patrzcie na mapę…zaczął Bezimienny gdy nagle Lester i Angar wyskoczyli z jaskini i
   Rzucili się na nieznajomych rycerzy. Zabili dwóch, potem tamci ich zabili.
- o !@#$%^&*() – powiedział Bezimienny
- Generale! – krzyknęli rycerze. Tych dwóch ludzi zabiło Gora i Toraba więc ich        
  zgładziliśmy.
- Przeszukać teren! – krzyknął nieznajomy generał.
Już po nas… - powiedział Bezimienny do przyjaciół.
Wyszli z podniesionymi rękami


- Kim jesteście? – zapytał generał nieznanej armii.
- Wojownikami, którzy starają się uderzać zawsze w samo serce zła. Po której stronie
  Jesteście? – zapytał Bezimienny
- Po której stronie? Nie jesteśmy po żadnej stronie. Można by powiedzieć, że jesteśmy
  Najemnikami, piratami i bandytami.
- No dobra, ale taka duża armia…to nie wygląda na typowych najemników…
- Fakt, orkowie zbliżają się, a nam nie chce się z nimi walczyć…więc idziemy do Króla
  Połączyć siły.
- To nawet dobrze się składa, bo wczoraj walczyliśmy z orkami…Król siedzi w koszarach
  Stolicy, która jest oblężona. Orków zostało niewielu, spokojnie sobie z nimi poradzicie.
- To dobrze, Król zapłaci…Dobra! Brać ich!
- Co!? Jak to?!
- Przecież dwóch waszych kumpli zabiło dwóch moich żołnierzy nie? Więc biorę was w
  Niewolę.
- Moment! Ile chcesz ze uwolnienie nas?
- 5000 sztuk złota od łebka.
- Dobra, w stolicy kotwiczy nasz okręt. Jeżeli pomożecie Królowi ją wyzwolić, my wam
  Zapłacimy. Dobra?
- No dobra…nie wiem skąd macie tyle forsy…ale zgoda…
Drużyna wraz z armią poszła z powrotem do miasta. Szli i szli, gdy nagle…usłyszeli kroki…
To mogły być kroki ludzi…
- Wojownicy! Gotowość bojowa! – krzyknął Generał.
- Generale, będziemy walczyć u twego boku w tej bitwie…
Naprzeciw armii  stanęła armia dziwnych, małych i grubych postaci. Większość miała topory.
- Kim jesteście? Zapytał Generał?
- Krasnoludami z dalekiego wschodu! Na naszych ziemiach skończyły się kopalnie, więc
  Przenosimy się tu.
- Wybraliście…ZLING!!
Małe ludziki zmieniły się w Pradawnych Paladynów Ciemności. Natychmiast ruszyli do ataku.
- Do ataku! Krzyknął Generał. Do ataku!
Bezimienny i reszta byli honorowi. Nie skorzystali z sytuacji i nie uciekli. Bezimienny tylko powiedział:
- Xardas zaczął działać!
Niestety, paladynów ciemności było około trzech tysięcy, a armia liczyła 2500 ludzi. Generale, nie wygramy tej bitwy! To są paladyni ciemności, a nie bezmyślni orkowie! Uciekajmy! Do klasztoru pozostała godzina drogi!
- Wycofujemy się! Za mną!
Wszyscy pognali za generałem. Nie było czasu na odszukiwanie przyjaciół Bezimiennego.
Wiadomo było że spotkają się w klasztorze.

Gdy już wszyscy dotarli do klasztoru, Bezimienny zaczął szukać swoich przyjaciół. Znalazł wszystkich, oprócz Laresa.
- Gdzie może być Lares? Zapytał Bezimienny
- Skąd mamy wiedzieć? Odparł Milten. Wiemy tyle co Ty.
- Lares nigdy nie walczył z tymi potworami… - powiedział Gorn. Może poległ.
- Dobra, poczekamy do rana. Na razie chodźcie ostrzec Arcymaga Ognia.
Milten, jako że również był magiem ognia, poszedł z Bezimiennym do Arcymaga. Nazywał się On Porkorlus.
- Mistrzu. Przybywamy ze Stolicy. Jest ona oblężona przez orków. Wiemy, kto dowodzi
  Orkami, oraz innymi plugawymi stworzeniami na Kontynencie. Musimy odnaleźć Xardasa.
  Był On kiedyś Arcymagiem Ognia, lecz zdradził Innosa i zaprzedał duszę Beliarowi. Stał się
  On niezwykle potężny. Gdzie możemy go szukać? - Zapytał Milten.
- Wyczuwam u twego kompana Oko Innosa, oraz poznaję prawdę w twoim głosie. Nie traćmy
  Czasu. Skąd przybywacie?
- Z wyspy Khorinis. Tam Xardas miał…Zaraz! Może poszukamy jakich informacji w wieży
  Xardasa w Khorinis i w Górniczej Dolinie?
- No tak, ale jak my się tam dostaniemy…Orków już z pewnością przybyło, cała ta armia…
  Zostało może z 60 ludzi… powiedział Bezimienny. Nie dostaniemy się na statek.
- Nie musicie szukać statku w stolicy. Wystarczy mi mocy by przeteleportować was do
  Największego miasta w Varrancie. Tam weźmiecie statek i wyruszycie do Khorinis.
- W porządku…ale straciliśmy przyjaciela. Musimy się chyba pogodzić z tym że poległ…
- Nie możemy tracić czasu! Xardas rośnie w siłę, poza tym Generał Armii zaraz nas
  Znajdzie! Chodźmy po innych. Szybko!
Po tych słowach Bezimiennego, On i Milten poszli po resztę.
- Szybko! Chodźcie! Generał zaraz nas znajdzie! Potem wam opowiemy szczegóły!
Nasi bohaterowie ruszyli do Arcymaga, ten zaczął wypowiadać zaklęcie…jeszcze kilka sekund i znajdą się w Varrancie…
- AHA! Tu jesteście! Mam was!
Generał rzucił się na przyjaciół. W momencie gdy mag zakończył wypowiadać formułę Generał znalazł się w polu działania zaklęcia. Przeteleportował się razem z nimi.
- Co?! Co tu się dzieje?!
- Nie ma czasu na dyskusje. Idziesz z nami, albo się wynoś!
- Gdzie mam się wynosić?! Idę z wami! Jeszcze tego pożałujecie!

ROZDZIAÂŁ VIII – VARRANT

Drużyna udała się do portu. Był tam jeden statek, mniej więcej taki jaki uprowadzili w Khorinis.
- No dobra, ale jak my go…eee…pożyczymy? – zapytał Gorn
- Do przywódcy tutejszych paladynów można Nawet nie iść, nawet Oko Innosa nic nam w tej
  Sprawie nie pomoże. Trzeba go jakoś uprowadzić…najlepiej będzie tak jak w Khorinis.
  Potrzebujemy królewskiej pieczęci. Odpowiedział Bezimienny
- No dobra, ale skąd wziąć tą pieczęć?
- Na pewno ma ją tutejszy sędzia. Trzeba będzie się do niego wkraść, ukraść pieczęć,
  Podrobić nakaz przejęcia okrętu i czym prędzej się stąd zmywać.
- Ale kto miałby wykraść królewską pieczęć?
- Diego…jesteś wśród nas najlepszym złodziejem. Musisz wykraść tą pieczęć.
- Co? Ja? No dobra, ale nic nie obiecuję. Spróbuję w każdym razie.
- ÂŚwietnie. Chodźcie do jakiejś gospody, tam prześpimy się i popytamy o sędziego.
  Ty! Wybrałeś? Idziesz z nami czy się odłączasz…
ARGH!!! Gorn wyjął swój topór i odciął głowę Generałowi.
- GORN! OSZALAÂŁEÂŚ?! Co się z tobą dzieje?
- Ahh…nie wiem…takie uczucie…w środku…jakby mnie roznosiło…i ten atak agresji…
  Często się z Lesterem spotykaliśmy, może dostałem tego samego co On…tylko że mniej
  Intensywne…nie mogę dalej z wami przebywać. Nie mogę was narażać. Ukryję ciało tego
  Gościa i postaram się zrobić coś ze sobą…mam jeszcze trochę złota…znajdę jakąś pracę…
  Wszystko będzie dobrze…nie martwcie się…
- Gornie…ÂŻegnaj.
Wszyscy pożegnali się z Gornem.
- Torlof! Damy radę starować tym okrętem? Przecież zostało nas zaledwie pięciu.
  Ja, Ty, Wilk, Diego, Milten.
- Ten okręt jest dość spory…potrzebujemy jeszcze trzech ludzi.
- Dobra, chodźmy do gospody. Tam na pewno ktoś się znajdzie…prześpimy się do północy, i
  Potem udamy się do sędziego.


