Nie zamierzam się tu wdawać w dyskusje, chcę tylko powiedzieć, co sądzę o religiach i wierzeniach.
Nie wierzę w żadnego boga, żadną dziewicę, która urodziła, żadnego gołębia, który jest bogiem w trzeciej osobie. Nie wierzę w satana, którym się bóg wysługuje, przy okazji podrzucając mu materiał do palenia w piecu (czyli ludzi, których przecież bezgranicznie kocha...). Nie wierzę w duchy, demony i inne paranormalne rzeczy. Jestem niemal skrajnym racjonalistą. Jestem ciekaw, dlaczego opisane w Piśmie ÂŚwiętym (piszę z dużej litery nie z szacunku do tego, tylko, że traktuję to jako nazwę tejże księgi) to takie dziwne, z lekka paranormalne rzeczy, które teraz się praktycznie nie wydarzają. Bo co, może ktoś z was (katolików) idąc po ulicy upadnie na ziemię słysząc głos Jezusa i oślepnie? Bez powodu? Nie, takie rzeczy się nie wydarzają. A dlaczego kiedyś się ,,wydarzały" a teraz nie? Dlatego, żeby było trudniej udowodnić naukowo, że to bzdety.
Urodziłby się ktoś z was, katolików, w starożytnej Grecji, to zapewne miałby w głębokim poważaniu inne religie, tylko wierzyłby w Zeusa i resztę ferajny.
W sumie zastanawia mnie jedno: gdyby ktoś wypalił, że wierzy w greckiego Zeusa czy innego takiego, to byście go zapewne wyśmiali i kazali się leczyć. Ale gdy ksiądz rozprawia co niedzielę o Jezusie, który chodził po wodzie, z kilku bochenków chleba zrobił tyle, że wystarczyło dla wielu osób w jednej chwili, przyjmujecie to z powagą. Dlaczego? Religia katolicka wcale nie jest wiarygodniejsza od pozostałych.
Tak więc trzymajcie swoje bajeczki o bogu i raju po śmierci z dala ode mnie. Ja wolę być wolnym człowiekiem, który nie rezygnuje ze swoich potrzeb (mówiąc krótko: z masturbacji), bo jakiś rzekomy bóg tego zakazuje.