Może jeszcze dwa kolejne? Pomyślał. Odpiął płaszcz. Teraz przeszkadzałby, dodatkowo można by za niego złapać w wirze walki. Wampir zwrócił uwagę na topory. Sztylety i noże to dość mało w walce z takim orężem. Będzie musiał go ich pozbawić. Stanął naprzeciwko orka. Dobył noża ze stali i mosiężnego sztyletu.
Zaczęło się. Ork ze swym uśmiechem zaatakował, rąbiąc w stronę wampira dwoma toporami naraz. Oba miały spaść na barki Imago, możliwe, że odrąbać mu ręce. Krwiopijca jednak nie stał w miejscu. Umknął przed atakiem w prawo, przy tym zmniejszając dzielący go dystans. Ciął. Raz, drugi, trzeci, znacząc żebra orka krwawymi śladami. Rany nie miały być poważne. Miały rozgniewać orka, który machnął lewym toporem w łeb krwiopijcy. Ten zareagował w idealnym momencie, schylając głowę. Zatopił oba ostrza w przedramieniu zielonoskórego. Ostro, głęboko, mocno. Puścił on jeden z toporów, lecz tym samym walnął swym wielkim łbem w czoło wampira. Kopnął go po tym.
Imago zadzwoniło w głowie. Czoło bolało go jak diabli. Nie mógł jedna pozwolić sobie na odpoczynek. Ork wyszarpał ostrza wampira ze swej dłoni, rzucił je na ziemię i nie tracąc czasu zaatakował. Ciął po skosie, jakby chciał rozpłatać wampira na pół. Wampir umknął zwinnie, wykonując przewrót. Gdy wylądował, ork zamachnął się toporzyskiem. Imago uderzył nisko. Po jajach, po czym nabrał dystansu po kolejnym przewrocie po ziemi. Ork warknął wściekle.
– Bijesz jak baba! – ryknął, atakując toporem.
Kolejny atak znad głowy. Ork był wściekły. Imago umknął, złapał za jakieś krzesło i zdzielił przeciwnika po plecach. Poszły drzazgi. Kolejny ryk. Zielonoskóry zrobił tzw. rzeźnika. Morderczy atak obrotowy, istny mikser. Wampir umknął szybko, nie chcąc znaleźć się w zasięgu. Tak się stało, że znalazł się tam, gdzie leżał jeden z noży. Złapał go i cisnął szybkim ruchem. Nóż pofrunął i trafił w ramię orka, który znowu warknął. Był coraz bardziej wściekły. Gdy złapał za nóż, aby wyrwać go z rany, Imago zbliżył się kilkoma szybkimi susami. Umknął przed ostrzem topora, uskakując w prawą stronę i uderzył pięścią, nisko, pod żebra, po czym poprawił mocnym prawym prostym. Ze złamanego nosa orka polała się krew. Imago nabrał szybko dystansu. Pozwolił orkowi zaatakować znowu, rąbiąc coraz wścieklej toporem. Umykając przed jego ostrzem, wampir skracał dystans, po czym wymanewrował przeciwnika szybkim piruetem. Przy tym zaś, gwałtownym ruchem uwolnił ukryte ostrze i ciął. Powierzchownie, lekko, po łukach brwiowych, tworząc coś na kształt mono brwi. Ork zamachnął się toporem i zadał cios, wampir jednak w porę umknął, nabierając trochę dystansu. Ulokował się przed stołem. Miał już plan.
– Co to niby miało być? – warknął ork. Cięcie nie było bolesne.
– To tylko odpowiednie nacięcie nad oczami – odpowiedział Imago. Uśmiechnął się wrednie. – Takie które krwawi.
Jak na zawołanie, z rany nad oczami zielonoskórego zbira zaczęła lecieć krew. Gęsto, intensywnie. Zbir otarł ranę oraz oczy, lecz czerwona ciecz dalej płynęła. Wściekły zaatakował z biegu, rąbiąc toporzyskiem oburącz, znad głowy. Wampir umknął, flankując wroga, kopnął go w tyłek z całej siły. Ostrze topora zatopiło się w drewnie stołu, a orkowi niedane było go wyjąć, nim mógł to zrobić, zarobił kilka solidnych ciosów po brzuchu, w okolicach wątroby i żołądka. Po umknięciu od pięści orka, wampir walnął po obu uszach. Kopnął kolanem w brzuch, nabrał dystansu. W uszach orka dzwoniło, był solidnie ogłuszony. Wampir nie marnował okazji. Po skróceniu odległości zaczął okładać dolne partie tułowia orka. Tam bardziej bolało gdy bił. Wkładał w każdy cios całą swoją wampiryczną siłę. W pewnym momencie uwolnił ukryte ostrze i zamachnął się nim. Ork pamiętał ostatnie spotkanie z tym orężem. Złapał wampira za zbrojną w nie rękę i ścisnął ją mocno.
Zabolało. Uderzył wampira, raz, drugi, trzeci. Lał po twarzy i brzuchu, rozbijąc wargę Imago. Następnie zaś docisnął go do stołu, w który znajdował się topór. Jedną ręką trzymał wampira, drugim sięgnął po swój oręż. Wyjął go z drewna. Zamachnął się.
– To już koniec, śmieciu! – warknął.
Rozgadał się. Jego błąd. Imago kopnął kolanem z całej siły. Trafił ponownie w jaja. Ork upuścił topór. Jego chwyt na wampirze poluźnił się. Zawył. Krwiopijca wykorzystał sytuację. Ukryte ostrze zatopiło się w trzymający go łokieć. Kolejny ryk. Kop w brzuch, po czym poprawka w pysk z półobrotu. Zielonoskóry zatoczył się.
– Nie rozumiesz. To nie jest jakaś speluna – powiedział oschle Imago. Ork machnął wściekle łapą, lecz wampir bez problemu się uchylił. Uderzył w przeciwnika w grdykę. Spowodował chwile zakrztuszenie. Z całej siły kopnął po raz kolejny po jajach. Jego oponent zgiął się w pół. Kolejny kolano, tym razem z złamany nos. Potem prawy sierpowy. Ork poleciał na ziemię. Imago szybko poszedł za nim w parter. Znalazł się na jego torsie. Lewa ręka zraniona w łokieć była wyłączona z walki. Ork zamachnął się prawą. Imago obiema dłońmi zablokował pięść. – To jest stół operacyjny – dodał kolejną kwestię. Trzymając rękę orka, oplótł się wokół niej nogami. – A ja jestem chirurgiem! – dodał. Szarpnął przedramieniem orka. Zachrupało na całą salę. Co poniektórzy się odwrócili. Ork zawył tak głośno jak gardło pozwalało. Nietoperz wrócił do pozycji wyjściowej. Obie ręce wyłączone. Kolejne dwa ciosy w pysk. Jego ryj przypominał już bardziej papkę. Tak samo jak rękę, złapał nogę. Szarpnął w swoją stronę. Strzeliło. Kolano zostało praktycznie wyłamane. Kolejny potępieńczy ryk. Kolejne ciosy w twarz. Z jego twarzy nie została nawet papka. Raczej miazga. Został pokonany i upokorzony. To nie był jednak koniec. Imago zatopił ostrze w szyje szyi. Kroił. Wyrwał coś. Jakiś okrwawiony fragment gardła. Pokazał go całej sali i rzucił na ziemię. Łypnął wampirzymi oczami na sługusów właśnie zmarłego Mogora.