Sytuacja była niekorzystna, głównie dlatego, że bandyci mieli liczebną przewagę. Zanim wrogowie zdążyli dobiec jeszcze do Marduka, ten wykorzystał zebraną w swoim ciele energię magiczną i szybką myślą skupił ją we właściwej formie. Obrał za cel Egberta i rzucił na niego zaklęcie, głośno przy tym inkantując:
– Grashiz!Pozornie nic się nie stało, lecz rudobrody wojownik poczuł nagle przypływ sił, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. Jak gdyby mógł w pojedynkę pokonać niedźwiedzia, trolla, czy bandę zbirów. Taka była moc Zartata. Umacniała ciało i umysł.
Marduk z kolei rzucił w jego stronę miecz, jednocześnie kierując go telekinetycznie, dzieki czemu ostrze zatopiło się w ciele przeciwnika, którego Egbert właśnie zabił. Dzięki chwilowemu ogłuszeniu tego drugiego, Bękart Rashera mógłby złapać za lepszy miecz.
Na świętego mściciela zaszarżował jeden z bandytów, wykonując szybkie cięcie wycelowane w szyję. Marduk uchylił się przed nim, po czym złapał rękę zbira i zaklinował ją między swoim ramieniem a torsem, po czym lewym łokciem uderzył go w twarz, łamiąc nos w akompaniamencie okrzyku bólu. Nie mając żadnej broni przy sobie, Marduk wykorzystał wciąż zebraną energię magiczną i skumulował ją w dłoni.
– Izeshar! – zainkantował, wykorzystując chwilowe ogłuszenie zbira, po czym w jego dłoni pojawiła się kula boskiego światła, tak zwany pocisk esencji, którą Marduk z odległości parunastu centymetrów cisnął w twarz zbira. Kompletnie wypalając ją. Bezgłowy korpus opadł na ziemię. Marduk z kolei telekinezą przywołał pochwę ze swoim mieczem i wykorzystał jeszcze trochę swojej mocy magicznej, aby dzięki mocy przemieszczenia znaleźć się za liniami wroga, a dokładniej za łucznikami. Wyjął miecz z pochwy i chwycił go oburącz, po czym zaczął obracać się w wokół własnej osi. Łaska Zartata przyśpieszyła to ogromnej prędkości i pchnęła go do przodu z mocą tornada, w zbirów, którzy dopiero, co zauważyli, że coś jest nie tak. Niestety było to dla nich za późno. Wir Zartata siekał i rąbał bez miłosierdzia i litości. Wszelkie kończyny, części ciała, a nawet jelita albo wątroby fruwały w powietrzu.
Melkior poczuł na głowie coś mokrego i ciepłego. Krew. Ale nie jego. Krew z jelita cienkiego, które tajemniczo spadło mu na głowę. Gdy huragan Marduka skończył się, pozostało dwóch zbirów. Jeden zaczął napinać łuk, drugi ruszył z mieczem.
Choćby chciał, to przeciwnik paladyna nacierający wręcz nie był w stanie zaatakować pierwszy. Draven był zbyt szybki, a jego technika zbyt dobra. Walczył dodatkowo tak, że strzelec nie miał jak oddać strzału. Po kilku szybkich, ledwo zablokowanych ciosach, mściciel zauważył dużą dziurę w kiepskiej obronie bandyty i straszliwie sieknął, separując jego głowę od reszty, po czym, gdy ciało upadało, telekinetycznym uściskiem złapał szyję bandyty z łukiem. Zbir puścił broń i strzałę, która pomknęła gdzieś w niebo i złapał się za gardło. Marduk puścił go w następnej chwili, nie chcąc tracić czasu powolne duszenie i uderzył go płazem miecza, powalając go przy tym na ziemię. Resztkę magicznej energii uformował w dłoni i znów zainkantował:
– Izeshar! – po czym cisnął pocisk w pierś w bandyty, wypalając serce, oraz płuca i szybko kończąc jego żywot, tak jak zagrożenie ze strony łuczników.
Kilku zbirów, zbrojnych w sztylety i miecze ruszyło między drzew, aby po chwili zaatakować Melkiora i Ashoga. Było ich trzech. Przeciwnik, którego Egbert uderzył otrząsnął się i ruszył ku niemu. W stronę Nawaara i Tortsteina ruszyło po jednym zbirze, zaś w dwa bełty pofrunęły w stronę Dragosaniego, co usłyszał i zobaczył dzięki swoim zmysłom.
8x bandyta
5x bandyta z kuszą
1x ten bogatsz zbir(już w pełnym ekwipunku)
1x Chochoł
//Z racji, że Melkior dopiero strzelił, nie będzie miał czasu, aby oddać strzału w któregokolwiek ze zbirów atakujących go i jego kompanię. W stronę Nawaara i Torsteina biegną ci uzbrojeni tylko w broń białą. Na Egberta rzuciłem Łaske siły.