- Niech i tak będzie - mruknęła pod nosem anielica i przemieściła się za plecy zgromadzonych w lesie bandytów, pojawiając się zaraz za kusznikami. Siedzieli na koniach, ale to nie było dla kobiety problemem, pierwszego chwyciła telekinezą i zrzuciła go z konia, ciągnąc go prosto na siebie. Jeszcze w locie złożyła się do prostego uderzenia, cięła na odlew, prosto przez gardło człowieka, który na ziemię upadł z już rozrąbaną tętnicą i gardłem, zalewając ściółkę posoką. Pozostały mu tylko sekundy życia. Ale na niego Patty przestała już uważać, rzucając się na kolejnego przeciwnika. Skoczyła, jednocześnie uderzając potężnie skrzydłami, niemalże wlatując na konia przeciwnika i korzystając z rozpędu zadała prosty, ordynarny sztych prosto w plecy, czarna klinga z obrzydliwym mlaśnięciem przebiła ciało bandyty na wylot, zakrwawione ostrze wynurzyło się z klatki piersiowej w towarzystwie lekkiego zgrzytu, który towarzyszył tarciu metalu o kości. Wierzchowiec bandyty zarżał dziko, czując na sobie dodatkowy ciężar, szamotanina na grzbiecie również nie pomogła. Anielica uderzyła mocno skrzydłami, wzbijając się w powietrze, wyszarpnięty miecz powiódł za sobą krwistą mgiełkę, w powietrzu unosił się metaliczny, nieprzyjemny zapach. Do tego Patty przywykła. Towarzysze martwych już bandytów krzyknęli, zorientowawszy się że nagle dwójka ich towarzyszy została w brutalny sposób zabita, anielica nie dała im jednak czasu na przegrupowanie, przesłała do ręki energię magiczną, formując z niej pocisk.
- Izeshar! - wymówiła inkantację, tworząc tak zwany pocisk esencji, którym cisnęła prosto w twarz pierwszego z brzegu napastnika. Tworząca zaklęcie życiodajna energia w tak dużym skupieniu potrafiła zwęglić ludzkie ciało i dokładnie to stało się teraz, mężczyzna padł na ziemię już bez życia, magia niemal od razu spaliła jego głowa zmieniła się w czarny, dymiący kikut. Jego towarzysz nie miał okazji na podziwianie tego widoku, anielica runęła na niego z góry, potężnym kopniakiem posyłając kilka metrów w tył, bandzior huknął plecami i głową o pień drzewa, tracąc na chwilę kontakt z rzeczywistością. Ostatni bandyta zaatakował prosto, z góry, składając się do krzyżowego cięcia. Patty płynnie przeszła do bloku, zbijając ostrze w bok i huknęła go w twarz głowicą miecza, poprawiła lewą pięścią, pancerna rękawica złamała nos i wybiła co najmniej jeden ząb, korzystając z impetu kobieta obróciła się i chwytając miecz za ostrze uderzyła z rozmachem, wbijając jelec ponad obojczyk, powalając bandytę na kolana. Patricia wyszarpnęła miecz, z rany trysnęła jasna krew, mężczyzna zawył z bólu i przycisnął ręce do barku, starając się zatamować krwawienie. Anielica popatrzyła na niego i jego nieprzytomnego towarzysza bez żalu, po czym dobyła sztyletu i jednym, prostym cięciem poderżnęła gardło napastnika. Martwe już ciało zwaliło się na ziemię, a anielica, z mieczem i mizerykordią w rękach ruszyła do ostatniego bandyty, sprawdzić czy nie uderzyła go za mocno. Chciała z nim chwilę porozmawiać, martwy na nic jej się nie przyda.