No i wyruszyli. Mauren i bliżej nieokreślony stworek. Wyruszyli ku przygodzie!
- No, dobrze idzie! - Motomoto sapnął do ucha Mohameda. Jego oddech miał dziwny zapach. - To tak z dwa dni drogi - powiedział. - Albo dzień. Albo tydzień. Ileś, no. A ty czarny i długie nogi ma, to pewnie krócej będzie. Czyli miesiąc. - Wyraźnie nie można było polegać na perspektywie Motomoto. - Jak tam dojdzie, to to będzie to taki budynek no. Wy to nazywacie karzma. Albo karszma? Garczma! Wy mamy lepsze słowo na to. To taki budynek no! No to idzie i to tam będzie. Tak w lesie trochę, przy drodze małej, co dawniej była większa, ale tera nikt jej nie używa, bo jest mniejsza niż była dawniej, bo nikt jej nie używa. Rozumie, no! Taka ścieżka. No tak ten budynek no jest. Taki stary, czarny by powiedział że stary i zrjiunowany, ale co tam stary, jak nasz dom toto! Ale teraz nie, bo tam duże brzydale nas przegoniły. Co śmierdzo i mówio "Yyyyy" jak coś nie wiedzo. I też taki ludź był, co nie mówi "Yyyyy", bo chyba wincyj wie. No to oni przegnali nas, bo silne kurwy jak stara Yolo, co już jej nie ma bo jej krowa spadła na głowę, gdy ją podnosiła. Bo ta stara potrafiła krowę podnieść! Ale raz jej się na kichanie wzięła, jak tą krowę podnosiła, no i jak kichnęła, to krowa spadła. No mówie ci czarny, jak spadła to placek został ze starej. Aleśmy wtedy pojedli! Znaczy nie aż tak dużo, bo ile to ze starej, ale Vodo mówił że dużo, a on się zna lipij. A krowa wstała i odeszła. Nawet mleka żeśmy nie mieli. Czy na cię nudze, czarny? - Motomoto może i nie znał się na określaniu czasu podróży, ale za to mówił dużo. Bardzo dużo.