Leon chrząknął coś, podniósł głowę i szybko przetarł oczy. Przed sobą widział wyszczerzonego karczmarza, obok stała niedopita flaszka okowity. Alkohol ten w żaden sposób nie zastępował mu tequili pitej w jego rodzinnych stronach, ale trzeba brać co jest. Dopiero po chwili uświadomił sobie co go obudziło. Obrócił się i, na widok Egberta, skrzywił momentalnie. Gość był w porządku, pić też potrafił, ale był przy tym zbyt nadgorliwy. Tak jakby nie lubił odpoczywać i nie lubił kiedy inni to robili. Kiedyś tylko patrzył się tak, że żyć się odechciewało. Od kiedy jednak dostał awans na starszego szeregowego potrafił przychrzaniać się do młodszych o byle co, wszystkich gonił do ćwiczeń, albo kazał szukać pracy. Dobrze, że nie dali mu kaprala.