Już z oddali oglądając okręt przybrał minę naburmuszonego, obrażonego na świat jegomościa, młodego, ale napuszonego. Gdy podszedł do strażnika grodzącego mu przejście na trap stanął, wyciągał delikatnie prawą nogę przed siebie i unosząc głowę do góry i patrząc z wyższością na strażnika, położył dłonie pod boczek.
- Gdzie kapitan? Zostałem najęty na nowego marynarza i mam czekać na niego w jego kajucie. proszę mnie zaprowadzić. - powiedział z od razu nie czekając na odpowiedzi, wszakże wiedział, ze kapitana powinno nie być, zaś on jak każdy z narzuconą ofertą pracy był napuszony wredny i nie miły, więc czekał na zaprowadzenie do miejsca urzędowania pracodawcy... starał się wyglądać przekonująco, chociaż na ile umiał... mistrzem w tym nie było, chociaż... starał się!