- Ja, ja... - mruknął zdezorientowany, zraniony i rozproszony mauren. - Ja...
Choć próbował coś z siebie wykrztusić, ni cholere nie mógł dokończyć wypowiedzi. Czuł się zagubiony, nie wiedział gdzie jest, co się dzieje, ani dlaczego król stoi nad nim, jakby zaraz miał zostać ścięty. Jedyne co mógł stwierdzić na pewno to to, że czuł się niewyobrażalnie lekki, wolny od katusz, które cierpiał przez ostatnie lata.
Gdy próbował sobie przypomnieć niektóre wydarzenia, w ich miejscu wiało jeno zimną, mroczną pustką. Nie pamiętał wielu miesięcy, jak nie lat ze swojego istnienia w symbiozie z A'abielem. Niektóre zaś wyjątkowo dobrze utkwiły mu w pamięci.
- Mohamed, Panie - odpowiedział w końcu po dłuższej chwili milczenia. - Nazywam się Mohamed, syn Omara, rodu Khaled - wyrecytował dobrze opanowaną formułę.