W karczmie o durnej nazwie "Ukon wacka", czy jakoś tak przesiadywał też młody wampir. Niedawno skończył robić w kopalni. To jedyna praca, która nie narażała go na śmiertelne dla niego promienie słońca. Nie pił niczego, nie jadł też. Nie był w humorze. Był zbyt wściekły na to, że krwawe kruki żądały tak dużych pieniędzy za swe sekrety. Ledwo się namęczył z jednym orkiem i jego mafią i już musiał młucić kilofem o bryły jakiś metali. Nie splunął, szkoda mu było śliny. Siedział tak, obserwował i nasłuchiwał. Jego oczy najczęściej wędrowały na jakąś anielicę. Pierwszy raz obserwował taką istotę. Zaciekawiła go ona. W dodatku musiała być kimś ważnym, skoro poruszała się z obstawą. Drake, nazywała się Drake. Przyszedł do niej jakiś Samdor. Wampir doskonale słyszał. Jedna z zalet bycia nieśmiertelnym krwiopijcą. Wychodzili. Imago odczekał chwilę, po czym także opuścił karczmę.
Poruszał się odpowiedniej odległości od śledzonych przez niego istot. Szedł tam, gdzie było dużo cienia, gdzie dostrzec mógłby go tylko wampir, albo ktoś z niezwykle dobrym wzrokiem. Nabierał w tym wprawy.
Weszli do jakiegoś sklepu. Wampir został na zewnątrz. Czekał. Sam nie wiedział czemu śledzi anielicą, coś mu mówiło, że opłaci mu się to. Po jakimś czasie wyszła ze sklepu i ruszyła z obstawą dalej. Wampir zrobił tak samo.
Dotarli tak do krypty. Czyżby wojowniczka Zartata miała walczyć przeciwko żywym trupom? Ciekawy tego wampir poszedł za nią. Na razie nie dobywał broni. Przyjrzał się wyłamanym drzwiom. Dalej palenisko. Jakiś złotawy błysk, zaklęcie. Imago uśmiechnął się. Dobrze, że on nie miał takich problemów. Szedł dalej, za anielicą i jej obstawą.