Walczyłeś dzielnie, jednak ta potyczka od samego początku była po stronie goblinów. Po jeszcze kilku wymianach ciosów, zostałeś tylko Ty i dwóch strażników. W jednej chwili zostałeś otoczony w okręgu przez gobliny. Walczyłeś dzielnie, trzymałeś ich na dystans, ale niestety w pewnym momencie oberwałeś czymś bardzo mocno w głowę. Nawet hełm nie był w stanie tego zatrzymać, po chwili straciłeś przytomność. Osunąłeś się na ziemię i leżałeś teraz w śnieżno białym i krwisto czerwonym śniegu wokół ciał swoich towarzyszy i wrogów. Jeszcze zanim zamknąłeś oczy zauważyłeś uciekającego żołnierza, który mimo to został po chwili dorwany i przebity włócznią.
Nagle poczułeś jakbyś został oblany zimną wodą. Nagle się obudziłeś w jakimś dziwnym pomieszczeniu - bez broni, bez pancerza, w samej koszuli. Gdy się ocknąłeś ujrzałeś nad sobą tego wielkiego goblina tyreńskiego trzymającego puste, prymitywne, wyrobione z drewna wiadro.
- Lefmimv śyuqoug, iaplaiuq otouqć ouę iupluqć.
Usłyszałeś od goblina. Za nic nie wiedziałeś co to znaczy. Po chwili wyszedł i zamknął jakieś drzwi. Znajdowałeś się w wilgotnej komnacie, jakby to było gdzieś w jaskini. Komnata była średniej wielkości, miałeś w niej tylko jakieś futro robiące za kołdre i drugie, za poduszkę. Dostrzegłeś również jakieś małe krzesełko, na którym leżał jakiś drewniany talerz, a na nim kilka jagód, mały kawałek smażonego mięsa i drewniany kubek z wodą.