Mortis zbliżyła się do leżącego Rodreda. Uniósła sztylet i energicznym ruchem wbiła ostrze w klatkę piersiową przeszywając serce adepta. Nieszczęśnikiem wstrząsnęło, Mortis przytrzymała go prawą ręką odmawiając modlitwę. Następnie jednym, zdecydowanym pociągnięciem uwolniła ostrze z piersi adepta. Czerwona posoka powoli spływała po ranie dziwacznie bulgocząc. Rodred odpływał, słyszał uderzenia swojego serca tak dokładnie i głośno, jakby ktoś obok uderzał w gong. Mortis przecięła sztyletem swą dłoń i oblała krwią ranę Rodreda. Pchnięcie zaczęło się zasklepiać, adept zerwał się w agonii. Od tego momentu w jego oczach można było dostrzec śmierć. Martwy, płowy kolor pustki, który tlił się w jego źrenicach zwiastując zmiany jakie zaszły w adepcie. Dzięki rytuałowi stał się istotą żyjącą w dwóch wymiarach, istot żywych oraz martwych. Mortis stała nad nim w milczeniu.