Forum dyskusyjne > Dyskusje na każdy temat

Kamienna Trójca

(1/1)

Insiderth:
"Kamienna Trójca"
cz.I - "Misja"

-Panie. Obud? si?!
Wsta? i zobaczy? swojego s?u??cego, schylaj?cego si? ku niemu.
-Lordzie Thandrusie, wzywa ci? król.


Wszed? do okr?g?ej komnaty, z wieloma obrazami przedstawiaj?cymi pradawne bitwy i bohaterów, oraz ozdobionej wspania?ymi, gotyckimi kolumnami. W komnacie by?y cztery okna – po jednym na ka?d? stron? ?wiata. Naprzeciwko drzwi sta? wynios?y, zdobiony mistycznymi znakami tron. Siedzia? na nim cz?owiek odziany w purpur? i czerwie?, z koron? wysadzan? brylantami.
- Królu, czy mnie wzywa?e?? – zapyta? Lord Thandrus
- Tak, mój drogi Thandrusie, wzywa?em ci?, poniewa? mam do ciebie piln? spraw?.
- Wykonam ka?d? twoj? pro?b?, cho?bym mia? ?ycie straci?.
- Wiem o tym, dlatego wezwa?em ciebie. Jak wiesz, od zachodu atakowali nas od dawna Orkowi wojownicy, pod przywództwem pot??nego maga – Mingaliona. Otó? sta?o si? to, czego najbardziej si? obawiali?my – zdobyto twierdz? Ar-Titanh. Pewnie mówiono ci, co znajduje si? w owej twierdzy?
- Tak królu, wiem o co chodzi. Strze?ono w niej trzech Pradawnych Kamieni, zwanych Kamienn? Trójc?. Kamienie ?ycia, Odwagi i Mocy.
- Dok?adnie o to chodzi?o Mingalionowi – chce posi??? tajemnicz? moc Kamieni dla siebie, i obróci? królestwa Ras Sprzymierzonych w py?. Wybra?em ciebie, aby? przenikn?? do zdobytej twierdzy, wykrad? Kamienie i wróci? tutaj. Naszym magom uda si? je zabezpieczy? magi?, a my b?dziemy ich broni? or??em. Wyjedziesz na t? misj? sam, poniewa? to misja szpiegowska, a nie ofensywna. Nasi kowale dadz? ci przechowywane od prawieków uzbrojenie, aby? wykona? misj?. Czy podejmiesz si? tego, w imi? honoru i Przymierza?
-Tak królu, wykradn? Kamienie.


?egnano go, jakby by? ich najwi?kszym bohaterem. Gdy dowiedzieli si?, z jakiego powodu ich opuszcza, przygotowali mu drog?, a dzieci nazrywa?y kwiatów, i rzuca?y pod pot??ne kopyta jego konia. Gdy wyjecha? za bram?, ta zamkn??a si? z hukiem i tylko stra?nicy na wie?ach salutowali mu. Pospieszy? konia, i skr?ci? na zachód.



"Kamienna Trójca" cz.II - "Kamienna Trójca"

Jecha? nieprzerwanie przez dwa miesi?ce, rzadko kiedy robi?c postój. Warto tu wspomnie? o jednym wydarzeniu:
Otó? pewnego dnia, jad?c jakim? polem, zauwa?y? ?wiat?o w oddali. Pospieszy? konia, i zwróci? go w kierunku owego ?wiat?a. Gdy dojecha? na jakie? wzgórze, w dole zobaczy? kilku orkowych genera?ów na naradzie! Przesz?a mu przez my?l próba zaatakowanie ich, ale pó?niej pomy?la?, ?e skoro oni si? tu naradzaj?, to twierdza jest s?abiej broniona. Szybko wsiad? na swojego wierzchowca i pop?dzi? dalej.

Gdy po oko?o dwóch miesi?cach wjecha? na jakie? wzgórze, my?l?c, ?e ma jeszcze du?o drogi do przebycia, nagle zatrzyma? konia i popatrzy? z niedowierzaniem w dó?. By? tu? pod Ar-Ttanh. Zsiad? z konia, i pu?ci? go wolno. Sam go tresowa?, wi?c jego wierzchowiec zapami?tywa? drog? jak? przeby? i potrafi? wróci? do miejsca wyjazdu. Thandrus umia? dostroi? swój gwizd, aby us?ysza? go jego ko? i przyby? jak najszybciej – nieraz uratowa?o mu to ?ycie.

