Ruszyliście przed siebie piękną, ładnie udeptaną kamienną ścieżką, choć Mohamed wydawał się być spięty i krążył oczyma po okolicy. W końcu jednak wybuchnął śmiechem i trącił lekko Szeklana w ramię, wskazując na jedno z okien na piętrze, w którym czaiła się młoda dziewczynka, góra na pięć, sześć lat.
- Szczwane dziecko - powiedział z udanym przekąsem. - Dobrze się ukryła, ciężko było mi ją odnaleźć wzrokiem...
Szliście dalej aż do samej posiadłości, przy której już teraz czekało dwóch mężczyzn - jeden starszy, ślepy na jedno oko i niemal łysy, drugi zaś młody i piękny wigoru, podpierający rękę na długim mieczu przewieszonym przy pasie. Obejmował on młodą, na oko dwudziestopięcioletnią kobietę, która spoglądała na was z niemałym zaskoczeniem i lękiem.
- Och, są i właściciele..