Słońce rzeczywiście bezlitośnie paliło, jak to miało w zwyczaju w środku lata. Wszyscy którzy nie musieli pracować w polu pochowali się do chat i starali jakoś przetrwać do wieczora, choć i ten zapowiadał się równie morderczo, nie zdawało się to jednak Samirowi przeszkadzać, wszak urodzony w dużo gorętszym klimacie znosił tę porę roku znakomicie. Mijał właśnie nieszczęśliwych robotników uwijających się przy budowie umocnień, dało się zauważyć iż Golinog się powiększa i z inicjatywy pani tych ziem zaczyna rozbudowę, wymieniając stare, drewniane umocnienia na solidne, kamienne mury, wzdłuż dróg ciągnęły karawany pełne materiałów, a brygadziści koordynowali prace, świadomi limitu czasowego. Wojny się nie spodziewali, ale zimy już tak. W takiej atmosferze Samir dojechał do starej bramy, wciąż jeszcze stojącej, choć niedługo już zapewne, dało się poznać przygotowania do rozbiórki.
Miasto w środku lata, jak na kupieckie miasto, żyło pełnią życia. Wśród zaułków słońce nie dawało się tak mocno odczuć, a ryneczki pełne były zacienionych straganów czy dających zbawczy wręcz cień. Jako jeden z wielu podróżnych mauren nie zwrócił na siebie większej uwagi, ot, kolejny przybysz w niekończącym się strumieniu kolejnych.