Gdy straci? zwierz? z oczu, powoli zszed? po wzgórzu. Mia? jeszcze du?o drogi to przebycia na nogach, lecz ca?y czas widzia? twierdz?. Ca?y czas szed? powoli, niemal si? skradaj?c, a gdy s?ysza? t?tent kopyt – przystawa? na chwil? i chowa? si? w najbli?szej k?pie krzaków. Wed?ug jego oblicze?, siedemnastego dnia od opuszczenia swojego wierzchowca, natkn?? ma?y patrol orków. Przyczai? si? aby ich pods?ucha?, lecz u?wiadomi? sobie, i? mówi? w zupe?nie nieznanym mu j?zyku. Nie czeka? wi?c d?u?ej. Wyj?? z pochwy miecz przodków i zaatakowa?. Niespodziewaj?cy si? niczego orkowie nie stawiali zbyt du?ego oporu, bo po prostu nie da? im na to czasu. Po wyr?ni?ciu ich w pie?, poszed? dalej my?l?c, ?e nawet gdyby jednego oszcz?dzi?, nie przyda?by mu si? – nie zna? ich j?zyka. Szed? dalej coraz cz??ciej chowaj?c si? przed patrolami. W ko?cu doszed? pod mury twierdzy. Jako ?e by?o to w ?rodku nocy, móg? podej?? pod sam mur. Obszed? twierdz? naoko?o, szukaj?c tajemnego wej?cia, dost?pnego tylko dla Ras Przymierza. W ko?cu, na miejscu, w którym wcze?niej przystan?? znalaz? trzy k?pki trawy u?o?one w rz?dzie. Poci?gn?? je w kolejno?ci: trzecia, pierwsza i druga, a przed nim otworzy?o si? przej?cie w murze.

Znalaz? si? w labiryncie przeró?nych tuneli i przej??. Postanowi? zda? si? na s?uch i ruszy? w kierunku najmocniejszego g?osu. To niemal go nie zgubi?o. Kiedy skr?ci? w tunel, z którego dochodzi? bardzo s?aby g?os, którego nie móg? rozpozna?, postanowi? i?? nim do samego ko?ca. Szed? owym tunelem bardzo d?ugo, nie wiedzia? ile, poniewa? pod powierzchni? nie móg? liczy? poranków. Kiedy prawie pada? z wycie?czenia, us?ysza? g?os, który potwornie wzmocni? bicie jego serca – g?os, który rozpozna?, by? g?osem orków. Nie mia? gdzie si? schowa?, wi?c wyj?? or?? z pochwy i zaczai? si? w ciemno?ci. Nikt nie nadszed?. Poszed? dalej, w kierunku, z którego us?ysza? orków. Szed? chwil?, po której stan?? jak wryty. Koniec tunelu. Pomy?la?, ?e orkowy g?os móg? by? jakim? omamem, lecz po chwili zauwa?y? dziur? w sklepieniu korytarza. To z niej dochodzi? g?os. Tam stacjonowali orkowie – tu? nad nim. „To musia?a by? pradawna pu?apka, jakich pe?no tu znajd?” – pomy?la? i z przera?eniem stwierdzi?, ?e ko?czy mu si? woda w buk?aku. Powoli, skradaj?c si? odszed? od dziury w suficie, a gdy oddali? si? wystarczaj?co, pobieg? poszuka? wody.
Gdy dobieg? prawie do pocz?tku korytarza, znów si? zl?k?. Rozwidlenie. Gdy szed? w tamt? stron?, nie zauwa?y? go, ale teraz nie wiedzia? gdzie ma i??. Postanowi? zda? si? na szcz??cie i ruszy? prawym korytarzem. Jak?e ucieszy? si?, gdy znalaz? si? nad ma?ym jeziorkiem w ?rodku jakiej? dziwnej, okr?g?ej jaskini. Ju? mia? si? z niego napi?, gdy przypomnia? sobie o poprzedniej zdradliwej pu?apce. Wyj?? z kieszeni kilka li?ci, z których mia? przyrz?dza? ok?ady w razie zranienia, wzi?? jeden z nich i zanurzy? do po?owy w jeziorku. Suchy li?? zrobi? si? zielony, jakby by? dopiero zerwany z drzewa! Thandrus nape?ni? buk?aki i po?o?y? si? przy jeziorku, aby odpocz?? po trudach ostatnich dni.

