Zbyszek lekko przyspieszył kroku. Przez całą drogę do wschodniej bramy czuliście wspaniały zapach dziczyzny wydobywający sie z jednego domu. Słońce miło grzało. Po chwili dojechaliście do wschodniej bramy skąd już zostało wam kierować sie cały czas szlakiem, dosyć niebezpiecznym szlakiem zważając cały czas na orkowe ataki które objęły tereny Tihios. Dzień upływał by wam miło gdyby nie pijak który wpadł pod kopyta konia. Ten szybko postawił sie na dwóch tylnich nogach zwalając Gorna z hukiem na bruk, ty zaś ledwo co trzymałeś sie lejców konia. Nagle z boku wydobył sie głos.
- Marian! I patrz co żeś zrobił jełopie.
Ten lekko przymroczony wstał z pod konia. Widząc pancerze i miecze przestraszył sie po czym zaczął sie tłumaczyć.
- Na Zartata, panowie, wybaczcie. Ja tylko tak przypadkiem pod konia... No, wiecie tak mi sie potkneło.