Doszli do tawerny o nazwie „Paladyński Cień”. W karczmie siedziało z 10 ludzi.
Podeszli do karczmarza.
- Szukamy pokoi na noc. Masz coś wolnego? - Zapytał Bezimienny.
- Coś się zawsze znajdzie…100 sztuk złota i klucze są wasze.
- Proszę. I Jeszcze coś: można tu znaleźć ludzi do jakichś specjalnych zadać?
- Specjalnych, powiadasz…dożuć jeszcze 20 sztuk złota i masz tę informację.
- Proszę.
- Dzięki. Tam siedzi trzech gości…są do wszystkiego…wystarczy sypnąć kasą…
Podeszli do tych ludzi…
- Witajcie. Nie chcielibyście zarobić trochę kasy?
- Cóż…pewnie…jaka robota i ile płacicie?
- Potrzebujemy dwóch ludzi którzy w miarę znają się na pływaniu statkiem i nie boją się
  ÂŚmierci.
- Cóż, ja I Joe możemy się podjąć takiej roboty…500 sztuk złota od łebka…
- No dobra, bądźcie w piątek rano w porcie.
- Dobra…ale chcemy zobaczyć teraz po 250 sztuk złota.
- MACIE.
Drużyna poszła do pokoi, odpoczęła i postanowiła zacząć działać o 2.30 w nocy.
Bezimienny napisał list, brakowało tylko królewskiej pieczęci…


O trzeciej wszyscy byli gotowi. Wcześniej spytali gdzie jest dom sędziego, więc nie mieli problemu ze znalezieniem go. Przed domem sędziego stał strażnik.
- Milten, masz może zaklęcie snu? – zapytał Bezimienny
- Macie szczęście, że w klasztorze poprosiłem o kilka nowych run, a czar snu zabrałem
  Lesterowi…jemu już by się na przydał.
- Dobra, to z jakiej odległości możesz uśpić tego strażnika i na jaki czas?
- Myślę że pięć metrów i na jakieś 15 min.
- Cholera. Przez 15 min. Nie zdążymy ukraść okrętu…ten strażnik narobi kłopotów…
  Chyba musimy uciec do konieczności…dobra, słuchaj Wilk:
  Ja go zagadam, a Ty w tym czasie zbliżysz się do niego i poderżniesz mu gardło…OK.??
- No dobra…skoro to ma pomóc całej Myrthanie…
Bezimienny zaszedł strażnika od tyłu i „po cichu” wbił ma sztylet w gardło.
- Diego! Twoja kolej!
- Już się robi…
Diego wszedł skradając się do domu sędziego, wszedł do jego pokoju… gdzie mogła być pieczęć…na biurku! Diego podszedł do biurka i ukradł pieczęć.
Wyszedł z domu i przekazał go Bezimiennemu.
- HA! ÂŁatwizna…
Bezimienny czym prędzej podbił pieczęć królewską i wszyscy udali się do portu.
Czekało tam tak jak się umawiali dwóch ludzi których najęli, wszyscy udali się na statek.
- Stać! Nie można wejść na okręt.
- Patrz. Mam tu pozwolenie na przejęcie okrętu i wyrzucenia jego całej załogi! Więc zabieraj
  Wszystkich ludzi i wynocha.
Nie było z tym wszystkim wielkich problemów. Spokojnie weszli na okręt i odpłynęli…ciekawi byli jak wygląda Khorinis…

ROZDZIAÂŁ IX – PODRÓ¯ DO KHORINIS

-Torlof! Krzyknął Bezimienny. Ile jeszcze do Khorinis?
- Jakieś cztery dni mniej więcej…
- Cholera! Płyniemy już tak dwa dni! Trzeba się szybciej zwijać, bo Xardas nie czeka na nas!
- Przykro mi, ale płyniemy najszybciej jak się da, ciesz się że jest wiatr.
Jeden z ludzi który został najęty w Varrancie pełnił teraz wachtę w bocianim gnieździe.
- Okręt na prawej burcie! Krzyknął na cały głos
- Torlof! Weź lunetę i sprawdź co to!
- Piraci!!! Uciekajmy!!!
- Czekaj! W Jarkendarze miałem przyjazne stosunki z Gregiem, kapitanem piratów. Powinni
  Nas przynajmniej wysłuchać.
- No dobra, i tak doszłoby do konfliktu zbrojnego.
Gdy okręt piratów znajdował się dostatecznie blisko, bo urządzić sobie małą wymianę słów, piracki kapitan rzekł:
- Poddajcie się!
- Czekaj! Znasz niejakiego Grega? – zapytał Bezimienny
- Co? Skąd znasz jego imię? Nie zdradza Go nikomu kto nie jest tego godzien!
Piracki kapitan zdjął czapkę. Piraci opuścili broń.
- Przyjaciele Grega są moimi przyjaciółmi. Witajcie!
-Co się dzieje z Gregiem?
- Zabity. Przez tych gnojów, bandytów. Zaatakowali nasz obóz. Musieliśmy się zwijać.
- Ile jeszcze do Khorinis? – zapytał Torlof.
- Jeżeli będziecie płynąć dość szybko, powinniście tam dopłynąć w jakieś dwa i pół dnia.
- Co się dzieje w Khorinis?
- Podobno orkowie szykują napad na Khorinis, chociaż paladynów już tam nie ma. Udali się
  Do Górniczej Doliny żeby wyciągnąć swoich towarzyszy, „sługów Innosa”.
  I tak orkowie pewnie wszystkich pozażynali.
- Trudno, i tak nie mamy wyboru. Musimy tam płynąć. A wy dokąd zmierzacie?
- Na kontynent…chociaż nie wiem po co, od razu nas aresztują…
- Odradzam. Orkowie oblegają stolicę, więc nie za bardzo jest co tam robić…
- O CHOLERA! To znaczy że nie mamy tam po co płynąć…wracamy do Khorinis!
- Czekajcie! Może popłyniemy tam razem?
- Hmm…czemu by nie! W razie napotkania orkowej galery mielibyśmy większe szanse na
  Przeżycie…
- Wszyscy na miejsca! Chcecie któregoś z moich chłopców aby pomógł wam starować
  Okrętem?
- Dlaczego nie!
- Garett, Skip, Przechodzicie na ten statek!
Dalsza część podróży przebiegła spokojnie…dobili do portu w Khorinis…
« Ostatnia zmiana: 08 Maj 2007, 22:01:01 wysłana przez DeadFish »

Offline Vesten_123

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 27
  • Reputacja: 0
Dalsze Losy Bezimiennego - opowiadanie
« Odpowiedź #1 dnia: 01 Maj 2007, 22:07:18 »
Cóż, fabuła na pooczątku niebyła zbyt ciekawa, ale w następnych rozdziałach było już lepiej.  Było trochę błędów np.
 "Wzywałaś mnie, królu?" "łaś"?  
Albo "Tych dwóch ludzi zabiło Gora i toraba, już nie żyją" Chyba raczej Tych dwóch ludzi zabiło Gora i Toraba więc ich zgładziliśmy.  A jak się widzi trupa, to się chyba wie, że jest martwy, co nie?
Chciałbym się też dowiedzieć co znaczy słowo "wariacja"? Chyba raczej ma być szaleństwo.
Ortografia dobra, interpunkcja również. Fabuła 8+/10. Przyjemność z czytania 9-/10.
Masz niezłe pomysły, pisz dalej! Nie mogę się już doczekać drugiej części.

Forum Tawerny Gothic

Dalsze Losy Bezimiennego - opowiadanie
« Odpowiedź #1 dnia: 01 Maj 2007, 22:07:18 »

Offline DeadFish

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 324
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
Dalsze Losy Bezimiennego - opowiadanie
« Odpowiedź #2 dnia: 08 Maj 2007, 21:56:01 »
Proszę bardzo...z góry proszę o podanie mi wszystkich błędów jeżeli ktoś takowe znajdzie, gdyż opowiadanie jest już bardzo stare (pisałem je jak miałem jakieś 13 lat ;D) i już nie mam pary żeby znowu to przeczytać :P

ROZDZIAÂŁ X – POSZUKIWANIE ZAGINIONYCH KSIÂĄG

No to dopłynęliśmy – powiedział Bezimienny. Dobra, wysiadać! Garett i Skip oddalili się.
Pozostali Opuścili kładkę i wyszli na przystań w Khornis. To miasto praktyczne się nie zmieniło. Wszystko takie same. Ludzie z dolnego miasta żyją raczej ubogo, jedynie w górnym mieście można dostrzec fragmenty luksusu, lecz i tam zaczyna się szerzyć bieda.
No to co? – zapytał Wilk. Chyba nie idziemy od razu do Wieży Xardasa, co? Jesteśmy zmęczeni po podróży. Jest popołudnie. Chodźmy do gospody, tam odpoczniemy, a jutro wyruszymy.
- W porządku. Odpowiedział Bezimienny. Chodźmy do gospody „Pod senną sakiewką”.
Ruszyli. Po drodze nie zauważyli nic, czego by nie było, gdy byli tu ostatnim razem. Gospodę jak zwykle obsługiwała Hanna.
- Ahh…witajcie…szukacie napojów, informacji, a może noclegu?
- Noclegu.
- W porządku…200 sztuk złota i macie łóżka na tę noc.
- W porządku.
- No dobra, chyba nie idziemy spać nie?? Pokręćmy się trochę po okolicy, wieczorem się tu
  Spotkamy, a rano wyruszymy do wieży. – zaproponował Torlof
- W porządku. Spotkamy się wieczorem.