Obudzi? si? i przypomnia? gdzie jest. Od razu stan?? na nogi i wyruszy? dalej. Doszed? do rozwidlenia, przy którym wczoraj dopisa?o mu szcz??cie i skr?ci? w lewy korytarz. Po dotarciu na rozstaj, poszed? najcichszym korytarzem – drugim od lewej. My?la?, ?e w?drówka zaj??a mu dwie godziny – w rzeczywisto?ci by? to ca?y dzie?, po którym doszed? do nast?pnego rozwidlenia. Tym razem wybra? lewy korytarz i szed? nim kolejne kilka dni. Na ko?cu korytarza znalaz? kilka orkowych trupów i cia?o cz?owieka. Znalaz? przy nim buk?ak, który móg? mu si? przyda?. Jednak by? zawiedziony, poniewa? znów nad?o?y? drogi. Zawróci? i po kilku dniach dotar? do rozwidlenia i skr?ci? w prawo. Szed? nieca?e dwie godziny, ale znowu znalaz? si? w ?lepym zau?ku. Tym razem postanowi? pobiec, i po godzinie by? na rozwidleniu. Wszed? w korytarz prowadz?cy do g?ównego rozstaja dróg.

Po dotarciu na miejsce skr?ci? w ?rodkowy korytarz, który mia? zako?czy? jego b??kanie si? po tunelach. Ten korytarz by? najd?u?szy ze wszystkich, jakie dot?d obszed? i mia? kilka rozga??zie? po bokach. W ?adne nie skr?ca? i szed? g?ównym korytarzem, a? na jego ko?cu zauwa?y? malutkie ?wiate?ko. Zwolni? i szed? powoli i jak najciszej. Dotar? do wyj?cia z tunelu. Prostopadle do niego le?a? korytarz twierdzy, o?wietlony prymitywnymi lampami i wy?o?ony jakimi? p?ytami. O dziwo, nie by?o w nim ?adnego orka, twierdza na tym poziomie opustosza?a. Pobieg? po schodach na gór?, wiedz?c, ?e Trójca jest w pó?nocnej wie?y Ar-Titanhu. Gdy doszed? na miejsce o?lepi?o go jaskrawe bia?e ?wiat?o, znajduj?ce ?ród?o w piedestale, nad którym lewitowa?y trzy magiczne Kamienie – Kamienna Trójca. Zdziwi?o go, ?e nikt ich nie broni, lecz jego zaskoczenie nie trwa?o d?ugo. Ze ?cian wy?oni?y si? ogromne kamienne stwory, zapewne zostawione na stra?y przez Mingaliona. Thandrus rzuci? si? do ataku.

Po d?ugiej walce, ca?y poraniony, i strasznie wycie?czony Lord Thandrus wzi?? Kamienie z piedesta?u i ukry? si? w jakiej? skrytce. Postanowi? odpocz?? przed powrotem na dwór, razem z Trójc?.





"Kamienna Trójca" cz.III - "Droga donik?d"

Obudzi? si?. Rozejrza? si? dooko?a, sprawdzaj?c, czy orkowie nie wrócili do twierdzy. O dziwo nikogo nigdzie nie by?o. Jako, ?e by? ca?y poraniony, rozpali? ognisko, w szczelinie, w której si? chowa?. Po podsyceniu ognia, przytrzyma? nad nim ma?y garnuszek z wod?. Po zagotowaniu si? jej, rozmia?d?y? w r?kach zio?a, i wrzuci? je do wrz?tku. Wzi?? ma??, potargan? szmatk?, i obmy? ni? rany. Od razu poczu? si? lepiej. Odpocz?? chwil?, po czym schowa? Trójc? do ma?ej sakiewki i ruszy? w drog? powrotn?. Zszed? po schodach na najni?szy poziom, rozgl?daj?c si? za bram? wyj?ciow?. Zdziwi? si?, gdy niczego takiego nie dojrza?. Postanowi? przeszuka? inne korytarze Ar-Titanhu, aby znale?? wyj?cie, jako ?e zapomnia? ju? drog? przez tunele. Po d?ugiej w?drówce znalaz? nareszcie Bram? G?ówn? twierdzy. Podszed? do niej i pchn?? odrzwia. Nic si? nie sta?o. Popchn?? mocniej, ale nadal brama pozostawa?a w tej samej pozycji. Wtedy wyj?? z pochwy swój miecz i zacz?? uderza? nim w bram?. Po roztrzaskaniu cz??ci drzwi, przeszed? przez nie i odetchn?? ?wie?ym powietrzem.

