Z nim zapewne nie pójdzie mi tak łatwo ja z pozostałymi, jednam miałem mrok po mojej stronie, jeszcze mnie nie zauważył, to była szansa której żaden z kruków by nie przepuścił. Musiałem jednak zrobić to po cichu, jeśli dołączył by ktoś jeszcze nie miał bym szans ujść z życiem, i właśnie z tego względu użycie runy Heshar nie było by rozsądne, ogień przyciągnął by uwagę wszystkich w środku.
Z ruchem pełnym gracji złodziejaszka dobyłem Krzyk z pochwy, najpierw musiałem w jakiś sposób uniemożliwić mu zawiadomieni innych.
Jego pancerz w centralnej części ciała nie pozwolił by mi szybko dobrać się do serca by od razu to skończyć.
Plan ataku miałem już w głowie, wszystko musiało pójść zgodnie z planem.
Przykucnąłem. delikatnym chodem podszedłem na tyle blisko na ile instynkt mi podpowiadał.
Niezauważony ruszyłem, sztylet trzymałem pewnie w obu dłoniach, prawą z rękojeść, lewą dłoń trzymałem w miejscu głowni. Pewnym ruchem wbiłem sztylet prosto w krtań.
To powinno go uciszyć.
Jednak to nie pozwoliło by mi go zabić.
Zostawiłem sztylet w przeciwniku, słyszałem tylko odgłosy dławienia się i wyciągania broni, kilka kropli krwi spłynęło po ostrzu i skapło prosto w me włosy.
Uderzyłem przeciwnika w kolano, jednak nie tak jak by się to wydawało, tuż przed samym kolanem wykonałem energiczny ruch nadgarstka i tak stal przeszyła kolano wroga na wylot.
Błyskawicznie uskoczyłem, Przeciwnik klęknął, to właśnie na to liczyłem. Zdeterminowany dobyłem wspaniałego dzieła nieumarłego kowala, ciąłem prostym ruchem pionowo, broń nie pozostawiła świstu a głowa wraz z moim sztyletem potoczyła się nieopodal moich stup.
Przede wszystkim wpierw rzuciłem głowę tak by nikt nie mógł jej zobaczyć po czym w to samo miejsce przeciągnąłem zwłoki. Wyciągnąłem sztylet i każde ostrze wytarłem w ubrania pokonanego wroga po czym wszystkie powrotnie schowałem na swoje miejsce.