- Zagnamy do roboty - odpowiedział rozglądając się po sali. Rzeczywiście, tubylcy byli nieźle wystraszeni. Ale nie aż tak bardzo by popuścić w kalesony. Ostatnia wojna na wyspie wystarczająco potargała ich emocje. Kilku już wstawało i zaczęło kierować się do wyjścia. W chłodną noc.
- Spokojnie. Nazywam się Elrond Ñoldor, baron Zarkos, Arcymag i były Kanclerz Koronny. Jestem Witalitą i potrafię leczyć rany. Jeśli są wśród was poszkodowani proszę podejść, najpierw uleczę tych najbardziej rannych. I jeśli ta banda zdążyła was ograbić, odbierzcie im swoje złoto. Tylko uczciwie! I nie podchodźcie do tego z pistoletami, wyczuwam od niego jakąś dziwną mroczną energię - powiedział chowając broń. Z hersztem blefował. Towarzystwo jak na komendę się rozluźniło. Zdrowsi zaczęli przeszukiwać ciała, kilku pobitych podeszło do maga, ale tych odesłał. Podbitych oczu nie leczył. Szkoda energii. Karczmarz z szramą na szyi rzęził gdzieś z tyłu pod ścianą, więc najpierw udał się do niego, ale jeszcze wydał polecenie koledze.
- Rodredzie mógłbyś w tym czasie pozbierać całą broń? Lepsze sztuki zatrzymamy sobie, gorsze oddamy...
Gdy klęknął przy karczmarzu ten poruszył się nieznacznie. Dotknął prawą dłonią jego gardła i wysłał impuls magiczny. Rana zajaśniała i skóra zaczęła się zrastać, gdy uszkodzone tkanki zaczęły przenosić się do czarodzieja. Czuł stróżkę krwi spływającą mu po klatce piersiowej. Po kilku chwilach właściciel oberży był zdrowy, a sam arcymag również się już leczył.
- Opowiadaj.
- A co tu opowiadać... - splunął na ziemię. - Dziękować za pomoc. Przyszedli skurwiele po grzywny, jadło i wino, może coś wyruchać. Dla nich pobawić się u mnie dobra sprawa. Dla mnie śmierć. Rzadko tera milicja odwiedza to sie pewno czują.
- Hm. A jakiejś nagrody za nich nie ma?[/color]
- A nieee wiem. Po wsiach pytaj. Może jaki list wisi... - karczmarz zdążył już wstać i zamierzał pomóc w porządkowaniu pobojowiska. Elrond wydał polecenia dwóm żywym bandytom, by ograbione ciała martwych towarzyszy wynieśli na podwórze, a sam podszedł do Herszta. Zabrał mu pistolety i sztylet. W kieszeniach miał dwadzieścia grzywien, a na palcach dwa srebrne pierścienie.