Tereny Valfden > Dział Wypraw

Chodźmy na dziewczyny

(1/3) > >>

Egbert:
Nazwa wyprawy: Chodźmy na dziewczyny
Prowadzący: Yarpen/Melkior
Wymagania: bycie Bękartem
Uczestnicy: Egbert, Leonard


Po opuszczeniu klitki Yarpena, Egbert udał się prosto do tawerny. Szukał Leonarda, a ten ostatnimi czasy w ogóle nie wychodził z karczmy. Być może mauren był zbyt przygnębiony panującą pogodą. W pomieszczeniu było trochę ludzi i nieludzi, najemników oczekujących na kolejne zlecenia. Leonard siedział przy szynkwasie, z czołem opartym o blat. Rudobrody pokiwał głową z dezaprobatą. Z chłopaka mógł jeszcze być dobry żołnierz, ale marnował się chlejąc gorzałkę. Podszedł bliżej i otwartą dłonią przyłożył mu w tył głowy.

Leonard:
Leon chrząknął coś, podniósł głowę i szybko przetarł oczy. Przed sobą widział wyszczerzonego karczmarza, obok stała niedopita flaszka okowity. Alkohol ten w żaden sposób nie zastępował mu tequili pitej w jego rodzinnych stronach, ale trzeba brać co jest. Dopiero po chwili uświadomił sobie co go obudziło. Obrócił się i, na widok Egberta, skrzywił momentalnie. Gość był w porządku, pić też potrafił, ale był przy tym zbyt nadgorliwy. Tak jakby nie lubił odpoczywać i nie lubił kiedy inni to robili. Kiedyś tylko patrzył się tak, że żyć się odechciewało. Od kiedy jednak dostał awans na starszego szeregowego potrafił przychrzaniać się do młodszych o byle co, wszystkich gonił do ćwiczeń, albo kazał szukać pracy. Dobrze, że nie dali mu kaprala.

Egbert:
-Chodźmy na dziewczyny. Ja stawiam.- W celu wywabienia towarzysza postanowił posłużyć się zmyślnym fortelem. Leon będzie mógł podziękować mu później. Zabiją nudę obijając paru obwiesi z Atusel, zarobią kilka grzywien, może dostaną jakiś rabat w zamtuzie. Najważniejsze jednak, by nie odwyknąć od używania miecza. Aż dziwił się, że nikt nie zgarnął tej roboty przed nim. Niektórzy najwyraźniej woleli spędzać hemis w ciepłym zamku. On sam nie rozumiał idei zimowania. Śnieg nie był czymś, co zmusiło by go do zrezygnowania z pracy.

Leonard:
-Co?- Zapytał, bo chyba się przesłyszał. -No dobra, a daleko?- No proszę, być może Egbert nie był aż takim gburem na jakiego zazwyczaj wychodził.

Egbert:
-Blisko, do Atusel.- Powiedział kierując się już w stronę drzwi. Może miasto portowe nie leżało zaraz za progiem, ale jadąc rozsądnym tempem dało się tam dotrzeć w jeden dzień. O ile, rzecz jasna, nie spowolni ich atak bandytów, albo nie złapie jakaś zamieć. Na zewnątrz, Egbert z satysfakcją wciągnął świeże zimne powietrze. W końcu się trochę rozerwie. Na ostatnich dwóch wypadach nie miał okazji ubrudzić sobie ostrza, chociaż mieli do czynienia z wampirami. Przeklęte stwory lubiły bawić się w atakuj i uciekaj. Na myśl o krwiopijcach Bękart splunął na dziedziniec. Czekał aż ktoś weźmie się za wąpierze na poważnie i miał nadzieję, że będzie mógł jakoś przyczynić się do ich zniszczenia. Szybkim krokiem przeszedł przez plac przykryty cienką warstwą śniegu i wszedł do stajni.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
Idź do wersji pełnej