Euthnoelfhijnd dostał w jednym momencie bardzo dużo informacji i bodźców. Wstając, poczuł jak go to wszystko przytłacza. Z jednej strony ogarniała go radość z odwiedzin najwybitniejszego elfa, z drugiej nie do końca wiedział, co będzie oznaczała dla świata tragedia w Ghuruk, ani co się dokładnie stało. W końcu nie do końca rozumiał intencje adwersarza. Miał świadomość, że odwiedził go elf, który był równie potężny, co bezzwzględny. To w końcu on dokonał niemal eksterminacji rasy wampirów w Królestwie Valfden. Ktoś taki nie realizował swoich celów wprost, ale częściej uciekał do podstępu i wiązania rąk ludziom, których spotykał. Tymczasem ten wielki wojownik, który niszczył wrogów bez skrupułów, ofiarował mu narzędzie, które miało zalesić wyspę. Owszem, miał świadomość, iż kolonia potrzebuje lasów i niewątpliwie wykorzystanie prezentu przyniosłoby wiele dobra, ale kiedy coś dobrego oferuje ktoś, kogo się podziwia za okrucieństwo, wygląda to bardziej na cyrograf niż dar.
- Panie, dzięki Ci za Twą hojność. Nikt nie mógł się spodziewać takiego wypływu łaski. - w pierwszym momencie zaczął dziękować Lithanowi głosem wyrażającym z jednej strony wdzięczność, a drugim drżącym z emocji. - Natomiast nic nie rozumiem z tego, co mówisz? Jaka katastrofa w Ghuruk? Jaki klejnot? Jakie masz zamiary po ujawnieniu się po tak długim czasie? - po chwili zaczął dodawać coraz bardziej chaotyczne pytania, gubiąc się w natłoku własnych myśli.