Spacerek po lasku trwał w najlepsze, nic się nowego nie działo poza marznącymi rękami, bo jednak niestety aż tak cieplutko nie było. Wydawało się, że ten sznurek ciągnie się w nieskończoność, jakby trafił w jakąś iluzję czarodzieja, jednak szybko odrzucił te myśli gdy w oddali usłyszał jakieś głosy, oho. Nareszcie kogoś spotka, czy to bandyta, czy to jeszcze ktoś inny. Przykucnął bardziej aby nie być aż tak widocznym i szedł dalej zbliżając się do źródła rozmowy, tych dwóch skrzekliwych istot. Nie przerywał jednak podążania za sznurkiem, gdy już dotarł do celu jego podróży zauważył dwie niskie, wychudzone postury, na pierwsze oko goblin, jednak to nie były te małe zielone skurczybyki tylko ich starsi kuzyni jak są nazywani - trabliny. Długo sobie przyglądać nie musieli gdy jeden rzucił się do ucieczki, a zaraz za nim drugi, Emerick też długo w osłupieniu nie stał gdy zaraz odruchowo sięgnął po swoją świetną zdobyczną, zawsze naładowaną kuszę i przyłożył do siebie, zaraz po tym pochylił lekko głowę, by nacelować w jednego z uciekających kurdupli. I wtedy pociągnął za spust, spokojnie, z opanowaniem załadowany przed chwilą bełt wyfrunął lecąc i przeszywając jak to w zwyczaju mają powietrze, z każdą minisekundą pocisk był coraz bliżej trablina, aż w końcu nadszedł finałowy moment, gdy bełt wleciał prosto w nogę niczym nóż w masło tego przestarzałego goblina, który daleko już raczej nie zajdzie. Widząc, że cel został trafiony, szybko zarzucił kuszę na plecy i podbiegł do tego ohydnego stwora wyciągając przy tym miecz, nawet nie zdążył się rozejrzeć za miejscem, w którym przesiadywały te istotki, ale najważniejsze, że ma jednego jeńca, dzięki któremu może trochę więcej się dowie na temat znikających dzieci.
//Pozostało:
29x
ÂŻelazny bełt