- Nie mieszaj się, Arlen. - Jego głos był lekko zniekształcony. Skupił w sobie energię A'abiela i odepchnął tego, który nazwał go śmieciem, na bok. Jego zostawi sobie na koniec i, jak sam wcześniej mu zagwarantował, okaleczy do końca życia. Tego drugiego jednak. No cóż... Nie chciał mordować poniekąd własnych ludzi, ale nie mógł pozwolić na taką niesubordynację w stronę jedynego spadkobiercy Khaledów.
Stal poszła w ruch z cichym sykiem. Obrócił je kilka razy w dłoni i doskoczył w kilku krótkich skokach do swojego przeciwnika uderzając go od góry. Ochroniarz zdołał jednak odparować cios i samemu natrzeć co szczerze powiedziawszy go zaskoczyło. Technik walki kataną nie uczą wszędzie więc nie każdy powinien znać wszystkie sztuczki i zagrywki użytkowników zagiętych mieczy.
Nastąpiły kolejne uderzenie. Z pięciu zadanych ciosów strażnik zdołał odbić jedynie trzy. Dwa pozostałe zraniły go w nogę i rękę. Na tyle poważnie, że drugą z wymienionych kończyn stracił.
- Przykro mi - warknął zamachując się mieczem i odrąbowując głowę swojemu przeciwnikowi.
Westchnął cicho. Jeden trup na darmo.
- Chodź tu do tatusia - przybrał najbardziej słodki ton jaki potrafił gdy podchodził do odepchniętego przeciwnika. W jego oczach tlił się uzasadniony strach. Kto wie, być może właśnie popełnili najgorszy błąd w swoim życiu?
Mohamed schował katanę do pochwy na plecach i wysunął ukryte ostrze. Gdy był wystarczająco blisko by dosięgło go ostrze, ochroniarz próbował uratować swoje życie, ale czarnoskóry wykonał zgrabny unik i zdzielił go z pięści prosto w pysk. Ukryte ostrze raz jeszcze wysunęlo się zgrabnie z ukrytego karwasza i zalśniło w słońcu Ishgaru. Chwycił go za gardło i ścisnął na tyle mocno by jego przeciwnik otworzył usta z zamiarem zaczerpnięcia powietrza. Na ten moment właśnie czekał.
Siłą wepchał w jego gardło palce i wyciągnął język, który kilka chwil później był już na krawędzi ostrza.
- Ostrzegałem, że stracisz język. I nie tylko język.....
Szybki, gwałtowny ruch pozbawił ochroniarza narządu odpowiedzialnego za lizanie.
Raz jeszcze zdzielił go w pysk powodując, że spadł na ziemię. Uśmiechnął się na ten widok najbrzydziej jak tylko potrafił. Mus, to mus jak to mówią. Kopał go mocno i tak szybko, że ochroniarz musiał zakryć swoje żebra przed nieuchronnymi ciosami. I to był jego błąd.
Kruk przyklęknął na jedno kolano i zsunął spodnie wraz z bielizną na wysokość kolan.
- Może zaboleć. Ale nie martw się, więcej już nie poczujesz bólu jaki czuje każdy facet przy uderzeniu w klejnoty rodowe - zaśmiał się ponury.
Chwyciwszy z niemałym obrzydzeniem armatę wraz z kulami swojego przeciwnika przystawił ostrze na sam dół i szarpnął gwałtownie ręką w górę.
Najcenniejszy skarb mężczyzny wylądował kilka metrów dalej na piaszczystym podłożu.
- A wystarczyło byś zawołał mojego ojca.