Salazar przyłożył palec do ust i spojrzał na maję, co by cicho była. Podszedł ostrożnie za stajnię, do miejsca gdzie były koniki. stojąc przy drzwiach przyjrzał się zamknięciu, za pewne zwyczajnej zasuwy lub drewnianej zakładki, rozsunął i ostrożnie powoli otworzył drzwi.
Nie raz był w stajni i wiedział, ze konie odgrodzone i po przywiązane do stalowych lud drewnianych żerdzi, żeby nocą nie pouciekały lub zderzały ze sobą. Zatem wszedł i podszedł do każdego z koni, tych ośmiu, które nie były znane mu z imienia na początek, odwiązał je i lejcami podprowadził pod drzwi głaszcząc grzywę i patrząc w ich oczy z miłym usposobieniem. Gdy doprowadził konie, wrócił do Płotki i pałasza, odwiązał je na Pałasza łypnał groźnym spojrzeniem a do Płotki szepnął coś powoli i spokojnie.
- Pójdziesz do pani, Do Evening... Pańcia czeka już. - Mówił podprowadzając do drzwi stodoły/stajni. Wyjrzał głową na zewnątrz i uchylił szerzej drzwi. chwycił jedną ręką lejce od Płotki i Pałasza i klepnął w końskie zady, by spłoszyć je i by pobiegły w wieś robiąc zamieszanie i dać sposobność do ucieczki. Gdy wszystkie 8 koni wybiegło ze stajni, pędem ciągnąc za lejce biegł w kierunku góry, Maja co rusz szturchała płotkę i Pałasza w okolicach górnych partii nóg głową, by popędzić ich bieg, by pędziły równo.
Saluś to już ze stresu i zadyszki płuca wypluwał mknać do Eve Licho i tych 5 średnio zaradnych!