Nazajutrz wszyscy byli znakomicie przygotowani, mieli uzupełnione zapasy, na wszelki wypadek gdyby trzeba było iść gdzieś dalej niż do wieży Xardasa, ponieważ znajdowała się ona tylko godzinę drogi od Khorinis.
Ruszyli. Po drodze nie napotkali nic dziwnego, jedynie wilki, polne bestie, gobliny, krwiopijce, olbrzymie szczury.  Pozostało im 15 min. Drogi do wieży Xardasa. Gdy pojawił się przed nimi jeden poszukiwacz.
- Do broni! Krzyknął Bezimienny
Wszyscy wyjęli broń, lecz nikt nie atakował. Zostawianie jednego poszukiwacza, z którym prawie każdy mógłby sobie poradzić nie było w stylu Xardasa.
- Pierwszy brat znajduję się tam, gdzie żywioły i tajemniczy język… powiedział poszukiwacz
  I zniknął.
- Co to ma niby znaczyć? Zapytał sam siebie Bezimienny.
Po chwili zadumy ruszyli naprzód. Byli już przed wieżą, lecz widać było że coś ją otaczało…
- TO BARIERA! Dokładnie taka sama jaka więziła nas w górniczej dolinie! !@#$%^&*()
- P-I-Ê-K-N-I-E. Powiedział Bezimienny. Co teraz. Pewnie Xardas zostawił w wieży
  Wskazówki jak do niego dotrzeć…ale przecież przez tę barierę da się tylko wejść…Jak
  Spróbujesz wyjść to będziesz zwęglony jak ścierwojad na obiad.
- Zaraz! Krzyknął Milten. Poszukiwacz mówił: pierwszy brat…może chodzi o wskazówkę…
  Tylko o co chodzi z tymi żywiołami i tajemniczym językiem?
- No tak! Krzyknął Bezimienny. Pierwszy brat to pewnie pierwsza wskazówka. ÂŻywioły…
  Gdy za pierwszym razem szedłem do Xardasa musiałem pokonać kamiennego, ognistego
  I lodowego golema! A dziwny język…pewnie chodzi o rozmowę z demonem. Rozmawiał ze
  Mną za pomocą myśli. Musimy ruszyć do Starej Wieży Xardasa w górniczej dolinie.
- ÂŻE CO?! Tam teraz na pewno roi się od orków, jaszczuroludzi i innego plugastwa!
  To jest pewna śmierć – powiedział Torlof.
- Może masz słuszność…przydałaby się zwoje przemiany w wilki lub wargi…tylko skąd je
  Wziąć? Zapytał Bezimienny
- Z klasztoru. – powiedział Milten. Na pewno mają tam jakieś zwoje…Ruszamy!
Ruszyli w drogę powrotną do Khorinis, a potem do klasztoru magów ognia.
Droga przebiegła spokojnie, nie licząc oczywiście standardowych przeszkód jakimi były zwierząta, lecz po trzech godzinach drogi znaleźli się przed mostem który prowadził do klasztoru. Przed wejściem stał znajomy Miltenowi I Bezimiennemu mag ognia Marduk.
- Witaj Marduku – rzekł Milten. Czy jest…ten no, jak on się nazywał…nieważne…spec
  Od przemian w zwierząta i przywoływania stworów?
- Nie, nie ma go. Ale podczas twojej nieobecności przyjęliśmy dwóch nowych magów, jeden
  Z nich zajął jego miejsce.
- W porządku, w takim razie wchodzimy.
- CHWILA! Znasz zasady. Tylko magowie ognia, nowicjusze, paladyni, no i wyjątkowo
  Ten człowiek – wskazał na Bezimiennego. Mogą wejść do klasztoru.
- W porządku. Chodź, a wy poczekajcie na zewnątrz.
- Dobra. To chyba nie zajmie długo co?
- Oczywiście że nie. Chodź.
Weszli, udali się do nowego mistrza przywoływań.
- Witaj, magu – rzekł Milten. Czy posiadasz zwoje przemian w wilki, dziki, topielce, lub
  Wargi?
- Owszem, lecz tylko pięć zwojów przemian w wargi oraz pięć w wilki. W wilki po 30 sztuk
  Złota, w wargi po 50.
- W porządku, biorę wszystkie.
- Cholera, to znaczy że musimy już porzucić naszych nowych najemników.
- Niestety.
Ruszyli z powrotem, do przyjaciół którzy czekali pod bramą klasztoru.
- O, już? Macie te zwoje? Zapytał Torlof
- Tak, niestety tylko 10 sztuk. Obawiam się, że musicie odejść. – wskazał na najemników
  Zwerbowanych w Varrancie.
- Trudno. I tak mieliśmy poprosić o kolejną porcję forsy…ale skoro tak, to żegnajcie!
- Powodzenia! - Powiedział Bezimienny.
- No dobra, jest lekkie popołudnie. Proponuję pójść do gospody „Pod martwą harpią”, tam
  Przenocować i wyruszyć potem do Górniczej Doliny. Stamtąd będzie dużo bliżej. –
  Powiedział Wilk.
- W porządku, chodźmy!
Ruszyli do gospody, tym razem droga była „czysta” ponieważ już wyczyścili wszystkie potwory które się na niej znajdowały.
W gospodzie dostali pokoje za darmo, gdyż Bezimienny należał do Kręgu Wody, a właściciel gospody również.


Następnego dnia wszyscy wstali wczesnym rankiem, zjedli dość duże śniadanie i ruszyli do Górniczej Doliny. Niechętnie wspominali to miejsce, gdyż kiedyś było ich więzieniem otoczonym  magiczną barierą, którą Bezimienny zniszczył. Teraz kręciło się tam mnóstwo przeróżnego plugastwa. Orkowie, Jeszczuroludzie.
Przeszli tajnym przejściem, odkrytą przez Bezimiennego opuszczoną kopalnię. Orkowie nie znali tego przejścia, byli więc Bezpieczni.
Podróż zajęła im godzinę. Gdyby nie przejście, szliby około czterech.
- No dobra, chyba czas użyć przemian nie sądzicie? Zapytał Milten.
- Masz rację. Odpowiedział Wilk.
- Czekajcie! Zawołał Bezimienny. Przecież mam runę teleportacji do tej wieży…była tam
  Kiedyś…Milten…
- Pewnie.
Po chwili byli w wieży.
 
Gdy dotarli, zobaczyli że nic się tam nie zmieniło od czasu ostatniej wizyty Bezimiennego tutaj. Gdy weszli do środka zobaczyli demona. Standardowy i klasyczny strażnik Xardasa. Ruszyli do walki.
- CZEKAJCIE!! Krzyknął Bezimienny. WYCOFAJCIE SIÊ!! Na demony w tej wieży jest
  Prosty sposób! Stańcie za drzwiami. Milten, sieknij go kulą ognia jeśli możesz…
Milten rzucił kulę ognia w demona. Ten został sprowokowany i ruszył do drzwi. Niestety, demon był zbyt duży aby się przez nie przedostać. Teraz wystarczyło kilkanaście strzał i zaklęć, be demon padł martwy. Weszli do środka. Zaczęli przeszukiwać pomieszczenie. Diego otworzył wytrychem wręcz zabytkową skrzynię. W niej była stara, zakurzona księga.
- Hej, chodź tu!! – zawołał Bezimiennego Diego. Patrz.
Bezimienny otworzył księgę. Znajdował się w niej zwój z nieznanym zaklęciem oraz wpis:

Drugi brat znajduje się tam, gdzie wszystko się zaczęło w twojej przygodzie. Połącz wszystkich z nas, a zniszczysz to.
Torrez

- Już wiem o co w tym wszystkim chodzi! Musimy znaleźć wszystkie pozostałe zwoje z    
  zaklęciami, połączyć je i zburzymy wtedy barierę! A takie same zwoje służyły do tworzenia    
  bariery! Każdy  mag posiadał inny. Ten miał Torrez, były mag ognia, zamordowany przez
  Gomeza. A jeżeli chodzi o ten wpis…to na pewno jest dawne miejsce wymian Starego  
  obozu. Musimy tam wrócić. Ale nie będziemy marnować na to zaklęcia przemiany.    
  Znalazłem kiedyś runę teleportacyjną do tego miejsca. Milten, mógłbyś?
- Pewnie. Chodźcie tu.
Milten odprawił magiczny rytuał i po sekundzie znaleźli się na przełęczy łączącą Górniczą
Z Khorinis. Stamtąd jest chwila drogi do miejsca wymian. Na miejscu było kilu orków. Nie było problemów z ich pokonaniem. Diego zdjął pierwszego z łuku, Milten z kuli ognia, a Bezimienny i Wilk rozpłatali ostatniego mieczem.
- No dobra, szukać księgi!
Szukali. Nikt nie mógł jej znaleźć. Po trzech godzinach szukania mieli dość i postanowili pomyśleć.
- No dobra, gdzie nie szukaliśmy? Na dole tak, na górze tak, nawet w jeziorze…no jasne!
  Ta stara wieża obserwacyjna! Wejdę tam!
- Czekaj! Zawołał Diego. Ta wieża stoi tu wiele lat, drewno na pewno już spróchniało.
  No tak, mogłaby się zawalić…nie lepiej to rozwalić? Przecież to jest małe…
- No dobra, chodźcie!
Zaczęli siekać mieczami w podpory wieży. Po chwili wieża padła. Torlof natychmiast znalazł księgę. Patrz! Zawołał.
Bezimienny otworzył księgę.

