Pod ziemią było raczej ciemno, śmierdziało i trąciła niewyobrażalną, lepką wilgocią. Nieco światła dawały rozstawione co jakieś trzydzieści, czterdzieści metrów pochodnie, które jakimś widocznie magicznym sposobem nie gasły w tym środowisku. Oświetlały jednak tylko punkty terenu o promieniu może dziesięciu metrów, pozostawiając po drodze kilka nieprzyjemnie czarnych plam. Podłoże lepiło się od uryny, śmieci, kału i wszelkiej maści rozłożonych organicznych i nieorganicznych odpadków, które mieszały się z błotem spływającym z powierzchni. Samo podłoże poza tym, że było śliskie i cuchnące, zdawało się raczej twarde, bez większych uskoków czy załamań, więc nie było obawy, że elf gdzieś wpadnie i już nie wyjdzie. Poza tym tunel biegł od razu w prawo, a potem lekko opadając kierował się na wprost. Gdzieś tam po drodze były pojedyncze zakratowane przejścia, z tego co można było dojrzeć. Elrendar nie widział asasyna, ale słyszał jeszcze jego nikłe echo, gdy ten potknął się niefortunnie o chyba jakiś zaplątany w kanałach garnek.