Rozejrza? si? wokó?, lecz przerazi? si? okropnie. Nie wiedzia?, w któr? stron? ma pod??a?, poniewa? po d?ugim czasie sp?dzonym w twierdzy, zapomnia? drog?, któr? tu przyby?. Postanowi? zda? si? znów na szcz??cie, i skr?ci? na lewo. Spróbowa? przywo?a? swojego wierzchowca, gwi?d??c. Odczeka? po tym kilka minut, lecz nie zauwa?y? swojego konia. Powtórzy? t? czynno?? kilkakrotnie, ale zwierz? nie przybywa?o. Pomy?la?, ?e pewnie nie s?yszy go z tej odleg?o?ci, wi?c poszed? dalej na nogach. Szed? w zupe?nej ciszy, zastanawiaj?c si?, gdzie mogli podzia? si? orkowie. Co wieczór robi? przerw?, aby napi? si? i lekko zdrzemn??. Szed? dalej szukaj?c znaków wymarszu orkowych wojsk. Nic takiego nie znalaz?, a? do ko?ca swojej wielomiesi?cznej podró?y.

Wszed? do ma?ej gospody, w pierwszej od wielu miesi?cy osadzie ludzi. Od wyj?cia ze zdobytej twierdzy, ani razu nie spotka? oznak ?ycia. Gdy otwiera? drzwi gospody, przysz?o mu od razu namy?l, aby spyta? jak daleko znajduje si? od królewskiego dworu. Przy pierwszym stoliku siedzia?o kilku roze?mianych krasnoludów. Postanowi? spyta? kogo? innego, zauwa?aj?c dziwne rumie?ce na twarzach kar?ów. Przy nast?pnym stoliku siedzia?y cztery osoby. Troje z nich by?o lud?mi, a mi?dzy nimi siedzia?a posta? w br?zowym p?aszczu i kapturze naci?gni?tym na twarz. Ludzie, to jest dwóch m??czyzn w granatowych szatach i jedna kobieta w równie ciemnej szacie koloru purpury. „Magowie” pomy?la? od razu i podszed? do ich stolika. Gdy stan?? obok nich, tylko popatrzyli si? na niego i wrócili do rozmowy.
- Czy mog? was spyta? o kilka rzeczy? – zacz??
- Odpowiemy panu za chwil?, na razie rozmawiamy o sprawach Przymierza, o których pan zapewne nie ma poj?cia – odrzek? z sarkazmem jeden z m??czyzn
- Doprawdy? Jestem Lord Thandrus, dowódca si? dworu królewskiego, wys?any ju? dawno na misj?, w cele obrony Przymierza.
- Niemo?liwe, przecie? Lord Thandrus zagin?? wiele miesi?cy temu! – odrzek?a mu czarodziejka
- To naprawd? ja, lecz dopiero teraz wracam do zamku, a moja misja powiod?a si?. Mam do was kilka pyta?, oczywi?cie, je?li mo?ecie mi odpowiedzie?.
- Z ch?ci? porozmawiamy z panem i odpowiemy na wszystkie pa?skie pytania – powiedzia? drugi z magów
Zakapturzona posta? tylko mrukn??a cicho. Thandrus przystawi? sobie krzes?o do stolika i usiad? mi?dzy czarodziejk?, a jednym z magów.
- Nazywam si? Thindian, to jest Malios, a po lewej pana stronie siedzi Nishana. A ta zakapturzona posta? – powiedzia? z lekk? ironi? w g?osie pierwszy mag – to wys?annik elfickich magów.
- Tak wi?c chcia?em was spyta?, jak daleko jest st?d do królewskiego dworu – zapyta? Thandrus
- Do królewskiego dworu!? – to? to pan jest na zachodnim wybrze?u!
- Na zachodnim wybrze?u? Musz? jak najszybciej dotrze? do zamku.
- Mo?na by si? dowiedzie?, dlaczego panu tak pilno na zamek? – zapyta? cicho elficki mag.
Thandrus opowiedzia? im o swojej misji, i o pustce w Ar-Titanhu. Oni ani razu nieprzerwani mu, tylko, gdy wspomnia? o Trójcy elf poruszy? si? nieco.
- Tak wi?c musz? jak najszybciej dostarczy? Trójc? do zamku, aby magowie mogli j? zabezpieczy? czarami.
- Pomo?emy panu dotrze? na dwór – powiedzia? drugi mag wstaj?c z miejsca.
- Dzi?kuj?, ale potrzebny mi tylko dobry ko?.
- Och nie! Przecie? pan nie zna drogi, a chodz? s?uchy, ?e orkowie ruszyli na zamek.
- Na zamek!? Tak wi?c musimy dotrze? tam przed nimi.