Trzeci brat znajduje się tam, gdzie opuszczona wieża i droga do kaplicy.
Nefarius

- Następny czar. No, ten wpis wpisał Nefarius. Mag Wody, który aktualnie siedzi w  
  Jarkendarze.
 A opuszczona wieża to pewnie ta, niedaleko byłej chaty Cavalorna. Mamy runy teleportacji
 Do zamku, przełęczy, wieży Xardasa. Skąd najbliżej?
- Nieważne skąd najbliżej. Z zamku nie ma ucieczki, jest oblężony przez orków. Stąd będzie
  Najbezpieczniej. – powiedział Diego.
- Racja. Ruszamy!
Szli ostrym zejściem, gdy zobaczyli…Biffa.
- Biff! – krzyknął Bezimienny. Co Ty tu robisz? Wszystkie smoki już dawno pokonane. Nie
  Dostaniesz tu żadnej roboty. Możesz najwyżej iść z nami. Chcesz?
- Nie, bo jedynym moim celem jest ucieczka do Khorinis, a przełęcz jest strzeżona przez
  Orków.
- Jeżeli chcesz, to znamy tajne przejście do Khorinis, ale musisz z nami wędrować i pomagać
  Nam w bitwach. Umowa stoi?
- Stoi! Ruszam z wami.
Ruszyli z Biffem. Był to dość doświadczony wojownik, lecz interesowało go głównie tylko złoto.
- Słuchajcie. Gdy dojdziemy do mostku, popłyniemy trochę w górę rzeki, przy dawnym
   Malutkim obozowisku myśliwym zejdziemy ze skały, potem już będzie łatwo.
Poszli dalej. Zrobili, jak powiedział Bezimienny i wkrótce znaleźli się przy wieży.
Ze znalezieniem księgi nie było kłopotu. Bezimienny przeczytał:  

Czwarty brat znajduje się tam, gdzie dawna potęga nowego obozu.
Myxir

- Kolejny zwój No tak. Myxir Siedzi teraz w Khorinis z Vatrasem. Tu z pewnością chodzi o  
  kopiec Rudy, który - tu  spojrzał na Miltena – wykorzystałem
  Z tobą do naładowania Uriziela, którego potem i tak straciłem. Smoka już tam nie ma,  
  możemy iść. Stąd będzie najszybciej. Chodźmy!
- Zaraz. – powiedział Torlof. Chyba czas odpocząć nie? Jest tu jakieś dobre miejsce na
  Obozowisko?
- Jasne. O, tam. Stara Chata Cavalorna.
Ruszyli do chaty i wypoczęli.


Obudzili się tuż przed świtem. Jeszcze było widać księżyc.
- Dobra, meldować się!
- Milten obecny!
- Torlof obecny!
- Wilk obecny!
- Biff obecny!
- Diego…? Gdzie jest Diego??!!
- Niech to szlag!! Porwali go!! A nikt z nas się nie obudził!
- To nie przypadek. – powiedział Milten. Uśpili nas na dłuższy czas . Widzicie? Księżyc był
  w zupełnie innym Stopniu widoczny.
- Cholera…no nic, czas ruszać!!
Ruszyli do lodowej krainy, gdyż od czasu gdy pojawił się tam lodowy smok właśnie taką była. Szli, nie było żadnych przeszkód. Gdy doszli do lodowej krainy, dawnego miejsca z kopcem rudy, zaczęli szukać.
- Tu nic nie ma! Powiedział po czterech godzinach szukania Wilk.
- No tak! Przecież w liście napisane jest wyraźnie: dawna potęga…więc księga jest pod nami,
  Pod tym całym zwałem śniegu! Szlag by to!
Zaczęli odkopywać. Kopali dwie godziny, gdy Torlof odkrył kraty.
- Hej! Mam te kraty. Są już pewnie przerdzewiałe…więc uwaga!
Walnął z całej siły toporem w kraty. Te się rozsypały. Na już nie magicznych bryłkach rudy
Leżała ksiąga.
- Hej, łap!
Bezimienny chwycił księgę i przeczytał:

Piąty brat jest tam, gdzie dawne ruiny zatopione w jeziorze.
Merdarion

Kolejne Zaklęcie. Merdarion nadal siedzi w Jarkendarze z Saturasem. Jeżeli chodzi o wpis to to na pewno Zatopiona wieża Xardasa, w której znalazłem kiedyś starożytną zbroję runiczną. Obawiam się, że nie obejdzie się bez nurkowania…
- Najbliżej będzie do niej ze starej wieży Xardasa, racja?
- Pewnie. Milten…
- Się robi.
Znaleźli się w wieży. Od razu wyszli na powierzchnię. Nigdzie nie było żadnych stworów. To było bardzo dziwne.
- Nie uważacie że poza wilkami powinno być ciut więcej stworzeń?
- Jasne, orkowie, jaszczuroczłeki i takie tam…
- Mam dziwne przeczucia… – powiedział Bezimienny
Gdy znaleźli się nad małym urwiskiem pod którym leżało nad jeziorem Bezimienny powiedział:
- No dobra, musimy skakać do wody…
Nikt nie wyraził swoich poglądów na ten temat, gdyż wiedzieli, że jest to jedyne wyjście.
Skoczyli i popłynęli. Woda nie była ciepła, ale z pewnością nie była też przerażająco zimna. Gdy dopłynęli do wejścia Bezimienny powiedział:
O, zdaje się że kolejnemu magowi nie bardzo chciało się nurkować. Przeczytał księgę:

Szósty brat znajduję się tam, gdzie duża przestrzeń i potężny artefakt.
Cronos

- Kolejny czar. Cronos. Jest w Jarkendarze, z innymi magami wody. Potężny artefakt…
  Chodzi pewnie o jeden z kamieni ogniskujących. Tylko który? Ah, pewnie ten, przy którym
  Pokonywałem z Diegiem trolla…tam było sporo miejsca. Najbliżej będzie z przełęczy.
  Milten!
- Mogę teleportować nas jeszcze tylko dwa razy. Potem potrzebuję dnia solidnego
  Odpoczynku.
- W porządku, w takim razie, zdobędziemy teraz szóstą księgę, a potem przeteleportujemy
  Się do zamku w celu odpoczynku.
- Dobra.
Milten przeteleportował wszystkich do przełęczy. Stamtąd ruszyli do kanionu trolli.
Poza zwierzętami nadal nie napotykali żadnych przeszkód. Dziwne. Bezimienny podejrzewał że orkowie albo wycofali się za palisadę by sformować siły, albo ruszyli już na Khorinis w czasie gdy został porwany Diego. Gdy ruszyli pod górę do Kanionu trolli wszyscy pomyśleli:
„Co zrobimy, jeżeli będzie tam troll?” Doszli. Niestety, ich przewidywania sprawdziły się. Tam był troll.
- Słuchajcie. Znam pewien sposób na trolla ale musimy sobie pomagać nawzajem. Kilku z
  Nas musi zwabić trolla, ja mu wskoczę na łeb i walnę go w czachę. Wtedy zdechnie i będzie
  Po kłopocie…
- Taa…jaaasne… - powiedział Biff
- to się może udać, ale musimy współpracować! Gotowi?
- GOTOWI!
Biff wycelował ze swojej kuszy w trolla i strzelił. Oczywiście, strzelanie z kuszy w trolla może porównać rzucanie kamyczkami w słonia, lecz troll to zauważył i zaczął się zbliżać w drużyny. Wszyscy mieli już wyciągnięte miecze czy topory.  
- Zajmijcie się nim, ja się podkradnę z tyłu i wejdę na niego!
Troll się zbliżył i zamachnął się swoją olbrzymią ręką na Torlofa. Torlof  odleciał na kilkadziesiąt metrów, nie wiadomo czy stracił przytomność, czy zginął. Bezimienny zakradł się od tyłu i wdrapał się trollowi na grzbiet. Na razie troll nic nie poczuł do czasu aż Bezimienny wlazł mu na łeb. Troll zdjął Bezimiennego i odrzucił go na kilkanaście metrów. Stracił przytomność. Milten posłał kulę ognia w łeb trolla. Ten zawył i zaczał panikować, lecz jego pancerze był zbyt twardy by ogień mógł go strawić. To był doskonały moment. Wilk zrobił to samo co Bezimienny, i zanim troll zareagował, Wilk wbił miecz w czaszkę. Troll zawył i padł.
- Uff…nigdy nie sądziłem że zabiję trolla…
- Cicho! Sprawdź Torlofa, ja idę do niego.
- Torlof nie żyje!
- NIE! Uff…chociaż Ty żyjesz…powiedział Milten…jesteś bardzo słaby, teleportujemy się  
  do Zamku, tylko najpierw poszukamy księgi… jest pewnie na dawnym miejscu kamienia
  Ogniskującego…
Milten miał rację. Księga była na swoim miejscu. Wziął ją i poszedł teleportować Biffa, Wilka, Bezimiennego i siebie do zamku.
Gdy już tam byli, zobaczyli że pozostało bardzo niewielu paladynów. Położyli Bezimiennego do łóżka i poszli do dowódcy paladynów, kapitana Garonda.
- Co się dzieje? Zapytał Milten
- Co się dzieje? Wyjrzyj przez okno to zrozumiesz. Orkowie oblegają zamek, zapasy na
  Wyczerpaniu. Nic więcej.  
Milten odszedł. Wizyta u kapitana nie była potrzebna.
- Róbcie co chcecie, ja idę postudiować księgi w dawnej kwaterze magów ognia. O, najlepiej
  Zajmijcie się nim.
- W porządku.


