Elizabeth z Riną przechodziły właśnie między straganami, z których większość była już całkowicie rozłożona i piętrzyło się przy nich masę kupców, przekupniów i różnorakiej klienteli. Właśnie znajdowały się przy błękitnym niczym najczystsze niebo kramie, na którym poustawiano jakieś plemienne ozdoby, naszyjniki, biżuterię. Nieco dalej, na tej samej trzcinowej konstrukcji, piętrzyły się gliniane okaryny, na jednej z nich ktoś wygrywał skoczną melodię, chcąc zachęcić do kupna.
- 10 grzywien! 10 grzywien za okarynę! Najprzedniejsza, najlepsza, jedyna w swoim rodzaju! 10 grzywien za okarynę!
Melkior tymczasem wodził wzrokiem po straganach, a w oczach robiło mu się tak kolorowo, że niejeden postradałby rozum. Wszystkie możliwe barwy mieszały się ze sobą, produkty odbijały światło i mamiły przechodzących obok kunan. Elf dostrzegł wreszcie gdzieś w oddali, że ktoś wymachiwał jakimś toporzyskiem, zachwalając swoje wyroby.
- Gornie, powiedz, jak będziesz gotów - rzekł Funeris do kompana.