"Kamienna Trójca" cz. IV - "Zaskoczenie"

Zbudzi? si? le??c w ?ó?ku. Przypomnia? sobie wczorajszy wieczór. Dzisiaj mia? wyruszy? razem z magami na zamek, aby zako?czy? swoj? najwi?ksz? misj?. Elfi wys?annik mia? pojecha? z nimi, poniewa? po omówieniu spraw misji, rozmawiali o Przymierzu i jego rasach. Maga zadziwi?a wiedza Lorda Thandrusa, wi?c rozmawiali jeszcze d?ugo, i zacz?li budowa? mi?dzy sob? wi?zy przyja?ni. Zszed? na dó? po schodach, prosto do gospody. Zauwa?y?, ?e ludzie inni ju? na niego czekaj?. Podszed? do nich i wyszli z gospody. Umówili si? co do postojów i innych przerw, a pó?niej ruszyli konno.

W pierwszych dniach jazdy, nie zauwa?ali niczego niepokoj?cego. Jechali spokojnie, nie domy?laj?c si?, co czeka ich na ko?cu podró?y. Na pewnym postoju, w lesie, gdy Thandrus odpoczywa?, podszed? do niego elfi mag.
- Thandrusie, czy mo?esz mi powiedzie?, co dok?adnie zaatakowa?o ci?, gdy podszed?e? do piedesta?u z Trójc??
- Sam nie wiem. To by?y jakie? wielkie kamienne stwory, ogromne jak drzewo. Mia?y niesamowit? si??, i by?y niezwykle wytrzyma?e.
- Wi?c jak je pokona?e??
- Nie pami?tam dok?adnie, wiem tylko, ?e uderza?em w nie raz po raz mieczem moich przodków, a im nic si? nie dzia?o. Nagle, gdy ju? ledwie sta?em na nogach, poczu?em w sobie jak?? dziwn? si?? a gdy na nie spojrza?em, ju? ich nie by?o.
- Kto? ci pomóg?, nie wiadomo tylko kto.
- Jak to pomóg?? Nikogo tam nie by?o.
- Tobie si? tak wydaje – powiedzia? elf i odszed?.
Thandrus po?o?y? si? pod drzewem i zasn??. Mia? dziwny sen. ?ni?o mu si?, ?e gdy sta? na wzgórzu przed królewskim dworem, ty?em do zamku. Nagle jego ko? pobieg? w ciemny las, a inni pojechali za nim. Jechali tak d?ugo a? zobaczyli polan? w lesie, bardzo daleko od zamku, chyba na po?udniowym wybrze?u. Na polanie le?a? kamie?, a otacza?a go bardzo bujna trawa. Polana by?a tak ogromna, ?e móg?by si? na niej zmie?ci? ca?y zamek, a jednocze?nie tak dobrze ukryta, ?e orkowie nigdy by jej nie znale?li. Nagle z drzew niedaleko Thandrusa wyszed? starzec, odziany w d?ug?, czerwon? szat?, widocznie nast?pny mag, jednak od niego bi?a niesamowita moc. Gdy spojrza? Thandrusowi w oczy, ten obudzi? si? naprawd?.