Nazajutrz wstali wypoczęci, zwarci i gotowi. Dali Bezimiennemu kolejną księgę:

Siódmy brat jest tam, gdzie wielki atak i bezradność przywódcy.
Drago

- Oczywiście kolejny zwój z zaklęciem. Draco został zamordowany przez Gomeza, jak inni
  magowie ognia, oprócz Ciebie, Miltenie. Chodzi tu pewnie o Wolną kopalnię, która kiedyś
  należała do Nowego Obozu, czyli teraźniejszej lodowej krainy. Ruszamy. Stąd nie…
  co prawda najdłużej ale za to najbezpieczniej będzie z przełęczy. Milten!
Milten użył runy teleportacji i znaleźli się na przełęczy do Górniczej Doliny. Ruszyli, tą samą drogą co wtedy. Podróż zajęła trzy godziny. Gdy znaleźli się w lodowej krainie i ruszyli w stronę Wolnej Kopalni zauważyli lodowego golema.
- Dobra, Milten. Te golemy są bardzo wrażliwe na ogień. Traf w niego kulą ognia, to
  Powinien się rozsypać.
Bezimienny miał rację. Golem po kilku sekundach rozpadł się. Weszli do Wolnej Kopalni.
- Dobra, gdzie powinniśmy szukać?
- Proponuję w głównym szybie, tam gdzie znajduje się przetapiasz. – odpowiedział Wilk
Ruszyli. W głównym „pomieszczeniu” nie było nic. Tylko żelazna, potężna skrzynia.
- P-I-Ê-K-N-I-E.  Niby jak mamy to otworzyć? Diega nie ma, a On specjalizuje się w
  Umiejętnościach złodziejskich.
- Chłopie, przecież ja też byłem więźniem w kolonii! Każdy musiał kraść by przeżyć.
  Masz chociaż wytrychy? – zapytał Wilk
- Mam. Dwa. Więc ostrożnie się z nimi obchodź.
Wilk przysiadł przy skrzyni i zaczął otwierać. Wiedział, że od tej księgi zależą losy całej Myrthany. Na szczęście zamek stuknął i skrzynię można było swobodnie otworzyć. Wilk otworzył skrzynię i… wyleciał z niej szkielet, obciął Wilkowi głowę. Pozostali natychmiast zareagowali i załatwili szkieleta.
- WILK! NIE!
Milten zaczął modlić się do Innosa:
- Indosie, daj nam siłę, oraz błogosławieństwo dla tych, którzy polegli w słusznej sprawie…
Bezimienny zaczął czytać kolejną księgę:

Ósmy brat sam do Ciebie przyjdzie. Poczekaj tam gdzie On zniknął.
Rodriguez

- No, dobra, jest zwój, ale co to znaczy? Sam przyjdzie? Zniknął?
- Pewnie chodzi o Diega. Może ucieknie porywaczom i przyniesie nam księgę? Zaginął
  W chacie Cavalorna.
- Więc chodźmy tam.
Teleportowali się do przełęczy. Ruszyli tą samą drogą co zwykle. Gdy doszli do chatki cavalorna, czekali dwa dni.
- Nikt nie przyjdzie. Ten wpis to pic na wodę. Może to fałszywa księga? – zapytał
  Bezimienny
- Nie, to nie w stylu magów. Magowie nigdy nie kłamią musimy Czeka…Diego!
Diego powolnymi krokami zbliżał się do chaty. Widać było, że nie widział jedzenia od czasu porwania.
- Gdzie Ty byłeś?!
- Po...rwa…li mnie…mam księgę…ukradłem….pić…
- Hej, Biff! Daj mu wody i mięsa!
- Robi się!
Diego zjadł, ukoił pragnienie i odpoczął.
- A teraz mów. Co się stało?
- Porwali mnie poszukiwacze podczas gdy tu nocowaliśmy. Chcą zebrać pozostałe księgi. Na
  Szczęście ukradłem im tę zanim zdążyli ją przeczytać. Nie mają szans.
- Bardzo dobrze. Pokaż księgę!
- Proszę.

Jeżeli to czytasz to znaczy że to jesteś Ty. Ruszaj do dziewiątego brata. Idź tam, gdzie nie dotrze żadna pozbawiona skrzydeł istota.
Damarok

- No tak! Przypominam sobie te słowa. Wypowiedział je ognisty smok przed bitwą.
  Pokonałem go i chodziło o jego skarb. Jednak wystarczyło się trochę powspinać, by do
  Niego dojść. Miltenie, teleportuj nas do starej wieży Xardasa.
Gdy znaleźli się w wieży kwestia dotarcia do „pół wulkanu” była niczym. Szli wąwozem wśród skał, to była jedyna droga.
- Gdy tędy szedłem do smoka, ta droga była najeżona jaszczuroczłekami. Teraz ich już nie
  Ma.
Szli dalej. Doszli prawie na szczyt.
- No dobra, teraz trzeba się powspinać. Diego jest najzręczniejszy, lecz…jesteś bardzo
  Wyczerpany…dasz radę?
- Pewnie.
Diego zaczął się wspinać. Wiedział, że jeżeli spadnie to może pożegnać się z życiem.
Złapał się kolejnego kawałka skały…ułamał się. Diego zaczął lecieć w dół. Milten się rzucił i Diego wylądował na nim.
- Milten! Oszalałeś?
- Uuaahh… boli…Diego, połamałeś mi kości!
- Trzeba się było nie rzucać. Uratowałaś mi życie! Dziękuję…ale co z tobą?
- Bezimienny ma dość energii by teleportować nas jeden raz do zamku…
- O cholera! Krzyknął bezimienny. Przecież zawsze noszę przy sobie zwój z telekinezą!
  Wystarczy jej użyć i księga spadnie do nas.
Bezimienny przywołał księgę, a właściwie księgi. Było ich sześć.
- Ehh…niektóre z nich to zwykłe księgi opisujące magię, i inne rzeczy. Ta jest właściwa:

Połamane kości, zawalone mury, demon…dziesiąty brat nad gruzami…
Corristo

Bezimienny postanowił potem rozmyślać nad znaczeniem tych słów, na razie teleportował wszystkich do zamku. Natychmiast udał się do kapitana.
- Kapitanie Gorondzie! Pamiętasz mnie? Służyłem dla Ciebie jako zwiadowca! Zabiłem
  Smoki!
- No tak. Pamiętam Cię. Czego chcesz?
- Co mogę poradzić na to, jeżeli mojemu przyjacielowi połamały się kości?
- Jedyne co możesz uczynić, to użyć czaru z wielkim uleczeniem, niestety nie posiadamy
  Takiego tutaj.
- Dziękuję za informację. – odrzekł Bezimienny z ironią.
Bezimienny poszedł do Miltena objaśnić mu co trzeba zrobić. Ten uznał, że zostanie tu dopóki czegoś się nie wymyśli. Użył czarów i przekazał cześć swojej energii mana by Bezimienny mógł czarować, czyli konkretniej używać czarów teleportacyjnych.


Wszyscy wypoczęli. Bezimienny otworzył księgę i pomyślał:
„pewnie chodzi o zawaloną świątynię śniacego. Księga musi leżeć gdzieś w gruzach.”
Bezimienny wziął ze sobą tylko Biffa. Diego potrzebował odpoczynku.
Teleportował siebie i Biffa do staraj wieźy Xardasa. Stamtąd było blisko do dawnego miasta orków, gdzie wcześniej mieściła się świątynia. Gdy dotarli, zaczęli szukać. Biff znalazł księgę i zamiast powiedzieć Bezimiennemu, spróbował ją otworzyć. Błysnęło czarne światło. Biff padł martwy. Bezimienny od razu podszedł. Biff nie miał żadnych ran. Po prostu był martwy. Bezimienny otworzył księgę i nic się nie stało.
- Fajnie. P-I-Ê-K-N-I-E. Widać tylko ja, wybraniec mogę pootwierać te księgi. Dlatego
  Magowie nie zebrali się wcześniej i nie zniszczyli bariery. Tylko ja mogłem to zrobić,
  Ale zrobiłem to w inny sposób – pokonałem ÂŚniącego. ÂŻegnaj Biffie…

Jedenasty brat znajduję się tam, gdzie kiedyś istniał związekj skały z ogniem.
Saturas

- To oczywiste. Forteca, dawna siedziba kamiennego smoka. Teleportuję się do przełęczy,
  Zejdę w dół i popłynę rzeką.
Jak powiedział, tak zrobił. Wkrótce dotarł do fortecy. Zauważył kamiennego golema.
- Szkoda, że nie mam młota. No coż, mój miecz musi wystarczyć.
Ruszył do ataku. Zanim golem zdążył zareagować, Bezimienny zadał mu kilka ciosów mieczem. Niewiele brakło by golem się rozpadł. Lecz ten zareagował i jednym potężnym ciosem kamiennej pięści odwalił Bezimiennego na kilkanaście metrów. On zaś wiedział, że musi wstać i walczyć. Wstał, i jednym potężnym ciosem miecza zmiażdżył golema.   Rozsypał się. Bezimienny poszedł do pozostałości skarbu lodowego smoka. Było tam trochę złota, kilka ksiąg i miecz. Od razu chwycił właściwą księgę.

