- Dobra Zdzisiek, czy Zbyszek, nieważne, tera patrzaj, odwalimy im teatr, że z krzeseł pospadają szlachciury. - Mówił i machnął na Zbyszka ręką poganiając za sobą, żeby niósł ten obraz co to od niziołka był kupiony.
Biorąc dwa głębokie oddechy i wyrównując krok, nabierając tępa i niemal żołnierskiego, wojskowego, ale też z nutą nonszalancji i powabu w chodzie, wkroczył na salony na przód i środek sali. Przynajmniej tak zamierzał, wszakże przyzwyczajony był, do tego, ze stoły dworskie pod uroczystości ustawione są w literę C do wejścia, tym samym dając świętującym, lub właścicielom dworzyszcza w środku wgląd na wrota wejściowe.
Tak wkraczając krokiem pełnym gracji ale i rytmu jak i płynności, krokiem skórzanych butów, których szelest w połączony z odgłosem szelestu skórzanej szaty musiał no chcąc nie chcąc musiał zakłócić rytm biesiady zmianą dźwięku, a przynajmniej dodaniem nowego, a kroczący za Salazarem Zbyszek z dużym obrazem musiała powodować dodatkowe zaskoczenie i punkt zaczepienia dla oka.
Jednak jak każdy dobrze urodzony, z wysokim tytułem jednak niekoniecznie wszędzie znany wiedział, ze niemożna dopuścić do sytuacji gdy pytają o godność, gdyż jakże to szlachcice, którzy mają zaledwie zdechły fort i to na nie swoim skrawie ziemi, bo nie są panami tejże gminy, będą śmieli nie znać imienia i nazwiska hrabiego? No wstyd i hańba nie tyle dla nich, ze nie znali, tylko dla dzierżącego tytuł, że mimo tytułów i własności, wysokiego statusu społecznego czy jakiegokolwiek wyimaginowanego głupotą własną stanu, może być pominięty.
Saluś nie bał się ignorancji, nie oto chodziło, że brak mu było wyniesienia na piedestał i adoracji jego osoby, nie, dość tego baronowie sobie roszczą i inni hrabiowie, by i on miał tego pragnąć. Nie, ale ta sytuacja wymagała, by nadać splendor i chwałę tu w tej chwili i wydostać Anastazję spod okupacji sytuacji zwanej "uroczystym śniadaniem" i dać sposobność do rozmowy a wreszcie wydostania jej z fortu.
Tym samym robiąc już pierwsze kroki do srodka zaczął mówić donośnym głosem, a zawsze wmawiano mu, ze ma głos tenora, chociaż sam uważał, ze raczej barytonowy, wysokim i dźwięcznym głosem zaczął nieść swoje powitanie.
- Witajcie drodzy gospodarze tego zacnego fortu i wy goście rodziny tu władającej, jestem hrabia Salazar Trevant i przybywam w gości by i z wami móc uczcić nadchodzący wspaniały dzień zaślubin wspaniałej Anastazji o której urodzie i powabie bardowie na całe królestwo niosą pieśni. - Mówił stając i klękając na jedno kolano skłonił głowę i teatralnie rozłożył ręce, po czym wstał dalej rozkładając ręce i unosząc wysoko głowę. - Przynoszę mały podarek dla młodej pary, który mam nadzieję, szczycił im będzie urodą i pięknem w gnieździe które spowiją sami czy z waszych rodzin pomocą. Czy wasz mościowie szlachcice zechcą raczyć mnie i mego sługę gościną i uraczą towarzystwem swoim i Anastazji, bym to sam mógł osobiście słowem i dłonią życzyć jej szczęścia w dalszym życiu po zaślubinach? - Zapytał w końcu składając ręce i z pytającym wzrokiem rozglądając się po zebranych.