- Filhanie, ja widzia?em to jakby to si? dzia?o naprawd?.
- Wierz? ci Thandrusie, musimy jak najszybciej wyruszy? do zamku, ale nasza misja sko?czy si? na owej polanie, z twojego snu
- Dlaczego tak s?dzisz?
- Jestem elfickim magiem, umiem interpretowa? sny. Powiedz mi jeszcze jedno. Czy widzia?e? zamek?
- Nie, stali?my ty?em do niego.
- Dobrze, za chwil? ruszamy dalej

Jechali przez jakie? pola, gdzieniegdzie napotykaj?c ?lady przemarszu orkowej armii. Czasem skr?cali, aby w razie dogonienia orków, przejecha? niezauwa?enie. Raz tylko napotkali maly patrol, po którego zabiciu pojechali dalej. Jednak po tej bitwie byli zmartwieni, poniewa? Filhan, rozumiej?cy j?zyk tych zielonych istot, powiedzia?, ?e ci wyjechali z twierdzy dwa tygodnie po g?ównym oddziale. Pospieszyli wi?c konie i odt?d jechali szybciej i robili krótsze postoje.
Coraz cz??ciej spotykali ?lady przej?cia orków. Za ka?dym razem, gdy zobaczyli trupa cz?owieka i kilka ma?ych zielonych trupów obok niego, przyspieszali jazd?. Rzadko kiedy odzywali si? do siebie, najcz??ciej Thandrus rozmawia? z Filhanem, a? pewnego dnia postanowili poinformowa? reszt? o proroczym ?nie Thandrusa.

- A wi?c dlatego tak przyspieszyli?my – zauwa?y?a Nishana
- Tak, chcemy zd??y? przed orkami do zamku, poniewa? to, ?e Thandrus nie widzia? zamku, jest z?ym znakiem, co pewnie zauwa?yli?cie
- Tak, lecz niewiadomo, czy to jest jego przeznaczenie, przecie? Mingalion móg? przes?a? mu ten sen, aby wpad? w ich pu?apk? – zaooponowa? Malios
- Wed?ug mnie, Mingalion nawet nie wie o mojej misji
- Prawdopodobnie nie wie, jednak jest ma?a szansa, ?e domys?y Maliosa s? dobre – doda? Thindian
- Przepraszam, ale wed?ug mnie, powinni?my ju? rusza? – zauwa?y? Thandrus
- M?drze mówisz Thandrusie, ruszajmy – potwierdzi? Malios


Jechali prawie bez przerwy, ledwo robi?c postoje. Nie poddawali si?, lecz ka?dy my?la? o tajemniczym ?nie Thandrusa. Nie wiedzieli w ko?cu, czy to jego przeznaczenie,. Czy pu?apka. Kiedy pewnej nocy, po naradzie ustalili o podj?ciu wyzwania i wyruszeniu nprzeciw starcowi, pozostawa?o im my?le? tylko, o szybkim dotarciu do zamku. Lecz pewnej nocy Thandrus obudzi? wszystkich, poniewa? mia? w?tpliwo?ci co do jednej sprawy:

- Filhanie, nie wiem czy mam zabiera? Trójc?, na polan?, prawdopodobnie król zabroni mi ich zabra?
- Twoje domys?y s? s?uszne, lecz kiedy król zwo?a narad? magów, w której b?dziemy uczestniczy?, oni zrozumiej? powag? sytuacji, w ko?cu s? magami
- Jednak je?li si? nie zgodz?… - zacz??a Nishana
- Zgodz? si? – przerwa? jej stanowczym g?osem Thindian
- Jed?my dalej – zako?czy? Malios i ka?dy poszed? na swoje legowisko


- To niemo?liwe!!! – krzycza? Thandrus, kl?cz?c obok konia, na wzgórzu przed zamkiem i ?apa? si? obur?cz za g?ow? – To niemo?liwe – powtórzy? ?ami?cym si? g?osem





"Kamienna Trójca" cz.V - "Przeznaczenie"


- Jak to si? mog?o sta?!? – krzycza? Filhan
- To rzecz straszna! – dodawa? Malios
- To musia? by? atak z zaskoczenia – zauwa?y? Thindian
- Inaczej na pewno by si? nie poddali – dodawa?a Nishana