Dwunastu braci jeden ojciec złączy. Wyjdź z groty i patrz na północ.
Voroxis

- Hmm? A gdzie jedenasta? Zaczął przekopywać się we wszystkich księgach które były na  miejscu…
- Uff…jest!
Księga była pusta, jedynie zwój z zaklęciem.
- W takim razie postępujemy zgodnie z instrukcjami zawartymi w ostatniej księdze.
Bezimienny wyszedł i nie uwierzył własnym oczom. Wybudowała się wieża, podobna od wieży Xardasa. Od razu ruszył do niej. W głównym pomieszczeniu czekał na niego mag.
- Witaj. Spodziewałem się Ciebie. Mam na imię Karaxos. Jestem magiem…hmm…
  ÂŻeby było zrozumiale: magiem ognia, wody, ziemi i powietrza w jednym.
- Hm. Faaajnie. Ale co masz mi powiedzieć? Mam 12 zwojów z zaklęciami.
- Tak, a ja mam trzynasty. Wykradłem go dawno temu Xardasowi, jak widać to się teraz
  Przyda.. Jeżeli dasz mi te 12 zwojów, je połączę wszystkie i będę mógł zniszczyć barierę
  otaczającą  Wieżę Xardasa. Jednak pamiętaj. W wieży jest informacja, gdzie jest Xardas,
  jednak nie   Jesteś gotów  stanąć z nim do walki. Weź czterech nowych towarzyszy i idź do
  Jarkendaru  Po wyposażenie starożytnych budowniczych. Niech każdy posiądzie inne.
  umiejętności.  Daj mi zwoje to z tego miejsca mogę przystąpić do detonacji bariery
Bezimienny ufaj Karoxowi. Dał mu zwoje i po chwili w momencie gdy zetknęły się ze zwojem Karoxa, połączyły się w jedność. Karox wypowiedział zaklęcie. Nic nie było widać.
- Już po wszystkim. Ręczę że bariera już nie istnieje. Dam ci radę: Zostaw swoich przyjaciół
  Tam gdzie są. Nie będzie z nich już pożytku. Są zbyt wyczerpani. ÂŻegnaj.
Nagle wieża zniknęła, a Bezimienny stanął na ziemi. Wiedział co teraz zrobi.

ROZDZIAÂŁ XI – STAROÂŻYTNE MOCE

Teleportował się do zamku. Powiadomił Diega i Miltena o tym co się stało, wziął ze sobą Diega i wyruszył  w drogę powrotną do Khorinis.
Gdy przeszli przez przełęcz i znajdowali się już na terenach Khorinis Bezimienny powiedział:
- Słuchaj. To, że orkowie napadli na miasto jest prawie pewne. W górniczej dolinie zostali
  Tylko Ci, którzy oblegają zamek. Musimy czym prędzej wyruszyć na obszar który znajduje
  Się za górami na północnym wschodzie. Ja i magowie wody uruchomiliśmy portal do tego
  Miejsca. Posiądziemy moc starożytnej cywilizacji która kiedyś zamieszkiwała tamte tereny,
  Dopiero potem wyruszymy do wieży Xardasa. W wieży jest jedynie wskazówka gdzie jest
  Xardas, więc nie ma znaczenia co zrobimy najpierw. A Portal do Jarkendaru, czyli miejsca
  Za górami jest bliżej. Tam sformułujemy nową drużynę i ruszymy by pokonać Xardasa.
Widać było, że Diego nie do końca rozumiał o co chodzi, ale przytaknął i postanowił wykonywać polecenia Bezimiennego.
- Dobra, teleportujemy się do gospody Orlana, stamtąd idziemy do kamienia teleportacyjnego
  I będziemy przy portalu.
Po chwili znaleźli się za górami na północnym wschodzie.
Wyszli na powierzchnię, gdyż portal był pod ziemią.
- Saturasie! Saturasie!
- Synu! Powróciłeś do nas! Co cię tu sprowadza?
- Są tu jacyś członkowie wodnego kręgu?
- Tak, jest dwóch nowych, Korakos oraz Laxor.
- ÂŚwietnie! Potrzebuję ich, oraz jakiegoś maga. Najlepiej Ciebie.
- Powoli. Najpierw powiedz, o co chodzi.
- Dobra. W skrócie: mam zamiar posiąść moc starożytnych budowniczych z innymi i
  Ostatecznie pokonać zło. Nawet nie wiesz co się dzieje! Khorinis i stolica oblężone!
- Co? Dobrze. Ale nie mogę pójść z wami. Weźcie Riordiana.
- W porządku. Idziemy…ale najpierw do Cronosa po mapę Jarkendaru.
Bezimienny poszedł do Cronosa po mapę, poprosił Myxira o zaznaczenie na niej domów starożytnych budowniczych, po czym zebrał drużynę. Diego, mag wody Riordian, oraz dwóch nowych członków wodnego kręgu, Korakosa oraz Laxora. Wiedział że można na nich polegać, ponieważ magowie wody poddają każdego nowego członka wodnego kręgu testowi, dopiero wtedy ich przyjmują. Postanowili, że najpierw udadzą się do Starożytnej Biblioteki Uczonych, gdzie przywołają ducha ich przywódcy, by przekazał Riordianowi swą wiedzę. Każdy członek drużyny; Diego, Bezimienny, Milten, Korakos i Laxor mieli przywołać jednego z przywódców dawnych klanów, by posiąść ich wiedzę. Gdy doszli do Kanionu, Bezimienny zaproponował:
- Hmm…w Bibliotece może być niebezpiecznie, można by pójść do piratów, mam dobre
  Układy z… przerwał, bo przypomniał sobie że piraci dawno temu wypłynęli na kontynent.
- Wiem, wiem, ale piratów już tam nie ma – odparł Diego. Idziemy!
Poszli. Poza Wilkami, polnymi pełzaczami, brzytwiakami oraz kilkoma pojedynczymi orkami nie mieli większych kłopotów. Nikt nie odniósł żadnych ran. Gdy doszli do biblioteki, Rioriadin rzekł:
- Cóż, Kamiennych Strażników tu nie będzie, ponieważ załatwiłeś wszystkich, załatwiając
  Kruka. Mogą być tam za to inne potwory, lecz to mało prawdopodobne, bo byłeś tutaj
  Niedawno – spojrzał się na Bezimiennego. Chodźmy.
Ruszyli do środka. Nie było nikogo. Otworzyli drzwi do następnej komnaty…
W środku było pełno trupów. Wszyscy, poza Bezimiennym, tak się przestraszyli, że prawie by zemdleli, lub nawet dostali zawału.
Bezimienny wszedł do środka. Na środku komnaty stał grób. Uchylił wieko…
Trupy Ożyły! Było ich z dziesięciu.
- DO BRONI!!
Zaczęła się bitwa. Bezimienny zrobił piękny obrót swoim ostrzem na smoki i powalił trzech zombie. Diego zdjął dwóch z łuku, Riordian zapalił dwóch kulami ognia, a Koraksos oraz Laxor powalili ostatnich trzech.
- Kaszka z mleczkiem, hehe… - powiedział Bezimienny
- Taa…Zombiaki są strasznie wolne, dlatego zanim zdążą zadać cios można je zabić.
  Myxir dał Ci zwoje przywołujące. Wypowiedz zaklęcie Riordianie.
- FORUS LAMBADORS WORIS! PRZYZYWAMY CIÊ, PRADAWNY PRZYWÓDCO
  KASTY UCZONYCH!
- Kto śmie zakłócać mój spokój?
- Potrzebujemy twojej pomocy.
- Musisz przekazać mi swoje moce i wiedzę, byśmy mogli pokonać zło!
- Niby czemu miałbym wam ufać?
- Ponieważ to jest wybraniec Innosa, a niedawno zabił Kruka – chciał zniszczyć cały ÂŚwiat,
  Lecz Quahodron mu zaufał. To chyba wystarczający dowód.
- Dobrze. Przekaże Ci swoją wiedzę.
Duch zniknął, a Riordian jakby zabłysnął.
- Czuję się mądrzejszy! Powiedział Riordian
- ÂŚwietnie! To znaczy, że to działa. Teraz kogo przypakujemy, hehe…
- Może Ciebie! Tobie przyda się moc wojownika, więc chodźmy do fortecy na wschodzie,
  Lecz…
- Co?
- Kruk kiedyś przyzwał Khardimona…
- Ale przecież przywódcą kasty wojowników był Quahodron, który był w zupełnie innym
  Miejscu. Już raz go przywołałem, trzeba spytać Myxira, co teraz zrobić. Chodźmy, kiedyś
  Uruchomiłem teleporty. Jeden jest w jaskini niedaleko. W ten sposób szybciej dostaniemy
  Się do pozostałych magów.
Poszli do teleportu, potem od razu do myxira.
- Udało się nam! Riordian posiadł moc starożytnego przywódcy uczonych!
- To naprawdę niesamowite! Po co przyszliście znowu?
- Kiedyś Bezimienny przyzwał Quahodrona, czy można to zrobić drugi raz?
- Oczywiście, trzeba tylko użyć innego zaklęcia. Proszę, opracowałem je już wcześniej.
- Dzięki. Ruszamy dalej!
Nie było problemów z podróżą, gdyż użyli teleportu który prowadził w okolice grobowca.
Gdy doszli, nie było już żadnych niespodzianek, gdyż Bezimienny już się rozprawił z wszystkimi potworami z tego miejsca już wcześniej.
- Bezimienny stanął przed grobem… XORIS NADAR!
- To znowu Ty! Udało Ci się…udało Ci się przejść pułapki w ÂŚwiątyni Adanosa!
- Tak. Przybyłem, byś przekazał mi swoją moc i wiedzę.
- Już raz mnie nie zawiodłeś, nawet nie pytam po co Ci ona, gdyż na pewno godnie ją
  Wykorzystasz.
Quahodron zniknął, A Bezimiennemu zakręciło się w głowie…
- AAH!! Czuję się…Czuję się…jak jakiś paker który jest jak cholera zmęczony…chodźmy do
  Magów, i tak jest już strasznie późno.


