Marduke przerzucił prawą nogę przez zad konia, opuścił ją na ziemię, a zaraz po niej lewą. Rozprostował się, strzelił karkiem i odetchnął zapachami dobiegającymi z karczmy, przymykając przy tym oczy. Pachniało piwem, winem, wódką, pieczywem, zupą rybną, smażonym mięsem i przyprawami. Zapach potęgował chęć wejścia. Chęć napicia się, chęć zatopienia zębów w kawałku mięsiwa.
-Przywiąż tu konia. Długo tu nie zabawimy. Zjemy, wypijemy i idziemy do Ereta.