Stali na wzgórzu przed zamkiem. Dawnym zamkiem. Teraz pod nimi znajdowa?y si? tylko gruzy i pobojowisko. Wszyscy byli za?amani, wiedzieli, ?e by?o to najsilniejsze królestwo Ras Przymierza. Teraz musia?o sta? si? s?absze i na pewno uleg?oby Mingalionowi, gdyby posiad? Trójc?. Teraz musieli ukry? Kamienie jak tylko umieli i strzec ich.
- To by? znak, ten sen, musimy ruszy? w las i odnale?? polan?. Wiedzia?em, ?e to, ?e nie wiedzia?e? zamku nie wró?y nic dobrego, ale ?eby a? tyle… - rozwa?a? Filhan
- Dobrze Filhanie, zaraz wyruszymy – powiedzia? grobowym g?osem Thandrus
- Wiemy, ?e to dla ciebie straszna tragedia Thandrusie, jednak nie mo?esz si? poddawa?. Gdyby? uleg? rozpaczy, wszystkie królestwa Przymierza zosta?yby zniszczone, i ca?y ?wiat nie tkni?ty z?em uleg?by rozpaczy. Oczywi?cie je?liby kto? ocala?. Z gruzów nie mogliby?my zbudowa? nowego ?wiata, przecie? i tak Mingalion posiadaj?c Trójc? zaraz by go zniszczy? – dodawa?a mu otuchy Nishana.
- Tak wi?c ruszamy dalej, pogr??eni w smutku i rozpaczy – pozbiera? si? Thandrus

Wjechali do ciemnego jak noc lasu, i tylko s?aby blask s?o?ca przebijaj?cy si? przez ga??zie g?stych drzew, by? ich ?ród?em ?wiat?a. Ju? wszyscy wiedzieli, ?e jad? naprzeciw przeznaczeniu. Zgin? w pu?apce, lub doprowadz? misj? do ko?ca i uratuj? Przymierze przed Mingalionem i jego podw?adnymi. Thandrus nie odzywa? si? w trakcie podró?y w ogóle, a oni nie chcieli mu przerywa? swego rodzaju medytacji i rozwa?a?. Jechali w ciszy, nie s?ysz?c nic prócz t?tentu kopyt ich wierzchowców. Nawet ptaków nie by?o w tym ponurym i trudnym do przej?cia lesie. W ca?o?ci zdawali si? na pami?? Thandrusa, poniewa? tylko on zna? drog? i to ze snu. Czasem n?ka?y ich z tego powodu w?tpliwo?ci, lecz nie mówili tego. W ko?cu Thandrus jeszcze nie do ko?ca pozbiera? si? po ujrzeniu ruin dworu królewskiego. Jechali ju? oko?o dwa miesi?ce od wjechania do lasu, a ani razu nikt nie odezwa? si? na g?os. Ka?demu jako? wystarcza?y w?asne my?li i nie musia? kontaktowa? si? z innymi. Z powodu rzadkich postojów, tylko czasem magowie rozmawiali w ciszy, tak ?eby Thandrus ich nie us?ysza?.

- Ju? niedaleko - powiedzia? nagle Thandrus, a? oni podskoczyli na siod?ach
- Thandrusie, jeste? pewien, ?e jedziemy dobr? drog?? – spyta?a Nishana, po czym zamkn??a sobie usta d?oni?
- Nie bój si? Nishano, nic ci nie zrobi? bo si? odezwa?a?. Tak jestem pewien drogi. Pami?tam ten sen dok?adnie, chocia? to by?o ju? dawno.
- Thandrusie, co zrobimy kiedy dojedziemy na polan??
- Poczekamy na starca – powiedzia? stanowczo Thandrus
- A je?li to pu?apka? Tym starcem mo?e okaza? si? przecie? Mingalion
Thandrus nie odpowiedzia?, tylko jecha? w ciszy dalej.


