Jednak jego zmysł wzroku widząc ulotne momenty nie zwracał uwagi jego osobowości zmuszając do refleksji, bowiem jego własne myśli w tym momencie dalekie były od przyziemnych codziennych scen podróży szlakiem gmin księstwa Efehidon, a dalej revarskich ziem. I nie było to spowodowane o zgrozo brakiem estetycznego majestatu godnego jego wzroku, nie... całkowicie przeciwnie, w tym momencie serce i duszę jego, jakże ranne i zbolałe, pełne czerni i mroku toczyło zażarty bój między dwoma popędami pchającymi istotę rozumną ku przyszłości, a popędy te zwane Popędem miłości i popędem śmierci. I nie przez to, co pospołu karczemna tusza myśli o tych popędach śmiejąc i grubiańskie wizje mając, tak on na swój sposób rozumiał każdy z nich. Tak i on W tym momencie godził w swym sercu zatarte prawo Cienia z życiem doczesnym i przyszłym rozwijając swoje wnętrze o szereg myśli i wzruszeń, o ból i cierpienie, o radość i światopoglądową pustkę swego jestestwa.
Tak też gdy dojrzał drogę prowadzącą na wschód wyrwał się z zadumy i wiedział, ze mimo podróży pięknym szlakiem znalazł czas by wyrwać się z gonitwy życia i być jak prawdziwy rzemieślnik, którzy po całym dniu ciężkiej pracy and orężem zasiadł przyglądając się jemu i szukając drogi oświecenia, by poprawić istniejący oręż. I prawo cienia tak też traktowało, jeno nie był to ten sam stopień rozwoju... tak...
Tak też zaciągając cugle na lewą stronę pokierował wierzchowca na wschodnią stronę i dalej pochylając się ku grzbietu wierzchowca mknął szlakiem wyczekując resztek wieżyczki, czy stróżówki i kolejne dwie odnogi, by dotrzeć do jeziorka, a stamtąd już do zaatakowanego obozu... Przydał by się nam jakiś przypadkowy miejscowy coś wiedzący... poszukamy już bliżej tego zniszczonego obozu. Pomyślał i gnał dalej, tak, gnał oj gnał.