Gustawo nawet nie mrugnął, gdy Dragosani się przejęzyczył. Jego twarz wyrażała takie samo podekscytowanie wymieszane ze zrelaksowaniem co wcześniej.
- Byli dość małomówni, bo i sami zbyt wiele się nie dowiedzieli, ale skoro wy tutaj jesteście, to sądzę, że wam zaufali - popatrzyła najpierw na Gustawo, a następnie na Nessę i to na niej zatrzymała swój wzrok na dłużej. - Przynajmniej na tyle, by nie bać się posądzeń o szaleństwo. Bo i z takimi można się spotkać. - do pomieszczenia dobiegała muzyka, jednak nie trzeba było podnosić głosu. Architektoniczne zagwozdki lepiej pozostawić budowniczym.
- Ty wiesz, że my wciąż w to nie wierzymy i dlatego próbujemy sprawdzić twoje sny? - wtrąciła Nessa, która wcale nie dziwiła się osobom z takimi podejrzeniami.
- Nie dowierzamy - poprawił ją Gustawo, na co Florentina westchnęła.
- Rozsiądźcie się wygodniej - odchrząknęła. Utwór na zewnątrz zmienił się. Drago mógł usłyszeć, że coraz więcej osób pojawia się w Burlesce. Kobieta rozpoczęła swoją opowieść:
- Tak się nie działo od początku. Sny nawiedzają mnie od jakiś sześciu lat i, gdy dwa sny dotyczące błahostek się spełniły, to wtedy zwróciłam się do Nessy i Gustawo - tym razem Florentina nie pomyliła imienia. - To była luźna rozmowa, a nie chciałam zostać z tym sama. Później miałam prawie na rok spokój, ale wtedy zaczęło się pogarszać. Przyśniły mi się problemy bliskiej mi osoby, potem dość brutalna napaść niedaleko mojego domu. Nie minął nawet miesiąc i wszystko to miało miejsce. Zwykle zachowuję zimną krew, ale wtedy mi się nie udało i spanikowana trafiłam do nich - uśmiechnęła się do barda i łuczniczki. - Sprawdzali dla mnie w miarę możliwości moje wizje. Nie zawsze były one wyraźne, więc czasami polegało to na rozpuszczeniu wici, lecz zawsze dotyczyły mojego otoczenia. A raczej niezbyt oddalonych miejsc. Nie jak daleka północ czy jakieś wysepki.
- Zwykle te sny się sprawdzały - wyjaśnił Gustawo, gdy cisza się przedłużała. - A raczej możliwe, że się sprawdzały. Czasami ciężko jest to określić. To normalne, że raz na miesiąc ktoś umrze na podgrodziu od sztyletu i że w tym miejscu będzie jakiś krzak czy wóz. Przypadek.
- Lub też siła sugestii, jak w niektórych osobach na siłę szukaliśmy cech bohaterów snów.
- Nie wątpię. Dla was to swego rodzaju zabawa, a ja śpię spokojniej dzięki temu, jeśli można tak powiedzieć - odparła bez jakiejkolwiek pretensji Florentina. Musiała naprawdę dobrze znać Nessę i Gustawo.
- Wracając jednak do nowego snu. Nie był on realny. Miał coś w sobie z koszmaru. Nie żeby inne były przyjemne, ale ten był jakiś rozmazany. Kolory były ciemniejsze. Chciałam się obudzić już na samym początku, ale nie mogłam. Nia twierdzi, że spałam spokojnie całą noc, ale ja to inaczej pamiętam - zatrzymała się na chwilę. - ÂŚnił mi się jeździec na karym koniu. Twarzy nie widziałam, ale wiem, że była przerażająca. W ręce trzymał wagę i jechał przez uliczki. Wydaje mi się, że to było podgrodzie. Może nawet te najbardziej niebezpieczne, zniszczone i biedne rejony. Poprzez tę wagę wyglądał jak symbol sądu, sprawiedliwości jakiejś, lecz ludzie przed nim padali. Wydawało mi się, że to oznaka szacunku, lecz oni nie mieli sił. Zbliżyłam się w tym śnie do młodzieńca, który wydawał mi się rosły i zdrowy, lecz z każdą chwilą zdawał się wręcz znikać w oczach. Był strasznie wychudzony, a jego skóra była cieńsza od pergaminu. Nigdy nie zapomnę tych pustych, nieobecnych oczu - większość swego wywodu Florentina patrzyła po obecnych, lecz pod koniec już nie wytrzymała i zaczęła wgapiać się w swoje ręce, które to zaciskała, to rozluźniała nerowo.