- Jeste?my, teraz pozostaje nam tylko poczeka? na maga.
- Thandrusie, jak my?lisz, co on chce zrobic? Ten mag. – spyta? Malios
- On chce nam pomóc zako?czy? misj? i wype?ni? nasze przeznaczenie.
- Sk?d to wiesz? – do??czy? si? Thindian
- Ju? raz mi pomóg? – powiedzia? Thandrus patrz?c na Filhana.
- Jeste? pewien, ?e to on? – spyta? elf
- Tak, nawet przez sen pozna?em t? moc – moc która zniszczy?a kamienne potwory


- Witajcie na Polanie ?wiata – us?yszeli nagle pot??ny g?os zza drzew
- Witaj, m?drcze – odpar? Thandrus
- Nazywam si? Rihnak i jestem ostatnim arcymagiem lasu. Od tysi?cleci strzegli?my równowagi ?wiata, a? zosta?em tylko ja. Zosta?em, aby pomóc wam wype?ni? wasze przeznaczenie. Po tym odejd? do wieczno?ci, jak pozostali z nas.
- Jak mamy wype?ni? przeznaczenie?! Jeste?my w ?rodku lasu, a nasz zamek zburzono.
- Nie jeste?cie w ?rodku lasu, jeste?cie na Polanie ?wiata – to zako?czysz misj? i odeprzesz z?o, natarte na ?wiat przez Mingaliona
- A wi?c niech si? dzieje, co ma si? dzia?. Lecz mam jedno pytanie. Czy to ty mi pomog?e?, gdy walczy?em z kamiennymi potworami?
- Tak to by?em ja. Mam pomóc dope?ni? wasze przeznaczenie, tak?e czuwa?em nad wami na ka?dym waszym kroku. Nawet kiedy nie mog?e? znale?? wody w podziemiach Ar-Titanhu, to ja pomog?em twojemu szcz??ciu, aby? znalaz? magiczne jeziorko.
- Tak wi?c w tym momencie ko?czy si? nasza misja?
- Wyjmij Trójc? z sakwy Thandrusie. Dobrze, teraz podejd? do Kamienia na ?rodku Polany. Tak. A teraz zako?cz misj? i dope?nij przeznaczenia i w?ó? Trójc? w zag??bienia w kamieniu.

Thandrus w?o?y? magiczne kamienie w zag??bienia, po czym zacz??y jarzy? jaskrawym blaskiem, jak wtedy przy piedestale. Bi?a od nich tak pot??na moc, ?e Thandrus ledwie usta? na nogach. Nagle w gór? strzeli? s?up jaskrawego ?wiat?a, a wokó? nich zacz??y pojawia? si? mistyczne budynki.
- Sk?d one si? bior? – zdziwi? si? Thandrus
- To Kamie? Przeznaczenia, który wskazuje ci dalsz? ?cie?k? ?ycia – odpowiedzia? Rihnak
- A wi?c to jest moje przeznaczenie, nie by?o nim dostarczenie tu Trójcy – ja mam jej broni?
- Tak Thandrusie. Twoi przyjaciele zostali ci po to nadani przez los, b?d? wiernie pomaga? ci strzec Kamieni. Ja, który wype?ni?em sw? powinno??, mog? odej?? i zaj?? nale?ne miejsce w?ród przodków i przyjació?. ?egnajcie.
- ?egnaj Rihnaku i dzi?kujemy ci za wszystko – odpowiedzia? Thandrus, a starzec rozp?yn?? si? w powietrzu.


Thandrus razem z przyjació?mi za?o?y? zakon Thandrim-Iscito na cze?? bohatera, który dope?ni? w?asnego Przeznaczenia, i pomóg? dope?ni? je swoim przyjacio?om.



The End

Isentor:
Fabu?a nawet ciekawa praktycznie nic nie mo?na jej zarzuci?. Ale te opisywanie w?drówki w miesi?cach i tygodniach jest bezsensowne i nierealistyczne. Jak mo?na w?drowa? 2 miesi?ce na koniu...po 1 przemierzy?by wtedy setki kilometrów...po 2 to królestwo jest a? tak wielkie.   Irytuje mnie jeszcze ta piesza podró? trwaj?ca 17 dni...pielgrzymki trwaj? krócej a ludzie przemierzaj? wtedy po 900 kilometrów. Gdyby jeszcze bardziej opisa? walki by?oby idealnie, za bardzo skupi?e? si? na opisie wydarze? i krajobrazu tym samym zapominaj?c o pozosta?ych rzeczach.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
Idź do wersji pełnej