Gestath wszedł do prawie pełnej karczmy, ludzie tłumnie bawili się i hałasowali. Co chwilę było słychać zderzanie się kuflów i okrzyki biesiadników. Dobra zabawa jakaś, może nawet czyjeś urodziny.
Tak jak chciał, tak i zrobił. Zamówił piwo i dostał je w rekordowo szybkim czasie. Karczmarz po wydaniu napoju alkoholowego, wziął szmatkę i zaczął wycierać ochoczo blat, który został obrzygany przez jakiegoś krasnoluda.
- Po co ci to wiedzieć chłopcze? - przemówił do Gestatha z uprzejmością - Lepiej się w to nie pchaj, bo wielu już utonęło z tego powodu. A oni nigdy nie lubią węszących piesków, ale o tym chyba nie trzeba wspominać.
Rozmowę zaczęły zakłócać pijackie śpiewy krasnoludów, którzy bawili się w najlepsze. Impreza huczna, a karczma już od połowy obrzygana. Taki już los wielkiego melanżu, gdzie wszyscy nie żałowali sobie napojów wysoko procentowych.
- Eeee ktoś ty? - zawołał jakiś niski głos zza pleców.