Izabell się uspokoiła, ale jej myśli pędziły jak szalone. Wszystkie ostatnie wydarzenia były rozważane. Już od festynu, gdy przypadkiem weszła do antykwariatu. A także wszystko, co było wcześniej. Ja muszę przeżyć, pojawiło się znowu pośród wątków. Ja muszę przeżyć, żeby wreszcie zrozumieć, myślała. Jeżeli się wycofa teraz, co będzie z jej życiem? O ile w ogóle przeżyje. Nie wiedziała, kim są ci magowie. Czy to właśnie Mroczny Pakt? Co zrobią jeśli odmówi? Zostawią ją na pastwę losu, a może wręcz złożą w jakiejś ofiarze tak jak to...
dziecko. Jeżeli ja tego nie zrobię, zrobi to ktoś z nich, pomyślała. To dziecko było tak bezbronne, jak ona była przy bestii. Ale bestia nie miała litości. Izabell nie chciała zginąć, a jest na granicy. Kobiety, które widziała... Jedna z nich mówiła...
Elfka podjęła decyzję. Wybrała. Zbliżyła się do dziecka. Był tam pewnie jakiś nóż. Chwyciła go lewą ręką, i cała drżąc podniosła ją i opuściła, ostrzem kierując prosto w...
Krew. Ciepła, wilgotna krew, którą poczuła na dłoni upewniła ją, że przystała właśnie na propozycję witality. Czy ja już teraz jestem podła, zabrzmiało między elfimi uszami.
Naprawdę czuła, że za wszelką cenę musi się dostać do wieży.