Następnego dnia wszyscy obudzili się wypoczęci, gotowi do kolejnych zmagań. Bezimienny i Riordian posiedli już swe nadzwyczajne moce, lecz musieli je jeszcze posiąść Koraks, Laxor oraz Diego. Bezimienny udał się do Saturasa.
- Saturasie, pamiętasz o tym że Kruk przyzwał niegdyś Khardimona?
- Tak. O co chodzi?
- O to, że chciałem się Ciebie spytać której kasty był przywódcą.
- Oczywiście kasty kapłanów.
- Dziękuję Ci.
Bezimienny udał się do Myxira.
- Czy przygotowałeś zwój ze słowami które pozwolą nam ponownie przyzwać Khardiomona?
- Tak. Proszę, oto on.
Bezimienny zebrał całą drużynę i rzekł do wszystkich:
- Wszyscy wiemy, że grób kolejnego ducha znajduję się na terenach bandytów.
  Mamy tu jeden pancerz bandyty. Jest On niezbędny, aby bandyci nas nie atakowali.
  Możemy więc wysłać jednego z nas by posiadł On moc Khardiomona, zaatakować
  Bandytów, albo liczyć że ich przywódca Thorus jeszcze mnie pamięta i nikt nic nam nie
  Zrobi. Co więc proponujecie?
- Najlepiej pójdź do nich w pancerzu, przypomnij Thorusowi o sobie, i spytaj się go czy
  Możesz wkroczyć z przyjaciółmi na ich teren. Pasuje wam coś takiego? Zapytał Diego.
- Tak! Odparli wszyscy razem
- Dobrze więc. Idę.
Bezimienny udał się do teleportu który prowadził na tereny bandytów. Gdy już się tam
Znalazł, błyskawicznie poszukał Thorusa. Lecz, niestety, nie mógł go odnaleźć.
Zapytał się pierwszego lepszego bandyty, gdzie jest Thorus.
- Ha, gdy zaatakowaliśmy piratów Oni go zabili. Teraz przywódcą jest były bandyta.
  Nazywa się Skinner. Jak zwykle śpi, lecz teraz znajduje się w chacie na najwyższym
  Poziomie.
ÂŚwietnie – pomyślał Bezimienny. Skinner zabijał ludzi którzy go budzili. W takim razie bezpieczne przejście przez obóz to już tylko marzenie. Pomyślał o ataku, i zliczył wszystkich bandytów którzy są w obozie. Naliczył jedynie 13. Piraci musieli ich nieźle roznieść.
Bezimienny postanowił, że wszyscy skorzystają z kamienia teleportacyjnego który prowadził na górny poziom obozu, stamtąd spróbują po cichu zabić tych, którzy będą im przeszkadzać.
Bezimienny i Riordian posiadali już moce, pancerze oraz uzbrojenie starożytnych, więc walka powinna być dużo łatwiejsza. Gdy już wszyscy byli gotowi, przeteleportowali się. Nikt ich nie zauważył. Skoro tak, postanowili po prostu wejść do grobowca, który zresztą znajdował się tuż koło nich. Weszli do środka. Już nikogo tam nie było, nawet ożywieńców. Więc Diego staną przed grobowcem i powiedział:
FORUS MADAR!
Rozbłysnęło fioletowe światło. Pojawił się duch.
- Już wszystko wiem! – rzekł duch.
Diego poczuł gwałtowny przypływ energii. Widać duch rzeczywiście wszystko wiedział i od razu przekazał Diegowi swą moc.
- No dobra, wychodzimy! Powiedział Bezimienny
Gdy zbliżali się do wyjścia, zobaczyli bandytę, z wzajemnością.
- SKINERZE!! SZEFIE!!
Bandyta od razu zaczął uciekać.
Riordian miotnął w niego kulą ognia, ale ta trafiła w ścianę nad portalem (wyjściem). Dzięki mocy, którą posiadał Riordian, wszystko się zawaliło.
- O nie! I jak stąd teraz wyjdziemy? – zapytali członkowie kręgu wody
- Ja wiem! Musimy przejść przez komnaty Adanosa. Na szczęście znam układ pułapek, więc
  Nie będzie problemu.


- Nieeee!!! Laxorze, nie tam!
Za późno. Laxor wszedł w korytarz, gdzie wysuwały się kolce z podłogi. Już nie żył.
Korakos padł. NIEEEE!!!!!  LAXORZE!!!! NIE!!!!
- Korakosie….musimy iść dalej…
Korakos wstał, jego twarz była cała we łzach…
Na szczęście dalszy etap wędrówki odbył się bez niespodzianek. Bezimienny bezbłędnie przeprowadził drużynę przez zapadnie i komnatę z kolcami. Przeszli przez komnatę w której Bezimienny niegdyś stoczył walkę z Krukiem. I doszli do kamienia teleportacyjnego, po czym teleportowali się do siedziby magow. Od razu poszli do Saturasa.
- Saturasie…Laxor…nie żyje.
- CO?! Jak to się stało?!
- Musieliśmy przejść przez komnaty Adanosa, gdyż Riordian zniszczył wejście. Laxor
  Pomylił korytarze….
- Czemu ceną za wojnę ze złem są tacy dobrzy ludzie….
- Przyjdzie jeszcze czas na opłakiwanie Laxora, lecz nie teraz. Trzeba zapobiec złu.
  Potrzebujemy nowego człowieka do naszej ekipy.
- Nie pozwolę na śmierć kolejnego członka kręgu wody! Idę z wami! Odparł Saturas
- ÂŚwietnie! Kogoś takiego jak Ty było nam potrzeba. Tobie przyda się moc Uzdrowiciela.
- Więc chodźmy do Myxira, po słowa niezbędne do przebudzenia.
Poszli. Myxir dał im niezbędne słowa. Teleportowali się do doliny.
- Poczekajcie chwilkę! Zaraz wracam!
Bezimienny poszedł do chatki Eremity. Leżeł On na Ziemi….ledwo dyszał.
- Szybko! Chodźcie tu!
Saturas i Riordian szybko uzdrowili Eremitę.
- Co Ci się stało?
- Z tamtych dwóch budynków wychodzą w nocy dziwne stworzenia…zaatakowały mnie,
  Cudem uszedłem z życiem.
- Cholera chyba czeka nas ciężka przeprawa…
- No nic, idziemy! Trzeba ocalić świat, hehe….
Po drodze nie napotkali nic ciekawego, jedynie kilka preriowych ścierwojadów, oraz bagiennych szczurów. Ich uwagę zwrócił jednak bagienny golem. Saturas i Riordian rzucili w niego kilka czarów, już nie żył. Szli dalej. Stanęli przed ÂŚwiątynią Strażników Umarłych.
Weszli do środka. Spodziewali się hordy zombie czy szkieletów…NIC.
Poszli dalej. Znaleźli grobowiec. Korokos wziął słowa….XORIS XEND!
Duch się nie pojawił. Nic. Korokis padł na ziemię
- Nic Ci nie jest? Podziałało?
- Nie….nie wiem. Teleportujmy się do naszej siedziby. Muszę odpocząć, wy zresztą też.
Saturas przeteleportował wszystkich. Od razu położyli Korokosa do łóżka. Sami też udali się spać.


Wszystkich obudził głos:
- Hej ludziska, wstawać, musimy ruszać w drogę!
Był to Korokos, najwyraźniej wszystko się udało.
- Korokosie, dopiero świta….
- Właśnie dlatego musimy ruszać! Koniec spania. Jemy śniadanie i do kolejnej świątyni!
- No dobra. – odprał Bezimienny.
Ponieważ nikt nie miał zamiaru słuchać Korokosa, Bezimienny krzyknął:
WSTAAAAAWAAAAAÆ!!!!
- Dobra, dobra, i po co się tak wydzierać?!
Wszyscy wstali, zjedli śniadanie, i wyruszyli.
- Czekajcie! Powiedział Korokos. Przecież potrzebujemy słów do przyzwania od Myxira.
- To idź po nie – odparł Saturas.
Korokos poszedł po słowa, wszyscy wyruszyli. Poszli do kolejnej świątyni, świątyni uzdrowicieli. Ponownie spodziewali się jakichś potworów, lecz znowu nic. Saturas stanął przy grobie, wypowiedział słowa. Ziemia się zatrzęsła, buchnęło światło.
- Hehe, fajne uczucie. Mam mały mętlik w głowie, ale chodźmy.
- Ok., idziemy.
Bezimienny wyszedł, i zobaczył przerażający widok: ze świątyni Strażników Umarłych
Zaczęły wychodzić dziesiątki ożywieńców, a było ich coraz więcej.
- SZYBKO!! DO TELEPORTU!!
Wszyscy jak najszybciej starali się przebijać przez ożywieńców. Gdy wszyscy byli już w kwaterze magów, zobaczyli że zombie wychodzą z portalu!
- SZYBKO!! DO PORTALU!! DO KHORINIS!!
Wszyscy, łącznie z magami wody i członkami wodnego kręgu, pobiegli do świątyni, i przez portal.
- Szybko! Wyjąć ornament! Wyłączyć portal.
Bezimienny szybko wyjął ornament.
- Zniszczyć go?
- Nie! Krzyknęli członkowie Wodnego Kręgu.
- Tak! Krzyknęli magowie.
Podzielcie go i ukryjcie w różnych miejscach, a mapę dajcie Saturasowi.
- W porządku!
I na tym skończyło się poszukiwanie Starożytnych Mocy oraz historia Jarkendaru…

