Kelnerka uśmiechnęła się wesoło, zabrała grzywny i oddaliła się w stronę karczmarza, weszła na zapleczo-kuchnie i podała kucharzowi zamówienie na gołębia i udo ścierwojada. Sama zaś wzięła się za parzenie napoi dla kobiet, dwie szklanki i położyła na szynkwasie, postanowiła parzyć na oczach klientów, wyjęła z metalowej puszki kilka suszonych, długich liści i skruszyła je do pierwszej ze szklanek. Inna puszka wypełniona była aromatyczną mieszanką ziół których kilka łyżeczek wylądowało w drugiej szklance. Elfka przyniosła z kuchni stalowy czajniczek z zagotowaną na ogniu wodą, nalała do obu szklanek. Napary po chwili zabarwiły się, herbata na ciemny brąz, ziołowy napar na mocny żółty.
Krasnolud wziął łyka gorzkiej, złocistej cieczy robionej z chmielu jaką niewątpliwie było piwo, napój przelał się przez gardło mężczyzny do żołądka po drodze zostawiając miły posmak w ustach no i oczywiście pianę na wąsach. Szybko starł rękawem koszuli śmieszny, kompromitujący wąsik z nadzieją że nikt nie zauważył. Spojrzał na swoją miskę z gulaszem i pomieszał łyżką. Gulasz był pierwsza klasa, ciemny sos zaprawiony śmietaną podczas przygotowywania dawał taki jasno brązowy kolor, w tym pływało dobre, pokrojone w kosteczkę mięso z wilka które na pewno rozpływało się w ustach. No ale nie wypadało tak jeść gdy jeszcze reszta nie dostała swego zamówienia. No nie przystoi. Mężczyzna dostał buziaka i uśmiechnął się do Armin.
- Cieszę się że ci się podoba, nie dziękuj, nie ma za co. - powiedział wesoło.
- Evening, ja tego nie przyjmę, wybacz, najwyżej daj Ar. Póki jesteście w moim towarzystwie pozwolicie że ja będę płacił. Fakt, wiele nie mam ale i tak chętnie wydam to na przyjaciół, bo czy pieniądze są ważne? Dla mnie nie, kiedyś byłem biedny i byłem taki sam jak teraz. - uśmiechnął się szczerze do panny mściciel.
- Eve, z kubraczkiem zrobisz jak będziesz uważała ale ja ci powiem że przyjaciel czy nie to interes musi się kręcić. Haha. No ale nie ważne... - zaśmiał się sam nie wiedział z czego bo ta wypowiedź nijak nie była śmieszna.
Po wypowiedzi Siliona akurat nadeszła elfia kelnerka niosąc dwa talerze z mięsem. Jeden położyła przed Evening, drugi przed Armin. Wróciła się jeszcze do lady by zabrać stamtąd dwie szklanki wypełnione napojami które już raczej zdążyły się porządnie zaparzyć do tego jeszcze wzięła talerzyk na którym leżały dwa plastry cytryny, cukiernice i przyniosła to do stołu, położyła na środku.
- Smacznego! - powiedziała grzecznie i udała się na zaplecze.
- No właśnie smacznego! - rzekł krasnolud i wypił kolejnego łyka piwa.
Na talerzu Evening znajdował się bardzo dobrze wypieczony
gołab, obok niego była spora porcja podłużnych, ziemniaczanych bloczków usmażonych na rozgrzanej płycie z dodatkiem masła (takie jakby frytki) posypane solą do smaku. Zapach unoszący się od ziołowego naparu roznosił się w powietrzu, była to bardzo miła i usypiająca woń.
Na talerzu Armin znajdowało się duże, soczyste
udko ścierwojada w sosie ziołowo-cytrynowym. Do tego wokół mięsa poukładane były zachodząc na siebie jedna, na drugą i tak dookoła talerza, ziemniaczane krążki (takie domowe czipsy) usmarzone na rozgrzanej płycie z dodatkiem masła i posypane solą do smaku.
- Eve, co do tego w kącie, nie mam pojęcia czym on się tak urządził ale masz dużo racji i spirol mógł grać tutaj pierwsze skrzypce. Znaczy wiesz, każdy krasnolud da radę się tak schlać jak tamten ale ile wypije to już zależy od organizmu, wieku, płci, stanu psychicznego, zdrowia, indywidualnych czynników i tak dalej. Znaczy prawie każdy, ze mną jest coś dziwnego, nigdy, ile bym nie wypił to i tak nie mogę doprowadzić do takiego stanu, oczywiście nie żebym chciał. - trochę się zmieszał więc wsadził nos w kufel i połknął kilka kolejnych łyków chmielowego niskoprocentowego napoju tak bardzo uwielbianego przez każdego mężczyznę. Mało procentów dzięki czemu można dłużej i więcej pić a przyjemność taka sama jak przy mocniejszych trunkach. Mężczyzna wziął nabrał na łyżkę trochę gulaszu oczywiście z mięskiem i skosztował. Tak jak się spodziewał, mięso było doskonałe, delikatne i rozpływające się w ustach a sos sam w sobie mocno mięsny i pyszny.
Armin podziwiając karczmę spojrzała na siedzącego przy jednym ze stołów elfa, był to wysoki, piękny mężczyzna z długimi do ramion blond włosami, pięknymi zielonymi oczami i spiczastymi uszami. Ubrany był w pancerz ze skóry wilka w kolorach maskujących, o bok stołu oparty miał mithrilowy łuk refleksyjny z motywami leśnymi. Przy pasie dzierżył długi miecz z szarej rudy. Widać było że jest myśliwym ewentualnie kłusownikiem chociaż na tego drugiego się nie zanosiło. Do niego podszedł karczmarz i przysiadł się. Zaczęli rozmawiać, nie wszystko dało się dosłyszeć.
- Ach... Strasznie się dzieje... Nie mam gdzie sprzedawać moich trofeów i skór. Cierpie teraz na brak grzywien.- Jak to? Co się stało? Powiedz coś więcej panie elfie.- No co tutaj dużo gadać. Sprzedawałem skóry, rogi, pazury i inne trofea ze zwierząt w mieście Metr. Cholera jasna, weź tam teraz coś sprzedaj kiedy ludzie tacy zestrachani że ja nie mogę. Prawie nikt nie wychodzi z domu, wszyscy boją się o swoje życie. Ktoś lub coś morduje mieszkańców Metr, nie ważne czy to biedak, rzemieślnik, bogaty, poważany kupiec i tak ktoś umrze. Dochodzi do takich absurdów że ludzie już nawet obwiniają o to duchy a nawet samych bogów.- Co ty gadasz? No to nieźle, całe szczęście że mnie tutaj nic takiego nie spotkało. Byłbym zrujnowany. - karczmarz sposępniał.
- Wybacz drogi panie, muszę się przespać z tym problemem. Dobrzej nocy. - elf wstał od stołu, zabrał swój łuk i ruszył w stronę schodów znajdujących się na prawo od wejścia do środka karczmy. Głośne stukanie butów po schodach i elf zniknął na górze.
- Co do naszego celu... Ktoś coś mówił o Metr? Tak więc od teraz to nasz cel. - krasnolud uśmiechnął się o tak
//2 godziny pisania posta