ROZDZIAÂŁ XII – STRAÂŻNICY XARDASA

Drużyna wyszła z budynku w którym znajdował się portal. Mieli mapę do miejsca w którym znajdował się Xardas, starożytne moce budowniczych, oraz ich uzbrojenie. Okazało się że miejsce w którym znajdował się Xardas to południowa ÂŚwiątynia Beliara, czyli braciszek Dworu Irdorath. Tak więc udali się do Khorinis, tam wynajęli potrzebną załogę do kontrolowania okrętu, gdyż w piątkę by sobie nie poradzili. Wszyscy kupili potrzebne zapasy, i wsiedli na statek.  Kapitanem statku został Korokos, gdyż miał On całkiem wysokie kwalifikacje: był kiedyś zastępcą kapitana pewnego okrętu zwiadowczego. Podróż przebiegła całkiem spokojnie, po dwóch dniach było już widać klify, podobne do tych jakie były na Dworze Irdorath. Przybili do brzegu, na razie spokojnie.  Wszyscy wyszli ze statku. Otoczenie wyglądało mniej więcej jak na dworze Irdorath. Zobaczyli 10 orków-elit.
- No dobra, Saturas, Diego…skorzystajcie z mocy, i walnijcie w tych orków czym tam  
  Macie…
- Hehe, się wie….
Ogromna kula ognia jakby trochę zbuzowana z piorunem kulistym i bryłą lodu wyleciała z rąk Saturasa, podobna z Riordiana, a Diego wystrzelił 5 magicznych strzał ze swojego magicznego łuku. 7 orków padło od razu. Korokos i Bezimienny wyciągnęli miecze i posiekali pozostałą trójkę.
- No, jeżeli moce mają być takie, to ja jestem szczęśliwiutki.
- Ja też. – odparli wszyscy naraz.
Ruszyli dalej. Klify były coraz rzadsze, teraz było więcej olbrzymich kolumn.
Póki co, nie było żadnych przeszkód. Dalej – nic. W końcu ujrzeli drzwi. Bezimienny podszedł do drzwi i spróbował je otworzyć. Były zamknięte na cztery spusty.
- Odsuń się – powiedział Saturas
Bezimienny się odsunął, a Saturas cisnął w drzwi czar. Nic.
- Czekajcie! Co Xardas mógłby wymyśleć jako hasło do drzwi?
- Nie wiem….może coś co kiedyś używał z Tobą…
- No jasne! XARAK BENDARDO!
Wszystkich wciągnęło do środka.
Gdzie jesteśmy? – zapytali wszyscy naraz.
Skąd mam wiedzieć – odparli wszyscy.
Byli w dość dużym pomieszczeniu. Na boki odchodziło kilka pokoi, lecz wszyscy ruszyli razem, przed siebie. Na końcu komnaty stało 5 szkieletów, bardzo groźnie uzbrojonych, w bardzo solidnych zbrojach. Saturasie, Riordianie, Diego…
Wystrzeliły czary i magiczne strzały. Wszystko wniknęło w jednego szkieleta, od razu padł. Pozostali od razu ruszyli. Korokos i Bezimienny od razu popędzili do boju, Bezimienny chciał odciąć czaszkę pierwszemu, lecz ten z łatwością odbił cios i odepchnął Bezimiennego do tyłu. Szkielet już chciał zadać ostateczny cios, lecz Korokos szybko zainterweniował i przeciął go na pół. Niestety, to spowodował brak uwagi na innych i Korokos dostał potężny cios w plecy. Padł. Bezimienny szybko wstał i ruszył dalej do boju. Diego również wyciągnął miecz, bo zorientował się że nawet magiczne strzały nic to nie pomogą. Szybko ruszył na pomoc Bezimiennemu, a Saturas i Riordian zabili kolejnego magią. Zostało jeszcze trzech. Magowie zamrozili jednego, a Diego szybko to wykorzystał i posiekał go na drobne kawałki. Bezimienny walczył z dwoma naraz, niestety teraz przeszedł głównie do defensywy. Diego zakradł się od tyłu, lecz nie spodziewał się, że szkielet to zauważy, i gdy miał zadać cios to szkielet błyskawicznie się odrócił i wbił Diegowi miecz w głowę. Jeden ze szkieletów pobiegł w stronę magów. Ci połączyli moce i rzucili zniszczenie ożywieńca, lecz nie podziałało. Szkielet zabił Riordiana, a Saturas wyrzucił z siebie ostatki sił i rzucił najpotężniejsze zaklęcie jakie posiadał. Szkielet padł, lecz ten czar wymagał całkowitego wytracenia energii życiowej. Saturas skonał z braku energii. Został tylko Bezimienny pojedynkujący się z ostatnim. Szkielet rozłożył Bezimiennego na podłogę, lecz ten szybko zadał cios w nogi i szkielet padł. Potem pozostały tylko formalności – dobicie.
- Gratulacje!

ROZDZIAÂŁ XII – XARDAS

Bezimienny wstał, otrząsnął się. Był w wielkiej, przeogromnej komnacie. Obejrzał się za siebie. Drzwi nie było. Lita ściana. Ruszył przed siebie.
- Witaj! – ponownie rozległ się głos, niewiadomo skąd.
Bezimienny od razu rozpoznał głos Xardasa.
- Pokaż się!
- Proszę Bardzo!
Oślepiający błysk. Bezimienny nie zwrócił na niego uwagi, wypatrywał się w  Xardasa.
W końcu się ukazał.
- A więc jednak udało Ci się tu dostać….Jestem pod wrażeniem…ale i tak nie masz tu czego
  Szukać! Zaraz zginiesz, a zło zatryumfuje.
- Mylisz się! Nie masz nic poza mocą smoka ożywieńca, którego JA pokonałem, więc tak
  Samo mogę pokonać Ciebie!
- Tak sądzisz? Nie wydaje mi się. Myślisz, że lata studiów, samotne życie, praktykowanie
  Nakromanstwa, to nic?
- Tak! To nic! Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
- Owszem…Giń!
Xardas rzucił przeraźliwy czar w stronę Bezimiennego, lecz ten z łatwością odbił go swoim mieczem otrzymanym od Quahodrona. Bezimienny zaczął biec w stronę Xardasa, już był blisko, miał mu odciąć głowę…Xardas pojawił się na drugim końcu Sali, rzucił kolejny czar, który zadziałał na całą salę, Bezimienny odniósł pewne obrażenia, lecz nadal trzymał się na nogach.
- To wszystko na co Cię stać?! Buahahahahahahaha!!
Bezimienny rzucił Bryłę lodu w Xardasa, trafił. Xardas rozprostował się, ziewnął, wyszedł z bryły…
- ÂŻałosne są te Twoje zabawki….
Xardas zbliżył się do Bezimiennego, rzucił na niego tchnienie śmierci, Bezimienny odbił czar mieczem, trafił prosto w rękę Xardasa.
- AAAARGGHH!! Moja ręka!
Ręka Xardasa całkowicie się spaliła.
- Dość Tego! Giń!
Xardas rzucił kolejny czar, najsilniejszy jaki posiadał. Bezimienny ponownie spróbował odbić go mieczem, lecz to tylko skończyło się rozsypaniem miecza na drobne kawałeczki, i ugodzeniem czarem Bezimiennego. Bezimienny padł. Xardas do niego podszedł, i rzekł:
- Widzisz? Ja jestem niepokonany. Zaraz zginiesz…
- Innosie…pomóż mi….
- Zamknij się, Twój Bóg nie mieszka Tu!
Nagle Bezimienny usłyszał głos w swojej głowie: Niech moc Adanosa zawsze będzie z Tobą.
Bezimienny szybko chwycił za magiczny sztylet, podskoczył i wbił go Xardasowi w serce.
Yyy….yyy….hhhyyhhh…..
Xardas skonał. Bezimienny przeteleportował się z powrotem przez portal.
- Udało się! Xardas nie żyje!

Offline Nero

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 133
  • Reputacja: 0
Dalsze Losy Bezimiennego - opowiadanie
« Odpowiedź #3 dnia: 19 Wrzesień 2007, 17:53:04 »
ÂŚwietne opowiadanie. Długie i przejżyste. Ciekawy rozwój akcji. Początek trochę słaby ale potem się rozkrenca. Opowiadanie wyszło ci bardzo dobrze>morze nawet genialnie<. Nie będe oceniał błędów jeżeli jakieś są- nie patrzyłem. Daje ci zasłużone 10/10

Forum Tawerny Gothic

Dalsze Losy Bezimiennego - opowiadanie
« Odpowiedź #3 dnia: 19 Wrzesień 2007, 17:53:04 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top